29 maja 2015

Rozdział IX: Róża dla przyjaciela


Anya
Tego wieczoru Luke wyszedł zaledwie kilka minut po wręczeniu mi róży i wygłoszeniu całej, na pewno bardzo skrupulatnie przygotowanej, mowy. Nawiasem mówiąc, byłam ciekawa, jak długo się nad tym wszystkim zastanawiał. Nie widzieliśmy się przez prawie trzy tygodnie, więc miał naprawdę dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Nie było nawet mowy o przyjściu pod wpływem impulsu.
Jego wizyta była zaskoczeniem nie tylko dla mnie. Louis i reszta co prawda z początku nie zachowywali się jakoś szczególnie nieprzyjaźnie wobec niego, mimo wszystko atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Luke przywitał ich ogromnym uśmiechem, który spełzł mu z twarzy równie szybko, jak się pojawił. Nieprzychylność przyjaciół mojego chłopaka chyba wywołała w nim wiele sprzecznych emocji, bo biedak nie miał pojęcia, jak właściwie powinien się zachować. Tak naprawdę jedyną osobą, która jakoś tolerowała go poza sceną i poza kulisami, był mój brat, zważywszy na to, że znał go od dobrych kilku lat. Liam, gdy tylko złapał kontakt wzrokowy z Hemmingsem, najzwyczajniej w świecie odwrócił wzrok, zdziwiony aurą szczęścia, jaką blondyn roztaczał na co najmniej kilometr. Zayn tylko machnął mu ręką na przywitanie, mamrocząc jakąś grzecznościową formułkę. Harry uśmiechnął się dość nerwowo, ale nie do Luka, tylko do mnie, nie odzywając się nawet słowem.
Fakt, że Niall nie wrócił z chłopakami, trochę mnie zmartwił. Odkąd rano wyszedł na nagrania, o niczym tak nie marzyłam, jak o ponownej rozmowie. Przez to, że nie widywaliśmy się przez ostatnie kilka miesięcy, teraz miałam ochotę spędzać z nim każdą wolną chwilę. Niestety obydwoje mieliśmy swoje obowiązki - ja naukę, on zespół. Nie chciałam przerywać mu w pracy, dlatego z niecierpliwością czekałam, aż pojawi się w domu.
Dlaczego go nie ma? Czy stało się coś niedobrego? Czy mówił dokąd idzie i kiedy wróci? Kazali mu zostać dłużej na nagraniach? A może poszedł spotkać się z Demi? Czy... znowu mnie zdradza?
W głowie miałam tyle pytań, że nie mogłam się zdecydować, które zadać chłopakom. Właściwie, to nie wiedziałam czy bardziej martwiłam się tym, gdzie w ogóle jest, czy faktem, że może być teraz z Demi. Nim zdążyłam jednak cokolwiek powiedzieć, Luke odezwał się pierwszy, poniekąd zaskakując nas wszystkich.
- Będę już leciał. Cieszę się, że mogliśmy chwilę pogadać. - Zanim właściwie zareagowałam, wyciągnął rękę w moją stronę. Ten dziwny, drętwy uścisk dłoni był chyba ostatnim gestem, jakiego się spodziewałam. Z drugiej strony, obecność czwórki bacznie mu się przyglądających chłopaków zrobiła swoje. Nie odważył się mnie przytulić, co trochę mnie rozbawiło. Ciekawe co by się stało, gdyby kumple Luka także tutaj byli. Przytuliłby mnie czy również zachowałby się w ten sposób, żeby nie robić problemu?
- Dopiero przyszedłeś. Nie wygłupiaj się, wejdź chociaż na chwilę - zaoponowałam, kiwając głową w stronę salonu.
- Nie chcę się narzucać. Jest już późno - odpowiedział z przekonaniem, choć w jego oczach widziałam zupełnie coś innego.
Luke nie chciał wcale wracać do domu. Przyszedł, by spędzić ze mną trochę czasu. Zwłaszcza, że świętowaliśmy tę chorą rocznicę pamiętnego dnia, w którym wyznałam mu miłość. Chciał trochę porozmawiać, jak za starych dobrych czasów. I ja również miałam na to ochotę. Widziałam jednak porozumiewawcze spojrzenia, które raz po raz wymieniali między sobą kumple Nialla. Luke także to zauważył, dlatego czym prędzej chciał się ulotnić. Nie mogłam mu się dziwić, bo sama zaczynałam mieć dość tej atmosfery po zaledwie kilku minutach.
- Miłej nocy - dodał Hemmings, posyłając mi przepraszający uśmiech.
- Dobranoc, Lukey - odpowiedziałam mu, na co trochę się zmieszał. Chyba używanie zdrobnień w takiej sytuacji rzeczywiście nie było odpowiednie. Usłyszałam prychnięcie Liama, który z niedowierzaniem kręcił głową. Szepnął coś do Harry'ego, który tylko mruknął w odpowiedzi.
 Gdy Luke zniknął w mroku nocy, wreszcie odważyłam się odezwać do reszty.
- Zachowujecie się gorzej niż baby - rzuciłam oschle, wchodząc do domu. Na dworze nie było jakoś szczególnie zimno, w końcu jeszcze mieliśmy końcówkę lata. Mimo wszystko trochę zmarzłam, dlatego od razu ruszyłam w stronę kuchni, by zrobić sobie ciepłej herbaty.
- Wydaje ci się - burknął Liam, biorąc sobie ze stołu jabłko. Ugryzł je, po czym z pełnymi ustami dodał: - Robimy to dla Horana. Nie mamy obowiązku lubić Hemmingsa poza sceną.
- Nie macie obowiązku nienawidzić go ze względu na Nialla - stwierdziłam, wlewając wodę do czajnika.
- Kto mówi, że go nienawidzimy? Po prostu nie skaczemy z radości na jego widok i nie mówimy do niego Lukey  - wtrącił Harry, wyrywając jabłko z ręki Liama i nadgryzając je bez pytania. Oddał je właścicielowi, uśmiechając się radośnie. Payne nie wyglądał na zadowolonego, jednak nie odezwał się słowem.
- Niall nie powinien się tak nim przejmować - zmieniłam trochę temat. Zaczęłam szperać w szafkach, szukając smakowej herbaty. Smak wiśni i truskawek był moją słabością.
- Facet przyniósł ci różę - burknął Louis, pierwszy raz wtrącając się do rozmowy na temat Luka.
Do tej pory zazwyczaj trzymał się na uboczu, bo jak wszyscy dobrze wiedzieliśmy, naprawdę go lubił. Wciąż pamiętałam, jak się ucieszył, kiedy kilka lat temu powiedziałam mu, że czuję coś do Luka. Louis przyzwyczaił się do jego obecności. To było wiadome dla wszystkich, że ja, jego mała siostrzyczka, w każdej sytuacji mogłam liczyć na pomoc Hemmingsa, gdyby Tommo nie było obok. Co więcej, Luke potrafił mnie podnieść na duchu samym byciem w pobliżu, kiedy rozweselanie mnie zajmowało Louisowi jakieś kilkanaście do kilkudziesięciu minut. To, że ktoś tak dobrze się mną opiekował, cieszyło go. Dodatkowo, sam naprawdę lubił z nim rozmawiać, przez co trudno mu było znielubić Luka po wielkiej akcji z moim złamanym sercem po jego wyjeździe. Louisowi wydawało się, że przyczyną mojego złego humoru nie było nieodwzajemnione uczucie, tylko sam wyjazd Hemmingsa. Fakt, że więcej go nie zobaczę i będę za nim tęsknić. Wmawiał to sobie i mnie, bo tak mu było wygodniej. Nigdy nie próbowałam na niego wpłynąć, bo wcale nie zależało mi na tym, żeby znienawidził Luka. Dzięki temu teraz nie miał z nim większego problemu. Często rozmawiali i czasem nawet nazywali siebie nawzajem „dobrymi kumplami".
