18 lipca 2014

Prolog

P.O.V. Anya

Spojrzałam na zegar wiszący nad stołem w jadalni. Każdy kolejny dzień, który dobiegał końca, zbliżał mnie nieubłaganie do powrotu do rzeczywistości. Szkoda, że wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. Przekonałam się o tym kilkakrotnie przez ostatnie miesiące. Wiedziałam, że porażki chodzą parami, ale nie spodziewałam się, że na jednego człowieka może spaść ich cała lawina na raz. Na dzień dzisiejszy tkwiłam w mojej własnej górze śniegu. Jedyny plus, jaki potrafiłam odnaleźć w swojej sytuacji, to fakt, że ja przynajmniej wiedziałam, gdzie się znajduję i gdzie zmierzam. Niektórzy mieli znacznie gorzej - brnęli przed siebie na oślep, nie bardzo wiedząc, co się właściwie z nimi stało.
Wszystko w porządku? – Zatroskany głos cioci przywrócił mnie na ziemię, nim zdążyłam kompletnie odpłynąć do swojej krainy smutku i zdezorientowania. Ostatnimi czasy zadziwiająco często do niej wracałam.
Choć mieszkałam z ciocią przez ostatnie dwa miesiące, wciąż nie przyzwyczaiłam się do jej francuskiego akcentu. Za każdym razem, kiedy mówiła do mnie po angielsku, cudownie zaciągając swoim ojczystym językiem, musiałam się pilnować, by czasem nie wyrwał mi się jakiś "niestosowny" komentarz. Co prawda z mojego punku widzenia zwrócenie uwagi na uroczy akcent nie było niegrzeczne, jednak mama nie raz już uprzedzała mnie, że ciocia ma na tym punkcie fioła i nienawidzi o tym rozmawiać.
Ciotka Delphine była zaledwie osiem lat starsza ode mnie, więc od pierwszego spotkania świetnie się dogadywałyśmy. Po kilku dniach mojego pobytu w Paryżu wieczorne pogaduchy stały się naszą małą tradycją – kiedy jej czteroletnia córka Florence szła spać, my siadałyśmy na sofie w salonie, tuż obok kominka i zajadając się kupionym przez wujka Xaviera ciastem, rozmawiałyśmy. Na początku, kiedy towarzyszyli nam moi rodzice, nie odzywałam się za dużo. Czułam się nieswojo. Dopiero po tygodniu, gdy mama z tatą wreszcie wrócili do Londynu, pozwalając mi zostać nieco dłużej, naprawdę zaczęłyśmy dowiadywać się o sobie więcej. Okazało się, że znalezienie wspólnego języka było dziecinnie proste, dlatego szybko wskoczyłyśmy na ten poziom znajomości, w którym dzieli się z towarzyszem swoimi sekretami. Chyba od nikogo nie dostałam tak wspaniałych rad, jak od niej. To samo powiedziała o mnie, choć ja nie chciałam jej wierzyć – moje rady zawsze były do bani. Potrafiłam słuchać, ale nie doradzać.
- Od kilku minut siedzisz w ciszy i wpatrujesz się w zegarek, zaczynam się martwić – dodała, kładąc mi dłoń na ramieniu, by wreszcie zwrócić na siebie moją uwagę.
Zerknęłam na nią, wciąż nie do końca kontaktując. Kiedy zatapiałam się we wspomnieniach z początku tego lata, robiło mi się smutno. Nie chciałam się poddawać nieprzyjemnym myślom, więc w takiej chwili zaczynałam poszukiwać pozytywnych chwil, wydarzeń, które mogłyby przyćmić przykre momenty. Niestety, takich było bardzo, bardzo mało, co przytłaczało mnie jeszcze bardziej. I tak od nowa. Błędne koło, które czasem tak ciężko było przerwać.
Delphine poprawiła dłonią swoje farbowane na rudo, długie loki, które jak zwykle upięła w kok. Przypięła do niego krwistoczerwoną kokardkę w kropki – kolorystycznie idealnie dobraną do jej pomadki. Kaskada długich, czarnych rzęs rzucała cień na lekko zaczerwienione, pulchne policzki. Ciotka nie miała najpiękniejszej figury na świecie, której zazdrościłyby wszystkie kobiety, jednak mimo to zawsze wyglądała zjawiskowo. Często nosiła sukienki – w kwiatki, bądź z prostego, jednolitego materiału. Do tego szpilki, zawsze pod kolor. Ciekawiło mnie, ile par znajdowało się w jej szafie - nigdy nie miałam odwagi o to zapytać. Właściwie prawie w ogóle nie zadawałam jej pytań, nie zaczynałam rozmów - zazwyczaj to ona od razu narzucała temat, dlatego mimo dobrego kontaktu, czasem czułam się nieswojo. Ale cóż, chyba każdy miewa takie momenty, kiedy u kogoś pomieszkuje.
- Jest okej, tylko… martwię się powrotem – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Trochę... chyba się boję – wyznałam.
 Delphine postawiła na stole dwa kolorowe kubki gorącej herbaty z cytryną. Jeden przysunęła bliżej mnie, z drugiego upiła łyk, krzywiąc się przy tym. Prawdopodobnie właśnie poparzyła sobie język, jednak nie odezwała się słowem. Przez chwilę tylko taksowała mnie wzrokiem. Wreszcie usiadła obok mnie, jej niemalże czarne oczy wciąż we mnie wpatrzone.
