28 września 2012

Rozdział XIV: Problemy techniczne



Anya
Z uśmiechem na ustach spoglądałam w brązowe oczy Riven. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi jej towarzystwa w ostatnim tygodniu. Sama odstawiłam ją na drugi plan, więc w żadnym wypadku nie mogłam jej za to winić. Przyznam, że brakowało mi tego, jak w charakterystyczny sposób kręciła zadartym nosem, kiedy była zdenerwowana. Tego, jak poprawiała co chwilę czarne loki, chudą dłonią. Oraz, oczywiście, jej tekstów od czapy, którymi zawsze potrafiła poprawić mi humor.
Coldaw to latynoska - pochodzi z Ameryki Środkowej, a konkretniej z Gwatemali. Dlatego ma tak niesamowitą urodę i specyficzny styl bycia. W dodatku potrafi płynnie mówić w dwóch językach. W ojczystym - hiszpańskim - i po angielsku. Oczywiście w razie problemów z hiszpańskim zawsze mogłam udać się do Nialla, który również potrafił się nim płynnie posługiwać, jednak Riven od dawna była chętna dawać mi korepetycje, i tak już zostało.
Nigdy nie odważyłam się nazwać Riven przyjaciółką. Nie rozmawiałyśmy na temat naszej znajomości. Zresztą, to było raczej uznawane za dziwny temat do rozmowy. Albo ktoś jest twoim przyjacielem, albo nie - tak mogło się wydawać. Szkoda, że w naszym przypadku, to nie było takie proste.
Gdzieś w głębi duszy czułam, że to jedna z najbliższych mi osób. Potrafiła słuchać i współczuć, jej rady były niezastąpione, przy czym sama była niesamowicie energiczna, roztrzepana i bardzo odważna - dlatego nie sposób było się nudzić w jej towarzystwie. Wbrew powszechnej opinii, nie była aż tak otwarta, jak można by się spodziewać. Nie lubiła przebywać w otoczeniu dużych grup ludzi. Zazwyczaj w kafejce szkolnej przesiadywała sama, na schodach, spożywając przygotowany przez siebie wcześniej posiłek. Na lekcjach siadała w ostatniej ławce i starała się robić za "dekorację". Była, choć jej nie było. Bała się ludzi, czy po prostu im nie ufała?
Właśnie to mnie do niej przyciągnęło. Fakt, że kiedy Louis stał się częścią One Direction i porywał serca większości nastolatek, które zaczepiały mnie na korytarzach i próbowały się zaprzyjaźnić - ona mnie nie zauważała. Zaintrygował mnie ktoś, kto według opinii publicznej był outsiderem, kto nawet nie okazywał mną zainteresowania. Z tego właśnie powodu, tego pamiętnego dnia, półtora roku temu, postanowiłam się z nią zapoznać. Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy i tego przerażenia w oczach, gdy przysiadłam się do niej na lekcji. Była zdumiona, że ktoś ją zauważył. "Dziwię się, że ktoś taki, jak ty chce ze mną rozmawiać. Przecież jestem nikim", powiedziała. To mnie zszokowało. Dlaczego powiedziała o sobie coś tak okropnego? Jak się później okazało, dziewczyna była najmilszą, najcudowniejszą i najbardziej nieprzewidywalną osobą, jaką dotychczas miałam okazję spotkać. "To dzięki tobie otworzyłam się na ludzi. Jestem ci winna ogromną przysługę. Dziękuję ci za wszystko" - usłyszałam jakiś czas później. Pamiętam, jak się czułam, gdy powiedziała mi coś tak pięknego. Pomogłam jej, choć sama o tym nie wiedziałam. Miałam ogromną nadzieję, że nie uraziłam jej tym, że nie pokazałam się w ostatni piątek w umówionym miejscu. Utrata kogoś tak niesamowitego, jak Riven byłaby zbyt bolesna.
- Twój brat mnie wpuścił. Co dziwniejsze, w progu minęłam się z Malikiem i Paynem. Nie wiedziałam, że tutaj są - rzuciła, siadając obok mnie na łóżku, bez słowa odwzajemniając uścisk, gdy mocno ją przytuliłam. - Czy teraz powiesz mi, dlaczego się jeszcze obijasz? - Jak zawsze kładła nacisk na ostatnie słowo. Miała dziwny, bardzo specyficzny, oryginalny styl mówienia, który zadziwiał, gdy tylko otwierała buzię. Pasował do niej. W końcu ona cała była niepowtarzalna i godna zapamiętania.
