Anya
Naprawdę cieszyłam się z faktu, że wszystko
wreszcie wracało do normy. Chociaż, z czystym sumieniem
mogłabym powiedzieć, że właśnie stawało się na nowo nienormalne, bo w tym domu chyba nikt nie
zachowywał się jak całkowicie zdrowy na umyśle człowiek. Omijając zgrabnie
fakt, że do Harry'ego nie odzywałam się ani słowem, to atmosfera między resztą
z dnia na dzień rzedła, aż w końcu stała się idealnie przejrzysta. Chłopcy
starali się na każdym kroku załagodzić tę dziwną sytuację, co szło im całkiem
dobrze, zważywszy na efekty. Przestałam się przejmować Harrym, przeszłam na
etap traktowania go jak powietrze. Zaczęłam natomiast przygotowania do
piątkowego obiadu z rodzicami. Starałam się tym samym odciągnąć myśli od Nialla
i absurdalnego pomysłu o naszej "wielkiej, ukrywanej miłości". Śmiać
mi się chciało na samo wspomnienie o rozmowie z Marisol. Przez głowę
przeleciała mi nawet myśl, że może nie pamiętałam, że wcześniej coś piłam,
jednakże wolałam zrzucić to na szok po rozstaniu i ogólnie towarzyszący mi
ostatnio stres.
To, że nauczyłam się ignorować
Stylesa, nie znaczyło jednak, że czułam się lepiej. Byłam podłamana jego zdradą.
Co z kolei dziwiło mnie na każdym kroku. Zachowywałam się równie impulsywnie,
co on, co doprowadziło do niemałej tragedii w naszej "szalonej
rodzinie". Znałam go dopiero tydzień, kiedy zaprosił mnie na randkę.
Znałam go tylko dwa dni dłużej, kiedy pierwszy raz nazwał nas "oficjalną
parą", nie pytając uprzednio o moje zdanie. Nie sprzeczałam się z nim,
wydawało mi się to zbyt bezsensowne i... kompletnie nieważne. Mogłam go
powstrzymać, mogliśmy przystopować. Może z wielką miłością się nie czeka, ale
tylko na filmach. Widocznie w prawdziwym życiu potrzebowałam trochę więcej
czasu na obmyślenie całej sytuacji oraz na poznanie "partnera".
Mogłam oficjalnie wykrzyczeć światu, że mój pierwszy związek był porażką.
Byliśmy na trzech randkach, a po tak krótkim czasie "chodzenia", zdradził
mnie chwilę przed zerwaniem.
Zastanawiało mnie tylko jedno... skoro nic między nami nie było, to dlaczego tak zabolało, kiedy zobaczyłam go z tamtą blondynką?
Zastanawiało mnie tylko jedno... skoro nic między nami nie było, to dlaczego tak zabolało, kiedy zobaczyłam go z tamtą blondynką?
Może gdzieś w środku, w głębi
serca go kochałam?
Zaśmiałam się pod nosem na samą
myśl. To raczej zraniona duma bolała bardziej, niż serce. Zdawało mu się, że
może iść na całość z pierwszą lepszą, bo między nami nic nie było? Hola, hola!
To tak nie działało. Mógłby się wstrzymać chociaż do momentu zerwania. Później
nie miałabym mu tego za złe. Nie byłby moim chłopakiem, więc nic by mnie to nie
obchodziło. W takim wypadku ruszyłabym dalej, nie zastanawiając się nad jego
poczynaniami. Ale teraz? Sądził, że może sobie ze mną pograć? Pójść do łóżka z
inną, bo mnie nie kochał i miał mnie gdzieś? Chyba sam się nie dziwił dlaczego
straciłam do niego respekt, straciłam zaufanie.
Westchnęłam cicho, próbując
wrócić do rzeczywistości. Żeby przestać denerwować się sytuacją z loczkiem,
przeniosłam swoje myśli na inny tor.
Każdy z mieszkańców tego sporego
domu miał inny charakter. Nie sposób więc było pogodzić ich ze sobą w
określonych sytuacjach. Wszyscy mieliśmy swoje małe, własne dziwactwa, których
reszta musiała ściśle przestrzegać. Inaczej zaczynał się robić harmider, nad
którym oczywiście ja musiałam panować. A większość wysiłku i tak szła na marne.
Niestety nie każdemu można było dogodzić. Przykład: wszyscy dobrze wiemy, że
Liam nie lubi łyżek. Nie lubi i kropka, amen, słowa nie do podważenia. Szkoda
tylko, że niektóre sytuacje wymagają specjalnych środków.
- No proszę cię, Liam, błagam. W
ten piątek przychodzą moi rodzice. Zrób to dla mnie, użyj ten cholernej łyżki –
jęknęłam, kiedy po raz kolejny pojawił się w kuchni po szklankę soku. Zdążyłam
go już nawet błagać na kolanach. - Musimy pokazać się z jak
najnormalniejszej strony, chyba że nie chcecie mnie już więcej tutaj widzieć.
Chociaż mama wyraziła zgodę na wasze zamieszkanie w naszym domu, wciąż jest
przeciwna bym ja zostawała tutaj razem z wami. Trzeba więc
pokazać jej jacy wszyscy jesteśmy zgrani. Wiesz lojalność, jedność i
te sprawy.
- I co to ma wspólnego z łyżkami?
Jeżeli jej nie użyję, to przecież nie będzie oznaczać, że w tym domu nie ma
jedności – zdziwił się Payne. - Od kiedy to w ogóle łyżka jest symbolem
jedności? - prychnął.
- Od teraz – burknęłam.