-  Wiesz, że możesz tutaj zostać na dłużej? Jeżeli chcesz… możesz sobie poszukać pracy gdzieś w pobliżu. – Już chciałam się wtrącić, dlatego ręką nakazała mi milczenie. – Wiem, wakacje się skończyły, musisz wreszcie podjąć decyzję. Ale masz przed sobą mnóstwo czasu na poważne decyzje, zawsze możesz je odłożyć na później.
Kiedy skończyła myśl, wzruszyła ramionami, czekając na moją odpowiedź.
- Mama w życiu by się na to nie zgodziła – odpowiedziałam niepewnie, ciekawa jej kontrargumentów. Jeżeli naprawdę chciała, bym została, na pewno miała ich kilka w zanadrzu.
- Jesteś już dorosła, możesz sama o sobie decydować. Zresztą, twoja mama też zrobiła sobie przerwę, nim poszła na studia.
- Nie chcę ci sprawiać kłopotu, ciociu – rzuciłam, spoglądając na nią kątem oka. Ciekawiło mnie skąd w ogóle wzięła ten pomysł. Umawiałyśmy się na wakacje, do tej pory nie szepnęła nawet słówka o dłuższym pobycie.
- Jakiego kłopotu? Spadłaś mi z nieba! Nie dość, że utrzymujesz porządek za nas dwie, to jeszcze masz świetny kontakt z Florence. Nie boję się jej z tobą zostawić, co daje mi kilka wolnych wieczorów w miesiącu. Bajka, a nie życie. – Zaśmiała się, popijając herbatę.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy czasem nie rozmawiała już o tym z mamą. Przedstawiała wszystko w takim świetle, że od razu miałam ochotę się z nią zgodzić. Może to wszystko był ich wspólny pomysł? Zarówno Delphine, jak moja matka wpadały czasem na szalone pomysły.
- Sama nie wiem… chyba muszę się nad tym zastanowić – powiedziałam cicho, zatapiając się we własnych myślach.
To raczej oczywiste, że chciałabym zostać. Zdążyłam już odpocząć, więc praca również nie była mi straszna. Zwłaszcza, że zdążyłam trochę poduczyć się języka - "lekcje" z ciocią nie tylko były produktywne, ale i zabawne, dlatego nie było z tym większego problemu, a był to jedyny warunek, który postawiła mama, zanim z ojcem wrócili do Londynu. Inaczej zabrałaby mnie ze sobą. Na moje szczęście Delphine nie bawiła się w gramatykę, czy inne nudne regułki, którymi faszerowali mnie, gdy uczyłam się hiszpańskiego w szkole - ciotka podrzucała mi przydatne, konkretne zwroty. Potrafiłam już dogadać się z francuzem, więc nie bałam się pracy. Moje wahanie raczej wychodziło z kilku obietnic, które złożyłam, nim wyjechałam na wakacje.
Po pierwsze - wciąż tęskniłam za Niallem, a przez rozłąkę miałam mnóstwo czasu, by wszystko dobrze przemyśleć. Obiecałam sobie, że wszystko ułożę przed końcem tego roku. Nawet, jeżeli już nigdy się nie zejdziemy, chciałabym być blisko niego. Chociażby jako przyjaciółka.
 Po drugie - obiecałam Lukowi, że nie wyjadę na zawsze. (Zawsze to zadziwiająco względne pojęcie - dla niego zawsze mogło znaczyć rok, dla mnie zawsze mogło znaczyć całe życie). Umówiliśmy się, że odbierze mnie z lotniska, kiedy wrócę do Londynu. Powiedział, że nieważne gdzie wtedy będzie - wróci po mnie, tak czy siak. Uznałam to za bredzenie szaleńca i zwyczajnie go wyśmiałam, choć jego oczy mówiły co innego. On naprawdę chciał to zrobić. I sprawiłoby mu to ogromną przyjemność, dlatego przystałam na jego warunki. Nie chciałam go zawieść, bo jego również nie chciałam stracić. Przyjaźniliśmy się od dawna. Był moją pierwszą miłością. Nawet, jeżeli teraz moje uczucia lekko wygasły, on wciąż żywił do mnie swoje.
Po trzecie - moi bliscy przyjaciele niecierpliwie czekali na mój powrót. A przynajmniej jeden, cudowny przyjaciel, którego kiedyś uważałam za wroga - Stanley Bleach. Jemu również złożyłam kilka obietnic, co prawda bardziej przyziemnych, ale wciąż obietnic. Tęskniłam za nim tak samo, jak on tęsknił za mną. I naprawdę nie mogłam się doczekać, aż znów go zobaczę. Choć prawda była taka, że wolałabym spakować go w walizkę i zabrać ze sobą, niż wracać do Londynu. Do miasta, w którym moje wszystkie marzenia legły w gruzach.
Z drugiej strony, w Paryżu czekał na mnie nowy start. Nowa praca, nowi znajomi. Kompletnie nowe życie.
Ten jeden, ogromny plus momentalnie zdołał przyćmić wszystko, nad czym wcześniej tak głęboko rozmyślałam.
Ale to wcale nie pomogło mi w podjęciu decyzji.

~*~

Untitled

#NU_ff

gif credit to owner
Nie posiadam żadnych praw do któregokolwiek z użytych utworów muzycznych. Prawa te posiadają odpowiedni artyści oraz wytwórnie muzyczne.

2 komentarze:

  1. Coś długo nie ma rozdziału...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę opuściła mnie wena na nu, ale pracuję nad nim... pomału

      Usuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!