- Nie tylko oni tu teraz mieszkają. Całe One Direction zwaliło mi się do domu - odpowiedziałam z powagą. Riven spojrzała na mnie z politowaniem. Dziewczyna zawsze przykładała wielką wagę do nauki i szkoły, a ja przez ostatni tydzień unikałam tego budynku i książek jak ognia. - Chyba pomożesz mi z powrotem wpaść w wir nauki, co? Nie zostawisz mnie samej, prawda?
- No, nie wiem. Jak dla mnie, to totalnie zawaliłaś sprawę. Chyba nie ma dla ciebie ratunku. - Spuściła głowę i położyła rękę na sercu w iście dramatycznym geście, za co dostała z pięści w ramię.
- Jesteś okropna! - Uśmiechnęła się szeroko, słysząc moje słowa. Odpowiedziałam poważnym spojrzeniem, co tylko bardziej ją rozbawiło. - Przestań się śmiać! Ja tu myślę, co zrobić, by nie oblać egzaminów końcowych - mruknęłam, pocierając palcami o brodę.
- Po prostu zacznij się uczyć - powiedziała spokojnie, ucinając tym samym temat. - Mam ciekawsze pytanie. Powiesz mi, dlaczego cały czas masz rumieńce na policzkach? Znam cię dość długo, by wiedzieć, kiedy stało się coś... intrygującego - zaśmiała się, rzucając mi zaciekawione spojrzenie. - Chyba wpadłam do ciebie w odpowiednim czasie, żeby posłuchać o ostatnich zdarzeniach.
Moje myśli - wbrew zakazowi, który sobie ustaliłam - od razu pobiegły ku Niallowi i uczuć, którymi go darzyłam. Zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam o tym komukolwiek mówić. Po pierwsze: to miała być tajemnica. Po drugie: chyba było mi za bardzo wstyd, by opowiadać o tym przyjaciołom. Pokręciłam głową. Riven świdrowała mnie spojrzeniem, nie dając za wygraną. Odwróciłam wzrok, próbując ukryć zażenowanie.
Czy można się wstydzić swoich własnych uczuć? Zdecydowanie tak, kiedy obawia się tego, co czuje twoja "druga połówka".
- Całowałam się - mruknęłam cicho, nie bardzo wiedząc jak inaczej ubrać to w słowa. Postawiłam na prostotę. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, gdy usłyszałam krótki pisk zachwytu i zdziwienia.
- Jak było? Kto to był? - Spoważniała na chwilę, by podrzucić ostatnie pytanie: - Dlaczego się nie cieszysz?
Cóż, jej reakcja była do przewidzenia.
- Bo jestem idiotką, która zakochała się w niewłaściwym facecie - odburknęłam, zakładając ręce na piersi. Musiałam wyglądać jak małe dziecko, które nie dostało upragnionego batonika.
Po długiej namowie - skapitulowałam. Zostałam niemalże zmuszona, do rozmowy na temat tabu. Dlaczego nie mogła po prostu odpuścić i czekać, aż sama zechcę jej wszystko opowiedzieć?
Nie minęła godzina, gdy streściłam Riven wszystkie zdarzenia minionych tygodni. Dziewczyna skwitowała wszystko jednym zdaniem:
- Jak w modzie na sukces - zaśmiała się. Przyłożyłam jej poduszką, w tym samym czasie próbując opanować śmiech. - Czekaj, czyli byłaś z Hazzą, choć do niego nic nie czułaś? Nigdy, zgadza się? - Pokiwałam głową.
Coldaw kontynuowała swój wywód. Słuchałam jej bardzo uważnie, aż do momentu, w którym mój wzrok przypadkiem padł na klamkę od drzwi. Wydawało mi się, czy ona się... poruszyła? Riven doszła właśnie do fragmentu pocałunku z Horanem i mojej wielkiej, skrywanej miłości. Krzyknęłam więc nieco głośniej, niż planowałam:
- Coldaw, zamknij się!
Dziewczyna podskoczyła w miejscu, dokładnie w tym samym momencie, w którym do pokoju wpadł zmieszany Payne. Wyglądał na zdziwionego moją reakcją, więc zapewne nie usłyszał nic z tego, co przed chwilą streściła Riven.
- Możemy pogadać? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie teraz - mruknęłam, spoglądając na chłopaka z wyrzutem. Bałam się, że mimo wszystko, może jednak coś podsłuchał.