Podeszłam do blatu. W środku
znajdowały się wszelkie łyżki, jakie trzymaliśmy w domu. Nikt ich u nas nie
używał od czasu wielkiego łyżkowego zakładu, który o dziwo przegraliśmy. W
sumie za bardzo nam to nie przeszkadzało. Było całkiem zabawnie. Babrać się
widelcem w lodach albo mieszać nożem herbatę? Nie widzieliśmy w tym
najmniejszego problemu. Ale wiedziałam, że moja mama od razu się do tego
przyczepi. Ten typ już tak miał, że każde najmniejsze dziwactwo zostawało od
razu podniesione do rangi przestępstwa czy coś w tym guście.
Wyjęłam z szafki siedem łyżek i
położyłam elegancko na blacie. Zaczęłam pucować je ściereczką, kątem okaz
zerkając na Liama, który dokładnie badał mnie wzrokiem.
Bał się chyba, że zacznę nimi w niego rzucać, żeby się wreszcie
oswoił.
- Nie będę cię do tego zmuszać,
nie martw się – powiedziałam. Liam odetchnął z ulgą. - Tylko w takim razie
mógłbyś po prostu przyjść na obiad trochę później? Rodzice przychodzą na
czternastą, powiem im, że się spóźnisz i przyjdziesz na drugie danie.
- Idealne rozwiązanie. -
Uśmiechnął się. - Tylko... to jest w ten piątek?
- Tak. Pytasz, ponieważ... -
zaczęłam zdziwiona.
- Umówiłem się z Danielle. -
Delikatny grymas zagościł na jego lekko opalonej twarzy. Było po nim widać, że
bardzo mocno się na czymś skupia. Zacisnął usta w wąską linię i zmarszczył
brwi. Jego czekoladowe oczy wpatrzone był w jeden punkt na podłodze.
- Nie możecie tego odwołać,
proszę? Albo wyjdziecie trochę później... To dla mnie wiele znaczy. Chciałam,
żeby mogli poznać was wszystkich. Danielle również – rzuciłam. Zależało mi, by
było nas dużo tego dnia przy stole. Wolałam uniknąć dziwnych pytań ojca i
krytycznych spojrzeń matki przy obiedzie. Może gdybyśmy nie byli w tak
nielicznej grupie, zachowywaliby się... inaczej?
Liam pokiwał głową, przetarł
ciemne, idealnie proste włosy dłonią i skierował się do drzwi. Przystanął
jednak w progu, odwrócił się na pięcie i zlustrował mnie wzrokiem. Wyglądał,
jakby oceniał na ile procent potrafi mi zaufać. I czy w ogóle może. Zachęciłam
go skromnym uśmiechem.
- Mogę o czymś z tobą
porozmawiać? - Zerknął na mnie wciąż nieufnie. - Obiecasz, że to zostanie tylko
między nami?
- Liam, czy wygadałam się o
jakiejkolwiek twojej, powierzonej mi wcześniej, tajemnicy? A było ich sporo,
jak na przykład ta, że zjadłeś Niallowi paczkę chipsów, które ukrył w waszym
pokoju. Albo to, jak przeczytałeś kilka dziwnych SMS-ów na komórce Danielle,
kiedy zostawiła ją na ławie. Albo to, że... - Zatrzymał mój słowotok gestem
dłoni. Usiadł naprzeciw mnie, przy stole kuchennym. Pokiwał głową i zamilkł. Przez
dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Nie było to zwykłe milczenie, a
była to cisza, którą wręcz bałam się przerwać, chociażbym chrząknięciem.
- Jak myślisz... co by
powiedziała Danielle, gdybym się jej oświadczył? - wypalił na jednym tchu.
Spojrzałam na niego zszokowana.
Sądziłam, że powie coś mniej... poważnego. Zastanowiłam się chwilę nad
odpowiedzią. Nie chciałam palnąć niczego głupiego i zrujnować mu tym samym
marzenia.
- A jesteś pewny, że to
odpowiedni czas? Przecież... masz dopiero dziewiętnaście lat. Jesteście młodzi.
- Może i mam dziewiętnaście, ale
Dan ma już dwadzieścia cztery. Nie, żebym mówił, że jest stara - poprawił się
nagle, unosząc ręce w geście obronnym. - Po prostu boję się, że uzna mnie w
końcu za dzieciaka, z którym woli nie wiązać swojej przyszłości.
- Danielle cię kocha, głupku! A
ty nie możesz się jej oświadczyć tylko dlatego, że boisz się, że ją stracisz.
Wiek to tylko liczba, a jeżeli jej naprawdę na tobie zależy, to nie odejdzie,
chociażbyś czekał z tym do trzydziestki. Nieważne czy jej czy twojej - dodałam
trochę bezmyślnie, czym wywołałam pobłażliwy uśmiech na jego twarzy.
- Zależy mi na niej i kocham ją
najbardziej na świecie. Ale nie chcę schrzanić tego, co już mamy. Przypuśćmy,
że na prawdę to zrobię... Wyobrażasz sobie co by było, gdyby powiedziała
"nie"? Żadne z nas nie traktowałoby siebie nawzajem tak... jak
dawniej. - Zamyślił się.
- Może... uh, uważam, że
powinieneś wszystko bardzo dokładnie przemyśleć. Nie możesz się na to tak
bezmyślnie porwać, bo później nie będziesz mógł ot tak tego cofnąć.
*
Marisol
Mogę śmiało powiedzieć, iż kilka
ostatnich dni, to najlepszy czas w moim dotychczasowym życiu. Najlepszy, bo
spędzony w towarzystwie mojej mamy. Wciąż ciężko było uwierzyć, że odnowiłyśmy
kontakt tak szybko. Ba! Nasz kontakt był lepszy, niż kiedykolwiek!
