14 września 2012

Rozdział XII: Goń się


Harry
Gdybyśmy żyli w świecie, w którym zabijanie wzrokiem jest możliwe, już dawno bym nie żył.
Moi przyjaciele od jakiegoś czasu non stop atakowali mnie spojrzeniami, jakby próbowali mnie w ten sposób ukarać. W pewnej chwili wydawało mi się, że po prostu urządzili sobie z nudów jakiś konkurs: kto dłużej nie spuści ze mnie wzroku albo kto włoży w to więcej nienawiści i żalu. Nie wiedziałem, czy naprawdę nie widzą, jaką robią mi tym przykrość, czy zwyczajnie w ogóle ich to nie obchodziło, dlatego pomału zaczynało mnie to martwić. Zacząłem się zastanawiać, co zrobić, aby na nowo zaskarbić sobie ich sympatię?
Na szczęście Zayn wciąż pozostawał spokojnym sobą, który jak zwykle zajmował się swoim życiem oraz swoimi problemami, i jako jedyny nie opowiedział się po żadnej ze stron, dlatego raz na jakiś czas zamienialiśmy ze sobą kilka zdań. Dzięki temu jeszcze nie oszalałem, więc byłem mu za to cholernie wdzięczny. W końcu gdyby wszyscy przyjaciele odwrócili się do mnie plecami, równie dobrze mógłbym w ogóle przestać oddychać.
Po kolejnej krótkiej wymianie zdań z Zaynem i następnym milionie ostrych spojrzeń Liama, wyszedłem z kuchni i skierowałem się prosto do swojego pokoju. Po drodze minąłem Louisa, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Aż przystanąłem na schodach, wodząc za nim wzrokiem. Zignorował mnie... Przeszedł z fazy zabijania Stylesa w myślach na tysiąc sposobów, do udawania, że nie istnieję. To zabolało dwa razy bardziej, więc spuściłem głowę i hamując wybuch emocji, zacząłem wspinać się po schodach.
Wczorajszy wieczór spędziłem w barze, tak samo jak przedwczorajszy. I jeszcze jeden wcześniej. Sączyłem drinki jeden za drugim, aż w końcu w głowie pojawiła się upragniona pustka i problemy same znikały. Byłem świadom, że jest to najgorszy z możliwych sposobów na pokonanie problemów, na ucieczkę od rzeczywistości, ale... jakoś szczególnie mnie to nie obchodziło. Wciąż byłem młody, ludzie wokół cały czas gadali, że mam prawo do popełniania błędów, więc czemu by tego nie wykorzystać na swoją korzyść?
Niestety, ale przeceniłem własne siły i po kilku dniach nieustannych imprez kompletnie opadłem z sił. Gdybym nie miał tego problemu, zapewne byłbym teraz w drodze do kolejnego klubu. Tymczasem snułem się właśnie korytarzem Tomlinsonów, gdy znienacka ktoś z rozmachem otworzył na oścież drzwi jednego z pokojów. Z impetem wleciałem w drewnianą przeszkodę, odbijając się od niej na dobry metr. Oszołomiony potarłem czoło, nie bardzo wiedząc, co się właściwie stało. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że najzwyczajniej w świecie dostałem drzwiami od Horana, który teraz tylko beształ mnie wzrokiem, jakby to moje ciało było przeszkodą dla niego. Złapałem się za bolące żebra. Jakim cudem zdołałem wbić sobie w nie łokieć?
- Znalazłbyś sobie lepsze zajęcie, niż maltretowanie ludzi drzwiami. To naprawdę bolało - jęknąłem, nie przestając masować brzucha i jego okolic.
- Mam lepsze zajęcia i... nie, żeby coś, ale zasłużyłeś - odrzucił, przewracając oczami.
Był w niebywale dobrym nastroju. Niemalże podskakiwał w miejscu przez dobrą energię. Choć przyznam, że słowa wypowiedział dość sztywno, ale robił tak od kilku dni, więc jakoś szczególnie mnie to nie zaskoczyło. Chyba pomału się do tego przyzwyczajałem.
Miałem przyjemność spędzać z Niallem większość czasu wolnego, kiedy byliśmy w trasie. Zdążyłem go poznać. Bardzo dobrze poznać, prawie jak brata. Mimo tego wszystkiego, co działo się ostatnio, nasza więź za bardzo nie ucierpiała... Przynajmniej nie ucierpiała AŻ TAK, jak na przykład moje relacje z Louisem. Gdyby jeszcze osoba, która wybaczała dosłownie wszystkiemu co się rusza, nie wybaczyła mi... chyba bym się załamał.
- Co się tak cieszysz? - zapytałem, wciąż rozmasowując guza na czole. Jak będę miał tam siniaka, to zafunduję jednego Niallowi, żeby się nie wyróżniać, obiecałem sobie w myślach.
- Idę spotkać się z Any, jakiś problem? - rzucił, powracając do oschłego tonu.
Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Ale ten ból raczej nie był spowodowany bliskim kontaktem z drzwiami. Zerknąłem na Horana, który opierał się o ścianę z dumnie wypiętą piersią. Skrzywiłem się, kiedy wyobraziłem sobie Anyę w jego objęciach. Uśmiechniętą, radosną i szczęśliwą, jak nigdy dotąd. Jak nigdy dotąd ze mną. Czy Any mogła tak szybko zakochać się w innym? Zaraz... Czy ja byłem zazdrosny?!
