Marisol
Kurczowo trzymałam w dłoniach kubek z napojem. Miałam
nadzieję, że dzięki gorącej czekoladzie trochę się rozgrzeję. Dzisiejszego
popołudnia pogoda wcale nie była ładna, jak zapowiadali w telewizji. Oprócz
tego, że temperatura była niższa o kilka stopni, to wiał naprawdę porywisty
wiatr, który dosłownie próbował zdmuchnąć mnie z chodnika, gdy byłam w drodze
do kawiarni. Na moje szczęście nie była ona daleko od ulicy, na której
mieszkali Tomlinsonowie. Zaledwie dziesięć minut spacerku i było się na
miejscu. Nie zmieniało to jednak faktu, że mogłam chociaż zaopatrzyć się w
cieplejszy płaszcz. Pal licho z takimi drobiazgami jak chustka pod szyję czy
czapka na głowę.
Gdy pogrążyłam się w rozmowie z ojcem, całkowicie
zapomniałam o kiepskiej pogodzie. W końcu zajmowaliśmy się dużo ważniejszymi
tematami. Nie widzieliśmy się tyle czasu, mieliśmy naprawdę dużo do
nadrobienia.
Antonio, mój tata, przeczesał dłonią swoją czarną, gęstą, farbowaną czuprynę. Raz za razem pociągał nosem, co po jakimś czasie zaczęło robić się
denerwujące. Starałam się nie zwracać uwagi na takie szczegóły, jednak
przychodziło mi to z trudem, jak zwykle zresztą. Skupiłam się na monologu na
temat pracy w Amsterdamie, który właśnie prowadził. Patrzyłam prosto w jego
tęczówki o kolorze ciemnej czekolady. Cieszyłam się, że odziedziczyłam po nim
chociaż kolor i kształt oczu... Niby taki drobiazg, a jednak sprawiał, że nie
różniliśmy się od siebie aż tak znacząco. W końcu każdy, kto mnie spotykał, od
razu przyrównywał mnie do mojej mamy. Tej prawdziwej, nie do Arii. Jej nigdy
nie śmiałabym nazwać „mamą”.
Troian, moja prawdziwa mama, wyglądem zawsze przypominała mi
Jennifer Aninston. W sumie, to nie tylko ja tak uważałam. Wiele osób chwaliło
jej urodę, dlatego ja zawsze cieszyłam się, kiedy mówili, że wyglądam jak jej
nastoletnia wersja. Proste, długie włosy o kolorze naturalnego blondu. Prosty,
nieduży nos, pociągła twarz i nieco zapadłe policzki, które, niestety, były
chyba jedyną rzeczą, która nie podobała mi się w moim wyglądzie.
Na wspomnienie o rodzicielce, w oczach stanęły mi łzy.
Przełknęłam dyskretnie gulę, która stanęła w gardle. Nie chciałam, by ojciec
cokolwiek zauważył. Nie mogłam się rozkleić na jego oczach. Nie teraz. Teraz
musiałam pokazać, jak bardzo jestem silna i odpowiedzialna. Ojciec musiał
uwierzyć, że mimo wszystko dam sobie radę sama.
Teraz ja przejęłam pałeczkę. Zaczęłam od
niesamowicie błahych tematów, które były tylko początkiem całego wywodu,
przygotowanego wcześniej w domu, na temat zmian, jakie miały zajść w moim... w
naszym życiu w przeciągu kilku miesięcy. Opowiadałam mu o wszystkim, co działo
się pod jego obecność, nie szczędząc szczegółów. O tym, jak okłamywałam go, że
wciąż żyłam w ich wielkim pałacu zwanym ,,domem" z przemiłą macochą,
udającą moją kochającą matkę, o tym, co robiłam w Hiszpanii, z czego się
utrzymywałam, gdzie mieszkałam i z kim spędzałam czas.
Ojciec nie śmiał mi przerwać. Z uwagą słuchał każdego
wypowiadanego przeze mnie słowa, jak nigdy dotąd. W jego oczach dostrzegałam
ból, za każdym razem, gdy tylko na mnie spoglądał. Zapewne to, że byłam w ciąży
bardzo mocno nim wstrząsnęło. Zapewne miał do siebie żal, że nie zdołał
ochronić mnie przed taką sytuacją. Ale... musiało stać się coś jeszcze... coś
równie ważnego, sprawiającego cierpienie. Chyba moja obecna sytuacja nie wtrąciła
go w ten dziwny stan odrętwienia? Czy mogłam go aż tak bardzo zawieść?
Gdy w końcu w opowieści doszłam do fragmentu kłótni z Arią,
przemówił z pełną powagą:
- Naprawdę mi przykro, skarbie. Nie miałem pojęcia, że było
ci tak ciężko. Nigdy otwarcie nie skarżyłaś się na obecność Arii. Ale...
obiecuję, że gdy tym razem z nami zamieszkasz, to wszystko będzie inaczej. Aria
nie ma prawa już ingerować w twoje życie bez mojej wiedzy – mówił z troską w
głosie.
Martwił się o mnie. I choć pewnie ciężko było mu się z tym
pogodzić, martwił się również o swojego jeszcze nienarodzonego wnuka.
- Odpowiesz mi na kilka pytań?
Bez zawahania pokiwałam głową.
- Dlaczego... - zająknął się, jednak kontynuował dalej po
krótkiej chwili: - Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałaś? Uciekłaś. Uciekłaś,
bo co? Chciałaś być dorosła? Nie chciałaś być pod kontrolą Arii, wolałaś się
usamodzielnić? Przecież wiesz, że mi zawsze możesz o wszystkim powiedzieć. Po
tym wszystkim co do tej pory przeszliśmy... myślałem, że masz do mnie więcej
zaufania. I... dlaczego do Hiszpanii? Dlaczego w ogóle... A gdyby coś ci się
tam stało, wyobrażasz sobie ile problemów miałaby na głowie Aria? Wyobrażasz
sobie, co bym wtedy czuł? - rzucał pytaniami. W odrętwieniu spoglądałam na
niego spod długich, czarnych rzęs, nerwowo wystukując nieznaną nikomu melodię o
stolik.
- Nie chciałam narobić wam problemów. Nie to było moim celem
- powiedziałam dość sucho. Choć do tej pory trzymałam większość uczuć na wodzy,
teraz pomału z powrotem wlewały się do mojego serca.
Na początku było mi smutno. Najbardziej zabolało mnie, kiedy
ojciec wyciągnął na stół kartę z ogromnym, świecącym napisem ,,zaufanie".
Przecież... to nie tak, że mu nie ufałam. Oprócz Anyi i mamy, której niestety
chwilowo nie mogłam dorzucić do tej listy, on był chyba jedyną osobą, której
bezgranicznie ufałam. Sama do końca nie wiedziałam, jak inaczej wyjaśnić
ukrywanie wszystkiego przed ojcem, jednak na pewno nie była to kwestia braku
zaufania.
A teraz? Kiedy wyciągnął wszystkie ,,brudy", zaczęło we
mnie kipieć. Ile problemów miałaby na głowie Aria? Czy on naprawdę sądził, że
ta kobieta mnie obchodziła? O tym, co czuł tata rzeczywiście wcześniej nie
myślałam. Skupiałam się na sobie, co robiło ze mnie niezłą egoistkę. No cóż...
