27 grudnia 2012

One Shot: "Wesołych Świąt!"


            Otworzyłam oczy tylko po to, by najszybciej, jak się tylko dało, zamknąć je z powrotem. Do tej pory żaden zimowy poranek nie przyniósł mi tyle bólu. W pomieszczeniu było tak jasno, że ledwie dostrzegłam jego kontury. A wydawałoby się, że na ogół dwudziestego czwartego grudnia o godzinie siódmej rano jest ciemno i ponuro.
            Gdy w końcu zdecydowałam się powalczyć z tajemniczą światłością, zwlokłam się powoli z łóżka i podeszłam do okna, by rozsunąć żaluzje. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia, nie dowierzając własnym oczom. Choć przewidywałam taki bieg wydarzeń już wcześniej, nie sądziłam, że to naprawdę się wydarzy wedle moich oczekiwań.
            Śnieg! Wreszcie spadł śnieg! Nie potrzebnie baliśmy się, że w tym roku w święta nie będzie można ulepić dorodnego bałwana, podobnego do Louisa, jak już zdążyliśmy mu obiecać. Uśmiechnęłam się pod nosem, szybko wpadając do łazienki. Po odbyciu porannej toalety i ubraniu swojego ukochanego swetra z reniferem, który przeddzień dostałam od mamy, zbiegłam na dół (po drodze budząc domowników głośnym tupaniem na schodach i krzykiem radości). Przelotem złapałam pilot, by włączyć telewizor i posłuchać wiadomości, po czym pobiegłam nastawić wodę i zaparzyć kawę sobie i chłopakom.
            „… drogi są zasypane, a wszystkie loty z dzisiejszego dnia zostały odwołane.” – Usłyszałam głos prezentera wiadomości, który nie wydawał się być zbytnio przejęty wiadomościami, które prawdopodobnie właśnie zniszczyły święta tysiącom ludzi.
            Nie minęło kilka minut, a na dole już zebrali się wszyscy domownicy. Chłopacy, witając się uprzednio, zawzięcie zaczęli dyskutować o niespodziewanej nocnej śnieżycy. Z ich min łatwo było wywnioskować, że bardzo przejęły ich dzisiejsze wiadomości. Nic dziwnego, w końcu tego dnia, wedle wcześniejszych ustaleń z chłopakami, miała zjechać się cała, przeogromna, directionerska rodzina, którą oczywiście mieliśmy się zająć razem z Louisem.
            - A tobie co tak wesoło? – zapytał naburmuszony Harry, który chyba najbardziej ze wszystkich czekał na przyjazd swojej mamy i ojczyma. Machinalnie zrobiłam smutną minę, by pokazać, że przeżywam to tak bardzo, jak oni, choć w głębi duszy wcale tak nie było.
            - Wcale nie jest mi wesoło – powiedziałam zawiedziona i nieco obrażona na Stylesa. Chyba jednak powinnam była wcześniej pomyśleć o zawodzie aktorki, gdyż Hazza już po chwili zaczął mnie przepraszać. Przewróciłam oczami, próbując zdusić w sobie śmiech.  – Dobra, wszyscy wypad z kuchni, bo zaraz będę pakować prezenty. Plus boję się, że wszystkie zapasy, które zrobiłam wczoraj z dziewczynami, zostaną skonsumowane jeszcze przed kolacją wigilijną – zaśmiałam się, spoglądając pobłażliwie na blondyna, który tylko się lekko uśmiechnął w odpowiedzi.
            Chłopacy z niesmakiem opuścili pomieszczenie, zapewne by zasiąść razem przed telewizorem i oglądać kolejne świąteczne komedie.
            - Niall, poczekaj – rzuciłam, zanim blondyn ewakuował się z kuchni. Spojrzał na mnie pytająco, jednak grzecznie usiadł na krześle przy stole. – Zdaje się, że pamiętasz jeszcze o tym wielkim, szklanym kubku z wygrawerowanymi życzeniami i śmiesznymi powiedzeniami, który mieliśmy dać Hazzie? – Kiwnął głową. – Tak jakby już go nie mamy.
            - Jak to „tak jakby już go nie mamy”? Co się z nim stało? – zapytał zdziwiony.
            - Tak jakby przypadkiem się stłukł – mruknęłam, odwracając wzrok.
            - Kochanie… „Tak jakby”? Poważnie? – Parsknął śmiechem, nie zwracając uwagi na tę ważniejszą część mojej wypowiedzi. Spojrzałam na niego spode łba, próbując nie wybuchnąć gniewem, co przywołało go do porządku w mgnieniu oka. Odchrząknął, przybierając maskę myśliciela. – Więc… Jesteś pewna, że nie da się tego uratować? Nawet jakimś magicznym klejem? Sklepy zamykają już o dwunastej, w tak krótkim czasie i o tej porze na pewno nie znajdziemy nic ciekawego.
            - To może… może nic nie kupujmy, może po prostu sami coś zróbmy?
            - Co? Sernik? Choinkę z wykałaczek? Daj spokój, nawet gdybyśmy chcieli teraz cokolwiek zrobić własnoręcznie, to i tak wszystko jest bardzo pracochłonne, a czasu mamy nie wiele.
            - Zwłaszcza, że Louis już się niecierpliwi, żeby odpakować swoje prezenty – burknęłam, siadając na krześle tuż obok Nialla, który tylko przytaknął.
            Po kilku minutach intensywnego myślenia, dostałam objawienia. Dosłownie, można było zobaczyć żaróweczkę palącą się tuż nad moją głową. Uśmiechnęłam się, pstrykając palcami.
            - Wiesz, rok temu chciałam Louisowi zrobić coś własnoręcznie na urodziny. Tylko że nie miałam ani trochę wolnego czasu, ze względu na szkołę, obowiązki domowe, no i zakupy świąteczne. Zdążyłam tylko kupić ogromny album, ale do tej pory leży na dnie szafy.
            - Ogromny album? To mamy dać Harry’emu? – zapytał ze zdziwieniem, próbując ukryć lekki niesmak spowodowany moim pomysłem.
            - Nie, to nie o album chodzi, a o to, co w tym albumie ma się znaleźć. Zdjęcia z dzieciństwa, zdjęcia przyjaciół, życzenia świąteczne, rękopisy waszych piosenek no i oczywiście, obowiązkowo, zdjęcia z tras koncertowych i kilka zdjęć z fanami.
            - Teraz to brzmi zdecydowanie lepiej. Tylko, czy zdążymy? I skąd weźmiemy te wszystkie zdjęcia? – zapytał Niall, któremu, na szczęście, pomysł przypadł do gustu.
            - Damy radę. Ty mu podkradniesz jakieś z albumu rodzinnego, ja poszukam czegoś w zbiorach Louisa z waszych koncertów. Do szesnastej powinniśmy się wyrobić.



