10 czerwca, 2012
„Droga Any,
Przepraszam, że po raz
kolejny tak po prostu zniknęłam, ale tyle się u mnie teraz dzieje, że chyba nie
uwierzysz! Nie bardzo wiedziałam, co powinnam napisać. Zaczynałam ten list
chyba ze dwadzieścia razy. Jak wrócę, pokażę Ci poprzednie wersje – są przezabawne. Wiem, że to trochę staromodne, by zamiast wykonać prosty telefon, pisać list. W ten sposób jednak było mi łatwiej szybko wszystko wyjaśnić. Tak, Ann, szczegółów jest dużo – nie wściekaj się, że będziesz musiała na nie czekać aż tydzień.
Nie jestem pewna, czy to
aby dobry pomysł, ale zacznę od tych najgorszych wieści, które być może już do
Ciebie dotarły. Aria nie żyje. Miała wypadek samochodowy ponad miesiąc temu.
Tak, wiem. Właśnie mnie przeklinasz w myślach, że mówię Ci o tym dopiero teraz.
Wybacz, jakoś do niedawna nie mogłam w to uwierzyć. Dzisiaj jest jej pogrzeb.
Chyba w końcu będę musiała się z tym pogodzić. Cóż, to raczej nie jest zbyt
dobry temat na rozpoczęcie listu, jednak musiałam to napisać, póki miałam choć
trochę odwagi.
Za tydzień wracamy do
Londynu. Moją mamę w końcu wypuścili ze szpitala! Oczywiście wraca razem z
nami. Widzisz? Miałam rację! To znaczy – może i moi rodzice jeszcze się nie
zeszli, ale to już coś, że mama zamieszka w naszym domu. Właśnie, oto kolejna
sprawa, którą muszę szybko wyjaśnić. Mam nadzieję, że nie będzie Ci przykro – prawdopodobnie znów wprowadzę się do rodziców. Wiesz, chciałabym poczuć się
jak za dawnych czasów.
Pozdrawiam Cię
najserdeczniej jak tylko mogę, wysyłam całusy i uściski ode mnie i od
moich rodziców – głównie od mamy, która w kółko powtarza, że dawno z Tobą nie rozmawiała, dlatego szykuj się na spotkanie z nami, jak tylko wrócimy do
Londynu.
Trzymaj się,
Marisol”
Przeczytałam
moje bazgroły po raz tysięczny tego dnia, po czym złożyłam kartkę i w końcu
włożyłam ją do koperty. Znowu tyle czasu zwlekałam z napisaniem listu. Mam nadzieję, że Any w ogóle będzie chciała go przeczytać, pomyślałam. No cóż, był zdecydowanie dłuższy niż ten, który wysłałam jej po mojej pierwszej ucieczce.
Westchnęłam ciężko, chowając kremową kopertę do podręcznej, skórzanej torebki.
Powoli
ruszyłam długim, hotelowym korytarzem, zatrzymując się przy nie grzeszącym
rozmiarem, zdobionym lustrze. Trzymałam się dużo lepiej niż sądziłam. Gdy wcześniej spoglądałam w swoje odbicie widziałam tylko zdołowaną
nastolatkę z pustym wzrokiem i grymasem na twarzy. Do tej pory moje oczy
nabrały dawnego blasku tajemnicy, a poza tym – wreszcie zaczęłam się uśmiechać.
Bo dlaczego miałabym marnować kolejne cenne dni na smutki i zmartwienia?
Lekki
uśmiech zszedł jednak z mojej twarzy równie szybko, jak się na niej pojawił.
Niczym grom z jasnego nieba uderzyła mnie myśl o pogrzebie, który miał odbyć
się za parę godzin. Bez namysłu odwróciłam się w stronę pokoju mamy. Na
szczęście nim rzuciłam się do biegu przypomniałam sobie, że ona wciąż
bezpiecznie spędzała czas w wygodnym, hotelowym łóżku. Wcześniej miała tak
niespokojny sen… Dręczyły ją koszmary. Dręczyła ją Aria. Cieszyliśmy się z
tatą, że w końcu w spokoju mogła odpocząć.
Przystanęłam
więc w pół kroku, wzrok kierując na niewielką, pozłacaną wazę, która stała w
kącie korytarza na stoliku. Moje myśli znów rzuciły się w swój własny tok,
własny wir, którego nie potrafiłam zatrzymać. Beztroska wersja mnie zniknęła
prędzej niż mogłam się spodziewać, a cały zapas radości i siły, która była
potrzebna do pokazywania całemu światu dziennej porcji słodkiego uśmiechu
całkowicie ze mnie uleciał.
Dlaczego
życie od początku się na mnie uwzięło? Drwiło przy każdym moim ważniejszym
kroku. Zmusiło mnie do tak wczesnego wkroczenia w dorosłość. W dodatku skopało
leżącego, posyłając niewidomą matkę do szpitala psychiatrycznego.