- To może ciąża była twoim celem? - wyrzucił nagle z siebie
z prawdziwym gniewem w głosie. Na chwilę stracił panowanie. Przyłożył dłoń do
twarzy i potarł nią czoło. Jednak zmarszczki, które wyrażały czyste zmartwienie, z jego opalonej twarzy wcale nie
zniknęły.
Zmieszana odwróciłam wzrok. Przecież tego nigdy nie
planowałam. Byłam tylko głupią małolatą, która próbowała się wyrwać spod
kontroli opiekunki. Chciałam zasmakować życia. Szkoda, że nikt mnie wcześniej
nie uprzedził, jaki naprawdę ma smak. Gorzki. I słony jak łzy, które litrami wylewałam
od tamtej feralnej nocy.
Postanowiłam, że przemilczę ten nagły wybuch ojca i zacznę
od tego, co wydawało mi się w tym momencie ważne do przekazania.
- Ja... po prostu skorzystałam z okazji. Byłam wściekła na
wszystkich. Na Anyę, bo mnie nie rozumiała. Na ciebie, ponieważ nie było cię w
pobliżu, kiedy potrzebowałam twojego wsparcia. Na Stanleya, bo ze mną zerwał.
Wszytko było takie... do bani. I z dnia na dzień robiło się coraz gorzej. Więc
gdy tylko wujek zaproponował wyjazd...
- Wujek? - przerwał mi.
- Tak. Wujek Marcello. Ale to nie tak jak myślisz! Nakłamałam mu, że się zgodziłeś. Że wiesz i traktujesz to jako
przygodę...
- Jak on mógł być tak lekkomyślny? - Zatopił się na chwilę
we własnych myślach. - Do diabła, dzwonił kilka razy, ale nigdy nie miałem
czasu, by z nim rozmawiać.
- Tato, nie bierz tego do siebie, proszę... - Westchnęłam,
podnosząc kubek z resztką czekolady do ust. Zaschło mi w gardle od tak długiej rozmowy. Upiłam łyk i dopiero po chwili,
upewniając się , że mój głos nie drży, ani nie wyraża żadnych
niezbędnych emocji przemówiłam, by zmienić jak najprędzej temat: - Chciałabym
wciąż mieszkać z przyjaciółmi. Na razie... nie jestem jeszcze gotowa, żeby
wrócić i zmierzyć się ze starymi problemami. Zwłaszcza z Arią... Cóż, może
zabrzmi to trochę chamsko, ale nie chcę, by moje dziecko miało później do
czynienia z twoją żoną – skończyłam spokojnie. - Przepraszam, ale na prawdę nie
darzę jej ani zaufaniem, ani szacunkiem, po niektórych słowach, które bez
wahania rzucała mi w twarz.
Czekałam na reakcję ojca z zapartym tchem. Miałam wrażenie,
że stanie się oschły, niemiły, rozkaże mi wrócić do domu albo zrobi awanturę
przy wszystkich świadkach. Zaciskał usta w cienką szparkę, spoglądając gdzieś
na swoje buty. Po chwili westchnął i spojrzał na mnie z czułością. To było dla
mnie dziwne. Do tej pory nikt nie okazywał mi tego typu uczuć. A przynajmniej
zdarzało się to na tyle rzadko, że... nie byłam do tego przyzwyczajona.
- Jeżeli tego właśnie pragniesz, Solly. – Uśmiechnął się
delikatnie. Próbował ukryć desperację i bezsilność gdzieś głęboko w sobie, co
nie wychodziło mu zbyt dobrze. - Co miesiąc będę dawał ci pieniądze, ale gdyby
tak któregoś dnia ci zabrakło, to nie krępuj się poprosić o więcej. To nie
kłopot, dobrze o tym wiesz. Nie chcę, byś miała jakiekolwiek finansowe
problemy. Tylko musisz mi coś obiecać... - Spojrzałam na mężczyznę z nadzieją.
- Jeżeli będziesz miała jakiś problem, nawet tak błahy jak... nie wiem, ile mąki użyć do
ciasta, to proszę... odwiedź mnie. Na pewno wszystko wspólnie rozwiążemy.
Pokiwałam energicznie głową. Byłam dumna z ojca. Z tego jaki
był opanowany i wyrozumiały.
Dotarło do mnie w końcu jak bardzo się za nim stęskniłam.
Jak nagle zaczęłam go potrzebować. Do tej pory ukrywałam to gdzieś głęboko w
sobie. Musiałam się nauczyć, jak żyć bez niego. Zupełnie tak jak niegdyś w moim
życiu zabrakło matki, tak pracujący ojciec coraz bardziej się ode mnie oddalał.
Zdarzało się, że widzieliśmy się tylko kilka dni. Później wyjeżdżał
na kolejnych kilka miesięcy. Nie miałam wyboru. Musiałam nauczyć się dbać o
siebie.
Tata lustrował dokładnie każdy mój ruch. Zaczął się
domyślać, że mnie coś trapi. Nie mógł się powstrzymać, więc zapytał:
- Czy chciałabyś mi jeszcze o czymś powiedzieć?
W moich oczach pojawiły się łzy. Przełknęłam ślinę i nim rozkleiłam
się na dobre, wydukałam z siebie:
- Czy możemy spotkać się z mamą?
Ojciec dobrze wiedział, że nie chodziło wcale o jego
,,nową" żonę. Mówiłam o swojej kochanej mamie, której tak bardzo mi
brakowało od kilku lat.
- Sol... Dobrze wiesz, że ja... nie mogę.
Westchnął przeciągle, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Oddychałam coraz płycej i ciężej, próbując powstrzymać łzy. W końcu szepnął:
– Obiecałem, że nie będę zakłócał jej spokoju dopóki nie
wróci do zdrowia.
- Ironia losu, że osoba, którą tak naprawdę kochasz aż tak
się od ciebie oddaliła – odpowiedziałam cicho z lekką pogardą.
Tata spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Moje łzy go
przerastały.
- Jeżeli tak ci na tym zależy, to możemy tam pojechać.
Ja muszę trzymać się na dystans, ale ty nie.
Sam nie chciał się przyznać do tego, jak bardzo tęsknił za
Troian. Wiedziałam o tym, a przynajmniej to przeczuwałam... Niestety kochał
Arię – na swój sposób. To było widać z daleka. To, jak na nią patrzył. Jak się
uśmiechał, kiedy pojawiała się w zasięgu jego wzroku... Jednak gdzieś tam w
głębi serca wciąż tliła się iskierka uczuć do mojej matki.
Przynajmniej miałam nadzieję, że właśnie tak było. Kto wie,
co naprawdę działo się w jego sercu?
*
Liam
Czułem się znakomicie po spotkaniu z Danielle. Wyjaśniliśmy
dużo więcej, niż mieliśmy zamiar wyjaśnić. Powiedziałem wreszcie to, co tak
bardzo bałem się jej wyznać.
Gdy tak leżeliśmy w świetle księżyca na polanie, Danielle
pierwszy raz miała okazję usłyszeć ode mnie tak wiele znaczące słowa. Dwa słowa
– dziewięć liter – kilka łez, które ze szczęścia popłynęły po jej policzku.