            - Louis, ile razy mamy ci jeszcze powtórzyć, że prezenty otworzymy dopiero PO kolacji?! – Liam podniósł głos, nie wytrzymując ciągłego narzekania kompana. No proszę, komu nie puściły by nerwy po dwusetnym pytaniu „długo jeszcze”?
            Zaśmiałam się, przynosząc kolejne potrawy na ogromny stół rozstawiony w salonie. Żeby wszyscy na pewno się zmieścili, musieliśmy wynieść kanapę, przestawić szafkę i telewizor. Oczywiście uważnie odpowiadając na kolejne pytania Liama, typu: po co to wszystko, skoro nasi rodzice i tak nie dotrą? Smutna atmosfera panowała w całym domu odkąd dowiedzieli się, że nikt z zaproszonych gości nie dotrze na czas. Ledwo mogłam powstrzymać samą siebie, przed wygadaniem wszystkiego i zepsuciem niespodzianki.
            - Och, przecież to takie głupie! Było otworzyć je z samego rana… - burknął, niczym małe dziecko, które nie dostało upragnionego lizaka.
            - Tradycja, to tradycja, Lou. Nie psuj nam świątecznego nastroju swoją nadpobudliwością – rzuciłam, przez co obraził się jeszcze bardziej.
            Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła szesnasta. Powinni już być, pomyślałam, z niepokojem wyglądając przez okno. Nikogo nie było w zasięgu wzroku, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Przecież obiecali.
            Usiadłam przy stole, przesuwając wzrokiem po twarzach przyjaciół. Choć świąteczny duch nieco się w nich obudził i tak widać było, jak bardzo są zawiedzeni i… samotni? Tak, zdecydowanie samotni. Czuli się źle, gdyż, jak to powiedział Niall, po raz pierwszy będą spędzać święta z daleka od rodziny.
            Przez dobrych kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Każdy wpatrywał się w swoje buty, lub w jakiś niewidzialny punkt na ścianie. W końcu, ku zdziwieniu moich przyjaciół, zadzwonił dzwonek do drzwi. Jednak dali radę. Dziwny ciężar pomału opuszczał moje serce, kojąc zmysły i przynosząc mi niewiarygodną ulgę. Gwałtownie wstałam od stołu, niemal rzucając się w stronę drzwi.
            - Przepraszamy, że tak późno, ale jeszcze nie wszystkie drogi są odśnieżone. – Mama Harry’ego odezwała się pierwsza.
            Ponad piętnaście osób stało u progu drzwi. Cóż, był to bardziej zaskakujący widok, niż mogłam się spodziewać. Miałam głęboką nadzieję, że w domu wystarczy miejsca… no i jedzenia. Z uśmiechem zaprosiłam wszystkich gestem ręki do środka, po kolei witając się z każdym, kto postanowił nas odwiedzić. Z szybkich obserwacji wywnioskowałam, że nie przyjechały tylko cztery osoby – nie było dwóch sióstr i dwóch braci chłopaków.
            - O mój Boże! Przyjechaliście! – krzyknął Harry, który jako pierwszy rzucił się bliskim na powitanie. Po nim, równie zaskoczeni, chłopacy zaczęli wymieniać uściski z naszymi gośćmi.
            - Any pomyślała o wszystkim. Przylecieliśmy już wczoraj, zakwaterowaliśmy się w hotelu niedaleko, żeby nie psuć niespodzianki. – Uśmiechnęła się mama Liama, która najwidoczniej nie miała zamiaru puścić swojego syna już do końca wieczoru.
            - Skoro jesteśmy w komplecie…. – zaczęłam, jednak nie dane mi było skończyć.
            - To otwieramy prezenty! – krzyknął zadowolony z siebie Louis.
            Przewróciłam oczami, tłumiąc wybuch śmiechu.