- To ważne, naprawdę.
- Liam, proszę cię, nie teraz - szepnęłam zmęczonym głosem. Pokiwał głową i wyszedł nie mówiąc już nic więcej.
Zrobiło mi się przykro, ale nie na tyle, żeby za nim pobiec.


Harry
Szybkim krokiem przemierzałem jedną z głównych uliczek osiedla, na którym niegdyś mieszkałem. Musiałem wyrwać się na jakiś czas z tamtego miejsca. Atmosfera, jaka panowała w domu Tomlinsonów przyprawiała mnie o złe samopoczucie. Deszczowa pogoda również kiepsko wpływała na mój nastrój. Czułem się taki ociężały i bezsilny. Zatopiony we własnych myślach, nie zważałem na to, że zaczęło kropić, na to, gdzie szedłem, ani na to, co mijałem po drodze. Nie interesowały mnie powarkiwania ludzi, których przypadkowo trącałem barkami. Sam kląłem pod nosem jak szewc, gdy kolejni londyńczycy wchodzili mi w drogę. Nie odwróciłem się nawet, gdy usłyszałem ciche nawoływanie najprawdopodobniej jednej z fanek: "Harry Styles! O mój Boże, to Harry! Hazza, czy mógłbyś...?". Zapewne już dziś wieczorem będę mógł przeczytać niemiłe słowa od fanów na mój temat. Cały świat już za chwilę dowie się, jak zignorowałem młodą dziewczynę, która tylko chciała się przywitać. Cena sławy jest stanowczo za wysoka, pomyślałem.
Zdarzało mi się narzekać na brak prywatności, wykańczające trasy czy spotkania z fanami. Chociaż byłem w siódmym niebie, stojąc na scenie wśród przyjaciół i tysięcy ludzkich dusz, które na te kilka godzin stawały się nam tak bardzo bliskie, to nie znaczyło, że podobało mi się, gdy musiałem ukrywać swoją twarz pod kapturem, by móc swobodnie przespacerować się po głównych ulicach Londynu czy jakiegokolwiek innego miasta.
Potknąłem się o krawężnik, co tylko spotęgowało mój gniew. Co się ze mną działo? Ostatnio nie potrafiłem się uspokoić. Moje uczucia i myśli galopowały wokół, coraz bardziej mnie przytłaczając. Poczucie winy zżerało mnie od środka. To, że Lou mi wybaczył, nie znaczyło jeszcze, że reszta poszła jego śladem. Liam prawie ze mną nie rozmawiał. Anya cały czas mnie unika, a Niall nie odezwał się słowem odkąd powiedziałem, że nie jest dość dobry dla jego bratniej duszy. Czy oni kiedykolwiek w ogóle mi przebaczą? Czy może już zawsze, kiedy tylko będą o mnie myśleć, automatycznie wpadną na słowa typu kobieciarz, zdrajca, oszust...
Najgorsze było to, że powoli przestawałem ufać samemu sobie. Bałem się rozchylić wargi, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że po raz kolejny kogoś urażę. Wypowiem o kilka słów za dużo, których będę potem żałował przez długi czas. Nie chciałem tego więcej doświadczać. Wbrew pozorom, wcale nie lubiłem ranić swoich bliskich, choć oni chyba myśleli inaczej. Cóż, dałem im ku temu mnóstwo powodów, by mogli mnie wytykać palcami, obrażać, ganiać z widłami i pochodniami, bo w końcu nie raz i nie dwa robiłem i mówiłem głupoty, których zwyczajnie jest mi teraz wstyd. To nie znaczy jednak, że nie powinni mi wybaczyć. W końcu ponoć każdy zasługuje na kolejną szansę.
Kopałem pojedyncze kamyki, które leżały na chodniku, gdy telefon schowany w kieszeni moich jeansów zaczął wibrować. Zdziwiony tym, że ktokolwiek chciałby jeszcze ze mną rozmawiać, wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i zamarłem wpół kroku, gdy literki na wyświetlaczu ułożyły się w przerażającą całość. Obraz momentalnie zamazał się przez łzy, które stanęły w moich oczach. Od kilku dni targało mną mnóstwo sprzecznych emocji, które robiły ze mnie niemal tykającą bombę, gotową wybuchnąć w najmniej spodziewanym momencie. Nic więc dziwnego,  że nie miałem pojęcia jak się zachować, gdy zerknąłem na ekran. Nie byłem pewien, jak zareaguję, gdy usłyszę jej przesłodzony, choć bardzo delikatny i przyjemny głos - zacznę na nią krzyczeć? Czy może poddam się jej kokieteriom, jak zwykle? 
