Wybiła
godzina dziewiąta. Nastawiony dzień wcześniej budzik dał o sobie znać,
sprawiając tym samym, że miałam ochotę rozwalić go o podłogę. Leniwie
wyciągnęłam rękę spod kołdry i na ślepo zaczęłam szukać urządzenia.
Przewróciłam kilka przedmiotów stojących na szafce nocnej, jednak po dotyku nie
potrafiłam dojść do tego, która rzecz jest moim od dzisiejszego poranka
znienawidzonym telefonem.
Warknięcie
pełne dezaprobaty i zdegustowania wydobyło się z głębi mojego przełyku.
Otworzyłam lekko oczy, mrucząc pod nosem przekleństwa. Nim w pełni
przyzwyczaiłam się do promieni słonecznych zdążyło przelecieć pół piosenki
"Kids Aren't Alright" – The Offspring, służącej mi za nieszczęsny
budzik.
Po jego
wyłączeniu oraz po odzyskaniu czucia we wszystkich kończynach po kolei,
zsunęłam się z łóżka i podreptałam do swojej osobistej łazienki. Odprawienie
codziennego, porannego rytuału w ciągu ostatnich dwóch tygodni zajmowało mi
cholernie dużo czasu. Kiedyś potrafiłam przygotować się w piętnaście minut,
obecnie potrzebowałam co najmniej godziny. W głębi duszy dobrze wiedziałam, co
było powodem nagłego pogorszenia się mojego stanu zdrowia zarówno psychicznego, jak i fizycznego, jednak wciąż nie potrafiłam otwarcie przyznać się przed samą sobą.
Dwa
tygodnie z dala od pewnego wysokiego blondyna o niebieskich oczach
dawało się we znaki. Choć SMS-y wymienialiśmy praktycznie non stop – przez co
zdążyliśmy już wydać fortunę – i codziennie wieczorem rozmawialiśmy przez
telefon, to i tak nie dawało tego samego efektu, co przebywanie „tuż obok”.
Nie, nie
bałam się przyznać jak bardzo zależało mi na człowieku, który do niedawna był
określany zaledwie mianem przyjaciela. Chodziło raczej o uczucie, którym
później zaczęłam go darzyć. Po prostu bałam się powiedzieć głośno, że zaczęłam
się w nim zakochiwać, kiedy znaliśmy się nieco ponad miesiąc. Czy to w ogóle było
możliwe, by w tak krótkim czasie poznać, co to miłość?
A czy to może być coś innego?,
prychnęłam cicho.
Gdybym
go nie kochała, nie budziłabym się co rano z nadzieją, że może tym razem
zobaczę go siedzącego obok, wpatrującego się w moją osobę. Nie brakowałoby mi
jego dotyku, zapachu, stylu bycia i irlandzkiego akcentu. Nie brakowałoby mi…
jego całego.
Może
właśnie tego było nam trzeba? Rozłąki. Tylko po to, by zobaczyć jak bardzo nam
na sobie zależy. Żeby w końcu zrozumieć, że to wcale nie zauroczenie, a prawdziwe
uczucie rodem z dobrego romansidła, albo bajki Disneya.
Gdyby to dzisiaj przyszło mi wyznać mu
miłość, nie wahałabym się, przeszło mi nagle przez myśl.
Westchnęłam,
zrzucając z siebie piżamę i pomału wchodząc pod prysznic. Chłodne krople wody,
zmieszane z kremowo miodowym żelem pod prysznic spływały przyjemnie po mojej
skórze. Dzięki temu zabiegowi myślałam coraz trzeźwiej i czułam się nieco
pewniej. Przeczesałam palcami mokre włosy i oparłam się o zimne kafelki kabiny
prysznicowej. Skrzywiłam się, gdy po moim ciele przebiegły niemiłe dreszcze, a
w głowie zaczęły pojawiać się urywki wspomnień z ostatnich dwóch tygodni.