Kiedy Niall przejął wszystkie te przyjacielsko-partnerskie "obowiązki", z którymi radził sobie nawet lepiej od Luka, zyskał jeszcze większą sympatię Louisa niż dotychczas. Dlatego kiedy złamał mi serce i stał się przyczyną mojego wewnętrznego, psychicznego cierpienia, bałam się, że Lou będzie w stanie go znienawidzić, nie zważając na to, że jest jego kumplem z zespołu. Na szczęście Louis potrafił jeszcze jako tako oddzielić sprawy prywatne od zawodowych, dlatego nie licząc kilku dni ignorowania Horana, ich przyjaźń przetrwała próbę. Teraz, kiedy do siebie wróciliśmy, Louis starał się odsunąć od Luka, zerwać tę kiełkującą przyjaźń, żeby nie wkurzać Niallera. Z tego, co słyszałam od Liama, to Niall jasno powiedział Louisowi, że wcale nie musi tego robić, choć podobno przyszło mu to z trudem. Zapewne poczułby się dużo lepiej, gdyby wszyscy przyjaciele znielubili jego największego rywala. A już na pewno wszystko wróciłoby do normy, gdybym ja go znienawidziła.
Tak czy inaczej, Louis utrzymywał dobre stosunki zarówno z Niallem, jak i z Lukiem, choć słuchanie zrzędzeń jednego i drugiego doprowadzało go do szaleństwa. Lou często na to narzekał i nawet nie krył swojej frustracji, kiedy Horan znajdował się w pobliżu.
- Myślałam, że lubisz Luka - stwierdziłam po namyśle, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć na ten zarzut.
- Lubię. Ale to nie zmienia faktu, że facet przyniósł ci różę. To było trochę nie na miejscu - wyjaśnił, a Liam od razu pokiwał głową, na znak zgody.
Westchnęłam przeciągle, zalewając herbatę gorącą wodą.
- Nawet nie wiecie, dlaczego to zrobił, a już go oceniacie - burknęłam pod nosem, choć na tyle głośno, by na pewno mnie usłyszeli. - Po prostu chciał mnie przeprosić. A kwiaty zawsze są dobrym prezentem na przeprosiny - wyjaśniłam, wciąż mówiąc cicho. To brzmiało, jakbym bardziej chciała przekonać siebie, niż innych. Cóż, może było w tym trochę prawdy.
- Zostawmy na chwilę temat kwiatów. Bardziej mnie dziwi to, że odkąd przyszliśmy, nawet raz nie zapytałaś, dlaczego Niall nie wrócił z nami - dodał Zayn, zadziwiając zarówno mnie, jak i resztę chłopaków. Chyba żaden z nich wcześniej o tym nie pomyślał. Jak zwykle to Malik wpadał na najciekawsze wnioski, przez to, że zawsze siedział i obserwował ludzi, niewiele mówiąc.
Odstawiłam czajnik z taką siłą, że o mały włos nie wylałam już nalanego do kubka wrzątku na stół i przy okazji na siebie. Nie wiedziałam, dlaczego właściwie mnie to aż tak zdenerwowało, w końcu to była tylko jego obserwacja, jednak byłam pewna, że długo nie wybaczę Zaynowi tego zarzutu. Bo to trochę tak, jakby chciał powiedzieć, że bardziej zależy mi na Hemmingsie i to o nim wolę rozmawiać, niż o własnym chłopaku. Czy to miało zabrzmieć, jakbym w ogóle nie interesowała się Niallem? Czy o to chodziło Zaynowi?
- Miałam zamiar to zrobić! Jednak kompletnie wypadło mi to z głowy, bo ktoś zaczął mnie atakować pytaniami i insynuować jakieś dziwne rzeczy! - krzyknęłam, gniewnie się w niego wpatrując. Speszył się, jednak nie odwrócił wzroku. Natarczywie się we mnie wpatrywał, jakby chciał odkryć, dlaczego właściwie krzyczę. Dlatego, że zwyczajnie nie mam humoru, czy może dlatego, że chłopak ma rację. - Luke przyszedł mnie przeprosić! A kwiaty były bardzo miłym prezentem i cieszę się, że o tym pomyślał! Wy zachowaliście się okropnie wobec niego, Luke nic złego nie zrobił, a wy już go przekreśliliście! W dodatku próbował być dla was miły, przywitał się, a wy go spławiliście! Mogliście chociaż grzecznie odpowiedzieć, ale nie - będziemy go tępić, bo tak! I gdzie, do cholery jasnej, jest Horan?! - dodałam na koniec, wreszcie wracając do sprawy, która najbardziej mnie interesowała.
Co prawda używanie tak głośnego tonu, krzyczenie na przyjaciół, żeby dać sobie upust złości, wcale nie było najlepszym pomysłem, ale przynajmniej wreszcie mi przeszło i mogłam dalej prowadzić rozmowę. W przeciwieństwie do chłopaków, którzy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem, zastanawiając się, co właściwie zrobić lub powiedzieć, żeby znów nie wyprowadzić mnie z równowagi. Spojrzeli po sobie, jakby próbując wyczytać coś nawzajem ze swoich myśli, jednak żaden z nich nie znalazł poprawnej odpowiedzi. Harry przełknął ciężko ślinę, a Liam to po nim powtórzył. Zayn wreszcie odwrócił wzrok, za to Louis wciąż uporczywie mi się przyglądał. Liam odchrząknął, po czym chyba wreszcie zdecydował się odezwać. Spokojnie i opanowanie, jak to czasem miał w zwyczaju robić.
- No, więc... - odchrząknął po raz kolejny, najwyraźniej wciąż nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. - No, więc...
- Poszedł... załatwić kilka spraw - dokończył szybko Harry. Odniosłam dziwne wrażenie, jakby próbował zataić, co właściwie znaczą te sprawy.
- Czy on... poszedł zobaczyć się z Demi? - zapytałam, spoglądając na Liama. Chłopaka, po którego twarzy zawsze można było poznać, czy mówi prawdę. Nie wiedziałam, jak to się działo, jednak miał w sobie coś takiego... co, kiedy już to się odkryło, nie pozwalało mu kłamać w towarzystwie. Tym razem pokręcił głową, nie mówiąc ani słowa. Niedobrze, pomyślałam. Czyżbym miała rację?
- Nie poszedł do Demi, nie martw się. Po prostu... wróci później - odpowiedział Louis, uspokajając mnie delikatnym spojrzeniem. Lou by mnie w ten sposób nie okłamał, więc trochę spuściłam z tonu. Westchnęłam po raz kolejny tego wieczoru, wracając do robienia herbaty.
Czekałam na Nialla prawie do północy. Zaczęłam się martwić, bo nie dał znaku życia już od kilku godzin. Nie miałam jednak zamiaru się narzucać i telefonować czy pisać. Po dwóch godzinach niby-nie-czekania (pretekstem była komedia romantyczna, która leciała w telewizji), zrezygnowałam i wróciłam na górę, położyć się do łóżka.