Nim zdążyłem ugryźć się w język, wypaliłem na jednym tchu:
- Lepiej dobrze się zastanów, nim powiesz jej, co czujesz. Ktoś taki jak ty może nie mieć u niej najmniejszych szans.
Chłopak obrzucił mnie złowrogim spojrzeniem. Gołym okiem dało się zauważyć, że wewnątrz niego wszystko się gotowało. Przygryzł usta, by nie wykrzyczeć mi w twarz przekleństw, które zapewne kłębiły się teraz w jego myślach. Przymrużył oczy i bez zbędnych słów przemknął obok mnie, mocno trącając mnie barkiem. Poczułem, że się rumienię. Wstydziłem się tego, co przed chwilą powiedziałem. Czy ja właśnie zasugerowałem, że Niall, nasz delikatny, uczuciowy i opiekuńczy Niall, nie jest dość dobry dla Anyi? Nigdy nawet nie przeszło mi to przez myśl! Byłby milion razy lepszym chłopakiem, niż byłem ja...
- Niall, stary, przepraszam. Ja... - zacząłem, ale on nawet się nie odwracając, syknął gniewnie:
- Goń się.
Stałem tam jeszcze przez krótką chwilę, kompletnie osłupiały i zaskoczony swoim zachowaniem. Stwierdziłem, że to właśnie ten czas, w którym powinienem udać się do psychologa, nim odepchnę od siebie całą resztę świata. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo dlaczego.
Gdy Niall zniknął gdzieś na dole schodów, ostrożnie podszedłem do barierki i wyjrzałem na dół. W salonie, który służył nam za pokój przejściowy, siedziała Anya. Oglądała jakiś serial, najwidoczniej w ogóle nie świadoma tego, że Niall właśnie z hukiem zatrzaskuje za sobą drzwi wejściowe. Wyszedł, choć jeszcze przed chwilą mówił, że ma się z nią spotkać. Cholera.
Miałem tylko ogromną nadzieję, że nie uciekł przeze mnie. Że nie wziął do siebie moich durnych słów. Plułem sobie w brodę, że nie powstrzymałem się jakoś wcześniej przed ich wypowiedzeniem. Impulsywność - to chyba jedna z moich najgorszych cech. Na liście wad zaraz po niej znajdował się jeszcze brak logiki działania i wrogie nastawienie do ludzi. Najbardziej bolało mnie, że tą wrogość czasem przelewałem na swoich przyjaciół. Obrywało im się za moje porażki, po których wiecznie chodziłem wściekły jak osa.
Boże, Harry, jesteś kompletnym idiotą.
- Muszę to zmienić - szepnąłem do siebie bezwiednie. Myśl po prostu wypłynęła z moich ust, jakby wcale nie mógł jej kontrolować. Jak zwykle zresztą, najpierw gadam cholerne bzdury, żeby po całej sprawie dopiero przygryzać język do krwi.
- Co musisz zmienić?
Usłyszałem za sobą głos Louisa. Podskoczyłem w miejscu, przerażony pojawieniem się przyjaciela. Gwałtownie się odwróciłem. Byłem zmieszany, ale jakoś... tak dziwnie szczęśliwy, że to właśnie on usłyszał, co powiedziałem. Gdy spłynęły ze mnie początkowe emocje, nie odpowiadając na poprzednie pytanie, po prostu rzuciłem się mu na szyję, niczym małe dziecko, które nie widziało swojego najlepszego wujka od lat.
Kiedyś potrafiliśmy się przytulić bez żadnego powodu, ot tak, bo właśnie w ten sposób działały nasze relacje. I nie było dziwnie czy głupio. Było normalnie. Teraz brakowało mi moich przyjaciół, brakowało mi ich bliskości.
Jednak to chyba nie działało w dwie strony, bo Louis stał sztywno, nie ruszając się nawet o milimetr. Zupełnie jakby zmienił się w marmurową figurę, którą ja próbowałem ożywić przez ten idiotyczny gest. Już miałem się odsunąć, dać mu w spokoju odejść i zająć się sobą, kiedy jego ręce powędrowały na moje plecy. Poklepał mnie po nich kilkakrotnie, kiedy wtuliłem się w jego ramię. Może dotarło do niego, jak fatalnie się czuję ze wszystkim, co do tej pory zrobiłem. Może zrozumiał, że żałowałem. Bo naprawdę żałowałem. I chciałem się zmienić. Jak najszybciej, żeby przestać ranić ludzi dookoła i przy okazji siebie, rykoszetami.
- Tommo, przepraszam - powiedziałem szybko. Nie wiedziałem, co dodać, żeby zrozumiał. Ale Louis, to Louis. Nawet nie potrzebował konkretnych słów, formułek. On... tak po prostu wiedział.
Odsunął mnie na długość swoich ramion i bezceremonialnie spojrzał w moje oczy. Z przyzwyczajenia miałem ochotę uciec wzrokiem, ale zmusiłem się do kontaktu.
- Wybaczam - rzucił tylko, a ja z wrażenia miałem ochotę skoczyć pod sam sufit.