Wreszcie wyznałem, co czuję. Co prawda pod wpływem chwili. Wcześniej myślałem o
nich tysiące razy w jej towarzystwie, ale zawsze kiedy próbowałem wypowiedzieć
je na głos, coś mnie powstrzymywało.
Byłem tchórzem. Tchórzem, który nie potrafił wyznać uczuć
swojej ukochanej. Ale ten etap miałem już za sobą. Najważniejsze w chwili
obecnej było dla mnie to, że ona odwzajemniała moje uczucia. Wreszcie do mnie
dotarło jakim szczęściarzem jestem, że znalazłem tą jedyną. Tą, z którą wiązałem
całą swoją przyszłość.
Zajrzałem do kuchni, by wziąć szklankę wody i od razu
skierowałem się do swojego pokoju. Nie miałem w zwyczaju pukać do swoich
progów, zwłaszcza, że uzgadnialiśmy z Niallem, że nie ma nawet takiej potrzeby,
więc bez zastanowienia wszedłem do środka. Kątem oka dostrzegłem w nikłym
świetle zarys postaci mojego współlokatora. Odwróciłem się, by zamknąć drzwi.
- No, stary... To chyba oficjalnie najlepszy dzień mojego
życia – rzuciłem normalnym tonem, odstawiając szklankę na stolik tuż obok
mojego łóżka.
- Shh... - Uciszył mnie. Odwróciłem się
gwałtownie. Wciągnął szybko powietrze; widok, który zastałem niemal
zwalił mnie z nóg. - Bo ją obudzisz. – Zerknął na wtuloną w niego
dziewczynę.
- Co, do cholery, robi tutaj Any? - Zezowałem to na Nialla,
to na nią. - Jeżeli Hazza się dowie, to wpadnie w szał, a ty dobrze o tym wiesz
– szepnąłem i wypiłem duszkiem połowę szklanki. - Stąpasz po krawędzi...
W końcu to była szczera prawda. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy,
że Styles należał do tych dość wybuchowych charakterów. Chociaż rozumiałem, że Niall i Anya nie robili nic złego, a szansa, że Harry
wszedłby do tego pokoju była marna, to i tak martwiłem się na zapas.
Westchnąłem.
Blondyn nie musiał nic mówić, bym zrozumiał, że ona po
prostu przypadkiem zasnęła nie tam, gdzie powinna. Zachowywali się jak zwykli
przyjaciele. Dość nieodpowiedzialni przyjaciele, patrząc na to z tej drugiej
strony.
- Jakoś tak jej się zasnęło gdy rozmawialiśmy. A... no tylko
na nią spójrz. Śpi jak anioł, nie mam serca jej budzić – szepnął, nie
spuszczając wzroku z dziewczyny. Obejmował ją ramieniem i lekko pocierał dłonią
o jej plecy.
- Nie do wiary, kretynie, że tak bardzo ją kochasz.
Pokręciłem głową z podziwu i zacząłem się przebierać. Chwilę
później byłem już gotowy, by iść spać. Zerknąłem na kumpla, który ostro
beształ mnie wzrokiem.
- Nie waż się więcej tego mówić na głos – warknął.
Czyżby bał się, że Anya w jakiś magiczny sposób znów
wszystko słyszy? To by było całkiem ciekawe, mówiąc tak na marginesie.
- To co? Mam ci to przesłać SMS-em?
Przewróciłem oczami i położyłem się na łóżko, przykrywając
kocem. Było nieco za gorąco na kołdrę.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Wiesz o tym tylko ty i niech
tak zostanie. Co by było, jakby to doszło do Harry'ego? Jesteśmy przyjaciółmi,
a przyjaciele sobie takich rzeczy nie robią... - Spojrzał gdzieś w sufit. Byłem
prawie pewny, że odtwarzał właśnie w głowie wszystkie możliwe wersje reakcji
Hazzy na jego wyznanie.
- To nie jest twoja wina, kogo wybiera sobie twoje serce. Tak
już jest i kropka. Musisz się z tym pogodzić i osobiście uważam... chociaż
wiem, że to kompletne szaleństwo... że Hazza powinien wiedzieć – powiedziałem i
zgasiłem stojącą na komodzie lampkę nocną, która swoją drogą ledwo rzucała
jakiekolwiek światło. Tak, to było szalone, ale nie aż tak jak ukrywanie swoich
uczuć. Na jego miejscu już dawno powiedziałbym o wszystkim swojemu konkurentowi
i swojej wybrance. Zwłaszcza swojej wybrance. Ona sama powinna zdecydować o
swoich uczuciach. Może jak na razie tylko udawała szczęśliwą? Może rywal wcale
jej tego szczęścia nie dawał, a wręcz przeciwnie?
Spojrzałem na przyjaciela. Albo mi się wydawało, albo
wewnętrznie kipiał ze złości. Zręcznie to próbował ukryć... Szkoda tylko, że
znałem go aż tak dobrze, bo prawie mu się udało.
- Niall, chłopie, podziwiam cię, naprawdę. Nie potrafiłbym
tak wytrwale dążyć do szczęścia kogoś innego. - Chłopak uniósł brwi w wyrazie
zdziwienia, a przynajmniej mi się tak wydawało. - No wiesz, nie obchodzą cię
własne uczucia, tylko jej. - Wymownie spojrzałem na Anyę, wciąż smacznie śpiącą
na jego ramieniu. - Rzeczywiście wygląda jak anioł. Jest taka spokojna –
dodałem tylko i odwróciłem się na drugi bok.
Usłyszałem ciche westchnienie chłopaka.
Wyjąłem telefon z pod poduszki i wybrałem z listy kontaktów
numer Danielle. Wysłałem jej krótką wiadomość, nie zważając na to, że śpi tylko
jeden pokój dalej ode mnie.
„Dobranoc skarbie,
kocham cię”
Westchnąłem przeciągle po raz ostatni, po czym odpłynąłem w
głęboki sen.
*
Niall
Obudziło mnie skrzypienie drzwi. Podniosłem lekko głowę, by
zobaczyć, kto zaszczycił nas swoją obecnością. Nim moje oczy przyzwyczaiły się
do światła, poznałem tajemniczego gościa po głosie.
- Co jest, do cholery – warknął Harry.
Momentalnie przypomniałem sobie, kto leży tuż obok mnie.
Konkretniej, kto leży niczego nieświadomy, wtulony w moje ramię. Anya oddychała
spokojnie i miarowo. Przekląłem w duchu.
- Stary, wyluzuj. Nic się nie stało, to nie tak jak myślisz.
Nie wyolbrzymiaj tego – powiedziałem uspokajającym tonem.
- Człowieku, leżysz w jednym łóżku z moją dziewczyną... i
każesz mi tego nie wyolbrzymiać? - Wskazał na Anyę. Był niemal czerwony ze
złości, śmiał się sarkastycznie, kręcąc przy tym głową.
Przeklęty traf, że akurat tego ranka Harry musiał wpaść do
naszego pokoju. Czego on w ogóle chciał?