To nie tak, że nagle przestałam być ciekawa. Zwyczajnie nie chciałam wyjść na desperatkę, która nie ma swojego życia i jedyne, co potrafi, to kontrolować swojego faceta. Co prawda ja nie miałam już takiego zaufania do Horana, co kiedyś, przez wszystkie akcje z Lovato... i właśnie to nie pozwalało mi odpuścić. Trzymałam się jednak planu i pół godziny później, po dość długim prysznicu, podczas którego mogłam przemyśleć parę spraw, wreszcie położyłam się do łóżka.
Nie zasnęłam przez następne pół godziny. Spojrzałam na zegarek, kiedy wybiła pierwsza w nocy. W tym samym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Ktoś zapewne zauważył, że wciąż świeci się u mnie światło, dlatego zdecydował się przyjść... porozmawiać? Nie czekałam na nikogo, więc wizyta o tak późnej porze mnie zadziwiła.
Nie powiedziałam "proszę", bo tak naprawdę nie chciałam nikogo widzieć. Jednak osoba stojąca za drzwiami się nie poddała - zapukała ponownie, tym razem nieco głośniej i pewniej. Przewróciłam oczami i wykrzesałam z siebie resztki sił, żeby podnieść się z łóżka. To musiało być coś ważnego, inaczej ten ktoś dałby sobie spokój po pierwszym razie.
Nie spodziewałam się ujrzeć Niallera. Sądziłam, że nie zobaczę go aż do jutrzejszego wieczora, do naszej ranki, którą nawiasem mówiąc miałam zamiar odwołać. A jednak stał tuż przede mną, wpatrując się w moje oczy ze zmęczeniem, ale jednocześnie z dziwną ekscytacją. Nie wyglądał najlepiej po całym dniu w pracy i wieczorze... nie wiadomo gdzie. Jego biała koszulka była niesamowicie wymięta, a pasek chyba zostawił już u siebie w pokoju, bo spodnie ledwo trzymały mu się na tyłku. Miał podkrążone oczy, ale wyglądał na szczęśliwego. Uśmiechnął się szeroko, stojąc w progu, jakby czekał na jakieś specjalne przywitanie.
Tymczasem ja wciąż byłam wściekła, że nie odzywał się przez tyle czasu. Wciąż miałam mu za złe, że nie powiedział gdzie jest, bo cały czas miałam wrażenie, że poszedł spotkać się z Lovato. W dodatku ten brak paska od spodni wcale nie sprawił, że poczułam się spokojniej. Pasków nie gubi się ot tak. Miałam nadzieję, że naprawdę zostawił go w swoim pokoju. Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do swojego łóżka. Położyłam się na boku, sięgając po telefon; sprawdziłam godzinę, z czystej ciekawości.
Pościel pachniała świeżo i kojąco - dzisiaj specjalnie zmieniłam pościel, żebym lepiej mi się spało. Całą swoją uwagę skupiłam na urządzeniu, całkiem umiejętnie ignorując przy tym Horana. Z ciekawości zerknęłam, kto o tej porze korzysta z Internetu. Z ulgą zauważyłam, że czystym przypadkiem Park Junsu właśnie się do mnie odezwał, pytając, dlaczego jeszcze nie śpię. Zajęłam się odpisywaniem, starając się nie zwracać uwagi na przyjaciela.
Niall stał w progu, zdezorientowany, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Po chwili kątek oka dostrzegłam ruch. Zdecydował się wejść do środka i zamknął za sobą drzwi. Znów przez chwilę mi się przyglądał, jakby czekał na zaproszenie. Kiedy takowego nie dostał, bo wciąż go ignorowałam, pisząc do Junsu, sam podjął decyzję. Położył się obok mnie, na brzuchu - tak, by mógł mnie dalej obserwować.
Przez jakiś czas w pokoju panowała cisza. Korciło mnie, by na niego spojrzeć, jednak bałam się, że wtedy nie wytrzymam i zacznę się uśmiechać. Zawsze tak było, kiedy na niego patrzyłam, a w głowie miałam jedną, ważną myśl: "jest mój". Nie potrafiłam o tym myśleć i nie okazywać tej wewnętrznej radości. Nawet teraz ciężko było mi się powstrzymać, jednak uporczywie śledziłam rozmowę z Junsu, zachowując kamienny wyraz twarzy.
Kiedy znudziło mu się czekanie, aż zwrócę na niego uwagę, zaskoczył mnie. Nie zrobił niczego nadzwyczajnego, ale tak prosty gest, jak przytulenie się do mnie, wreszcie sprawił, że trochę zmiękło mi serce. Teraz wyglądał jak bardzo zmęczony chłopiec, bezbronny i niewinny. 
Westchnęłam. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co ja właściwie wyprawiam. Marnuję nasz wspólny czas przed jego kolejną trasą koncertową na gniewanie się. I tak już straciliśmy mnóstwo wspaniałych chwil, które moglibyśmy teraz wspominać, przez bezsensowne zerwanie, więc dlaczego nie zacząć tego nadrabiać, zamiast tracić jeszcze więcej?
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i wreszcie skupiłam się na Niallu. Pieszczotliwie bawiłam się jego włosami, próbując go trochę zrelaksować. Wiedziałam, że to lubił. Kiedyś sam mi powiedział. 
Po jakimś czasie wreszcie się odwrócił i odszukał mój wzrok. Choć z jego twarzy nie schodził uśmiech, jego oczy zdradzały, że nie jest całkowicie szczęśliwy. Zdecydowanie coś go trapiło. Cały czas nad czymś gorączkowo rozmyślał. I chyba wreszcie zdecydował się mi o tym powiedzieć.
- Any, musimy porozmawiać - zaczął, a ja na dźwięk tych słów mimowolnie przymknęłam oczy. Przeczuwałam, że to nie mogło być nic złego, bo wtedy zachowywałby się inaczej. Jak przy ostatnim rozstaniu. Ale mimo wszystko miałam wrażenie, że nadchodząca rozmowa będzie ciężka i prawdopodobnie dość emocjonalna.
Kiedy otworzyłam oczy, siedział obok mnie i wpatrywał się w swoje dłonie. Również podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie chciałam go lekceważyć. Nie teraz, kiedy obydwoje byliśmy gotowi do tej rozmowy.
- Wiem, że jesteś zdenerwowana - mówił dalej. Podniósł rękę na znak, że mam mu nie przerywać, dopóki nie skończy. Posłusznie zatrzymałam uwagę dla siebie. - Twoje zachowanie mówi samo za siebie. Tak, więc... wiem, że jesteś zdenerwowana, ale.. ja też mam swoje powody, żeby się gniewać - kontynuował. - Liam przybliżył mi już mniej więcej wszystko, o czym rozmawialiście. I na swoją obronę od razu powiem, że nie widziałem się z Demi. Nie wiem, skąd w ogóle do głowy przyszedł ci taki pomysł. Myślisz, że mam ochotę spędzać z nią tyle czasu? - Na początku wydawał się dość... rozkojarzony. Teraz jego głos stał się pewniejszy, silniejszy. Może w ten sposób chciał pokazać, że nie kłamie, tego nie wiedziałam. Jednak im więcej mówił, tym rzeczywiście prościej było mi uwierzyć. - O tym... o całej tej sytuacji już rozmawialiśmy. Dwa razy. Mój... związek z Demi... - westchnął, jakby te słowa nie bardzo chciały mu przejść przez gardło - ...to tylko taki chwyt wytwórni. Na szczęście niedługo to wszystko się skończy. Obiecaliśmy, że będziemy się pokazywać razem przez trzy do czterech miesięcy. Za dwa tygodnie będzie po wszystkim. Będzie... tak jak dawniej - zapewnił.
Pokiwałam głową. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Obydwoje mieliśmy dużo do powiedzenia. Żeby to nie przerodziło się w kłótnię, taki sposób porozumiewania się, gdzie najpierw jedno mówi, co mu leży na sercu, a dopiero później odpowiada drugie, był naprawdę skuteczny.
- Pewnie ciężko ci w to wierzyć. Wierzyć, że mówię prawdę, że nic do niej nie czuję i nie chcę jej już widywać, bo kiedyś to wszystko wyglądało inaczej. Ale... szczerze? Im więcej o niej wiem, im dłużej z nią przebywam, tym bardziej mam jej dość. Miałem ją za kompletnie inną osobą... i tamta osoba rzeczywiście była mi bliska. Teraz, kiedy jestem w jej towarzystwie, jedyne o czym myślę... - zawstydził się. Kiwnęłam głową, by mówił dalej. - Zawsze myślę tylko o tobie. A ty... cóż, mówię otwarcie, przeszkadza mi to, że Luke cały czas się obok ciebie kręci. Nie podoba mi się, że przynosi ci róże. Że przychodzi tu, kiedy mnie nie ma i... lepi się do ciebie - wyjaśnił. Nie wyglądał już na zagubionego czy zawstydzonego. Teraz znów kipiała z niego nienawiść i zazdrość.
- To było nieporozumienie... róża dla przyjaciela, bardzo niewinny gest - wyjaśniłam spokojnie. Bałam się, że jeżeli przetnę zły kabelek, za chwile wybuchnie bomba, a konsekwencją będzie lawina negatywnych uczuć. Zastanawiałam się, jak to właściwie wytłumaczyć. Nie mogłam przecież ot tak powiedzieć, że świętowaliśmy dzień, w którym kilka lat temu wyznałam Lukowi miłość. Wtedy dopiero mogłabym się pogrzebać w tym emocjonalnym śniegu. - Chciał mnie przeprosić - dodałam, nie zagłębiając się w szczegóły.