            - Hej, Any? Mogę cię na chwilę prosić? – szepnął Niall, pokazując ręką kuchnię.
            Ściągnęłam brwi, zastanawiając się, co takiego chciał mi powiedzieć bądź pokazać, jednak nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl.
            - Przepraszamy na chwilę – rzucił, ciągnąc mnie za sobą za rękę.
            Parsknęłam śmiechem, gdy stanęliśmy tuż pod żyrandolem, do którego doczepiona była gałązka jemioły. Zerknęłam na uśmiechniętego blondyna. Wciąż wpatrywał się w sufit, więc korzystając z okazji odwróciłam się w jego stronę i dałam mu krótkiego całusa. W mgnieniu oka cała jego uwaga skupiona była znów na mojej skromnej osobie. Delikatnie odgarnął kosmyk moich blond włosów za ucho, po czym odwdzięczył się równie słodkim gestem.
            - Any? – Spojrzałam na niego pytająco. – Lubię placki. – Uśmiechnął się szeroko.
            - Lubi… Lubisz p… Ach! -  zaśmiałam się głośno, przypominając sobie hasło, które według naszego drogiego Stylesa miało znaczyć „chodź się całować”. – Zdecydowanie lubię placki – powtórzyłam, przybliżając się nieco.
            Nagle, speszony, spojrzał w swoje buty, odsuwając się lekko. Nieco zmieszana, skrzywiłam się jednoznacznie.
            - Nie dałem ci jeszcze prezentu – powiedział cicho, sięgając do kieszeni. Wyciągnął z niej niewielkie, czerwone pudełeczko, które delikatnie otworzył.
            Spojrzałam zdziwiona na srebrny łańcuszek. Na środku dostrzegłam zawieszkę – srebrny, podłużny pasek, na którym wygrawerowane było jedno słowo...
            Forever.
            Delikatnie odwrócił mnie do siebie plecami, odgarnął włosy na bok i bez zbędnych słów, po prostu zapiął go na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszeptałam tylko krótkie „dziękuję”. Poczułam, jakby ten zegarek, który dałam mu kilkanaście minut wcześniej w tym momencie nie znaczył zupełnie nic.
            Aby podziękować – oraz w pewnym sensie przeprosić za mój słabo dobrany prezent – po raz kolejny złączyłam nasze usta w pocałunku, tym razem długim, tak wiele znaczącym dla nas obojga. Po raz kolejny potrafił sprawić, bym zapomniała o całym bożym świecie.
            - Ekhm, Aniall? – Usłyszeliśmy za sobą głos Harry’ego, który oczywiście musiał przerwać tak miłą dla nas chwilę. Zaśmiałam się cicho, słysząc skrót naszych imion, który tak często teraz spotyka się w gazetach. – Chciałem wam tylko podziękować za album. To chyba najlepszy prezent, jaki w życiu dostałem.
            Styles opuścił pomieszczenie równie szybko, co się w nim pojawił. Spojrzeliśmy na siebie z Niallem znacząco, uśmiechając się szeroko. Blondyn nachylił się lekko i szepnął mi do ucha:
            - Forever.
            Idealny akcent na zakończenie tak wspaniałego wieczoru, pomyślałam wdzięczna losowi, że dał mi tak cudowne życie wśród tylu wariatów. 