- Tak... i moją przyjaciółką. Facet, przecież ja bym ci tego
nie zrobił. - Tłumaczyłem się, chwytając każdego możliwego i potwierdzonego
argumentu. - Nie wiem, po co ja w ogóle to mówię, ty powinieneś o tym wiedzieć,
przecież mnie znasz - warknąłem.
Anya poruszyła się niespokojnie. Wtuliła się jeszcze
bardziej w moje ramię, co chyba doprowadziło Stylesa do białej gorączki. Nie
miał na sobie koszulki, był w samych dresach, dlatego dokładnie widziałem jak
spina wszystkie mięśnie.
- Słuchaj, wiem, że coś do niej masz, ale radzę ci, żebyś
trzymał się z daleka – wycedził przez zęby. - Dopóki jest moja, nie dopuszczę cię do niej, słyszysz? - zagroził.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł, zatrzaskując za sobą
drzwi.
Położyłem głowę z powrotem na poduszkę, przykładając rękę do
czoła.
Właśnie tego chciałeś
uniknąć. Oto jak się kończy ukrywanie uczuć. Liam ma rację. To nie tak powinno być.
Chwilę później dotarły do mnie jego ostatnie słowa. Jeszcze
nigdy nie widziałem, żeby Styles był aż taki zaborczy w stosunku do dziewczyny.
"Dopóki jest moja..." nie do wiary, że naprawdę śmiał
traktować ją jak swoją własność! Co za chory pomysł, żeby mówić coś podobnego?
"...nie dopuszczę cię do niej, słyszysz?" Och, tak. Słyszałem
i to bardzo wyraźnie. Przez nasze niewinne zachowanie, choć rzeczywiście trochę
dwuznaczne, Harry prawdopodobnie zrobi wszystko, żeby mnie od niej odciąć.
Ciekawe, czy uda mu się nastawić Any przeciwko mnie.
Westchnąłem, przyglądając się twarzy śpiącej dziewczyny.
Wyglądała niewinnie i uroczo. I była piękna. Oszałamiająco piękna, zarówno w
makijażu jak i bez niego. Nic dziwnego, że Harry stał się taki zaborczy. To
była naprawdę wyjątkowa osoba - nie tylko wyglądała jak anioł, ale miała także
złote serce. Dostać ten przywilej i móc ją pocałować! To było moje marzenie.
*
Anya
Nie byłam do końca przekonana, o co znów poszło między
chłopakami, ale chyba raczej nie wymyśliłam sobie tego, że było niedobrze. I to
nawet bardzo niedobrze. Harry i Niall ciągle obrzucali siebie nawzajem ostrymi
spojrzeniami. Nie odzywali się do siebie nawet słowem. Nigdy jeszcze
nie widziałam ich w takiej sytuacji.
Do tej pory Harry i ja szanowaliśmy naszą przestrzeń osobistą. Żadne z nas nie czuło jakiejś szczególnej potrzeby do przebywania
ze sobą dwadzieścia cztery na dobę. A tego dnia chłopak nie odstępował mnie
nawet na krok, non stop mnie przytulał, sprzedawał mi słodkie buziaki w
policzek... Zachowywał się tak, jak gdyby chciał komuś udowodnić jak bardzo mu
zależy. Szczerze wątpiłam, bym tym kimś była ja. Mnie pokazywał to na swój
własny sposób. Albo czasem nie pokazywał wcale... i to właściwie również
akceptowałam.
- Gdzie Marisol? - rzucił niby to od niechcenia Zayn, gdy
wszyscy zebraliśmy się w salonie. W planach było obejrzenie Paranormal Activity. Oczywiście serce
biło mi mocniej ze strachu na sam tytuł filmu, ale co poradzić kiedy głosowanie
przegra się pięć do jednego.
- Nie chciała zwlekać ze spotkaniem z
mamą. Wyjechała z samego rana, wróci dopiero za kilka dni –
powiedziałam głosem wypranym z emocji. Ten dzień nie należał do moich
najszczęśliwszych. Martwiłam się wszystkim, tylko nie sobą i zbliżającymi się
egzaminami końcowymi, do których na szczęście zaczęłam się powoli przygotowywać.
Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Jeszcze miesiąc, a
zostaną mi tylko wspomnienia po szkole średniej. I cała przyszłość, wszystko
to, na co tyle czekałam stanie przede mną otworem. O ile zdam. Szybko odrzuciłam od siebie tą myśl.
Pozostawało tylko jedno zmartwienie: miałam nadzieję, że nikt nie zacznie się
czepiać o to, że nie chodzę do szkoły. Ale ostatnio coś się we mnie ruszyło,
coś jakby sumienie, które nakazuje mi czym prędzej wracać do nauki. Pomyślę o tym, obiecałam sobie.
- Co ją tak nagle zebrało na spotkanie z mamą? - zapytał
Harry, po raz kolejny tego dnia obejmując mnie ramieniem. Tym razem jednak
wyczułam, że nie robi tego tylko na pokaz. To był raczej zwyczajny odruch,
który spotkał się z instynktowną odpowiedzią z mojej strony.
Przysunęłam się bliżej niego. Już wcześniej czułam mocny
zapach perfum chłopaka, ale po zmniejszeniu odległości między nami, zapach stał
się jeszcze bardziej intensywny. Nie, żeby mi się nie podobało, bo naprawdę lubiłam
perfumy, których używał. Choć przyznam, że wolałam raczej słodkie zapachy, niż ostre i poważne.
- Nie chcę zapeszać, ale wydaje mi się, że i tak ma małe
szanse na porozmawianie z nią – szepnęłam. Smutno mi było z tego powodu, ale co
prawda, to prawda.
Harry wyczuwając mało pozytywną energię, która tego dnia ode
mnie biła, zaczął gładzić dłonią po moich plecach. Początkowo czułam się dość
nieswojo, jakoś nie przywykłam do okazywania sobie uczuć przed znajomymi... i,
co najważniejsze, przed bratem. Zignorowałam to jednak i już chwilę później
poczułam się znacznie lepiej. Hazza na swój sposób potrafił poprawić mi
humor.
Położyłam rękę na jego torsie. Poczułam, jak delikatnie się
spina pod moim dotykiem. On chyba również nie był przyzwyczajony do czułych
gestów z mojej strony. W końcu zdarzały się sporadycznie, więc nie mogłam
go winić. Harry miał na sobie ciasną, czerwoną, idealnie dopasowaną koszulkę,
co, nie ukrywajmy, pozwalało mi się cieszyć jego świetnie zbudowanym ciałem.
- To znaczy? - dopytywał się Louis.
Swoją uwagę skupiłam na bracie, choć kątem oka i tak
dostrzegłam delikatny uśmiech na twarzy Stylesa. Przez chwilę czułam na sobie
jego spojrzenie, co trochę mnie zmieszało, jednak próbowałam nie dać nikomu
tego po sobie poznać. Chyba mi się udało, gdyż przyjaciele wcale nie zaczęli
się inaczej zachowywać. Nialler wciąż siedział zamyślony w fotelu, nie odzywał się
nawet słowem, a jego błękitne oczy wpatrzone były w jeden, nieznany mi punkt.