Stałem odrętwiały, nie bardzo wiedząc, co powinienem zrobić. Jedną ręką zaciskałem mocno obudowę telefonu. Nie zorientowałem się, kiedy zbielały mi kostki, a ręka zaczęła niemiłosiernie boleć i mocno pulsować. Druga dłoń zawisła tuż nad przyciskiem odbierz. Kilka milimetrów, wydawało się być w takim momencie niczym lata świetlne.
Czy istniał jakikolwiek powód, żeby odebrać ten cholerny telefon? Do tej pory jakoś dawałem sobie z tym wszystkim radę, bo nie było jej w pobliżu, by co chwilę przypominała mi o wspólnej przeszłości. 
Mijały cenne sekundy, w czasie których wpatrywałem się w wyświetlacz telefonu. Zamurowało mnie wewnętrznie do tego stopnia, że bałem się wykonać jakikolwiek ruch. Dźwięk dzwonka ucichł, a ja wciąż wpatrywałem się w wygaszacz, na którym teraz widniało zdjęcie księżyca w pełni i jakiegoś czarnego cienia, który chyba miał być wilkołakiem. Po chwili spojrzałem w niebo, z którego spadało coraz więcej kropel deszczu. Po raz kolejny telefon dał o sobie znać, tym razem strasząc mnie dźwiękiem przychodzącego SMS-a. Przymknąłem na dłuższą chwilę oczy, by wyzbyć się widocznego w nich przerażenia. Gdy je otworzyłem, od razu zabrałem się za czytanie wiadomości. Dużo prościej było odczytać słowa, wyobrażając sobie jej głos, niż wsłuchiwać się w niego naprawdę.
Spotkaj się ze mną. Ostatni raz. Czekam w parku, na naszej ławce. Joy.
Jak zwykle, ignorując cichy głos w głowie, który próbował podrzucać mi jakieś rady oraz nie uwzględniając żadnych za i przeciw, ruszyłem biegiem przed siebie. Park nie był daleko. W kilka minut dotarłem na wyznaczone miejsce. Pomimo bólu i cierpienia jakie mi zafundowała, wciąż chciałem ją zobaczyć. Zawładnęła mną czysta ciekawość. Pierwszy stopień do piekła, w którym od kilku dni i tak się znajdywałem.
Rozglądałem się chwilę wokół, próbując odszukać jej postać. Zastanawiało mnie, jak bardzo (czy w ogóle!) się zmieniła. Im dłużej nie mogłem jej odnaleźć, tym bardziej się denerwowałem. Pustka w sercu powiększała się, zacząłem panikować. Może to był tylko żart? - krzyczały moje myśli.
I wtedy ją zobaczyłem.

Harry
Siedziała sama na ławce, nieco dalej od niegdyś wyznaczonego przez nas punktu spotkań. Ta sama postawa - ręce skrzyżowane na piersi oraz noga założona na drugą nogę. Te same czarne, kręcone, teraz mokre od deszczu włosy. Na sam jej widok serce zabiło mi nieco mocniej. Choć bałem się podejść, z daleka nie potrafiłem stwierdzić, czy zmieniła się chociaż trochę. Podszedłem więc kilka kroków bliżej. Spoglądała na swoje buty, co dało mi nieco pewności siebie. Przybliżyłem się, by móc się jej lepiej przyjrzeć. Miała poważny wyraz twarzy. Takiego w życiu u niej nie widziałem.
Nagle podniosła wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Sparaliżowany stanąłem w miejscu. Jej spojrzenie przenikało mnie na wskroś. Nie potrafiłem się poruszyć. Na zewnątrz starałem się ukryć emocje, jednakże wewnątrz kipiałem z przerażenia. Rozważałem wszelkie drogi ucieczki, których tak naprawdę wcale nie było. Co prawda mogłem po prostu się odwrócić i pobiec przed siebie, ale to wyszłoby zbyt nienaturalnie i dziecinnie. Miałaby o czym plotkować, a dobrze wiedziałem, że tylko tego potrzebowała do życia.