Gruba recepcjonistka w białym,
obcisłym stroju, na osobności oznajmiła mi, że odkąd zaczęłam przesiadywać z
mamą, jej stan zdrowia mocno się ustabilizował. Cieszyłam się, że mogłam jej
pomóc, tym samym w głębi duszy dziękowałam jej, że ona również tak pozytywnie
działała na mnie.
Od kilku godzin wałkowałyśmy
temat wychowywania dzieci na porządnych ludzi, gdy przerwały nam w końcu
dźwięki mojej komórki. Zdegustowana rzucałam w myślach obelgami w kierunku
tego, kto śmiał zakłócić nasz spokój. Nie spoglądając na wyświetlacz,
odrzuciłam połączenie.
Ktokolwiek to był – mógł
zaczekać.
Wróciłyśmy do rozmowy, gdy
telefon ponownie dał o sobie znać.
Pali się, czy co?, warknęłam cicho do siebie.
Wokół nas rozległy się pierwsze dźwięki Every teadrop is a waterfall. Od
niechcenia zerknęłam na nadawcę połączenia. Tata dzwoni – ukazało się na wyświetlaczu. On na pewno nie
dzwonił w błahej sprawie. Jak najszybciej odebrałam aparat. Bez zbędnych
wyjaśnień ojciec wyrzucił z siebie to, co miał mi do zakomunikowania:
- Aria miała wypadek. Jest w
szpitalu, jej stan jest ciężki – powiedział z nutką strachu w głosie. Zapewne
starał się nad nim zapanować, jednak bezskutecznie.
Od razu pomyślałam o mamie. Bałam
się jej reakcji, gdy dowie się o wypadku własnej siostry. Przez myśl przeszło
mi, by skłamać. Wolałam jednak nie zatajać przed nią takich informacji. Z
doświadczenia wiedziałam, jak źle się to kończy. Zastanawiałam się jednak nie
tylko jak zareaguje Troian, ale myślałam również o jej alter-ego. Mówiono mi,
że stan mamy poprawił się, a kobieta prawie zniknęła z jej życia, ale
przestrzegano również, że nigdy nic nie wiadomo i lepiej mieć się na baczności.
- Co się stało? Kto dzwoni? -
dopytywała się mama. Rozchyliłam lekko usta w zakłopotaniu.
- Powiedz jej. – Usłyszałam głos
ojca po drugiej stronie linii. - Powinna wiedzieć, bez względu na wszystko.
- Będę tam niedługo. Powiedz mi,
w którym konkretnie szpitalu jesteście – powiedziałam. Aż dziwne, że nie plątał
mi się język. Tata westchnął ciężko.
- Zostań z mamą. Będę ci
przekazywał kluczowe informacje na bieżąco – rzucił i zakończył połączenie, nim
zdążyłam zaprzeczyć.
Nie lubiłam Arii, ale bałam się o
ojca. Chciałam być z nim, wspierać go nie tylko duchowo, ale swoją obecnością.
Z drugiej strony, on miał rację. Nie mogłam teraz zostawić mamy, zwłaszcza po
tym, co miałam jej przekazać.
- Denerwujesz się, o co chodzi? –
szepnęła.
Spojrzałam w jej oczy koloru ciemnej czekolady. Przez to, że pobladła ze zmartwienia i innych negatywnych emocji, sińce pod oczami były jeszcze bardziej widoczne. Blond loki okalały jej chudą, ale z kształtu lekko okrągłą twarz. Byłam jej odzwierciedleniem nie tylko pod względem wyglądu, a również charakteru. Nienawidziłam czekać, za szybko się frustrowałam, nie lubiłam, gdy ktoś zatajał przede mną fakty, bo odbierałam to jako kłamstwo. Dlatego postanowiłam, że nie mogę teraz stracić jej zaufania.
Spojrzałam w jej oczy koloru ciemnej czekolady. Przez to, że pobladła ze zmartwienia i innych negatywnych emocji, sińce pod oczami były jeszcze bardziej widoczne. Blond loki okalały jej chudą, ale z kształtu lekko okrągłą twarz. Byłam jej odzwierciedleniem nie tylko pod względem wyglądu, a również charakteru. Nienawidziłam czekać, za szybko się frustrowałam, nie lubiłam, gdy ktoś zatajał przede mną fakty, bo odbierałam to jako kłamstwo. Dlatego postanowiłam, że nie mogę teraz stracić jej zaufania.
Westchnęłam cicho.
- Aria jest w szpitalu. Podobno
jej stan jest ciężki – powiedziałam, łapiąc ją za równie chudą dłoń.
Zastanawiałam się, co mogła sobie myśleć w takim momencie.
Może i nie miała już z Arią tak
dobrego kontaktu, co kiedyś. Jednak z tego, co opowiadała, wynikało, że była od
zawsze niesamowicie w nią wpatrzona. Chciała wyglądać jak ona, mieć dokładnie
ten sam styl bycia. Ponoć Arię wszyscy uwielbiali. Ponoć gdzie się nie
pojawiła, dookoła otaczało ją grono adoratorów oraz przyjaciół. Mama kochała
siostrę, pomimo tego, że dla tamtej była czymś w rodzaju popychadła.
Po policzku Troian spłynęła
pierwsza łza.
- Co się stało? - zapytała słabym
głosem. Ciężko jej było wydobyć z siebie choć jedno słowo. Zauważyłam, że
trzęsą jej się ręce, a oddech stał się bardziej płytki i nierówny.
- Miała wypadek. Przykro mi, mamo
– wyrecytowałam, przytulając kobietę.