„Historia
rodem z horroru” – powiedział kiedyś mój domniemany chłopak. „Nie, to tylko
moje życie” – odpowiedziałam wtedy bez namysłu.
Choć
minęło kilka lat sytuacja wcale się nie zmieniła. Wreszcie miałam okazję
odbudować relacje z rodzicielką. Nadrobić wszystkie stracone lata. Cieszyłam
się na wieść o tym, że mają zamiar w końcu wypuścić mamę ze szpitala, by
później w kółko zadawać sobie to samo pytanie: „co z tego, że ją wypuścili,
skoro ona i tak wciąż zachowywała się, jakbyśmy z tatą byli tylko nędznym złudzeniem, na które
nie ma sensu marnować czasu?” Przez śmierć Arii stała się nam jeszcze bardziej
obca. A ponoć ból zbliża ludzi, a nie ich dzieli…
Próbowaliśmy
rozgrywać wszystko tak, jakby to było normalne. W pewnym sensie było, bo
przecież ktoś, kto niedawno stracił kogoś bliskiego nie będzie nagle skakał z
radości, nie będzie cieszył się życiem. Ale czy jeden, słaby uśmiech przekazany
mimochodem własnej córce, z którą nie miało się okazji spotkać przez kilka
ostatnich lat byłby czymś złym?
-
Przepraszam? – zapytała jedna ze sprzątaczek, która wałęsała się po korytarzu
od dłuższej chwili. Niższa ode mnie niemal o głowę blondynka z ogromnymi,
brązowymi oczami, które wlepione były w moją osobę na sto procent nie pochodziła
z Wielkiej Brytanii. Miała zbyt wyrazisty, mocny akcent. – Czy coś się stało? –
Spojrzała na mnie z dziwną troską, która w pewnym sensie była nie na miejscu,
jednak była również czymś, czego mi tak bardzo brakowało.
Posłałam
jej delikatny uśmiech i schyliłam się, by poprawić sznurówki moich adidasów.
Próbowałam zachować się normalnie, jak zwyczajna nastolatka, która przez kilka
sekund… po prostu utraciła kontakt ze światem. Zdarza się, prawda?, pomyślałam.
Z gracją podniosłam się z powrotem, obdarowując ją pełnym wdzięczności
spojrzeniem.
-
Jak najbardziej, dziękuję – rzuciłam, prześlizgując się obok niej. Nie miałam ochoty
na dłuższą pogawędkę, która polegałaby na zanudzaniu obcego człowieka moimi
ogromnymi problemami rodem z amerykańskiego dramatu.
Stanęłam tuż obok mamy, łapiąc ją za rękę i ściskając delikatnie. Nie odwzajemniła gestu. Zerknęłam na tatę, który tylko delikatnie pokręcił głową. Wiedziałam, o czym myślał i zgadzałam się z nim w stu procentach. Miałam świadomość tego, jak wiele czasu prawdopodobnie minie, nim wszystko zacznie wracać do normy.
Stanęłam tuż obok mamy, łapiąc ją za rękę i ściskając delikatnie. Nie odwzajemniła gestu. Zerknęłam na tatę, który tylko delikatnie pokręcił głową. Wiedziałam, o czym myślał i zgadzałam się z nim w stu procentach. Miałam świadomość tego, jak wiele czasu prawdopodobnie minie, nim wszystko zacznie wracać do normy.
- Ile osób przyszło? – zapytała
znienacka.
Rozejrzałam się dookoła. Jednym
spojrzeniem objęłam grupkę osób stojących naprzeciw miejsca spoczynku Arii. To
nie były wieści, jakie chciałam przekazać mamie. Miała ogromną nadzieję, że jej
siostrę pożegna więcej niż te siedem osób, które najprawdopodobniej nie
przyszły nawet z własnej woli. Przez głowę przeszła mi jedna myśl: nie mów
prawdy. Niestety równie szybko, jak się pojawił, pomysł zniknął. Karcący wzrok
ojca załatwił całą sprawę. Położył delikatnie dłoń na ramieniu ukochanej i
powiedział kojącym głosem:
- Niestety, ale niewiele. Licząc
również nas, to jest zaledwie dziesięć osób. Przykro mi.
Po moich plecach przeszedł niemiły
dreszcz. Była to reakcja na szloch mojej mamy, która omal nie osunęłaby się na
ziemię, gdyby nie silne ramiona ojca. Podrapałam się po głowie, zastanawiając
się co powiedzieć, co zrobić, by było choć trochę lepiej. Niestety nic
stosownego nie przyszło mi do głowy.
Zaczęłam się zastanawiać, czy mama
mówiła prawdę o popularności cioci w szkole. Skoro miała tylu przyjaciół,
którzy ponoć skoczyliby za nią w ogień… Gdzie wszyscy byli, gdy odeszła? Nikt
nie przyszedł się pożegnać. Nikogo nie obchodziła Aria Palacios. Liceum
skończyło się dawno temu i poszło w niepamięć.