Niall
Zatrzasnąłem drzwi frontowe i podszedłem do samochodu Liama. Chłopak pożyczył mi go na czas nieokreślony. W końcu to dzisiaj miałem zabrać Anyę w jakieś cudowne, niezapomniane miejsce i powiedzieć jej wreszcie, co czuję. Wydawało mi się, że wiem, co robię. Podjąłem decyzję. Chciałem, by ten dzień był wspaniały, by zapadł nam w pamięć... na zawsze. Zawsze... to bardzo długo, ale ja miałem plan. Byłem pewny, że się uda.
Wystarczyło, że tylko spotkałem Stylesa, a wszystko z marszu posypało się w drobny mak. Czy za każdym razem, kiedy widzi, że na czymś mi tak cholernie zależy, musi się wtrącać? W końcu nadejdzie taki dzień, w którym nie wytrzymam i uciszę go na dłużej. Bo pomału zaczynałem mieć go dosyć. Zasiał w mojej głowie jakieś dziwne myśli - że nie dam rady, że nie powinienem próbować, że wszystko popsuję. Idiota.
Co, jeżeli miał rację? Może rzeczywiście powinienem się nad tym zastanowić. Przecież istniała wciąż ta przeogromna szansa, że Anya mnie wyśmieje. Ans pewnie wciąż uważa mnie tylko za przyjaciela. Może nie będzie chciała przekroczyć tej granicy, a ja przecież jej do tego nie zmuszę. Możliwe, że nie będzie chciała psuć tego, na co pracowaliśmy odkąd się poznaliśmy. I w pewnym sensie ją rozumiałem.
Ale ja chciałem zaryzykować.
Dla niej było warto.

*

Minęły dopiero dwa dni odkąd wprowadziliśmy się z chłopakami do Tomlinsonów. W tym czasie zdążyłem podjąć naprawdę wiele błahych tematów z siostrą Louisa, często kompletnie bezsensownych. Nie potrafiłem przeprowadzić jakiejś konkretnej konwersacji, bo za każdym razem gdy próbowałem... po prostu zacinałem się w środku zdania. I znów musiałem błaznować, żeby nie wyjść na kompletnego idiotę, który nie potrafi sklecić kilku słów. Wolałem, żeby miała mnie za kogoś zabawnego, niż za życiowego nieudacznika. Cóż mogłem poradzić... Onieśmielała mnie swoją obecnością i swoim wyglądem. Była tak inna, niż wszystkie kobiety, które poznałem do tej pory. 
Ubrałem płaszcz i wyszedłem na dwór. Chciałem przewietrzyć umysł i poukładać w głowie wszystkie myśli oraz, przy okazji, zwiedzić najbliższe okolice. Już miałem zatrzasnąć za sobą drzwi frontowe, gdy znienacka wyłoniła się zza nich drobna postać Anyi. Jej burza złotych loków była mocno targana przez wiatr, który tylko przybierał na sile. Była ubrana w dresową bluzę, a o ile dobrze mi się zdawało, była to bluza Louisa (w głowie pojawiła się wizja, w której Any nosi MOJĄ bluzę, co mnie trochę zawstydziło), długie jasne spodnie i czarne trampki. Po jej zniesmaczonej minie łatwo mogłem zauważyć, że pogoda wcale nie przypadła jej do gustu.
- Nie pogniewasz się jeżeli pójdę z tobą? Muszę wpaść do sklepu. Jak mieszkałam tylko z Louisem zapasów zawsze starczało na dłużej. - Zaśmiała się, próbując odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy. 
- Ciężkie zadanie... wykarmić szóstkę facetów. - Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Spojrzała na mnie zdziwiona. Pewnie właśnie myślała, że olałem podstawówkę i przez to nie potrafię liczyć, więc szybko dokończyłem dowcip, by nie wypaść na debila. - Wiesz, jem za dwoje.
Jej perlistego śmiechu nie potrafiłem do niczego porównać. Był tak cudowny, lekki. Był muzyką dla moich uszu. Muzyką, jakiej do tej pory nie znałem. Uśmiechnąłem się lekko. Potrafiłem ją rozbawić, co bardzo mi się podobało. Może rzeczywiście lepiej było rozmawiać o błahostkach, dopóki sama nie narzuci ciekawszego tematu. Po co się wychylać...
- Wreszcie cokolwiek mi o sobie powiedziałeś. Wiesz, przy pierwszym spotkaniu wydawałeś się być najbardziej otwarty z nich wszystkich, a tu takie zaskoczenie. Tak naprawdę prawie nic nie mówisz - powiedziała spokojnie, ruszając w stronę głównej uliczki.
- Może czekałem na odpowiednią chwilę? - zapytałem, idąc za nią. - Tajnych informacji nie ujawnia się byle komu. Trzeba zapracować na zaufanie - powiedziałem, śmiejąc się. Zawtórowała mi, schodząc z chodnika i kierując się w stronę jakiejś drużki, prowadzącej w stronę lasu.
Zdążyłem już zauważyć, że mieszkamy w jednej z najspokojniejszych dzielnic na obrzeżach Londynu. Rzadko kiedy można było zobaczyć tu jadące samochody. Ludzie w pobliżu najchętniej spędzali czas na placu zabaw lub w parku, oddalonym o kilkadziesiąt metrów stąd, dlatego ich również ciężko było spotkać na ulicy.
- Gdzie idziesz? - zapytałem, przystając w miejscu. Nie bardzo miałem ochotę przedzierać się przez chaszcze w lesie. Wolałem już trzymać się głównej drogi.
- Pójdziemy skrótem, nie naokoło. Będzie szybciej, później zostawię cię w spokoju. - Uśmiechnęła się, odwracając w moją stronę. - Nie bój się, nie zjem cię. - Poczekała, aż zrównam z nią krok, po czym już normalnym tempem ruszyła przed siebie.
- Wiesz, nie znam cię długo, ale naprawdę cię polubiłam. Dlatego chciałabym wiedzieć o tobie więcej. Opowiesz mi coś? - poprosiła.
No proszę. Wystarczyło poczekać, aż sama zapyta i nagle opowiadanie o sobie stało się dużo prostsze. Nie zastanawiając się nad niczym, zacząłem mówić o podstawowych informacjach na swój temat. Zacząłem od tego, gdzie mieszkałem, dodałem coś o swoich rodzicach i bracie, przeszedłem zgrabnie do czasu, w którym dostałem się do X-Factora, odpowiedziałem na kilka dodatkowych pytań, a za ten cały czas, zdążyliśmy już dojść do głównej ulicy. Machinalnie zakryłem głowę kapturem, na co dziewczyna tylko się lekko uśmiechnęła.
- Wiesz, chłopacy są moimi najlepszymi przyjaciółmi i kocham ich, jak braci. Nie wiem, co bym bez nich zrobił. Czasem wstaję rano z myślą, że po raz kolejny powinienem podziękować jury za to, że mnie z nimi poznali. Że dali nam szansę stworzyć coś pięknego - kontynuowałem.
- Coś tak pięknego... - powtórzyła chyba trochę bezwiednie, po czym cicho się zaśmiała. Uśmiechnąłem się szeroko i wypaliłem:
- Mam nadzieję, że teraz zdobędę kolejnego, cudownego przyjaciela. Bardziej precyzując, mam na myśli piękną, złotowłosą przyjaciółkę.
Zarumieniła się lekko, co tylko dodało jej uroku, po czym odwzajemniła uśmiech. Otworzyłem przed nią drzwi sklepowe, za co podziękowała skinieniem głowy.