Mimowolnie zaczęłam porównywać to, jak czułam się wtedy, do tego, jak czułam
się w chwili obecnej. Smutek i tęsknota urosły do rangi tych „nie do
wytrzymania”. Z początkowej obojętności i wmawiania sobie, że „to tylko miesiąc”,
przeszłam do fazy, w której zaczęło się odliczanie dni do powrotu chłopaków.
Cóż, jakby nie patrzeć nie
brakowało mi tylko Nialla, ale całej piątki wariatów. Bez nich w domu było
jakoś dziwnie cicho i niezwykle pusto.
Tak to sobie tłumacz, usłyszałam denerwujący Głos w głowie, który ostatnimi czasy dość często wtrącał swoje trzy grosze do moich przemyśleń.
Nigdy
nie chciałam zachowywać się jak te przesłodkie dziewczyny, które nie potrafiąc przeżyć godziny bez chłopaka, który im się podoba, czepiają się go jak rzep
psiego ogona. Wiadomo, że każdy potrzebuje swojej własnej przestrzeni życiowej. Jednak po dwóch tygodniach życia w całkiem
odseparowanych od siebie przestrzeniach… to staje się niezależne od człowieka. Tęsknota miesza zarówno w myślach, jak w całym życiu.
Nie
ważne jak bardzo starałabym się pojąć, jak to możliwe, bym tęskniła za nim tak,
jak tęskni się za najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, siostrą bliźniaczką,
która na dwa miesiące wyjechała na obóz, albo ukochaną babcią, która, odkąd
można sięgnąć pamięcią, jako jedyna potrafiła podnieść na duchu. I tak nie potrafiłam
tego pojąć swym marnym, ludzkim umysłem. Już po kilku dniach znajomości między
nami pojawiła się ta cienka nić zrozumienia, która – na przykład – między mną a
Marisol zaczęła się pokazywać dopiero po dwóch latach. Sol na moje
zaufanie pracowała przez długi okres czasu, zupełnie, jak ja na jej. Z kolei Niallowi
już podczas pierwszej rozmowy mogłabym wyjawić wszystkie sekrety.
Ciesz się, że tego nie zrobiłaś. Jeszcze by
uciekł, mruknął Głos.
Zaśmiałam
się cicho pod nosem. Dobrze wiedziałam, że choćby nie wiem co, zostałby przy mnie.
Pokręciłam
gwałtownie głową, próbując opróżnić ją ze zbędnych myśli. Nie myśl o nim, chociaż przez jeden dzień, po raz kolejny odezwał
się nieproszony Głos. A to niespodzianka! Po raz pierwszy w pełni się z nim zgadzałam! Jeden
dzień. Jeden dzień to raczej nie wiele.
Orzeźwiona
po porannym prysznicu zbiegłam po schodach i bezceremonialnie wpadłam do kuchni.
Jako że w moim gardle było bardziej sucho, niż na Saharze, niemalże rzuciłam
się w stronę kartonu z sokiem pomarańczowym, którym w oka mgnieniu zaspokoiłam
pragnienie. Stanęłam naprzeciwko lodówki. Może i odbicie w jej drzwiach było
nieco zniekształcone, jednak działało prawie tak dobrze, jak lustro w łazience. Strzepnęłam niewidzialny pył z czarnej bluzy, którą
podkradłam kiedyś Louisowi, poprawiłam dresowe spodnie i przeczesałam dłonią
mokre loki, które zaledwie kilka minut wcześniej były proste niczym struna.