Przeoczyłem moment, w którym podniosła się z ławki. Przebudziłem się dopiero w tym, w którym stała tuż przede mną, twarzą w twarz. O dziwo spotkanie z nią wcale nie wzbudzało tyle emocji, ile sobie wyobrażałem. Serce, wcześniej łomoczące ze strachu, znów biło swoim naturalnym rytmem. Albo naprawdę udało mi się od niej uwolnić, albo byłem aż tak dobrym aktorem, że udało mi się nabrać samego siebie. Opanowawszy się, przybrałem maskę obojętności i lekkiego zdegustowania.
- Och, kocie, jak dobrze cię widzieć - rzuciła typowym dla niej protekcjonalnym tonem. Czy ja się przesłyszałem, czy naprawdę miała taki tupet, by wciąż mówić do mnie durnymi zdrobnieniami? Zignorowałem to. Nie mogłem dać się wyprowadzić z równowagi.
- Skąd wiedziałaś, że jestem w tej części miasta? - zapytałem z ciekawości.
- Przechodziłeś obok parku, kiedy siedziałam na tamtej ławce. - Wskazała ręką konkretny punkt. Zszokowało mnie to, że potrafiłem minąć ją na swojej drodze. Tak po prostu, jak gdyby nigdy nie istniała.
- Dlaczego chciałaś się ze mną zobaczyć?
- A ty nic, tylko byś zadawał te nudne pytania - mruknęła, podchodząc kroczek bliżej, uśmiechając się przy tym promiennie. Jeszcze chwila, a zwrócę obiad, pomyślałem. - Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam? - Zaśmiała się, spoglądając w niebo, z którego wciąż leciały ciężkie krople deszczu. Uniosłem brwi w wyrazie zdziwienia. Że mnie kochasz?, zapytałem siebie w myślach. Postanowiłem jednak nie odpowiadać. - Od zawsze marzyłam o pocałunku w deszczu.
Prychnąłem, kręcąc głową. Założyłem ramiona na pierś, dając jej jasno do zrozumienia poprzez postawę, że ma się nie zbliżać. Nie udało jej się prawidłowo odczytać moich zamiarów, bo już po chwili stała tuż przede mną.
- Marzyłem, by cię więcej nie spotkać. Jak widać nie każdy dostaje to, czego chce - rzuciłem szorstko. Znów nie udało mi się jej odstraszyć.
Zaśmiała się ironicznie, kładąc lekko rękę na moim torsie. Delikatny dreszcz przeszedł po moim ciele, gdy drugą dłoń położyła na moim policzku. Bicie mojego serca znów nieco przyspieszyło, gdy zbliżała swoją twarz do mojej.
- Ja zawsze dostaję to, czego chcę - mruknęła niemal w moje usta. Przełknąłem głośniej ślinę, puszczając jej słowa mimo uszu.
- Nie jestem twoją zabawką - odpowiedziałem cicho, bardzo słabo, całkowicie omamiony jej osobą.
Zapragnąłem znów poczuć smak jej ust. Potrzebowałem jej bliskości. Choć po mojej głowie plątały się myśli ostrzegawcze, nie zważałem na nie. Joy nie czekała na mój ruch, nie zastanawiała się nad moimi wcześniejszymi słowami, ani nad moimi uczuciami. Jak zwykle przejęła nade mną kontrolę. Jak zwykle jej na to pozwoliłem, bo co innego mogłem zrobić? Chciałem jej, potrzebowałem jej, tak samo jak kiedyś. Obdarowała moje usta kilkoma gorącymi, zbyt krótkimi jak dla mnie pocałunkami. Uśmiechnęła się niezbyt szczerze, gdy się ode mnie odsunęła.
- Cieszę się, że przyszedłeś, Styles. - Cofnęła się. Bezwiednie za nią podążałem. - Miło było przypomnieć sobie, jaki jesteś naiwny. - Zaśmiała się cicho. Przystanąłem, spoglądając ze zdziwieniem w jej wielkie, niebieskie oczy. Przejechała dłonią po mokrych od deszczu włosach, poprawiając grzywkę i przygryzając przy tym delikatnie dolną wargę.
- Co? - palnąłem tylko, nie wierząc w to, co właśnie się stało. Przecież wyglądała na skruszoną. Myślałem, że chciała mnie z powrotem odzyskać. Że przyszła przeprosić, odnowić naszą znajomość.
- Oj, Hazza, przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę. Miło było - rzuciła z uśmiechem.
I odeszła.
Udało jej się mnie nabrać. Znowu. Chyba, że naprawdę się droczyła. Nie rozumiałem jej. Doprowadzała mnie tym do szału, a jednak wciąż ją za to uwielbiałem. Była inna, niż wszystkie. Inna w każdy możliwy sposób.