*

Od tamtej pory nie lubiliśmy się rozstawać. Po tym jak zaniosłem jej zakupy do domu, razem poszliśmy na ,,wycieczkę krajoznawczą''. Jako że ona znała każdy najciekawszy zakątek tej okolicy, była moim przewodnikiem. Pięknym, cudownym i zabawnym przewodnikiem, z którego nie lubiłem spuszczać wzroku. Zresztą, to zawsze był jeden z moich dziwnych nawyków. Z rozmówcą utrzymywałem kontakt wzrokowy, choćby nie wiem co. Dlatego najczęściej kiedy kontaktu zabraknie, to ci, którzy mnie dobrze znają od razu wiedzą, że coś jest nie tak. Wkurzające i przydatne za razem.
Ruszyłem z podjazdu i wyjechałem z wąskich uliczek osiedla. Zastanawiałem się, co mogę zrobić, gdzie się udać. Potrzebowałem takiego miejsca, w którym łatwo zagłuszyłbym ból i dziwne wyrzuty sumienia. Pomyślałem o klubie, o którym niedawno opowiadał mi Malik. Podobno wbrew pozorom był całkiem przyjaznym miejscem. Black Rose oddalony o jakieś trzy kilometry, co wcale nie było dużą odległością, w nocy klub, za dnia zwykła kawiarnia. Bez wahania skierowałem się w tamtą stronę.
Oczywiście nie obeszło się bez korków na główniejszych ulicach. Tak to jest, kiedy o godzinie osiemnastej próbujesz się gdziekolwiek przedostać. Z każdą kolejną minutą byłem coraz bardziej przybity. Po mojej głowie wciąż chodziły dziwne, raniące mnie myśli i wyobrażenia. Uwierzyłem w to, co powiedział Harry. Teraz nie potrafiłem się sprzeciwić tym kilku słowom „ktoś taki, jak ty, może nie mieć szans”. To przecież było jasne, że nie miałem szans. Jak mogłem w ogóle pomyśleć o wyznaniu jej miłości?
Zdenerwowany uderzyłem otwartą dłonią o kierownicę. Powtórzyłem to kilkakrotnie, tyle że dużo mocniej. Położyłem bolącą mnie już głowę na oparciu siedzenia i kątem oka zerknąłem na czerwone wnętrze dłoni. Zacisnąłem ją w pięść i przymrużyłem oczy. Ból fizyczny wcale nie zagłuszał bólu psychicznego. A wręcz przeciwnie, potęgował go przez to, że czułem się słaby. Samochody wreszcie ruszyły, korek się odblokował, a reszta drogi do Black Rose minęła szybciej, niż mogłem przypuszczać.
Nie byłem zwolennikiem „zapijania” swoich problemów, jednak od jednego drinka przecież nic nie mogło się stać. Dlatego zamknąwszy samochód, pewnym krokiem wszedłem do klubu. Atmosfera rzeczywiście wydawała się być w miarę... czysta. O tak wczesnej porze mało kto odwiedzał takie miejsca. Najwyraźniej Black Rose był bardziej znany jako klub, niż kawiarnia, skoro obecnie ruch był aż tak słaby. Zlustrowałem wzrokiem prawie puste stoliki. Przejechałem nim po czerwonych ścianach, skórzanych, czarnych fotelach i kanapach. Zerknąłem na scenę, na której zapewne wieczorami odbywały się występy na żywo. Stwierdziłem, że w takim miejscu nie ma sensu się ukrywać, dlatego zdjąłem bluzę, okulary i podszedłem do baru.
Gdy w końcu zatopiłem usta w alkoholu, o dziwo, wcale nie poczułem się lepiej. To tylko spotęgowało mój gniew i spowodowało, że próbowałem szczęścia w kolejnym. Może któryś w końcu zagłuszy pustkę i ból w sercu?