Niall prychnął.
- Wyobraź sobie, że tak samo jak ty nie lubisz Luka, ja nie przepadam za Demi. Tak, rozmawialiśmy już o tym, ale to wcale nie znaczy, że nagle ten pomysł zaczął mi się podobać. Nie lubię tego, że za każdym razem, kiedy spędzamy czas poza domem, musimy udawać, że jesteśmy tylko znajomymi. Że musimy brać ze sobą przyzwoitkę, jak w cholernym poprzednim wieku. Nienawidzę oglądać waszych wspólnych zdjęć, czytać komentarzy waszych fanów i długich wywiadów w brukowcach - wyznałam.
Mój głos zaczął się załamywać, bo wreszcie się przed nim otworzyłam. Tak, rozmawialiśmy już na temat Demi, ale... co z tego? Czy zwykła rozmowa miała nagle sprawić, że cała sytuacja przestanie mnie martwić? Miała sprawić, że przestanę śnić po nocach o ich cholernym związku? Że Demi w moich koszmarach nie będzie już mi go odbierać za każdym razem? Te jego zapewnienia... czasem wydawały mi się równie puste, co (podobno) ich związek na łamach gazet. Bo... co miałam ja, czego nie miała Demi Lovato?
Niall siedział sztywno, nie odzywając się słowem. Albo moje wyznanie w ogóle go nie ruszyło, albo właśnie zżerało go od środka poczucie winy, przez co nie wiedział, jak się zachować. Co rusz spoglądał to na mnie, to na swoje dłonie, raz otwierając, raz zamykają usta. Pokręcił głową, na stałe wlepiając już spojrzenie w swoje ręce. Nie chciałam wprawiać go w zakłopotanie. Ja tylko wreszcie powiedziałam mu, jak się czuję.
Otarłam pierwszą łzę drżącą ręką. Bałam się dalszej części tej rozmowy. Postanowiłam, że wreszcie powiem mu, ile tak naprawdę kosztował mnie nasz związek. Nie chciałam tego zrzucać na jego barki, bo miał dość swoich problemów w studio, ale sama nie dawałam już rady. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia.
- Nienawidzę tego... że moi przyjaciele i moja mama myślą, że jestem naiwną idiotką, bo nie mogę im powiedzieć prawdy. Uważają, że nie zamierzasz z nią zerwać, że umawiasz się z nami obydwoma dla zabawy. - Zachlipałam nosem, przerywając na chwilę. Nie byłam przygotowana na aż tak emocjonalną rozmowę, dlatego nie miałam przy sobie chusteczek. - Niall, nie rozmawiałam z mamą od miesiąca - powiedziałam wreszcie, zamykając na chwilę oczy. To chyba była najważniejsza sprawa, którą musiałam się wreszcie z kimś podzielić. Nie dawałam już rady dźwigać tego sama. Tęskniłam za nią, chciałam z nią porozmawiać, ale nie zamierzałam rozstawać się z Horanem. To by mi jeszcze bardziej złamało serce.
- Ja... nie wiedziałem - odpowiedział, niemalże od razu zamykając mnie w swoich objęciach.
I dopiero w tym momencie, kiedy mnie do siebie tulił, gdy czułam jego ciepły oddech na szyi i nieco wyblakły już zapach moich ulubionych perfum, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Cały smutek i frustracje do tej pory trzymałam głęboko w sobie. Teraz, przy kochanej osobie, której mogłam zaufać, wreszcie pozwoliłam słonym łzom spokojnie płynąć po rozgrzanych od przecierania dłońmi policzkach. Może i nie płakałam długo, ale bardzo intensywnie, pozbywając się wszystkich negatywnych emocji,  które do tej pory w sobie trzymałam.
Obiecałam sobie, że teraz będę silniejsza, że nie pozwolę byle komu i byle czemu przyprawiać mnie o łzy. Nie wiem, czy dotrzymałam tej obietnicy. W prawdzie własna matka nie jest byle kim, a ciche dni to nie byle problem. Mimo wszystko miałam wrażenie, że poddałam się za szybko.
- Ona... kazała mi się rozstać... z tobą, ale ja nie chciałam - mówiłam, szlochając, a on mnie uspokajał, raz po raz mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Jakoś damy radę, szepnął. W odpowiedzi wybuchłam tylko jeszcze większym płaczem. Czułam, że to nieprawda. Że to nie będzie takie proste. Wiedziałam, że mamy jeszcze ogromną drogę do przebycia i naprawdę niewiele energii. Bynajmniej ja miałam wrażenie, że nie miałam już do tego wszystkiego siły. - Chyba nie wiesz, co mówisz. Moja matka jest upierdliwa i cholernie uparta. 
- W dodatku nigdy mnie nie lubiła. - Westchnął przeciągle, tuląc mnie do siebie jeszcze mocniej. 
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język. Akurat ten drobny fakt chciałam przed nim zataić, żeby kompletnie go nie odstraszyć. Niall zaśmiał się w odpowiedzi, choć zupełnie nie rozumiałam, dlaczego. Czy to, że moja matka go nie trawiła naprawdę było powodem do śmiechu? Ubolewałam nad tym od tak dawna, a on po prostu się z tego śmiał?
- Nie przepadała za mną od dnia, w którym przyszli z wizytą jakiś rok temu. Odkąd zobaczyła nas razem w kuchni, pamiętasz?
- Ale... wtedy tylko się przyjaźniliśmy - odpowiedziałam. Pamiętałam tamten dzień bardzo dokładnie, bo zarówno ojciec jak i matka narobili mi obciachu przed nowymi znajomymi i moją skrywaną sympatią. Takich rzeczy się nie zapomina.
- A to ci dopiero, twoja mama już wtedy przeczuwała, że coś się święci - dodał żartobliwie. Otarł wierchem dłoni moje wciąż mokre od łez policzki, po czym delikatnie ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się, wreszcie trochę się uspokajając.
- Moja mama zawsze wszystko wie. Nie wiem, jakim cudem, ale to prawda - zgodziłam się. - Jak my ją do ciebie przekonamy? - zapytałam, choć tak naprawdę wiedziałam, że na to pytanie nie było żadnej poprawnej odpowiedzi. Wszystko musiało wyjść z czasem. Tak zwane: "poczekamy, zobaczymy".
- Tego nie wiem. Ale mam pewien pomysł, co możemy zrobić, żeby umilić sobie ten czas... tę cichą wojnę... - zaczął. Naprawdę mnie zaciekawił, dlatego chciałam, by jak najszybciej powiedział, o co mu chodzi. - Po raz kolejny dostaliśmy zaproszenie od mojej mamy. Kiedy przycichnie cała sprawa z... mediami. - To miłe, że próbował nie wspominać o Demi w takiej sytuacji. Jeszcze kilka miesięcy temu bez względu na to, co działo się w danej chwili, potrafił cały czas o niej ględzić, używając jej imienia po milion razy w jednym zdaniu. Uśmiechnęłam się do siebie, w głowie odnotowując ogromnego plusa przy jego imieniu.
- A co, jeżeli ona też będzie przeciwko nam? - zapytałam, całkiem na poważnie rozważając taką opcję.
- Wtedy uciekniemy do Vegas i po kryjomu weźmiemy ślub - powiedział bez wahania.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy żartował, czy może mówił poważnie. To brzmiało tak, jakby już nie raz się nad tym zastanawiał. 
- Nawet... nawet mi się ten pomysł podoba.
Pomału opadałam z sił. Wyczerpująca rozmowa i litr wylanych łez podziałały na mnie lepiej, jak środki nasenne. Nie chciałam jednak jeszcze przerywać tej rozmowy. Wreszcie zrobiło się spokojnie i miło.
- Chociaż zawsze marzyłam o białej sukni, welonie i mnóstwie przyjaciół dookoła, zazdroszczących mi szczęścia - wyznałam. 
- Zrobię wszystko, żeby tak było. Ale gdyby się nie udało, opcja z Vegas ci odpowiada?
Zaśmiałam się. Oczywiście, że mi odpowiadała, dopóki on byłby tam ze mną.
Czasem zastanawiałam się czy to, co mieliśmy, to cały czas była dziecięca miłość, bagatelizowana przez wszystkich wokół, czy może wreszcie przerodziło się w coś bardziej poważnego? Prawda była taka, że jeżeli Niall chciałby się oświadczyć już jutro, powiedziałabym "tak". Pomimo tego, że wciąż byliśmy młodzi i mieliśmy wiele przed sobą, nie wahałabym się nawet przez chwilę. Czy to już świadczy o dojrzałości, czy może wręcz przeciwnie?
- Odpowiada - mruknęłam, nim złączyłam nasze usta w długim, choć dość leniwym pocałunku. Naprawdę brakowało nam już energii, ale mimo tego nie mieliśmy siebie dość. 
Właśnie takie chwile podobały mi się najbardziej. Zwykła, szara, problemowa codzienność, opatulona szczerą, ogromną miłością. Wierzyłam, że nasza miłość taka właśnie jest - szczera i bezgraniczna. Pomimo wielu nieprzyjemnych słów, których nasłuchałam się od matki i przyjaciół, wciąż wierzyłam, że mamy coś pięknego. Coś, o co warto walczyć.