Czy naprawdę było mi przykro? Czy
czułam jakikolwiek smutek? Jakiekolwiek współczucie? Aria była kobietą, której
nienawidziłam odkąd pamiętam. To ona bez wahania i bez skrupułów rzucała mi
obelgi w twarz. Kiedy jeszcze chodziłam ze Stanley'em, zdarzyło mi się raz
spóźnić o niecałą godzinę. Warknęła, że jestem ździrą i kazała mi siedzieć w
pokoju. Według niej byłam "bezwartościowa, zupełnie jak jej siostra".
Jeżeli tak mówiła kiedyś do mojej mamy, to na pewno nie tęskniłabym za Arią,
gdyby odeszła na drugi świat. Mojej mamy nikt nie miał prawa obrażać. Nigdy.
- Twój ojciec? Jak on się czuje?
- zapytała, wyrywając się ze stanu odrętwienia, w którym tkwiła jeszcze kilka
sekund temu.
- Pomimo tego, że ostatnio cały
czas się sprzeczali, bardzo się przejął. W końcu są razem od kilku lat. - Z
zaciekawieniem zerknęłam na matkę. W mojej głowie pojawiło się pytanie, które
nie sposób było zignorować. - Mamo... dlaczego na to pozwoliłaś? Dlaczego
podsunęłaś Arii ten głupi pomysł?
- To jest dużo bardziej
skomplikowane, niż ci się wydaje. - Kobieta zwiesiła głowę.
- Zapewne. Może wreszcie mi to
wyjaśnisz? - szepnęłam, odwracając wzrok. W pewnym sensie cieszyłam się, że nie
jest w stanie zobaczyć zakłopotania na mojej twarzy.
Wcześniej brakowało mi odwagi, by
wyrzucić z siebie to pytanie. Wydawało mi się, że to mogą być dla nas obu zbyt
bolesne wspomnienia. W końcu wciąż pamiętałam ten dzień, w którym zabrano mi
matkę i to, co później działo się w naszym domu. Albo raczej w zwykłym budynku, w którym mieszkaliśmy.
Ponieważ dla mnie to już nigdy nie był ten dom, który chciałam zapamiętać. Ani
miejsce, w którym zawsze czekała na mnie kochająca rodzina. Znikąd pojawiła się
Aria ze swoim sztucznym uśmiechem i fałszywą osobowością, próbująca pocieszyć
ojca i mnie.
Gdzieś w głębi duszy
przeczuwałam, że to był pomysł matki, że to ona chciała, by jej niesamowita
starsza siostra miała nas na oku, by nas pilnowała i nie dała się nam
załamać i zadręczać całą sytuacją. Kobieta oczywiście widziała w tym dużo
więcej korzyści, w końcu mając dostęp do serca ojca, miała również dostęp do
jego majątku. On dał się nabrać, ale ja nie. A szkoda. Może gdybym udawała, że
Aria jest dla mnie kimś ważnym, nie doszłoby do tych wszystkich kłótni w ciągu
ostatnich lat. Może byłoby inaczej.
Tylko po co ukrywać uczucia?
Co prawda rozstałyśmy się w
gniewie i gdyby teraz stało się jej coś okropnego... czułabym się winna. Choć
zawsze byłam dla niej oschła i obojętna na jej groźby i rozkazy, nigdy nie
chciałam, by ojciec wyrzucił ją z domu. Ale stało się.
Był na nią tak wściekły, że kazał
jej zniknąć na czas nieokreślony. Nie chciał jej słuchać. Ba, nie chciał nawet
na nią patrzeć. Nagle stała się dla niego zupełnie obcą kobietą, która
bajerowała go przez kilka ostatnich lat swoim fałszywym uśmiechem. Przejrzał na
oczy. Wydawało mi się, że może... w pewnym sensie... może to przez moją matkę.
W końcu to, że wciąż tęsknił, potajemnie wciąż kochał Troian i chciał jej
powrotu było widać aż na kilometr. Zwłaszcza, że teraz na prawdę miał na co
liczyć. Recepcjonistka powiedziała, że istnieje duża szansa na wypuszczenie
Troian ze szpitala w najbliższych miesiącach.
Nic nie mogło zmienić faktu, że
mój ojciec wciąż ją kochał. Prawdziwa miłość, która przetrwa wszystko
najwidoczniej istnieje. Może i istnieje, ale nie mam zamiaru
dopuścić jej do siebie aż tak blisko, pomyślałam szybko. Co za szkoda,
że dał to durne słowo mojej mamie, że nie będzie się więcej wtrącał do jej
życia. Miał się z nią nie widywać i dać jej spokój na czas leczenia. Dał jej
wolność, bo ją kochał.
Troian potrzebowała spokoju, a w
ich związku nigdy spokojnie nie było. Ileż to razy ojciec spał na kanapie w
salonie po wielkiej kłótni... Tak – obydwoje mieli zbyt burzliwe charaktery.
- Musiałaś mieć jakiś
kobiecy wzór w swoim życiu. Chciałam, by twoja ciocia była blisko ciebie, więc
zaproponowałam jej pokój w naszym domu – powiedziała spokojnie. Kąciki moich
ust uniosły się lekko ku górze, gdy wyłapałam słowa „nasz dom”, by sekundę
później znów opaść i nie ukazywać już więcej uczuć. Taki nawyk po wszystkich
latach spędzonych w tym wariatkowie z Arią na czele – tam nigdy nie pokazywałam
swoich uczuć. To była zasada numer jeden. Może nawet dwa i trzy.
- Ładny przykład wybrałaś –
szepnęłam sarkastycznie.
- Moja siostra zawsze była dla
mnie przykładem. Miałam nadzieję, że...
- Myliłaś się – wpadłam jej w
zdanie – Aria nigdy nie zastąpiła mi ciebie. Naprawdę sądziłaś, że jakaś tam kobieta, może zastąpić matkę?