Cieszyłem się w głębi duszy, że barman nie należał do tych, którzy nie mając nic do roboty, wysłuchują smutnych, szalonych lub pełnych grozy opowieści swoich klientów. Przynajmniej mogłem w spokoju pomyśleć. Albo w spokoju przestać myśleć tuż po czwartym drinku. Fart, czy raczej pech, że od zawsze miałem słabą głowę?
Ignorując zawroty głowy i dziwny ból gardła, poprosiłem śmiesznego, grubiutkiego faceta, który chyba właśnie zaczął swoją zmianę, o kolejnego drinka. Mężczyzna zmierzył mnie badawczo wzrokiem i zaczął wykonywać moje zamówienie.
- Wie pan, ma pan całkiem fajną łysinkę - mruknąłem, próbując otworzyć szerzej oczy. Barman odburknął coś tylko pod nosem i bez słowa podał mi trunek. Zaśmiałem się cicho, wyobrażają sobie siebie w jego wieku.
Wstałem z wysokiego stołka, by chwiejnym krokiem dojść do najbliższej sofy. Opadłem  na nią ociężale, wylewając kilka łyków drinku na nogawkę spodni. Przekląłem pod nosem i zacząłem gładzić ręką plamę. Przede mną pojawiła się niewysoka ruda dziewczyna o wielkich, zielonych oczach. W jednej ręce trzymała kartę trunków z okładką Black Rose, w drugiej ściereczkę, którą właśnie wycierała stolik. Zerknąłem na plakietkę z imieniem, jednak ku mojemu zdziwieniu plakietka była pusta. Był tam tylko znaczek klubu. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że skądś tę dziewczynę kojarzyłem. Chyba wyczuła na sobie mój wzrok, bo nagle spojrzała w moją stronę. Przyglądała mi się przez chwilę, w tym słabym świetle ciężko było wyczytać rysy twarzy. Podeszła kilka kroków bliżej i zdziwiona, niepewnie zapytała:
- Niall? Co tu robisz?
- Też skądś cię kojarzę, tylko nie wiem skąd - mruknąłem, popijając dalej swój napój.
- Znamy się z imprezy u Jake'a. Jestem Ines, pamiętasz? - zapytała. Rozejrzała się wokół i dopiero po chwili przysiadła się obok. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- No tak, to z tobą całował się Styles. - Zaśmiałem się, przystawiając szklankę do ust, jednak nim się napiłem, zapytałem: - Co tu robisz?
- Pracuję - mruknęła, zabierając pusty już przedmiot. - Chyba ci się nie powodzi, skoro tak ostro sobie poczynasz - stwierdziła. Przytaknąłem, łapiąc się za coraz mocniej bolącą mnie głowę. - Masz jak wrócić do domu?
- Przyjechałem sam - odpowiedziałem. Cieszyłem się, że byłem wciąż na tyle trzeźwy, by prowadzić normalną konwersację.
Ciekawe co ta dziewczyna mogła sobie w takiej sytuacji o mnie pomyśleć. „Niall Horan pijany w Black Rose” - idealny nagłówek do gazet. Zapewne za podesłanie takiego artykułu z dowodami dostałaby sporo pieniędzy. Ale ona tylko wzięła mnie pod ramię i pociągnęła do góry.
- Zabiorę cię do domu. Nie ma teraz ludzi, jestem pewna, że szef nie będzie miał do mnie pretensji, jeżeli na trochę zniknę - powiedziała i wyprowadziła mnie z lokalu. Odszukałem wzrokiem samochód Liama, po czym wskazałem jej go skinieniem głowy.
- Masz prawo jazdy? - zapytałem zdziwiony. Wyglądała na dosyć młodą.
- Mam dziewiętnaście lat, nie piętnaście - odburknęła, wyrywając mi kluczyki z ręki. Nie była najmilszą osobą, jaką w życiu poznałem, ale przynajmniej miałem kogoś obok siebie.