*
Harry
Cmentarz z samego rana nie wyglądał aż tak upiornie, jak wieczorem. Mimo wszystko nie lubiłem tu przychodzić i chyba nikt nie mógł mnie za to winić. W końcu, czy ktokolwiek lubił? Ponure miejsce, które każdemu żyjącemu jeszcze człowiekowi przypomina, jaki czeka go koniec. Bogaty czy biedny, otoczony ludźmi czy samotny, stary czy młody... Wcześniej czy później wszyscy tu trafimy.
Właśnie w takiej chwili zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno żyję w odpowiedni sposób. Czy korzystam z życia? Czy spełniam swoje marzenia? Czy łapię każdą chwilę, wykorzystując ją w stu procentach? Wiele rzeczy mógłbym sobie zarzucić, ale byłem przekonany, że nie chciałbym niczego zmienić. Podjąłem w życiu parę kiepskich decyzji, ale podjąłem również ryzyko, które doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem. Miejsce w życiu - wśród ludzi, których kocham, robiąc to, co kocham. 
Rozmyślając nad sensem życia, mniej lub bardziej filozoficznie, kierowałem swoje kroki w stronę miejsca spoczynku osoby, którą dopiero niedawno nauczyłem się nie nienawidzić, którą spróbowałem zrozumieć. Odwiedzałem ją już kilka razy, dlatego mniej więcej pamiętałem drogę. Trzecia uliczka w prawo, pierwsza w lewo i prosto, niemalże do samego końca. Później w prawo i znów prosto.
Za każdym razem, gdy się do niej zbliżałem, czułem ciarki na całym ciele. Wciąż miałem mieszane uczucia, wciąż nie do końca wiedziałem, czy w ogóle powinienem tu wracać, skoro nie miałem pojęcia, dlaczego właściwie to robię. Czy to w ogóle miało jakikolwiek sens? 
I za każdym razem, gdy widziałem jej miniaturowe zdjęcie na marmurowej płycie... dopiero wtedy to do mnie docierało. Pomimo wszystkich krzywd i cierpień, jakich przez nią zaznałem, mimo jej cholernie trudnego charakteru i czystej złośliwości... to wciąż była osoba, na której mi zależało.
Joycelyn Readu,
zm. 18 maja 2013r. (18 lat)
"Żyj tak, jak gdyby jutro miało nie nadejść"
Pierwsza kobieta, którą pokochałem. Oddałem jej całe serce. Wyrwała je z mojej piersi, zgniotła i wdeptała w podłogę, a mimo tego... oddałbym je ponownie.
- Joy - zacząłem. Było mi trochę niezręcznie do niej mówić, jednak nikogo nie było w pobliżu, więc poddałem się chwili, zapominając o świecie. - Pamiętasz jeszcze swój list? Prosiłaś, żebym ci wybaczył. I chyba wreszcie jestem gotowy to zrobić. Wybaczam ci i... tęsknię. 
Nie powiedziałem nic więcej, bo sam nie wiedziałem, co właściwie jeszcze mógłbym dodać. Teraz, kiedy cała nasza historia dobiegła permanentnego końca, tak naprawdę wszystko, co się złego wydarzyło, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie chciałem rozdrapywać starych ran, o cokolwiek ją obwiniać lub sprawiać, żeby znów ją to dręczyło. Jedyne czego chciałem, to dać jej zasłużony spokój. Dzielnie walczyła, idąc przez życie, kiedy los co rusz rzucał jej kłody pod nogi. I za to ją podziwiałem.
- Cześć, Harry.
Podskoczyłem w miejscu na dźwięk kobiecego głosu. Przez chwilę myślałem, że postradałem zmysły i... że w jakiś sposób naprawdę usłyszałem Joy. Dopiero po chwili, kiedy pierwsze emocje opadły, zrozumiałem, że głos należał do Riven, która stała obok mnie z wiązanką kwiatów w rękach. Wyglądała na zakłopotaną. Po jej minie wnioskowałem, że raczej nie spodziewała się mnie tutaj zobaczyć. Cóż, byłem równie zdziwiony, co ona.
- Więc ty jesteś tą drugą osobą, która przynosi kwiaty - dodała po chwili, kładąc swój bukiet obok mojego.
- Riven... miło cię widzieć - powiedziałem w końcu, całkowicie otrząsając się z wcześniejszego szoku. - Nie wiedziałem, że znasz... znałaś Joy - poprawiłem się, na chwilę przymykając oczy. Strzeliłem gafę i zwyczajnie zrobiło mi się głupio. Cała ta sytuacja cały czas w pewnym sensie była dla mnie nowa. Minęło kilka miesięcy, a wciąż miałem wrażenie, jakbym dowiedział się wczoraj. 
- Tak... krótka, ale bardzo ważna znajomość - rzuciła zdawkowo. 
Przez chwilę milczeliśmy, wpatrując się w zdjęcie lekko uśmiechniętej Joy. Krótko ścięte, czarne włosy okalały jej twarz; ciemne, niemalże czarne oczy wpatrywały się w obiektyw z wyższością, jak zwykle. Czuła się pewnie i na każdym zdjęciu zawsze było to widać. Nawet teraz... tutaj. 
- Brakuje mi jej - wyznała Riven, siadając obok mnie na kamiennej ławce.
- Mi też - szepnąłem, zgodnie z prawdą.
- A wy... długo się znaliście?
- Kilka lat. Nieco dłuższa, ale bardzo ważna znajomość - dodałem, uśmiechając się półgębkiem. Odwzajemniła uśmiech.
Wyglądała dużo lepiej, kiedy twarz rozświetlał jej uśmiech.
- Niesamowita dziewczyna. Jedyna w swoim rodzaju. 
Skinąłem głową, odwracając wzrok od Riven. Nie chciałem jej speszyć bezczelnym wpatrywaniem się. Przynajmniej nie w tak dziwnym miejscu.
- Zgadza się - odpowiedziałem.
I właśnie w ten sposób zaczęła się moja prawdziwa znajomość z Riven Coldaw - na cmentarzu, przy rozmowie o kimś, kogo obydwoje dawno straciliśmy. Do tej pory mijaliśmy się w domu Tomlinsonów, czasem widywaliśmy się na imprezach, kiedy przychodziła z Anyą, ale nigdy nie pomyślałem nawet, żeby oficjalnie się przedstawić i zamienić z nią słowo. Teraz zrobiło mi się głupio, bo rzeczywiście powinienem był to zrobić. Tyle, że dla mnie zawsze była tylko przyjaciółką mojej przyjaciółki, kimś kto był obok, ale kogo nawet nie znałem. I nigdy nie miałem potrzeby tego zmieniać... aż do dzisiaj, kiedy pierwszy raz nawiązaliśmy kontakt.
Choć to całkiem przykre, że akurat w takich okolicznościach.