- Nie miała mnie zastąpić -
broniła się. - Jej zadaniem było pomóc wam pogodzić się z prawdą. Od dziecka
miałam problemy, o których dobrze wiedziała i starała się razem ze mną z nimi
uporać. Obie miałyśmy głęboką nadzieję, że wszystko się ułoży. Niestety, bez
odpowiedniego leczenia i nadzoru się nie obeszło, jak widzisz. –
Pokręciła głową. W jej głosie górował smutek, ale była również jakaś nuta żalu
i usprawiedliwienia.
Wiedziałam, że było jej ciężko,
bo komu by nie było? Z powodu problemów psychicznych musiała opuścić dom,
rodzinę, przyjaciół... wszystko co miała, zostawiła za sobą, bo - podobno -
stanowiła zagrożenie dla siebie i dla otoczenia.
- Mamo, wiesz, że nie
przestaliśmy cię kochać, prawda? - pytanie wyrwało się, nim zdążyłam dokładnie
przemyśleć dalszy ciąg rozmowy. Może to i lepiej, czasem szczere wyznania są
warte więcej od idealnie dobranych argumentów. - Wiesz, że wciąż kochamy i nie
przestaliśmy modlić się o twoje zdrowie? - kontynuowałam. Chciałam, by wreszcie
poczuła się dobrze, bezpiecznie. By wiedziała, że o niej pamiętaliśmy, choć nie
było jej obok. - Cały czas, przez te cholerne kilka lat, czekaliśmy na jakiś
znak, że może już jest lepiej. Marzyłam, że pewnego zwyczajnego ranka wejdę do
kuchni i nie zastanę tam tej czarnowłosej kobiety, tylko ciebie z kubkiem
gorącej kawy, jak niegdyś. Miałam nadzieję, że powitasz mnie promiennym
uśmiechem i szepniesz, że wszystko jest dobrze i nie ma się o co więcej martwić
– mówiłam cicho. Wierzyłam, że słów prosto z serca nie trzeba mówić głośno,
ponieważ są tak prawdziwe, iż dotrą do każdego w odpowiednim czasie, z
odpowiednią siłą.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo
chciałam to zrobić. Wrócić do domu. Marzyło mi się, że wciąż na mnie czekacie z
tym kubkiem świeżej kawy i śmiejecie się w głos, opowiadając sobie zabawne
wspomnienia z poprzednich lat. Wtedy docierała do mnie rzeczywistość. Nie
mogłam otworzyć oczu i spojrzeć na to z jasnej strony. Wiesz, ciężko jest
ujrzeć jasną stronę, gdy wszystko dookoła zasypuje się czernią. Nie byłam do
końca przekonana czy twój ojciec w ogóle o mnie pamięta. Miał zapomnieć. –
Spuściła głowę. - Obiecał mi, że nie będzie się mną przejmował i że będzie żył
normalnie. Tak normalnie, jak tylko się da. Ale wiesz... ja nie zapomniałam.
Wszystko do tej pory robiłam dla was. – Uśmiechnęła się lekko, kładąc rękę na
mojej dłoni.
Po raz kolejny rozdzwonił się
telefon. Wciąż zszokowana i lekko zdenerwowana nacisnęłam delikatnie
zieloną słuchawkę. Bałam się, co usłyszę. Ojciec oddzwonił bardzo szybko, co
znaczyło, że albo to był fałszywy alarm, albo...
- Co z nią? - zapytałam bez
zbędnych słów.
- Ona... - odchrząknął, by nie
łamał mu się głos - odeszła – powiedział ze smutkiem. - Aria nie żyje. - Nie mógł wydusić z
siebie nic więcej, wiedziałam o tym. Dlatego po kilku chwilach milczenia z obu
stron, rozłączył się.
Spojrzałam na matkę. Zdawałoby
się, że wiedziała, co się stało, nie musiałam jej tego przekazywać. Obie
schowałyśmy twarze w dłoniach; nie odezwałam się ani słowem. Porozumiewałyśmy
się bez nich. Sądziłam, że milczenie to najlepszy sposób na uczczenie życia tej
młodej kobiety. Chodź nie darzyłam ją sympatią, zrobiło mi się przykro, że
ktoś, kto mógł dożyć starości, musiał odejść tak szybko.
Cóż więcej mówić. Czas mija, a
życie razem z nim.
*
Niall
Spojrzałem na zegar wiszący na
ścianie. Jego wskazówki zgrabnie przesunęły się o kolejną minutę, informując
mnie, że właśnie wybiła dziesiąta rano. Znudzony siedziałem z gitarą na
kolanach oraz notesem przed sobą. Zazwyczaj nie mając co robić, spisywałem
wszelakie uczucia, problemy, marzenia i historie, których byłem świadkiem.
Zazwyczaj, ale nie tego dnia. W głowie miałem kompletną pustkę, jakby ktoś
wyczyścił moje wcześniejsze pomysły odkurzaczem. Spoglądając przez okno,
gryzłem z bezradności ołówek.
Kołatało się w niej tylko jedno
zdanie: Czy to już był koniec?
Koniec, ale koniec czego? Miłości
do dziewczyny moich snów i marzeń? Dlaczego w ogóle o tym pomyślałem?
Sugerowałem sobie raczej, że był to dopiero początek. Trzymałem się tego, co
niegdyś zdążyłem sobie ustalić: co by się nie działo, będę
starał się do niej dotrzeć; zdobyć jej szacunek i uznanie. Z natury
byłem marzycielem, dlatego nie dziwił mnie fakt, iż wciąż mogłem sobie wpajać,
że kiedyś, pewnego pięknego dnia, zdobędę jej miłość.