Anya

Na maraton z Pamiętnikami Wampirów czekałam od ponad miesiąca. Odwołałam większość planów na czwartek. Godziny od dwunastej do siedemnastej miały pozostać wolne, tylko i wyłącznie do mojej dyspozycji. Zapowiedziałam nawet chłopakom, że jeżeli spróbują chociażby tknąć pilot, nie dożyją końca dnia. Jaka szkoda, że nie wszystko można w życiu przewidzieć.
Ostatnie minuty ostatniego odcinka sezonu. Tempo akcji zamiast zwalniać, tylko przybierało na sile. Wpatrzona w ekran, nawet zapomniałam o misce popcornu, którą trzymałam na kolanach. Siedziałam z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, z lekko uchyloną buzią. Bałam się nawet mrugnąć. Co, jeżeli w trakcie tego mrugnięcia przegapiłabym najciekawszy moment?
Właśnie wtedy, w trakcie końcowych minut, wokół donośnie rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Mruknęłam cicho, klnąc w myślach na niezapowiedzianego gościa. Nie śpieszno mi było biec ku wejściu. W końcu w domu było jeszcze pięcioro, co prawda leniwych, ale jednak wciąż facetów, którzy mogli się pofatygować i otworzyć. Nie minęło kilkanaście sekund, gdy wnerwiający ktoś dał o sobie znać po raz drugi. Później trzeci. A chłopcy oczywiście gdzieś zniknęli. Albo udawali, że zniknęli.
Warknęłam cicho, odstawiając miskę na stolik. Dużymi krokami pokonałam odległość od drzwi. Przekręciłam zamek w drzwiach i szybkim ruchem mocno rozgniewana otworzyłam je na oścież. Zdziwiona spojrzałam na rudowłosą dziewczynę, którą wciąż pamiętałam z imprezy. Ines trwała w objęciach Nialla, który tylko uśmiechnął się do mnie przelotnie. Poczułam mocne ukłucie w sercu, jakby ktoś wbił mi kilka igieł na raz.
Zajęło mi to chwilę, nim zrozumiałam, że ona wcale nie przytulała się do blondyna, tylko podtrzymywała go. Chłopak ledwo stał na nogach, dlatego opierał się o jej ramię. Zlustrowałam ubranie rudowłosej. Miała na sobie strój kelnerki, tak przynajmniej mi się wydawało. Plakietka, głosząca nazwę lokalu Black Rose odbijała światło z przedpokoju, które zmuszona byłam zapalić. Skojarzenie faktów nie zajęło mi dużo czasu, Zayn opowiadał nam kiedyś o tym klubie.
Wyciągnęłam rękę w kierunku Horana, który ujął ją delikatnie. Przerzuciłam sobie jego ramię przez kark. Chłopak do lekkich nie należał, nie miałam jednak większych problemów, by go podtrzymać. Spojrzałam na Ines, która zdążyła zrobić już kilka kroków w tył.
- Troszkę przegiął - powiedziała, wpatrując się w moje oczy. Skinęłam głową.
- Dziękuję ci - szepnęłam, próbując utrzymać równowagę.
Zerknęłam na blondyna, który wymruczał pod nosem podziękowania i uśmiechnęłam się przepraszająco do rudowłosej. Nic więcej nie powiedziała. Po prostu sobie poszła, nim zdążyłam ją zapytać jak ma zamiar z powrotem dostać się do Black Rose. Widać zebrało ją na spacer. Długi, długi spacer.


~*~

#NU_ff
~zaktualizowany 10.07.2015

Tak oto kończy się rozdział jedenasty. Bez obaw, do tego fragmentu wrócę już w następnym. Wszystko dokładnie tak sobie wcześniej obmyśliłam, myślę, że nie dałam plamy. 
Teraz bardzo, bardzo szczere pytanie:
Czy ja Was zanudzam tym opowiadaniem?
 Może to jest już ten czas, w którym powinnam nad wcześniejszym zakończeniem historii. Ogólnie przewidziane jest 25-30 rozdziałów, ale równie dobrze możemy zakończyć po 15.
Kolejna kwestia: 
naprawdę staram się w każdym opisie uczuć postawić na miejscu bohatera. Ciężko jest jednak odnaleźć się w sytuacjach, w których w życiu nigdy nie brałam udziału. Mam nadzieję, że jakoś to wychodzi. Staram się ^.^
Coś mi się pokręciło i wydawało mi się od rana, że jest czwartek. Dlatego rozdział dopiero wieczorem, bo nie bardzo wiedziałam kiedy w końcu powinnam była go wrzucić ;p
Pozdrawiam!