Nie potrafiłam nie martwić się jego dziwnym zachowaniem, jednak wiedziałam, że
pytanie go o problemy wśród wszystkich naszych znajomych nie byłoby na miejscu,
więc chwilowo postanowiłam to zignorować. Liam również wyglądał, jakby wstał
lewą nogą. Siedział naburmuszony, co chwilę rzucając groźne spojrzenia
wszystkim zebranym. Również nie wtrącał się do naszej rozmowy. Może po prostu
się wyłączył? Na zainteresowanych wyglądali tylko Zayn z Louisem, dlatego to na
nich starałam się skupić.
Po krótkiej analizie tego, co do tej pory zdążyli już
powiedzieć dotarło do mnie, że oni tak na prawdę nic nie wiedzieli ani o Sol,
ani o jej rodzinie. Zastanawiałam się, ile tak naprawdę mogę im wyjawić.
Postanowiłam, że zrobię to minimalnie, bym w razie potrzeby potrafiła wyjść
z tego obronną ręką.
- Sol nie pojechała do niej na herbatkę. Jej mama jest w
szpitalu dla psychicznie chorych – powiedziałam cicho, spoglądając kolejno na
dwójkę najbardziej zainteresowanych przyjaciół. Z ich twarzy poznikały
uśmiechy; do tej pory ani razu nie widziałam ich bardziej poważnych.
Wydawało mi się, że reszta również nadstawiła uszy. Westchnęłam. - Cierpi na
rozdwojenie jaźni i nie zawsze poznaje ludzi ze swojego otoczenia, także
Marisol jest bardzo ciężko. Jakby tego było mało, jest niewidząca. Sol nigdy
nie opowiedziała mi tej historii, nie chciałam naciskać, więc nie mam pojęcia
dlaczego. Była na coś chora? Może to było dziedziczne? Tak czy siak, jeżeli ją
do niej wpuszczą, to już będzie jakiś początek. - W salonie zapadła cisza. Ręka
Zayna zawisła w powietrzu, ściskał w niej kurczowo pilot od DVD. Zmarszczył brwi
i w skupieniu pogrążył się we własnych myślach. - Chociaż jej leczenie trwa już
bardzo długo... Bardzo możliwe, że jest dużo lepiej niż było kiedyś.
Chłopacy mocno przejęli się historią Sanchezów. I wcale im
się nie dziwiłam. Do tej pory pamiętałam jak ja zareagowałam na te wieści.
Miałam wtedy piętnaście lat, więc dużo trudniej było mi to przyjąć do
wiadomości. To, że rodzina mojej przyjaciółki pomału się rozpadała. To, że to
mogło tak na prawdę przytrafić się każdemu z nas. Podziwiałam Marisol za jej
odwagę i wytrzymałość w takich chwilach. Zwłaszcza, że jej mama niedługo przed
tym jak trafiła do szpitala, zażądała rozwodu z panem Antonim.
*
Marisol
- A co będzie, jeżeli mnie nie pozna? Chyba pęknie mi serce
- szepnęłam.
Stałam z ojcem przed recepcją. Rozglądałam się po tym okropnym miejscu. Białe ściany, drzwi w większości wykonane z metalu,
okna bez klamek. Czułam się jakbym sama miała za chwilę zamieszkać w jednej z
tych „cel”.
Byłam tu już kilka razy. Po raz pierwszy krótko po tym, jak
mama tam trafiła. Do końca życia zapamiętam tamte chwile. Obraz matki z obłędem
w oczach, ten moment, gdy dwóch lekarzy próbowało ją uspokoić. Nie, nie ją. To
nie była Troian, którą wszyscy znali. Właśnie wtedy pełną kontrolę nad ciałem
kobiety miała jej druga osobowość, znienawidzona przez wszystkich Milagros. Ale
czy to robiło jakąkolwiek różnicę dla dziewczynki w tak młodym wieku? Nie
potrafiłam nawet pojąć, co się działo. Przecież widziałam swoją mamę. Kobietę,
która mnie wychowała. Jakim cudem nagle w jej ciele znalazła się inna osoba?
- Panno Sanchez – odezwała się jedna z recepcjonistek,
przywołując mnie z powrotem na Ziemię.
- Dzień dobry – szepnęłam.
- Czy istnieje możliwość odwiedzin? - zapytał cicho tata.
- Pani Palacios jest dzisiaj w kiepskim stanie – rzekła na
odczepne kobieta ubrana w nie twarzowy biały fartuch, strasznie opięty na jej
krągłościach.
- Jestem jej córką, chyba mam prawo ją zobaczyć! -
Podniosłam głos. Nie wytrzymywałam tego napięcia. Chciałam mieć to już za sobą.
Chciałam mieć za sobą to pierwsze, zawsze najtrudniejsze spotkanie po tylu
latach.
- Z takim zachowaniem na pewno panienki tam nie wpuścimy –
syknęła, skrobiąc coś w swoim grubym notesiku.
Prychnęłam, odwracając wzrok od kobiety. Ojciec położył rękę
na moim ramieniu, uspokajając nieco i dodając tym samym otuchy. Westchnęłam
przeciągle i powiedziałam już normalnym tonem:
- Przepraszam, to było niestosowne.
- Przyjechaliśmy z daleka. Marisol potrzebuje teraz matki,
proszę nam pomóc. Niech pani nam tego nie utrudnia – mówił przekonywującym
tonem.
Kobieta spojrzała na niego spod wielkich okularów. Zapisała
coś szybko w notatkach, zdjęła jeden z ogromnych kluczy wiszących na ścianie i
skinęła, byśmy poszli za nią.
Trzymają ją pod
kluczem. Trzymają moją mamę w zamkniętej celi dla obłąkanych.
Próbowałam czym prędzej odgonić zbędne, tragiczne myśli. Nie
o tym powinnam rozmyślać tuż przed spotkaniem. Powinnam skupić się na
pozytywach.
Na pewno jest lepiej
niż było, gdy tu trafiła. Może nawet jest już zdrowa?
Niemal trzęsłam się z nerwów. Nie widziałam matki tyle
czasu. Nie miałam pojęcia jak zareaguje na mój głos. Czy znów wpadnie w furię?
Czy to chociaż będzie moja matka?
- Jej stan znacznie się poprawił przez te lata. Nie ma już
prawie śladu po obecności Milagros. Ale nigdy nie możemy być tego stu
procentowo pewni, dlatego wszystko będzie nadzorował Michael. To jeden z
tutejszych pielęgniarzy. W razie jakichkolwiek komplikacji będzie w kilka
sekund – powiedziała i otworzyła drzwi.
Wciągnęłam głęboko powietrze i wkroczyłam do niewielkich
rozmiarów pokoju, zostawiając za sobą zatroskanego ojca. Recepcjonistka skinęła
głową i zamknęła za mną żelazne drzwi. Usłyszałam tylko szczęk zamka.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, zupełnie jak na korytarzu. Nie
byłam pewna czym pokryta została podłoga. Czymś w rodzaju ogromnych, szarych
płytek. Pod ścianą naprzeciwko drzwi stało niewielkie szpitalne łóżko, gładko
zaścielone. Tuż nad nim, wysoko ponad półtora metra znajdowało się okno, w
której standardowo brakowało normalnej klamki. Zapewne dało się je otworzyć
tylko za pomocą jednego z tych dziwnych kluczy. Po zewnętrznej jego stronie
dostrzegłam kraty.