Pogładziłam dłonią czarną sukienkę,
strzepując niewidzialny pyłek. Drugą ręką ścisnęłam mocniej łodyżki kwiatów,
które już za chwilę miały wylądować na ciemnym, granitowym nagrobku mojej
macochy. Chwilę później klęczałam tuż obok, układając bukiet na środku
granitowej płyty. Podniosłam wzrok na zdjęcie Arii. Gdy zerknęłam w jej oczy,
coś zakuło mnie w sercu. Czułam się okropnie. Okropnie winna. Zupełnie, jakby
zmarła przeze mnie. A to przecież było niedorzeczne…
- Wiem, że między nami nie zawsze
się układało – szepnęłam drżącym głosem. – Wiem również, że nie układało się
głównie z mojej winy. I za to właśnie chciałam cię przeprosić.
Nie powiedziałam nic więcej. Głos po
prostu ugrzązł mi w gardle.
~*~
Hej!
Na samym początku chciałabym przeprosić
za to, że piszę tak późno. Ostatnio nie mam jakoś chęci na pisanie tego
opowiadania. Nawet przeszło mi przez myśl: dlaczego nie zakończyłam go na dobre
po pierwszej księdze? Boję się, że teraz zawalę, bo jak nie ma się weny i
pomysłu, to wychodzą straszne gnioty… Ale postaram się znów odnaleźć to… to
coś.
Tymczasem – taki króciutki rozdzialik,
który wyjaśnia mniej więcej zniknięcie Marisol. Postaram się, by następny był
dłuższy i bardziej sensowny.
Pozdrawiam serdecznie!
PS: Nie gniewajcie się, że nie komentuję
Waszych nowości. Zazwyczaj po prostu brakuje mi już czasu. Ledwo nadążam : ) W
większości wszystko czytam, tylko z komentowaniem jestem troszkę do tyłu.
Mnie tam rozdział się podoba, chociaż krótki i jak już wcześniej kilka razy wspomniałam - nie przemawia do mnie postać Marisol. Nie lubię jej i tyle. Natomiast wciąż piszesz świetnie i jeśli nawet nie masz chęci na kontynuowanie tego opowiadania, zawsze możesz zacząć nowe, bo w sumie to już zakończyłaś pierwszą księgą. Zauważyłam dwa błędy, mianowicie na początku w liście nie "z dwadzieścia razy" ale "ze dwadzieścia razy". Nie uważam tego za okropny błąd, lecz moja nauczycielka zawsze mnie o takie błahostki goni. I jeszcze powtarza się przymiotnik "granitowy" w ostatnim akapicie. Przeczytasz jeszcze raz, to sama zauważysz :D. Czego nie mogę się doczekać? Harry'ego i Ines! Proszę, dawaj ich tu szybko! Całuski.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z osoba w pierwszym komentarzu. Nie lubie tej bohaterki i tego watku. Jakos nie przemawia do mnie ta dziewczyna. Przez brak naszej parki podsycilas jeszcze bardziej moja ochote na nich ;)
OdpowiedzUsuńWybacz ze bez polskich znakow ale jestem nartach i za jedyny srodek komunikacji sluzy mi telefon
Pozdrawiam Cie cieplutko! ;)
Jest dobrze, pisz dalej ^^
OdpowiedzUsuńTylko czekałam aż coś dodasz i jest doczekałam się.
OdpowiedzUsuńhttp://we-are-infinitely.blogspot.com/
Pisz,pisz :D
OdpowiedzUsuńPociągnij tego bloga dalej :d jestem ciekawa jak będzie dalej:d fajnie piszesz:D
OdpowiedzUsuńHeii :) Fajny blog zapraszam do siebie i do obserwowania:)
OdpowiedzUsuńChyba się odwdzięczę bo masz bardzo, bardzo, bardzo (...) fajnego bloga !!!
franki13.blogspot.com
Może zostaniesz na dłużej ?
+ Zrobiłabyś mi nagłówek ??
taaak długo czekałam , myślałam że już nigdy nic niie napiszesz ;C
OdpowiedzUsuńMarisol wróciła. Tak jak obiecałaś. Nie sądziłam, że tak ciężko przeżyje śmierć Arii. Przeżyje śmierć, brzmi dziwnie, prawda? A może to ja jestem niepoprawna. Tak, to pewnie ja.
OdpowiedzUsuńWyjaśniłaś zniknięcie dziewczyny i co będzie dalej? Marisol teraz będzie już wpadać tylko w odwiedziny do An?
Bo przecież jej nie zostawisz, prawda? No. Ona jest w ciąży. Więc nie możesz jej zostawić no. Tak myślę.
Mai ♥