*
Luke
- Jak miło cię widzieć poza sceną - ktoś szepnął mi do ucha, kiedy odpoczywałem w kącie sali. Padałem z nóg po naszej kolejnej już dzisiaj próbie. Potrzebowałem spokoju. Jak widać żaden wypruwający sobie flaki w pracy artysta nie może mieć chwili dla siebie, nawet ten początkujący.
Kiedy wreszcie otworzyłem oczy, dostrzegłem siedzącą obok mnie dziewczynę o ciemnych jak węgiel oczach i mocno pomarańczowych włosach. Prawdopodobnie była w moim wieku - wyglądała młodo i słodko, choć jednocześnie była zadziwiająco pewna siebie i... ostra? Jej ciemny makijaż trochę usuwał w cień tę radosną, przyjazną aurę. Nie nosiła również uroczych, różowych czy ogólnie przesadnie kolorowych ciuszków - zwykłe, ciemne, jeansy przetarte w kolanach, czarna bokserka i kobieca koszula w zieloną kratę
Jej zdecydowanie mogłem wybaczyć przerwanie mi spokoju. Mogła zakłócać go do woli, jeżeli tylko miała na to ochotę. Musiałem przyznać, że to był naprawdę przyjemny widok po przebudzeniu się z fazy pół-snu, w który przez przypadek wpadłem.
- Obserwowałam cię na dzisiejszej próbie. Ty i twoi kumple... naprawdę umiecie grać - stwierdziła, uśmiechając się szeroko. Z uśmiechem było jej do twarzy. - Uhm... Luke, tak? - zapytała dość nieśmiało, czego zdecydowanie się po niej nie spodziewałem. Była dość odważna, żeby do mnie zagadać, a teraz...? Jej wskaźnik pewności siebie zdecydowanie nieco opadł.
- Ta, a ty jesteś...?
- Ines - odpowiedziała, od razu wyciągając rękę w moim kierunku. Przywitałem się grzecznie, delikatnie ujmując jej dłoń. Miała bardzo przyjemną, delikatną w dotyku skórę. - Ale wszyscy mówią mi Nessie.
- Okej, Nessie. Powiedz mi, co właściwie tutaj robisz? - zapytałem, nie kryjąc zdziwienia. Jakby nie patrzeć, znajdowaliśmy się w zamkniętej strefie, do której fani zdecydowanie nie mieli wstępu. Więc albo była z personelu, albo...
- Nagrywam swój album w studio obok. Miałam przerwę i poszłam posłuchać, jak gracie. Po budynku krążyły pogłoski, że jesteście zajebiści. Chciałam się przekonać na własne uszy - wyjaśniła.
- Jakieś szczególne wnioski?
- Chyba zostałam waszą fanką - stwierdziła, śmiejąc się. Wyglądało na to, że mówiła całkiem szczerze, więc odpowiedziałem uśmiechem.
- Miło słyszeć - dodałem, na chwilę odwracając od niej wzrok.
Po jej zachowaniu dokładnie było widać, że próbuje flirtować. Dość umiejętnie zresztą, bo gdyby nie to, że w mojej głowie wciąż gościła inna dziewczyna, prawie bym na to poleciał. Wystarczyła jednak jedna myśl o poprzednim wieczorze przed domem Any, żeby od razu się opamiętać. Obiecałem sobie (i jej), że będę na nią czekał. I taki miałem zamiar, naprawdę. Jednak człowiek może się zmęczyć po tylu staraniach i braku jakiegokolwiek efektu, dlatego przez myśl przeszedł mi pewien pomysł. A gdybym na chwilę oderwał się od rzeczywistości i pozwolił sobie wreszcie poznać kogoś nowego? Może to całe bycie "tym drugim" wcale nie było potrzebne? Bo jeżeli moje uczucia do Any były tylko moim wymysłem (w dodatku miałem już pewność, że są nieodwzajemnione, więc o to nie musiałem się martwić), to dlaczego by nie spróbować wreszcie czegoś zmienić?
To tylko próba, pomyślałem, kiwając głową. Chciałem się utwierdzić w przekonaniu, że robię dobrze. Że nie robię tego sobie na złość, ani tym bardziej nie zapominam o Any. Ona i tak miała oparcie w Horanie, znalazła już swoją miłość, więc jeżeli na jakiś czas o niej zapomnę, nikt nawet się o tym nie dowie. A może wyjdzie to nam na dobre? Ona wreszcie przestanie się martwić o moje uczucia, a ja... może znajdę kogoś, kto wreszcie je odwzajemni?
- Nessie, jesteś wolna dzisiaj wieczorem? - zapytałem, nim zdążyłem się rozmyślić.
Uśmiech na jej twarzy był cudowną odpowiedzią.