Straszny widok. Nie przeżyłam jednak szoku, nie byłam tu po
raz pierwszy. Widywałam ten pokój w o wiele gorszym stanie, kiedy ciałem mojej
mamy rządziła Milagros i rozwalała wszystko, co tylko znajdowała na swojej
drodze.
Stałam chwilę bez ruchu, wpatrując się w kobietę siedzącą na
łóżku. Nogi miała podkulone pod brodę, obejmowała je obydwiema rękami. Blond
włosy o średniej długości, dużo krótszej niż kiedyś, zasłaniały jej twarz. Była
niesamowicie spokojna, opanowana. Ostatnim razem też tak było, dopóki nie
usłyszała mojego głosu. Ręce zaczęły mi niebezpiecznie drżeć, a do oczu
napłynęły słone łzy.
Bałam się. Oczywiście, że bałam się jej reakcji. Z drugiej
jednak strony, naprawdę cieszyłam się, że znów mogę ją zobaczyć. W
końcu. Wreszcie mogłam zadowolić się jej obecnością, a nie tylko widokiem
ze zdjęcia, stojącego na komodzie.
- Mamo? - szepnęłam, gdy w końcu zebrałam się na odwagę. -
Mamo, to ja. Marisol.
Na dźwięk mojego głosu podniosła głowę lekko do góry.
Rozejrzała się po pokoju, zapewne próbując dostrzec jakikolwiek zarys, kształt,
cień osoby stojącej tuż przed nią. Nie widziała, ale czuła dwa razy lepiej, niż
człowiek, który miał sprawne wszystkie zmysły.
Wyciągnęła rękę w moją stronę, zapraszając do siebie.
Powolnym, wciąż lekko niepewnym krokiem podeszłam do łóżka. Złapałam mamę za
rękę i delikatnie się do niej przytuliłam. Czułam się niesamowicie bezpiecznie
w objęciach swojej prawdziwej mamy. Tak bardzo za nią tęskniłam! Tak bardzo
zależało mi na tym spotkaniu!
- Solly – szepnęła Troian. Z jej oczu również poleciały łzy.
Obydwie zawsze tak łatwo się wzruszałyśmy... Cieszyłam się, że pomimo
długotrwałego pobytu w szpitalu, mama wciąż w większej mierze pozostała tą samą
kobietą, co przed chorobą. - Tak bardzo za tobą tęskniłam - wychlipała w moje
włosy, w których ukryła twarz.
- Jestem tutaj, bez obaw. Wszystko będzie dobrze. Teraz
wszystko będzie jak dawniej.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Chciałam w to wierzyć. Ba!
Musiałam w to wierzyć, jeżeli chciałam, by to stało się rzeczywistością.
Mama głaskała mnie po włosach, zupełnie jak wtedy, gdy miałam zaledwie osiem
lat. Już chwilę później leżałyśmy razem na łóżku i niemal płakałyśmy ze
śmiechu. Byłyśmy ze sobą tak blisko. Znów tak blisko...
- I wiesz, właściwie to nie jestem sama – zdecydowałam się powiedzieć prawdę.
- Ktoś jest z tobą? - zapytała dziwnym tonem.
Zawahałam się.
- Tak jakby... Bo widzisz – przerwałam na chwilę, budując
odpowiednie dla sytuacji napięcie – spodziewam się dziecka – rzuciłam radośnie.
Oczy mamy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- To cudownie! To znaczy... nie spodziewałam się, że zostanę
babcią tak wcześnie, ale jeżeli ty jesteś szczęśliwa, to ja także. – Pogłaskała
mnie po policzku. - Kto jest szczęśliwym tatą? - zapytała, odgarniając blond
włosy z twarzy.
- Zwykły tchórz, który boi się odpowiedzialności. Nie warto nawet
o nim mówić. On nie jest teraz ważny – powiedziałam spokojnie. - Mamo... tak
bardzo mi ciebie brakuje – jęknęłam i wtuliłam się w nią. - Nie ma
dnia, żebym o tobie nie myślała. To takie ciężkie, żyć bez ciebie - wyznałam,
zmieniając temat.
- Przepraszam...
- Brakuje mi twojej obecności.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro – szepnęła Troian.
- Tak bardzo przykro – powtórzyła i załkała cicho. - Nigdy nie przypuszczałam,
że to się tak potoczy. Czuję się jak okropna matka.Och, ja jestem okropną
matką, która zostawiła swoje dziecko na pastwę losu! - jęknęła.
- Przecież zadbałaś o wszystko. O wszystko, o co tylko
mogłaś – pocieszyłam kobietę, kładąc jej rękę na ramieniu. Dziwne, jak szybko
odwróciły się nasze role. Teraz to ja musiałam pocieszyć ją, a nie na odwrót.
- A ojciec...? - zapytała nagle. - Czy wszystko z nim w porządku?
Czy wciąż jest z Arią?
- Niestety – jęknęłam, odwracając wzrok. Starałam się by mój
głos brzmiał naturalnie. By nie wyrażał za dużo niechęci i wstrętu do macochy.
- Czy Aria jest dla ciebie niedobra? -
Przytuliła mnie mocniej.
- Można to tak ująć. Nie lubię jej. Jest wredna i próbuje
nami rządzić – skarżyłam się niczym pięciolatka.
- Na pewno wszystko będzie dobrze.
Spędziłyśmy ze sobą tego dnia naprawdę dużo czasu. Wreszcie
miałam okazję poznać bliżej własną matkę. Poznać ją na nowo. Tutaj. W szpitalu
dla psychicznie chorych.
~*~
Hej!
Jak widać coś się zaczyna dziać, choć nie wiem czy uznacie to za ciekawą akcję. Jeżeli chodzi o rozdwojenie jaźni i psychiatryk to szczerze powiem, że nie bardzo orientuję się w tych sprawach, chociaż przed napisaniem tego dużo o tym czytałam. Starałam się mniej więcej pojąć o co chodzi. Wyszło jak wyszło, można by powiedzieć, że działałam raczej własną wyobraźnią. Mam nadzieję, że się o to nie obrazicie ;)
Pod ostatnimi postami nagle wszyscy zmienili strony i opowiadają się za Niallem. Nie ukrywam, że bardzo się z tego cieszę, ale mogę Wam powiedzieć, że Harry ma swoje ukryte powody, by myśleć tak, a nie inaczej. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś to przedstawić, by dotrzeć do każdego ^.^
Rozdział jak zawsze czytany z tysiąc razy przed publikacją. Starałam się wyłapać wszyściutkie błędy, jeżeli jednak coś przeoczyłam - wybaczcie.
Pozdrawiam serdecznie!
Witaj!
OdpowiedzUsuńMasz rację, akcja powoli zaczyna się rozwijać. Podoba mi się wątek z Sol, jest odskocznią od tego przewodniego.
Ja również opowiadam się za Niall'em.
Dlaczego? Otóż, gdybym była na jej miejscu, zwróciłabym uwagę na szczerość. Harry pokazywał Niall'owi że Anya jest "jego własnością" co bardzo mi się nie spodobało, a jednocześnie jestem usatysfakcjonowana, że sama bohaterka również to zauważyła.