Nikt inny w moim życiu nie liczył
się tak bardzo, jak ona. Do tej pory ludzie pojawiali się w nim równie szybko,
co znikali. A ja nigdy dotąd nie próbowałem ich nawet zatrzymać. Gdy ktoś
postanawiał zostawić mnie za sobą i iść dalej, nie oglądając się na to, co było,
wydawało mi się, że nie jest wart smutku czy żalu. Skoro chciał odejść, znaczyło to tylko, że nigdy nie był wart zachodu. Wiedziałem jednak
od początku, że Anya jest wyjątkowa, że zrobiłbym wszystko, żeby sprawić, by
została w moim świecie do końca. Nie wahałbym się, by stanąć na jej drodze i
przypomnieć o swoim istnieniu w razie potrzeby.
Miłość od pierwszego wejrzenia.
Tak, to zapewne tylko w ten sposób można było określić.
Czy zdążyłem już oszaleć z
miłości do niej?
Zapewne nie.
Oszalałbym, gdyby nagle
zdecydowała się odejść. Oszalałbym, gdyby pozostawiła mnie samemu sobie. Gdyby
odwróciła się ode mnie i po prostu zapomniała. Ale teraz?
Zdążyłem dać się jej pochłonąć. Całym sobą czułem tę miłość i nigdy, nikomu
innemu bym jej nie oddał.
Choć uczucia do Anyi często mnie
raniły, nie zrezygnowałbym z nich. W końcu zdarzały się te cudowne chwile
zapomnienia, w których liczyła się tylko i wyłącznie ona. Takowe chwile wciąż
się zdarzają i miałem cichą nadzieję, że wciąż będą się zdarzać. Przykładem był chociażby ten moment, kiedy trzymałem ją w ramionach podczas burzy. Miałem ochotę zostać tam z nią na wieki. I zostałbym, gdyby nie praca i obowiązki.
Co teraz? Zdążyłem zapytać o to
siebie samego z milion razy. Teraz, gdy Harry usunął się z drogi. Teraz, gdy
Anya zdecydowała, że lepiej jej bez niego. Czy droga do jej serca była wolna?
Czy coś jeszcze stało na przeszkodzie?
Obiecałem sobie, że dopóki mój
przyjaciel będzie ją uszczęśliwiał - ja nie będę się wtrącać. Jednak w
momencie, w którym ją zdradził, zranił i ostatecznie wyprowadził się z jej serca wraz z wszelkimi uczuciami, które do niej żywił - postanowiłem wkroczyć do akcji. Mając głęboką nadzieję, że Harry nie
poczuje do mnie urazy. W końcu widział, co się dzieje. Właściwie wiedział od
samego początku, jak mocno mnie trafiła ta strzała, skażona miłością. Ale cóż
poradzić... zakochałem się w niej, gdy po raz
pierwszy ją ujrzałem. Dużo wcześniej niż mój konkurent. Szkoda, że on działał
szybciej. Za długo zwlekałem, przez co on bardziej się do niej zbliżył. Uzyskał
szansę.
Czy ja uzyskam swoją?
Miałem taką nadzieję. Czego
jeszcze mogłem się bać? Nie zapominając oczywiście o nadopiekuńczym Louisie.
Sprzeciwiał się związkowi Stylesa z jego siostrą, czemu się wcale nie dziwiłem.
Ale gdzieś głęboko w sercu miałem wrażenie, że jeżeli wyznałbym miłość Anyi -
Lou odpuściłby. Wtedy pozostałby ostatni, największy problem...
Strach przed odrzuceniem.
Co, jeżeli Anya nie żywiła takich
uczuć względem mnie? Co, jeżeli jej serce było zajęte? Nawet gdyby nie było, wciąż
istniała szansa, że zwyczajnie nie patrzyła na mnie w taki sam sposób, w jaki
ja patrzyłem na nią. Tylko to tak na prawdę powstrzymywało mnie przed
otworzeniem przed nią mojego serca. Póki co byłem określany mianem najlepszego przyjaciela. Musiałem
liczyć się z tym, że prawdopodobnie nic więcej z tego nie stworzę.
Wyobrażałem sobie tę sytuację
milion razy. Jeżeli myślałem bardziej pesymistycznie - niemalże widziałem jej
twarz, na której nie było już tego szczerego uśmiechu. Zastępował go grymas.
Mieszane emocje kłębiły się wokół nas: zdziwienie, oburzenie, zniesmaczenie,
może nawet pewnego stopnia nienawiść? Jednak gdy myślałem bardziej
optymistycznie, widziałem szeroki uśmiech na jej twarzy. Szeptała cicho:
"Dlaczego tyle to trwało? Nie widzisz jak bardzo mi na tobie
zależy?". Wtedy wszystko kończyło się happy
endem.
Czy nasza bajka zakończy się happy endem?
Liam wiele razy powtarzał mi, że
nie jestem tchórzem, nie jestem słaby i powinienem wziąć sprawy we własne
ręce. W końcu jesteś facetem -
tak brzmiały jego słowa, gdy próbował mi wskazać najlepsze
wyjście i dodać otuchy. Wierzył we mnie bardziej, niż ja sam, co dziwiło
mnie na każdym kroku. Pokładał we mnie nadzieję, że w końcu otworzę się przed
całym moim światem. Otworzę się przed Anyą.
Zupełnie niespodziewanie, niczym
grom z jasnego nieba przyszedł pomysł na kolejną piosenkę. A raczej na
zakończenie niedawno spisanej na skrawku papieru piosenki, którą zadedykowałem
oczywiście jej... Anyi.