~*~

Cześć moje skarby!
Rozdział skończony bardzo szybko, bo w tydzień, tak jak obiecałam. Miało być między 18 a 19, jest 19:11, więc mam tylko kilka minut spóźnienia! Woho! Ogólnie jestem zadowolona, bo zawarłam nowe wątki, które naprawdę chciałam już poruszyć. 
Nie wiem jeszcze, co zrobię z kolejną księgą, bo naprawdę nie chcę się rozstawać z NU, jednocześnie chciałabym, żebyście już poznali oficjalne zakończenie. Wpadłam więc na pomysł, żeby iść zgodnie z planem i zakończyć historię Any i Nialla w księdze III, ale napisać IV, skupiając się bardziej na wyjaśnieniach pozostałych postaci. No wiecie, takie dodatkowe party, oparte np. na historii Zayna i Marisol, Louisa i Eleanor, Liama i kogoś, kto niedługo się pojawi czy chociażby Stanley'a i Tony'ego. Any i Niall oczywiście wciąż będą się pojawiać, ale nie będą już postaciami wiodącymi.
Co wy na to? 
Liczę na Wasz odzew. Nie, żebym była wredna czy coś, ale następny rozdział pojawi się szybciej pod jednym warunkiem: że chociaż dwie osoby się odezwą~
Bo brak nawet jednego komentarza zwyczajnie łamie mi serduszko :c
Pozdrawiam serdecznie!
Love ya all~