Mam nadzieję, że prędzej spostrzeże czystość intencji innych.
Łatwiej czyta mi się również dlatego, że podobnie wyobrażam sobie chłopców w świecie realistycznym, tzn. to Harry jest częściej spotykany w towarzystwie innych dziewczyn, a Niall raczej nie. Myślę, że gdyby to Horan byłby "tym złym", trudniej byłoby mi się odnaleźć.
Jednak wciąż zostawiam sobie trochę rezerwy, jeśli chodzi o Hazzę. Może opamięta się i zobaczy, co może stracić?
Życzę Ci weny oraz dziękuję za komentarz, link, itp.
Ściskam,
Bardzo nam się podoba :))
OdpowiedzUsuńZgadzamy się z komentarzem na górze^^
Jakoś nie możemy Sobie wyobrazić Nialla jako tego złego o Liamie nie wspomne :d
Zapraszamy do nas na 9 rozdział :3
Niall "tym złym" no weź proszę Cię, nigdy w życiu :P
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ;)) jak zawsze :D
Jezu ale to było wzruszające jak Sol była u mamy aż łezka mi poleciała ;(
Ta całą akcja z Niallem, Anya i Harrym byłą prze, a to nagłe pokazywanie uczuć Harrego jest jak dla mnie dziwne, powinien robić to od samego początku a nie jak zobaczył że Ona śpi w łóżku blondaska ...
Czekam za niecierpliwością na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
Cudowny - wiem że sie powtarzam ale z każdym rozdziałem czyta mi się lepiej i płynniej :) . Anya powinna byc z Niallem dobrze że ,,czują do siebie mięte" . Ich chyba shipuję najbardziej *__* :D Pisz szybko następny :)
OdpowiedzUsuńHarry za dużo sobie wyobraża, a Niall jest zbyt cichy, powinien już dawno chociaż zacząć okazywać jakiekolwiek oznaki swojego uczucia! Zaskoczyłaś mnie tymi fragmentami z Sol. Jej matka w szpitalu dla psychicznie chorych? Niewidoma? Dzieje się bardzo dużo, a ja czekam na kolejne. :D
OdpowiedzUsuńNo wiesz, jak sobie na początku postanowił na razie nie będzie się ujawniał. W sensie, że będzie grał tylko super przyjaciela przez pewien czas. Cóż, może troszkę wolno leci akcja Anya/Harry/Niall, ale boję się, że mogę coś przegapić, albo jak przyspieszę z akcją, to sama się pogubię i nie oddam tam odpowiednich emocji :)
UsuńMasakra, rozdział genialny dużo się dzieje. Jejku nie wiem co powiedzieć a raczej napisać. Po prostu maskara w pozytywnym oczywiście znaczeniu :> ;d
OdpowiedzUsuńJest coraz ciekawiej, z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej. Zapraszam do mnie na rozdział 4 http://tajemnica-to.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję Sol całej tej sytuacji z rozdwojeniem jaźni u jej matki. Przez chorobę kobiety cała rodzina musiała cierpieć, w dodatku kobieta czasem nie rozpoznawała nawet własnego dziecka! Na szczęście podczas tej wizyty było inaczej i nawet ucieszyła się z tego, że zostanie babcią :) Blondynka ma kochających rodziców, czego rzecz jasna nie można powiedzieć o macosze. Do ojca zawsze może zwrócić się po pomoc, nawet żeby zapytać o ilość mąki do ciasta.
OdpowiedzUsuńNiall powinien bardziej obnosić się ze swoim uczuciem, ot co :> Bardzo mu kibicuję, Harry jest taki wnerwiający czasami, a w dodatku z niego jest potworny zazdrośnik ;d A Niall dba, żeby inni byli szczęśliwi, nie jest podłym egoistom. Podoba mi się ten trójkąt miłosny, oj pewnie jeszcze wiele w związku z nim będzie zamieszania :>
A tak swoją drogą, to nie miałam pojęcia, że Tom Felton śpiewa.
Pozdrawiam!
jej tak się cieszę, że w końcu na prawdę udało mi się nadrobić te dwa rozdziały... Historia Sol i ta cała sytuacja z pewnością nie jest łatwa. Współczuje jej, jednak ciesze się, że spotkanie z mamą było przyjemne i minęło spokojnie.
OdpowiedzUsuńCóż, nie wiem dlaczego nie potrafię przekonać się w tej historii do Harry'ego, jakoś bardziej odpowiada mi Niall. Cichy, słodki, uroczy cały on. Jestem ciekawa, który z nich w końcu będzie z naszą Anyą, czy będzie wybierać pomiędzy chłopakami. Oh. no nic wystarczy czekać na dalsze rozdziały. Pozdrawiam xx
Powiem tylko tyle to jest Zajebiste <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Dopiero zaczełam czytać twojego bloga, ale jest świetny. Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam równierz do przeczytania moich wypocin.
http://zagubiona-i-nie-odnaleziona.blogspot.com/
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńHmm... Harry tutaj nadal zachowuje się wrednie. Ale był zazdrosny, a co za tym idzie : może jednak dziewczyna podoba mu się naprawdę? I jakie ma ukryte powody? No, powiem Ci szczerze, że tylko czekam ma dalszy rozwój akcji.
No i matka Sol w szpitalu psychiatrycznym ? No, szczerze jej współczuję.
Prawdę mówiąc Niall nieco mnie wkurza tą swoją nieśmiałością i zaczynam wątpić, że to taki ideał. No, ja akurat nie lubię tego typu chłopców, wolę trochę niegrzeczniejszych ;p , dlatego w tym rozdziale Horan skutecznie wpłynął na moje nerwy. Co nie zmienia faktu, że i tak zachowuje się lepiej od Hazzy. No, ale ten ma ukryte powody, tak? Tylko niech je szybko wyjawi, nim zabrzęczą dzwony weselne xD
Pozdrawiam ;*
Wyobraziłam to sobie xD "Niech odezwie się teraz lub zamilknie na wieki" *jęk Horana* :D
UsuńNie, powiem Ci, że jego zachowanie nieco ulegnie zmianie. W końcu :)
Pozwól, Że zamieszczę w tym komentarzu opinię na temat rozdziału tego i poprzedniego :)
OdpowiedzUsuńA więc, oczywiście wszystko jest dopracowane (jak zawsze ;)). Nie mogę się doczekać rozdziałów, których nie znam z Onetu, ale piszesz tak wspaniale, ze nawet poznana wcześniej historia wciąga :D
Czyli Niall i Anya są prawdziwymi przyjaciółmi? Tyle, ze ta przyjaźń trochę inaczej wygląda z Jego perspektywy, Ale kto wie jak postrzega Go Anya? Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, chociaż twoje tępo dodawania rozdziałów jest 10 razy szybsze niż moje ^^ Więc zapraszam do mnie, bo w końcu dodałam jedenastkę ;*
Przeczytałam już wczoraj, ale z racji tego, iż nie miałam czasu, komentuję dopiero dzisiaj. Wybacz za to spóźnienie :).