*
Harry
Od kilkunastu godzin
niebezpiecznie balansowałem na krawędzi klifu. Przynajmniej tak się czułem, bo
myśli nie dawały mi spokoju. Wypadłem z równowagi psychicznej, którą do tej
pory, o dziwo, udawało mi się zachowywać. Kilkakrotnie zdarzało mi się
zastanowić, czy może ból fizyczny nieco zagłuszyłby to, co działo się w moim
sercu. Doszedłem jednak do wniosku, że jestem zbyt wielkim tchórzem, by chociaż
spróbować zrobić sobie krzywdę. A może po prostu byłem zbyt odważny, by uciekać
od problemów?
Próbowałem wytężyć umysł i skupić
się nad każdym aspektem po kolei. Teoretycznie wydawało się to banalne,
jednakże w praktyce wyglądało nieco gorzej. Moje myśli skakały po każdym torze
po kolei, tworząc poplątaną sieć, którą musiałem pomału rozplątywać. Z moją
cierpliwością - a raczej z jej brakiem - po kilku nieudanych próbach uciekałem
do bezpiecznych czterech ścian, zbudowanych z egoizmu. Na skutek tego stawałem
się zidiociałym kretynem, który nie potrafił myśleć racjonalnie. To było mniej
więcej tak, jakbym pod natłokiem myśli i nieprzyjemnych wrażeń, wyłączał mózg i
przestawał panować nad tym, co robię.
Harry, ogarnij się, chłopie...
Tak naprawdę nie miałem żadnego
wytłumaczenia na to, co zrobiłem. Skrzywdziłem tak wspaniałą, niewinną
dziewczynę, jaką była Anya. Zadałem ból komuś, z kim próbowałem zbudować trwałą
przyjaźń. Jaki był mój powód? Zabrakło mi szczęścia, radości, uczuć, jakie
mogłem otrzymać od płci przeciwnej? Może po prostu próbowałem wpłynąć na
nią swoim urokiem. Sprawdzić,
czy dziewczynę taką jak Any również da się uwieść.
Czułem się okropnie, choć
dopiero co zeszłego wieczoru perfidnie zdradziłem ją ze swoją byłą.
No cóż, co prawda to, że mieliśmy zamiar zakończyć nasz związek nie dawało
mi prawa do spotkania ze Steven. Nie padły wcześniej oficjalne słowa zostańmy przyjaciółmi, więc powinienem
był przewidzieć reakcję Any. Byłem zagubiony w tym wszystkim, a to, jak Louis
wpadł wczoraj wieczorem do pokoju, wrzeszcząc, że ma ochotę obić mi twarz,
wcale nie pomogło mi pozbierać się do kupy. Może byłoby lepiej, gdybym naprawdę
po niej dostał. Może w końcu bym się otrząsnął i znalazł w sobie na tyle siły,
by chociaż stanąć oko w oko z Anyą i powiedzieć przepraszam.
A więc zaczęła się szkoła. Czas przeznaczony na komputer zmalał do minimum, więc mam dla Was pewną wiadomość. Wszystkie wasze rozdziały będę czytać w piątek/sobotę, nie zdziwcie się, jeżeli nie dam Wam znaku życia wcześniej. Rozdziały postaram się dodawać nie później, niż co półtora tygodnia. Możecie się ich spodziewać w czwartek-niedzielę, mniej więcej w tych dniach. Wy chyba również ostro wzięliście się za naukę już na starcie, bo zauważyłam lekki spadek statystyki. Cóż, nie mam tego nikomu za złe, nie każdy ma ochotę spędzać tyle czasu przed komputerem, żeby tylko przeczytać jakieś moje nędzne opowiadanie.
Nie betowałam ostatnich akapitów, mogą się zdarzyć błędy, za co przepraszam z góry.
Do zobaczenia wkrótce, powodzenia w nowym roku szkolnym, no i cóż... Pozdrawiam :)
No tak szkoła ;/
OdpowiedzUsuńCzęść świetne, pełna przemyśleń i opisów - to co lubię!
Liam chce oświadczyć się Dan? Jak najbardziej, tak! :) To byłoby bardzo ciekawe!
Pomimo wszystko ten rozdział wydaje mi się jakiś dramatyczny, śmierć Arii, to ogólne załamanie bohaterów. Liczę na to, ze kolejny post będzie nieco bardziej radosny ;>
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, szczególnie konfrontacji Niall'a i An :)
Zapraszam na kolejny do mnie i pozdrawiam! ;*
Liam i Dan? Jestem za i to nawet nie wiesz jak bardzo. :) Trochę dramatycznie się zrobiło to fakt, ale strasznie tak czy tak rozdział mi się podoba. :) Cały czas ciągle czekam na coś więcej pomiędzy Niallem i Anya mam nadzieję, że już nie długo. Bo w końcu chyba coś ich do siebie ciągnie. :)
OdpowiedzUsuńNaareeeszcie! Jeszcze teraz tylko Mama Marisol i jej tata powinni do siebie wrócić, Niall wyznać miłość Anyi a jej rodzice pozwolić jej zostać tam, a
OdpowiedzUsuńLiam oświadczyć się Dan! Taaak! XD
Teraz Harrego na wyrzuty sumienia wzięło? Za późno chłopcze ;DD Teraz czas, żeby Niall wkroczył do akcji, chociaz jest taki uroczy gdy dusi w sobie te uczucia *.* Ale rany dziewczyno jak ty piszeeeeeeeeesz. Mogłabym czytać twoje opowiadania godzinami. Te wszystkie opisy, przemyslenia, są takie idealne ;)
OdpowiedzUsuńi chuj... (wybacz te brutalne słowa) napisałam długo komentarz, ale przez przypadek coś kliknęłam wiec wszystko się wykasowało...! To może zacznę jeszcze raz. Wybacz, jeżeli będzie bez składu i ładu, ale to co miałam poukładane w głowie stało sie jedną wielką kulą kotłujących sie myśli i wszystkie chcą wydostac się na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńJestem w 1000000% za Niallem (chociaz i tak byłam za nim od samego początku :) ) Jego przemyślenia miały w sobie jakąś głębię i magię. Jednak to co najbardziej wbiło mi się z pamięć po przeczytaniu rozdziału to pytanie Liam'a. Byłam zaskoczona takim nagłym pytaniem i jego niepewnością. Ale i tak sądzę, że to słuszna decyzja. :D
Raany ... jak to czytam to poprostu, sama nie wiem xD
OdpowiedzUsuńBrak słów.