Już
miałam otworzyć lodówkę, obserwując magiczne, samozapalające się światło, gdy
usłyszałam denerwujący dźwięk dzwonka do drzwi. Przewróciłam oczami, w duchu
modląc się, by to nie była kolejna grupka fanek. Ostatnim razem odwiedziło mnie
pięć dziewcząt, mniej więcej w moim wieku, które – ku mojemu zdziwieniu – wcale
nie szukały chłopaków. Zrobiły sobie kilka zdjęć ze mną, po czym, jak gdyby
nigdy nic, poszły sobie, uprzednio dziękując za pamiątkę. Cóż, może było to miłe, jednak całkiem niespodziewane wydarzenie. Kilka
godzin później zdjęcia już krążyły po internecie, dzięki czemu miałam przynajmniej stu procentową pewność, że to nie był zwykły sen.
Uchyliłam drzwi, przyglądając się
niewysokiemu, łysemu mężczyźnie z czarną torbą przewieszoną przez ramię. Gdy
tylko dotarło do mnie, kim był ubrany w granatowy uniform pan, odetchnęłam z ulgą i spokojnie
wyszłam na werandę. Listonosz ze znudzeniem wręczył mi plik listów, po czym
ulotnił się, mrucząc krótkie „do widzenia”. Rachunki, reklamy z banków, dwie kartki od cioci z Polski, z którą korespondowałam od wakacji i
jeden tajemniczy, zamknięty w ciemnej kopercie list. Z zaciekawieniem wysunęłam ze środka papier i omal nie spadłam ze schodów, spoglądając na nazwisko adresata.
To był list od Marisol.
~ * ~
Welcome back!
Ach, jak ja się cieszę, że znów tutaj jestem. Ciężko było nie opublikować tego wcześniej, ale przerwa musiała być. Inaczej jeszcze by Wam się znudziło. Jak obiecałam, tak jest - Marisol znów wkracza do akcji. Co prawda chwilowo na odległość, jednak już niedługo. Jak widać główne "hasło" do księgi drugiej zostało już zmienione. "I'm here for you" - nie bez powodu wybrałam akurat ten fragment, ale o tym kiedy indziej :)
Wybaczcie, że jeszcze nie opublikowałam Liebster Award, jednak teraz prawie w ogóle nie mam czasu na "dodatkowe zajęcia". Zapewne wiecie jak to jest, kiedy koniec semestru zbliża się wielkimi krokami.
Chciałam Wam ogromnie podziękować! Wyświetleń bloga było już nieco ponad 25 000! Nigdy nawet nie marzyłam o tak ogromnej liczbie ^,^ Przy okazji chciałam również podziękować za dużą ilość komentarzy pod Epilogiem :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego! :)
Oho, doczekałam się <3 Siedzę sobie spokojnie, patrzę, dodałaś prolog i o mało nie wylałam na siebie kubka herbaty. Takie wzbudzasz we mnie emocje :D. Po raz któryś ci powiem, kocham twoje opisy i kochać ich nie przestanę, bo są tak cudowne, że jak je czytam to mam ochotę isć do ciebie u ukraść ci talent. To nie godzi się wręc,z by ktoś tak pięknie pisał ;P. Ale co do prologu, powiem tak, biedna Anya. Rozłąka jej zdecydowanie nie służy. Już nawet słyszy głos w swojej głowie ;P. Aczkolwiek to mi się podobało ;). I to jak świetnie opisujesz jej uczucia względem Niall'a.
OdpowiedzUsuńOch i Marisol powraca! Niezwykle mnie to cieszy, bo tak jak i Harry, Marisol jest tu niezwykle ciekawą postacią i jestem strasznie ciekawa, co u niej.
Pozdrawiam gorąco, życzę weny i czekam na ciąg dalszy.