19 komentarzy:

  1. Nie zanudzasz, nie zanudzasz! Rozdziałów może być i ze 100, ale jeżeli będą pisane w taki bogatym stylu, na pewno nie zanudzisz czytelnika - mnie na pewno nie! Zastanawiam sie dlaczego w tym opowiadaniu, każdy kto jest na tej złej pozycji, najpierw Niall, teraz Harry, przyciąga mnie jak magnez i powoduje, że zaczynam chcieć, by to on stał sie tym KIMŚ. Żeby los się odwrócił i mu sie poszczęściło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zanudzasz! Opowiadanie jest super. Wiesz jak się niecierpliwiłam, czekając na ten rozdział? I bardzo mi się spodobał, szkoda tylko, że Niall się upił i nie powiedział An, co czuje. :( Ale mam nadzieję, że o tym przeczytam już w kolejnym rozdziale! :D No i ma ich (rozdziałów) być jak najwięcej.. <33 Zapraszam też do mnie aldalion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam sie z poprzedniczkami!
    Najlepiej nie kończ wcale, nigdy mnie nie zanudzisz :)
    Z niecierpliwością czekam na ten moment kiedy Niall wyzna An co do niej czuje <3

    OdpowiedzUsuń
  4. nie zanudzasz <# twój blog jest boski sorki za tak szybkiego i krótkiego komenta ale śpiesze się mój blog:
    oly-lucky-girl.blogspot.com
    a tak ogólnie to rozdział świetny <3 jak każdy <3 ciekawe jak rozwinie się dalej akcja czy to już ten moment buziaka?
    i harry <3 może będzie z Iness? fajna się wydaje... a ogólnie podoba mi się Harry teraz Przeprosił Louisa widocznie się poprawi <3 taa miał byś krótki ten komentarz. haha ale się nie loguje wiec dlatego anonim

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie, że nie zanudzasz :) nawet nie wiesz z jakim zaciekawianiem czytam każdy rozdział :) a co do tego to naprawdę mi się podoba <3 cieszy mnie zachowanie Harrego, nareszcie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział przecudowny, jak zwykle zresztą. Jak mogłabyś myśleć, że nas zanudzasz?! Świetnie jest. Poza tym nie wiem, czy już ci o tym nie mówiłam, ale okropnie podobają mi się piosenki dodawane do poszczególnych fragmentów. Jestem pewna, że właśnie przy nich piszesz opowiadanie. Bo niby jak inaczej? Mniejsza o moje gdybanie. Szczerzyłam kły do laptopa czytając wspomnienie Nialla. Takie słodkie, takie beztroskie. Też bym tak chciała. poza tym uczucia chłopaka, które opisujesz nam w klubie - bezcenne. Takie naprawdę życiowe. Mówisz, że nie brałaś w wydarzeniach udziału, a jednak ja czuję, jakbyś to ty była barmanem wysłuchującym zrzędzenia naszego Horana. Niesamowite, do jakiego stopnia jesteś wstanie utożsamić się ze swoimi bohaterami. Każdy dobry, bardzo dobry pisarz to potrafi, dlatego gratuluję. Czekam z niecierpliwością na przysłowiowy "cedeen". Do zobaczenia!
    www.sztuka-zapomnienia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ajć, dziękuję za miłe słowa <3
      Tak, dokładnie tak. Przy tych piosenkach, które dodaję na ogół piszę. Zawsze puszczam je sobie wtedy w kółko i w kółko, aż do znudzenia ^.^ Cieszę się, że się podoba, jak na razie :)

      Usuń
  7. Ej no bez takich że zanudzasz ;)
    Rozdział jest genialny ale nowości to ja nie piszę :P
    To jak Harry wtulił się w Lou było taki fajne, choć trochę mnie wkurzył tymi słowami które wypowiedział do Nialla ...
    Zapity Niall w trzy dupy? Masakra ... Biedaczek mój niech przyjdzie do mnie to ja go przytulę :D
    Teraz nie mogę doczekać się następnego ;))
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. UPITY NIALL ? Nigdy bym się nie spodziewała tego po nim .... jest za słodki aby pić xd Świetny rozdział ^^ Niecierpliwie czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie zanudzasz. Świetne animacje a rozdział niesamowicie wciągnął mnie :D Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wraacaaaj ! Wracaj mi tu natychmiast wręcz bo ja usycham z braku :c przerwałaś w takim momencie, i teraz tak każesz nam czekać co dalej? Co się wydarzy. Niall który sobie wypił to musi być na prawdę, dość ciekawy obrazek, mało spotykany ale jednak. Ludzie podobno mówią prawdę gdy są pod wpływem alkoholu teraz też tak będzie? Mamo, teraz to ja nie wytrzymam :c Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że Cię to aż tak zainteresowało :D
      Jeżeli dużo osób będzie chciało wcześniej rozdział, to dodam za kilka dni, nie za tydzień, bo mam już 2/3 napisany kolejny ^.^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Piękne. Wracaj szybko no i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  12. zanudzasz? ty tak serio? czemu Ci to wgl do głowy przyszło? to opowiadanie jest CU-DO-WNE. I ani mi się waż kończyć wcześniej. Jak ja ci zazdroszczę tego jak opisujesz wszystkie te sytuacje, uczucia... Też tak chcę! *.* Tylko dlaczeeego skończyłaś w takim momencie? Pzez chwile myślałam, ze pod wpływem alkoholu wyzna jej w końcu co czuje, może to sie jeszcze wydarzy w następnym rozdziale? oby! ;D
    A no i świetny szablon! Zdolności graficznych też ci zazdrosze ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o mamo właśnie przeczytałam ten krótki fragment następnego odcinka w spisie treści, CHOLERA NIE WYTRZYMAM DO PIĄTKU.