~*~ 
Hej, miśki :)
Cóż, wyszło jak wyszło. Jest dość krótko, wiem, ale zwięźle i na temat. Przymknijcie oko na te drobne naciąganie wydarzeń. Trochę brakuje mi weny, ale naprawdę nie chciałabym dodawać świątecznego parta na przykład tydzień po świętach. Wiecie, o co chodzi, prawda? :)
Serdeczne podziękowanie dla Patrycji, której prośba o świąteczny rozdział tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam takowy napisać. 
Teraz nie ma co życzyć wesołych świąt, ale zdecydowanie życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku! :*
Pozdrawiam serdecznie!

14 komentarzy:

  1. Uwielbiam Cię i uwielbia twoje opowiadanie.
    One shot jest wprost genialny. !
    Gif z Harrym rozbawia mnie dogłębnie.
    Czekam na rozdział pierwszy księgi II. ; d
    Życzę Tobie również szczęścia w nowym roku i dużo, dużo weny. : )

    OdpowiedzUsuń
  2. mrrr... blog jest świetny !! ;-*
    bd tu zaglądać pewniej i częściej .<3
    masz moje słowo ;)

    zapraszam do mnie . jest 14 chapter .xd http://shadow-really-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to cudowne ;))
    "Forever" <3
    Czekam na coś nowego ;))
    Również życzę żeby ten nowy rok był lepszy od tego ;P
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. ^^ Twoja wena nie wygląda jakby się miała kończyć... Sądząc po opowiadaniu. ;)

    ~Shibushi

    OdpowiedzUsuń
  5. jajjaajjajaja przeczytałam jednak dziś i jestem oczarowana...
    *_* idę marzyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. one shot idealny jak na święta, gdy go czytałam (wcześnie, ale teraz dopiero zostawiam komentarz) wprowadził mnie w świąteczny klimat. mam nadzieję, że niedługo dodasz rozdział pierwszy wg twojej rozpiski powinien pojawić się 22.12.12, więc czekam i czekam :) Zapraszam do mnie:
    only-one-love-one-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej :d zostałaś nominowana Liebster Awards.
    więcej dowiesz się tutaj:
    do http://hope-for-a-better-world.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :) nominowałam Cię do Liebster Award, więcej informacji u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam wszystko to, co piszesz. Jest to idealnie dopracowane, ciekawie i przede wszystkim o 1D!
    Śmieszny One Shot. ;) Czekam jednak na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga http://zapomniane-twarze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam właśnie mówić, że dla mnie powinny być podziękowania, bo wpadłam na pomysł, byś napisała coś świątecznego, ale od razu rzuciło mi się w oczy zdanie ,,Serdeczne podziękowanie dla Patrycji, której prośba o świąteczny rozdział tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam takowy napisać,, więc już nie muszę się upominać. Pomyślałaś o mnie, jak miło ; ) Fajnie, tylko, że czytam to teraz, kiedy rozpoczynają się wakacje hahaha, ale właśnie sobie o tym przypomniałam polecając pewnej osobie Twojego bloga. Lepiej późno niż później ;p @blueberry468

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!