Po raz kolejny bez problemu mogła się mną bawić, bo jej na to pozwoliłem. Dopuściłem ją do siebie, tylko po co? Moje serce znów ledwo trzymało się w jednym kawałku. Przy najmniejszym ruchu mogło rozbić się na milion części. Co teraz będzie? Odeszła, ale czy odeszła na zawsze, czy tylko próbowała mnie zdenerwować? Może powinienem był za nią pobiec? Zapytać, czy chce do mnie wrócić?
 - Jesteś idiotą, Styles, jako idealna odpowiedź na wszystkie zadane pytania - mruknąłem, zwieszając głowę. 


Niall
Próbowałem zasnąć, przekręcając się z boku na bok. Co chwilę spoglądałem na zegar, którego wskazówki nieubłaganie kręciły się w kółko i w kółko. Mijała godzina za godziną, a ja nie potrafiłem już nawet na minutę zmrużyć oczu. Wpatrywałem się w ciemność, co chwilę wracając w wyobraźni do pocałunku z Anyą. Wiele razy wyobrażałem sobie tę scenę, a prawdziwy pocałunek i tak był bardziej niesamowity, po stokroć razy lepszy. Głupi, myślałem, że to w moich snach jest jak w niebie.
Szkoda tylko, że nigdy nie będę mógł mówić o tym głośno. Czułem za duże wyrzuty sumienia - to po pierwsze. Po drugie - ona pewnie sądziła, że nic nie pamiętam, bo pozwoliłem jej w to uwierzyć. Był w tym tylko jeden, jedyny plus. Dzięki temu nasza przyjaźń nie ucierpi, bo obydwoje będziemy udawać, że zapomnieliśmy. Tylko jak długo, tak naprawdę, można ukrywać coś takiego?
Drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. W progu stanął Liam, który z marszu obrzucił mnie zdegustowanym, zaciekawionym i gniewnym spojrzeniem za razem. Ten to ma talent, pomyślałem, próbując rozwikłać zagadkę: jak to jest, pokazywać tyle emocji w tym samym czasie? Westchnąłem ciężko, podnosząc się do pionu i spoglądając na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się lekko. Payne w odpowiedzi tylko pokręcił głową.
- Przyznaj się, co zbroiłeś - burknął już na wstępie.
- Tak, Payne, ciebie też miło widzieć - żachnąłem się. Usiadł blisko mnie, tuż obok, tyle że na swoim łóżku i ostro zlustrował wzrokiem.
- Nie było cię na próbie - stwierdził, jakby własnie znalazł zagadkowy wynik układu równań, które męczyło go od rana.
- Miałem... problemy techniczne - wyznałem, przytakując samemu sobie z uśmiechem.
- To nie jest śmieszne. W sobotę gramy koncert. Jesteś przygotowany?
Pokiwałem ochoczo głową, przez co na nowo odczułem w niej nieprzyjemne ukłucie. Machinalnie złapałem się za bolące miejsce, co oczywiście nie uszło uwadze Liama.
- Wszystko w porządku? No, gadaj, co się stało - powiedział, nieco bardziej zaciekawiony niż zły. Tak szybko zmieniał mu się humor, że chyba sam za nim nie nadążał. Przynajmniej tak to wyglądało, bo choć wciąż miał groźną minę, zachowywał się i mówił jak zawsze.
- Nic się nie stało. Byłem w barze, trochę przeholowałem. I tyle - mruknąłem, omijając najważniejszą część historii. W końcu miałem nic nie pamiętać. Chłopak zgromił mnie wzrokiem.
- Jeżeli reszta zespołu będzie pytać, to po prostu źle się poczułeś. Wściekną się, jak się dowiedzą, że olałeś nas, bo poszedłeś sobie do baru - odburknął. Skierował się do łazienki. Już po chwili słyszałem kojący dźwięk wody, kiedy Liam wszedł pod prysznic.
Podniosłem się z łóżka. Wyszedłem na balkon, na świeże powietrze. Miałem nadzieję, że skoro nie mogłem zasnąć, to chociaż trochę chłodnego powietrza postawi mnie na nogi. Nie lubiłem tego momentu, w którym wisiało się między krainą Morfeusza, a życiem realnym. To było zbyt męczące. Stanąłem więc na zimnej posadzce, obejmując dłońmi żelazną poręcz. Rozglądałem się wokół po panoramie Londynu, który dopiero budził się do życia.