#NU_ff
gif credit to owner







  • Twitter
  • Facebook
  • Jeżeli ktoś chce być osobiście informowany o nowych rozdziałach, niech zostawi nr GG (albo napisze bezpośrednio do mnie, nr w zakładce "Autorka")
  • Inna droga, to oficjalny Twitter NU (powyżej) i strona na Fejsie (również powyżej), tam zawsze informuję o nowych postach lub jakichkolwiek zmianach na blogu :)
  • 18 komentarzy:

    1. Och, jaki dłuuuuuuugi!
      To takie cudowne, bo nawet nie wiesz, jak tęskniłam! Na tej twojej stronce nie umiałam komentować, dlatego od razu się tu poprawiam!
      Według mnie wszystkie wątki są ważne i fajnie, jakby były zawarte, ale no Any i Nialla kocham najbardziej!
      Myślę, że cokolwiek postanowisz, będzie super i bardzo chciałabym wejść w głowę Riven, fascynuje mnie coraz bardziej!
      A Ines... Tak mnie wkurza, o matko, jak Luke ją zaprosił to prawie na głos wyraziłam swój sprzeciw!!! Z tego wyniknie coś baaaaaardzo złego...
      Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że tak długi i emocjonujący, bo gdy patrzę na relację Any i Nialla myślę o mojej miłości (bez tych zdrad i intryg, bardziej z tymi uśmiechami podczas irytacji i możliwością wypłakania się). Mam nadzieję, że niedługo ktoś jeszcze się odezwie, bo nie chce czekać długo!
      Buziak :*

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dziękuję skarbie za tak długi i cudowny komentarz! Aż się uśmiechnęłam, łezka się w oku zakręciła :) Cieszę się, że się podobało - jakoś same wychodzą takie długie! Ten rzeczywiście chyba do tej pory był najbardziej rozbudowany, bo ma prawie 6 tysięcy słów :D (I przyznam, że chociaż lubię pisać od czasu do czasu inne, to najbardziej uwielbiam pisać wątek Any i Nialla :3)
        Pozdrawiam :*

        Usuń
    2. Super fajnie że wróciłas do pisania tutaj:-)

      OdpowiedzUsuń
    3. Bardzo podoba mi sie pomysl kontynuacji bloga w taki sposób :) uwielbiam historie Any i Nialla, wszystkie wątki i twój styl pisania :D ciesze sie ze dalas na stronie link do bloga bo tam nie moglam komentowac :( nie moge sie doczekac nexta i zycze weny :*

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dziękuję za komentarz i opinię <3 Cieszę się, że pomysł kontynuacji przypadł Ci do gustu. Jak na razie wydaje mi się, że to najlepszy plan :)

        Usuń
    4. To opowiadanie (a może jednak książka) jest wspaniałe. Uwielbiam czytać o tym, co przeżywają Any i Niall. Cudownie rozbudowujesz stare i wprowadzasz nowe wątki. Myślę, że to jest tak dobre (nie zawahałabym się powiedzieć, że wartościowe), że powinno się znaleźć na półkach księgarnianych.
      Pozdrawiam i do następnego świetnego rozdziału
      Kinga :)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Och, kochana, dziękuję! <3 Twój komentarz sprawił, że zaczęłam się uśmiechać do monitora~ Niezmiernie się cieszę, że historia jeszcze się nie znudziła :3 Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam ^^

        Usuń
    5. Tak naprawdę to nie wiem co mam napisać bardzo dawbo nie wchodziłam ani na stonkę ani tutaj więc odrazu gdy weszłam przeczytałam wszystko no i jestem pod wrażeniem wreszcie między Niallem a Anyą jest wszystko okey. Myślę że Luke i Ines, którą szczerze nienawidzę się w sobie zakochają i odpuszczą sobie wreszcie Anyę i Nialla. Dla mnie trochę za dużo tych filozoficznych przemyśleń Anyi. Jestem ciekawa i jak to wszystko się skończy i uważam że IV księga o Anyi byłaby trochę naciągana i dobrym pomysłem jest o tych innych drugoplanowych bohaterów inna księga. Nie mogę doczekać się tego jak zakończy się historia.
      Pozdrawiam @findmejai

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Dziękuję za szczerą opinię! Ach, przemysleń w tym rozdziale rzeczywiście trochę jest, ale to było bardzo ważne, żeby podkreślić wszystko, co czuje Any oraz fakt, że dojrzewa, rozmyśla i zmienia poglądy. Stąd raz na jakiś czas pojawiają się podobne "wtrącenia". Cieszę się, że pomysł z innymi postaciami jako wiodącymi w IV się spodobał, bo o nich zostało naprawdę dużo do powiedzenia, podczas gdy o An i Niallu... cóż, zakończenie już stosunkowo niedługo.
        Pozdrawiam serdecznie! :)

        Usuń
    6. Nie znikaj znów... :( :( :(

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie znikam, skarbie! Zrobię, co tylko mogę, żeby wrzucić dziesiątkę w piątek wieczorem :) trzymaj kciuki! <3

        Usuń
      2. Zabrakło weny :( Wystarczyło na 3/4 rozdziału :c Właśnie staram się go jakoś dokończyć ^^'

        Usuń
    7. hej hej hej! :)
      przepraszam, ze dopiero teraz komentuje, ale jestem w czasie sesji na studiach i nie mam praktycznie na nic czasu ;c
      no ale. rozdzial. co ja moge powiedziec? cudowny, jak zawsze :) ciekawe tylko, czy Ines naprawde leci na Luke'a, czy chce wbic mu noz w serce
      kochana, rob jak chcesz, ale jesli mam wyrazic swoje zdanie, to podoba mi sie Twoj pomysl na III i IV ksiege :)
      do szybkiego nastepnego :*

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Hej hej! :3
        Nic nie szkodzi, niedługo czeka mnie to samo - pierwszy rok studiów, sesje, totalnie rozumiem ^^
        Dziękuję za komentarz, za opinię <3 Cieszy mnie, że podoba Wam się pomysł na dalszą część. Chyba coraz bardziej się do niego przekonuję.
        Pozdrawiam, xx

        Usuń

    Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!