Mało sie dzieje a duzo opisów, ale czuję jak bym sama to wszystko przezywała, tyle uczuć i emocji o.O
Naprawdę świetne. Masz wielki talent :)
Pozdrawiam i powodzenia w sql :3
-W
Liam nie powinien się zastanawiać nad tym aby oświadczyć się Dan :P to byłoby taki fajne ;)) ja jestem jak najbardziej na tak :D
OdpowiedzUsuńŚmierć Ari, przykre chociaż źle traktowała Sol, to i tak smutne że umarła ;(
Przemyślenia Nialla, ja nie mogę ... Jak Ty dziewczyno możesz tak zajefajnie pisać? Ubóstwiam Cię ;D
Ja cały czas czekam na Nialla i Anyi :P i mam nadzieje że długo nie będę musiała czekać, chociaż może to byłoby takim dreszczykiem emocji kiedy to w końcu się stanie? Ale nie wolę żeby było szybko :D
To teraz czekam na następny ;))
A co do szkoły to mam tylko jedno słowo na jej temat : Masakra :/
Pozdrawiam,
M.
O matko dopiero co znalazłam twojego bloga.
OdpowiedzUsuńJaki ten twój rodział dłuuuuugi. Masakra, ale bardzo ciekawy. NIEmądrze Liam. Oświadczać się w wieku 19 lat???
Oj, to wszytsko jest takie skomplikowane. Nie zdazylam jeszcze przycztac calego blooga ale szybko to nadrobie.
Poza tym jeszcze polecę mojego bloga którego mam nadzieję że przeczytasz..
xoxo Olivia
Wybacz, że tak późno komentuję! Przepraszam, po prostu mam teraz tak dużo na głowie... No, ale już przechodzę do sedna. Sposobu, w jaki opisujesz uczucia bohaterów, pozazdrościłby ci nie jeden autor książek. Dosłownie, emocje godne co najmniej Browna. Dokładne, ładnie połączone, bez błędów. Oryginalny dobór słów. Idealnie. No i rozwalił mnie oczywiście Nouis na gifie. Przepraszam, że tak krótko, ale mam mało czasu. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny oraz czsu!
OdpowiedzUsuńAh, i w razie czego zapraszam na mojego nowego bloga: www.sztuka-zapomnienia.blogspot.com - całusy!
UsuńWreszcie dotarłam!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Harry czuje się winny i nie jest mu łatwo z myślą, że zranił Anyę. Przynajmniej tyle. Trzymam kciuki za jego odwagę. Niech chociaż spróbuje jakoś ją przeprosić. Może wtedy ich relacje się odrobinę polepszą.
Aria nie była moją ulubioną postacią w tym opowiadaniu, ale współczuję mamie Marisol. Straciła siostrę, może nie idealną, ale siostra to zawsze siostra. Jej tata pewnie też cierpi...
Ten obiad z rodzicami Anyi i Lou może być bardzo ciekawy. :>
O mamusiu, piękny nowy szablon. Podziwiam Cię za nie. Są tak perfekcyjnie piękne, że mi szczęka opada normalnie. Eh. ♥
OdpowiedzUsuńPierwsza sprawa, An i Harry, oboje niby tacy cwani, że są sobie nie potrzebni, że nic nie znaczą dla siebie. A jednak w środku za każdym razem coś ich kłuje. Ale to chyba... naturalne? No tak. Co z tego, że byli ze sobą króciutko. Liczyło się. On był wobec niej czuły, pomimo że ona to nie zawsze odwzajemniała. A potem, kiedy jeszcze nie zerwali oficjalnie on obściskuje się z dziewczyną. I to nie byle jaką - ze swoją byłą. No tak, mnie by chyba rozsadziło. Kurczę no. Anya jest usprawiedliwiona.
No i czeka ich ten obiadek z rodzicami. Ja od początku jestem pewna że to będzie ciekawe wydarzenie. ;D
Druga sprawa - Liam! Co ten chłopak wymyślił! On ma dopiero 19 lat! Dobrze, że An próbuje mu delikatnie ten pomysł z główki wybić. No bo, jeśli Dan go kocha to przecież rozumie. :)
Po trzecie - Marisol. Cieszę, naprawdę się cieszę, że kontakt z mamą jest tak dobry. Że to pomaga w powrocie do... do zdrowia? Do normalności? Że znów mogą się sobą cieszyć, rozmawiać i wspierać. To piękne. Pomimo, że pojawia się tu nieszczęście - śmierć Arii. Ale wszystko się ułoży, jestem tego pewna. Zaskoczyłaś mnie tym, że Troian i Aria to były siostry. Tak, zdecydowanie. Sytuacja dość skomplikowana, ale dobrze to wymyśliłaś.
Przemyślenia Nialla są dla mnie głębokie. Poważne. Jedyne co jestem w stanie na ten temat napisać to to... że widać jak bardzo ją kocha.
A Hazzę zaczynają męczyć wyrzuty sumienia, tak?... Oj Harry, Harry.
Buziaki, Twoja Mai ♥