~*~
Jak widzicie na razie rozbudowałam jeden z wątków pobocznych. Nie wiem, czy się Wam to spodobało, czy nie, no ale musiałam. W pewnym sensie, to ma wpływ na dalsze części. No, ale to jeszcze zobaczycie. 
Cieszę się, że tyle osób to czyta. Cieszę się, że jesteście tutaj ze mną i że pomimo tych ostatnich beznadziejnych rozdziałów, jeszcze nie uciekliście <3 
Pozdrawiam Was serdecznie! :*

14 komentarzy:

  1. Ja tak czytam sobie i czytam, i nie mogę się nadziwić temu, jak ty świetnie piszesz. Tylko pozazdrościć, tej lekkości, swobody i kocham twoje opisy uczuć bohaterów <3 i w ogóle wszystkie opisy, bo je naprawdę pięknie piszesz aż mnie zazdrość zżera ;P.
    I nie przesadzaj przecież jest dobrze, wątki poboczne też są potrzebne ;).
    Co ci jeszcze powiem, o, to, że kocham Horana w twoim wydaniu :D. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością. Zaciekawiłaś mnie i śmiało możesz mnie uznać za swoją fankę :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze raz mi tu napiszesz że rozdział jest klapą, to Cię znajdę nawet na końcu świata i dostaniesz po głowie :P
    Rozdział jest idealny ;))
    Ten moment z Riven był taki fajny :D "jak w modzie na sukces" hehe to mnie rozwaliło :P
    Szkoda mi Harrego, choć tak zachował się w stosunku do Nialla, to naprawdę jest bidny, ta cała Joy jest wredna tak to ładniej ujmę :P
    Co do Nialla i Any kurde ciekawość mnie zżera co teraz z nimi będzie, bo coś wydaje mi się że ich przyjaźń nie będzie już taka sama...
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale i w ogóle nic nie spieprzyłaś. Rozdziały są nadal twoje i nadal wspaniałe, choć zdecydowanie krótsze. Nadal kocham styl tego opowiadania i nadal będę tutaj wchodzić, niezależnie od faktu, czy ci się to podoba, czy nie! Buhahahahaha. Zła ja. Cóż, nie mam weny na jakiś mega poważny komentarz. Dlatego postaram się dodać swoje trzy grosze do każdego wątku. Najbardziej chyba wciąż podoba mi się ten pierwszy pocałunek Anyi. Takie to słodkie. Mimo, że Niall już dawno ma za sobą swój "pierwszy raz", to przeżywa to równie emocjonalnie. Kocham takie sceny. Jeżeli chodzi i Harrego i Joy - chłopakowi życzę jak najlepiej. W końcu jest na pierwszym miejscu w rankingu (moich) najsłodszych ciach. Jeśli pytasz o laskę - oby się suka smażyła w piekle. Nienawidzę tego typu dziwek. Sama bardzo często bywam egoistką. Ale nigdy czyimś kosztem, ewentualnie swoim. Cóż mogę rzec. Będę teraz wyczekiwać rozwinięcia romansu Anya/Niall. Pisz dalej, wszyscy cię kochamy!
    www.sztuka-zapomnienia.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ;* Ale Twoje komentarze motywują! Jeszcze się uśmiecham, po jego przeczytaniu C:

      Usuń
  4. dzisiaj znalazlam te opowiadanie,przeczytalam wszystkie rodzialy,i nadal w szoku jestem o_O to jest genialne! jak ja moglam wcześniej tego nie czytac no jezu,jak?! MISTRZ Z CIEBIE!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję za wyrażenie opinii. Miłe, motywujące słowa ^.^

      Usuń
  5. Rozdział klapą? Oj moja droga, klapy to ja żadnej nie widzę, tylko wręcz przeciwnie rozdział jest naprawdę, naprawdę dobry i przyda się taki. Rozmowa z Riven nie wiem dlaczego, ale mnie ciągle rozbawiała ahha :) Oh Harry, gdzie ty zbłądziłeś mały człowieku? Liam trochę mnie przeraził wchodząc tak do pokoju biednego Horana, ale cóż. Wiesz, że z niecierpliwością czekam co dalej? Bardzo dobrze o tym wiesz :)xx

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak zwykle wspaniałe! Och, mój biedny Niall - on ciągle tak się przejmuję tym pocałunkiem z Anyą. Hazza jest w taki naiwny! Jak on mógł spotkać się z tą idiotką Joy?! O co chodziło Liamowi? Wydawał się taki smutny jak wszedł do pokoju An? Co z Li?