O tak, tak, tak! Jak ja uwielbiam to opowiadanie ^^ pisz szybkooo!!! <3
OdpowiedzUsuńW końcu. Świetny jak każdy poprzedni <3
OdpowiedzUsuńWow, doczekałam się. Ostatnio mam tak świetny humor, że chyba już lepszego mieć nie można. A tu proszę - jednak ci się udało! Prolog oczywiście wyszedł genialnie - wprowadzasz nas w nową fabułę delikatnie, a nie z rozmachem, jak ma to w zwyczaju większa część bloggerek. Zauważyłam tam tylko taki błąd - "nieważne" pisze się razem :). Zapewne przez pośpiech umknęła ci ta spacja. Mnie też się to często zdarza. Tak samo powtórzenia - muszę czytać 76346437 razy tekst, żeby wszystko dopracować, a na to też czasu zbyt wiele nie mam. Wracając do prologu. Za Marisol powiem szczerze nie przepadam, lecz może w trakcie trwania drugiej księgi spojrzę na nią z innej perspektywy. Czego nie mogę się doczekać? Harry'ego i Ines! Zdecydowanie moja ulubiona para. Ostatnio nawet chyba bardziej od Niall'a i An. Dziwna ja. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać spokojnie na rozdział pierwszy. Całusy!
OdpowiedzUsuńNo w końcu nowy :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie, wiesz ? <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny równie świetny rozdział ;)
O ja jak to szybko minęło ;D
OdpowiedzUsuńCieszę się że jesteś ;P
Co do prologu, te wszystkie uczucia An uwielbiam jak tak piszesz ;))
Teraz tylko pozostaje czekać na dalszy ciąg ;P
Więc czekam na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
bardzo genialnie się zapowiada *__*
OdpowiedzUsuńInformuj mnie na TT jeśli możesz ?! @69WithMyHarry
PS. Zapraszam do sb http://biglove1d.blogspot.se/
Jejku, genialnie piszesz. Tak lekko. Uwielbiam taki styl pisania. Teraz tylko pozostaje mi czekać na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i wesołych świąt.
[recover-from-loss.blogspot.com]
Ach! Przepraszam, że komentuje rozdział, tak późno, ale za dużo czasu nie mam.
OdpowiedzUsuńJakby Niall był moim chłopakiem pięciu minut bym nie wytrzymała bez niego. A ona ma mieszkać bez niego miesiąc. Bez chłopaków również.
Właśnie, jeśli chodzi o chłopaków czuję jakiś niedosyt. Chcę ich więcej! :D
Marisol wkracza do akcji ^^ Uwielbiam tą dziewczynę! Ciekawe w jakie kłopoty wpadnie. Bo wiadomo to taka dziewczyna, co uwielbia przygody.
Szablon jest nieziemski *.* Mogłabym patrzeć na niego cały czas C:
magic-in-london
Oh nowy sezon ! Już nie mogę się doczekać kolejnych akcji, tajemnic i romansów ,haha :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny
asufhsgshghsgsghsh
OdpowiedzUsuńCieszysz się tak samo jak ja, że w końcu tutaj dotarłam? :D Bo Ty nawet nie wiesz jak dzisiaj zapieprzałam z innymi blogami by w końcu do Ciebie zajrzeć i wszystko nadrobić.
Jestem uradowana końcem pierwszej części i ogromnie zaciekawiona kolejnej, co teraz wymyślisz, bo w końcu musisz mieć jeszcze wiele pomysłów, ale jestem wręcz pewna, że wszystkie nas zaskoczą i będziemy ( OBY! ) zadowoleni. Sol wraca, list hm zaczyna robić się ciekawie, nawet bardzo więc teraz z niecierpliwością czekam na dwójkę a jutro czytam jednopart ! :) x Buziaki
Jestem znów.
OdpowiedzUsuńNowa księga, nowe przeżycia, nowe spojrzenie. Hm. Zakochana po uszy. Teraz to czuć. Przy okazji tej całej sytuacji. Bez niego to nie jest już to samo, co nie? An dopiero teraz się przekonała jak pusto jest bez jej Nialla. Bez niemającego wyczucia Harry'ego. Bez nie do końca zrozumianego Zayna. Bez troskliwego Liama. No i bez szalonego braciszka. Eh.
No i jeszcze list od Marisol. Sam fakt ciemnej koperty by mnie osobiście zmartwił. Tak po prostu.
Buziam ;*