      Usuń
  13. Pewnie, że nie dałaś plamy, a wczuwanie w bohaterów idzie Ci doskonale. Bardzo podoba mi się to, jak dokładnie opisujesz uczucia postaci - np. Nialla.To pozwala również czytelnikowi przeżywać to, co on.
    Ręce mi się załamują jak tylko Harry pojawia się w Twojej historii. A to co powiedział Niallowi sprawiło, że nie znoszę tego chłopaka jeszcze bardziej. Blondyn nie miałby u An żadnych szans? To podłe, Harry mógł to zachować dla siebie, zresztą on nie ma racji, bo dziewczyna przecież kocha Nialla ;p Uch, szkoda, że tym samym popsuł plany Nialla i zamiast w objęciach Any, wyznając jej miłość, skończył upity. Dobrze, że przynajmniej miał go kto dostarczyć do domu.
    W każdym razie do Harry'ego dociera jednak, że jest nie w porządku. Przeprosił Lou, a w dodatku ten mu wybaczył.
    Podobało mi się wspomnienie. Dobrze, że Niall i An zostali przyjaciółmi, a teraz szykuję się nawet coś więcej :)
    Maraton "Pamiętników wampirów" <3 Sama pewnie oglądałaby go z podobnym skupieniem, co dziewczyna, chociaż wszystkie odcinki znam prawie na pamięć ;)
    Dodam jeszcze, że masz śliczny szablon!
    Chciałaby też przeprosić Cię, że tyyle mnie nie było na Twoim blogu. Wyjazd i załatwianie stancji sprawiły, że miałam dużo na głowie i dopiero teraz mogłam w spokoju nadrobić zaległości. Postaram się już nigdy więcej tak nie zaniedbywać Twojej wspaniałej historii!
    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobra, wreszcie dotarłam! Harry, ach ten Harry. Zdecydowanie mógł się ugryźć w język i to tak mocno. Następnym razem mam nadzieje, że to zrobi. Ale przynajmniej rozumie, że nie powinien tego mówić. Mam nadzieję, że wkrótce między całą ich piątka wszystko się ustabilizuje i dalej będą dobrymi przyjaciółmi. Inaczej może ucierpieć zespół... Gdyby tylko Anya wiedziała dlaczego on tam poszedł. Dlaczego musiał wrócić do domu z pomocą Ines, wszystko byłoby inaczej. ;d

    OdpowiedzUsuń
  15. Znów się tak wkurzyłam, że o ja. Co napiszę jakiś piękny i długi komentarz, pełen moich światłych przemyśleń to albo mi się komputer wyłącza, albo coś innego przestaje działać. No co za pech. Dobra dość mojego marudzenia, egen zatem...
    Hazza po raz kolejny mnie zaskakuje. Nawet nie tym, że dogryzł Horanowi. To nawet mogłoby wydać mi się normalne. Ale to, że potem tego od razu pożałował. Ta jego zmiana mnie zaskoczyła. Chęć poprawy? Wyrzuty sumienia? Nie wiem jak to nazwać. Tak czy inaczej, myślę sobie... Czy on zasługuje na jakiekolwiek współczucie? Czy jest mi go żal? Sama nie wiem. Czy można współczuć osobie, która bawi się uczuciami innych osób? Ale dobrze, że w Lou wciąż ma swojego starego przyjaciela. Osobę, której może ufać i która akceptuje go ze wszystkimi wadami. Tak, przyjaciel jest kimś niezwykłym. :)
    Ah, i wspomnienia Nialla. Były urocze. W tych jego słowach czuć tą miłość do Anyi. Czuć jak mu zależy, opowiada o niej z jakąś taką... delikatnością. Ja wiem, że on będzie się nią opiekował jakby była ze szkła normalnie. Ona jest dla niego całym światem. Tak, ja to wiem. I to, że sięgnął po ten alkohol i próbował zatopić w nim swoje smutki i problemy... No cóż, zdarza się. Jak pojawiła się na tę chwilę Inas, to bałam się, że wyjdzie z tego coś o wiele gorszego. Ale ona grzecznie odprowadziła do go domu. Mam nadzieję, że obejdzie się bez wyrzutów i pretensji ze strony An. Miło, że cały czas przy nim jest. W końcu nie sa sobie obojętni, prawda? :)
    Okej, udało się. Buziaki, Twoja kochająca Mai ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!