    Szkoda, że następny rozdział będzie tak późno... Ty chcesz żebym umarła :D Wiń się kobieto, za moją śmierć! ^^
    Julka (ja :D) żąda rozkwitu związku Niallera i Anyi!
    Do następnego i jak zwykle wspaniałego!
    our-love-is-eternal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Hazza ty powalony naiwniaku -,- Rozdział jak zawsze wspaniały :) Nie mów, że są beznadziejne ponieważ je czytam i naprawdę - nie są :) Już czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest boski!!! Jak ja nienawidzę tej Joy... -.-
    Czekam oczywiście na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej! jak zawsze świetnie! rzeczywiście rozbudowałaś poboczne tematy i nowa bohaterka.. już ją polubiłam... a ta Joy... ehh... żal pisać... i rozmowa Nialla z Liamem... ale dlaczego Niall i Anya w końcu mogli by być razem.. myślę, że ta nowa bohaterka im pomoże :)hmm.. ciekawe, ciekawe..
    no ale cóż czekam na nexta,.. i mówiłam Ci, że świetnie piszesz?
    Jestem z bloga
    onlyluckygirl.blogspot.com :) (tam już jest epilog nie wiem czy czytałaś
    i zapraszam na mojego new bloga:
    http://hope-for-a-better-world.blogspot.com/

    Z góry sorki za spam.. ale w sumie to nie jest spam.. znaczy się tai częściowy, no bo rozdział czytałam i skomentowałam xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Jedno co mnie ciekawi najbardziej z tego rozdziału: Payne słyszał rozmowę dziewczyn czy nie? Jeśli tak to ciekawe czy utrzyma to dla siebie. Może najpierw będzie chciał o tym pogadać z samą Anya? Tak w sumie by było chyba najlepiej. Chociaż gdyby wszyscy poznali prawdę, o skrywanej miłości, nie byłoby źle. ;D
    Z Riven jest dobra przyjaciółka. Na szczęście nie wzięła do siebie tego, że Ana nie pojawiła się na ich spotkaniu. Do tego latynoska. Już ją lubię :D
    Powiedz mi... Jak można być tak irytującą jak Joy? Ja rozumiem, że chciała w jakiś sposób pokazać swoją przewagę nad Harrym i równocześnie uświadomić mu jego własną naiwność. No, ale bez jaj. Zachowuje się okropnie. Jakby siedziała na wierzchołku kuli ziemskiej xd
    Zostając jeszcze na moment przy spotkaniu z Joy. Wielbię ten tekst Harrego: "Marzyłem kiedyś o tym, by więcej cię nie spotkać. Jak widać nie każdy dostaje to, czego chce." ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie powinnam obiecywać. Nie powinnam, bo tych obietnic nie potrafię dotrzymywać. Przepraszam.

    Ciekawy przypadek z An i Riven. Ich znajomość (nie przyjaźń) jest ciekawa. Tak. Ufają sobie, znają się, ale Anya nie nazywa jej przyjaciółką. Za to usłyszała od niej tak piękne słowa: "To dzięki tobie otworzyłam się na ludzi. Jestem ci winna ogromną przysługę. Dziękuję ci za wszystko."
    No takie rzeczy chyba można usłyszeć od przyjaciół. Może ten ich wątek też ulegnie dalszemu rozwojowi. Muszę czytać dalej.
    A o czym chce rozmawiać Liam? Hm.
    Hazza naprawdę żałuje swojego zachowania? Ma wyrzuty sumienia? No chyba ma. Co jest z nim nie tak? Cały czas nosi w sobie ten ślad po Joy. To przez nią traktuje innych... źle. A w dodatku dalej jest na każde jej skinienie. Tylko ona potrafi zrobić z niego naiwnego chłopczyka. Ona jest zła.
    Pomimo, że cały czas miałam dystans do Harry'ego to w tym fragmencie... Ścisnęło mnie. Czytałam moment, w którym ona go zostawia i po policzku spłynęła mi łza. Nie wolno tak bawić się uczuciami. Nie wolno. Nawet najgorszy człowiek nie zasługuje na to, żeby go tak traktować. Robić nadzieję, a później tak bezlitośnie krzywdzić. Po raz kolejny. To nie jest fair. To boli. To jest złe.

    Kocham, Twoja Mai ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!