OdpowiedzUsuńNie wiedzieć czemu, spodobał mi się twój pomysł rozwinięcia wontku Marisol. Ciekawa postać, swoją drogą. Jeśli chodzi o to, że nie bardzo znasz się na opisywanej chorobie, to nie ma większego znaczenia. Chodzi tylko o to, byśmy my mogli zrozumieć, co chcesz nam pokazać. Nie powiem ci, żebyś się nie przejmowała, bo sama piszę opowiadania o tym co niskie, chore i brzydkie (naturalizm), ale możesz byc spokojna - nie zjemy cię :). Hazza, Hazza, Hazza... Prawdę mówiąc, trochę mi go teraz szkoda. Musiał się poczuć okropnie, kiedy zobaczył swoją "dziewczynę" w ramionach najlepszego przyjaciela. Nadal jednak twierdzę, że na nią nie zasługuje.
Matko, to się rozpisałam. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz i dotrwałaś dzielnie do końca tych wypocin :). Czekam na następny (PISZ SZYBCIUTKO) i zapraszam u mnie na siódemkę.
www.Ostatni-oddech.blogspot.com
Trafiłam tu przez jednego z twoich obserwatorów, czego nie żałuję. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod ogromnym wrażeniem. Masz bardzo dobry, wręcz świetny styl pisania. To co tworzysz czyta się z lekkością i przyjemnością, po za tym w swoim opowiadaniu poruszasz bardzo trudne tematy takie jak ciąża nastolatki, czy choroba bliskiej osoby. Na pochwałę zasługuje szablon, jest on miły dla oczu i jednym słowem zachwyca. Widać , że włożyłaś mnóstwo pracy w tego bloga, ale myślę, że warto bo efekty są zniewalające.
OdpowiedzUsuń"- Nie do wiary, kretynie, jak bardzo ją kochasz. - Pokręciłem głową z podziwu i zacząłem się przebierać. Chwilę później byłem już gotowy, by iść spać.
Zerknąłem na kumpla, który ostro beształ mnie wzrokiem.
- Nie waż się więcej tego mówić na głos – warknął. Czyżby bał się, że Anya w jakiś magiczny sposób znów wszystko słyszy? To by było całkiem ciekawe, mówiąc tak na marginesie.
- To co? Mam ci to przesłać SMS-em? - przewróciłem oczami i walnąłem się na łóżko przykrywając się kocem.- "tekst Liam'a niby taki normalny, a uśmiałam się jak głupia
Po za tym uwielbiam Niall'a w tym opowiadaniu, jest taki hmm.. nie lubię tego słowa ale jest słodki :) Taki uroczy, ach takiego chłopaka to chciałabym mieć xD
Czekam na rozdział kolejny!:)
Buziaki loreen
http://im-dying-in-love.blogspot.com/
Uwielbiam <3 Zgadzam się z przedpiszcą ;P Tekst Liama powala na kolana ;) Z niecierpliwością czekam na CD... Ciekawe jak potoczą się losy Anyi i Sol... <3
OdpowiedzUsuńWszech dobijająca pogoda za mym oknem zmusiła mnie do siedzenia w domu przez cały dzisiejszy dzień, co spowodowało, że z nudów szukałam nowych fan fiction z One Direction, i takim to sposobem znalazłam się na twoim blogu. Od razu gdy znalazłam się na tej stronie wiedziałam, że to nie będzie kolejne opowiadanie, gdzie po drugim rozdziale jest już big love forever. No dobra, ale zacznijmy od początku. Postaram się tu wyrazić swoją opinię w jakiś mądry i wyszukany sposób, aby pokazać, że jestem na jakimś poziomie.
OdpowiedzUsuńMatko jedyna co ja tu piszę ja nie mam poziomu :O:O Tak więc zacznę zwyczajnie. Twoje opowiadanie jest: fantastyczne, fenomenalne, genialne, świetne, super, fajne itd. itp.
Jednym słowem CUDOWNE. Od razu widać, że włożyłaś w nie bardzo wiele pracy, gdyż blog treścią jak i szatą graficzną prezentuje się doskonale. Co do fabuły, no to jest bardzo ciekawa i wciągająca. Masz tak zwane lekkie pióro, dzięki czemu wciągasz czytelnika w swój wyimaginowany świat. Bardzo spodobali mi się bohaterowie występujący w opowiadaniu, a szczególnie postać Sol, która nie ma łatwego życia. Chora na zaburzenia psychiczne matka, ciąża, problemy z ojcem i macochą, to nie są raczej błahe problemy, z którymi musi borykać się ta nastolatka. Moją 'sympatię' zdobył też Niall jest taki uroczy i opiekuńczy, jak dla mnie chłopak ideał ♥
Czekam z niecierpliwością na rozdział kolejny, w którym znów nas czymś zaskoczysz :D jak to robisz za każdym razem :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużooo weny ~malinowa mamba
O Jezusiu ale się rozpisałam :O Mam nadzieję, że mi to wybaczysz ^^
Usuńo mój bosz! twój nagłówek jest śliczny! W jakim programie go zrobiłaś? Mogłabyś odpisać mi na blogu?
OdpowiedzUsuń+czy nie chciałabyś zajrzeć na mojego bloga i wyrazić swoją opinię? bardzo liczę się ze zdaniem innych i bardzo chciałabym, żebyś pomogła mi w ewentualnych ulepszeniach :) Jeśli ci się spodoba to proszę o obserwowanie :)
closedindreams.blogspot.com
Z góry przepraszam za spam jeśli ci to nie odpowiada :)
+ Możesz być pewna, że się zrewanżuję :)
Heloooooooł!!!
OdpowiedzUsuń"{19.08.12}
Żyję, bez obaw. (Nie, żeby ktoś jakieś miał, ale...)
Z dnia na dzień zdecydowałam się jechać nad jezioro, dlatego tak nagle mi się zniknęło. Wasze rozdziały czytałam regularnie, jednak nie mogłam wszystkiego komentować z telefonu.
Nowy rozdział prawdopodobnie JUTRO.
Do napisania!
Pozdrawiam,
Marti" Miał być 20! MAMY 21!!!!!!!!!! gR... Nienawidzę ludzi, którzy KŁAMIĄ!
Drogi Anonimie,
UsuńNie każdy ma tyle wolnego czasu. Nie skłamałam, po prostu nie zdążyłam dodać wczoraj. Szkoda, że tak to odebrałaś/eś. Kiedy będę miała chwilę, na pewno go wrzucę. Sądziłam, że uwinę się wcześniej. Jednakże: wyraźnie jest napisane, że dodam p r a w d o p o d o b n i e, więc nie widzę powodu, do takich wyznań.
Czyli jej ojciec nie zamierza się rozstać z Arią? o,o Sądziłam, ba!, byłam święcie przekonana, że po tym jak dowiedział się, że jego żona wyrzuciła Sol z domu i ogólnie traktowała ją okropnie, zostawi ją i nie będzie chciał o niej słyszeć, a tu taka niespodzianka... Dobrze, że przynajmniej zgodził się na to, aby zamieszkała z przyjaciółmi, otoczy ją opieką i że cała rozmowa przebiegła w takiej dobrej, przyjemnej atmosferze.
OdpowiedzUsuńReakcja Harrego na Anyę w objęciach Niall'a z jednej strony mnie dziwi z drugiej nie. Bo powinien zrozumieć, że są przyjaciółmi i nic na to nie poradzi, ale równocześnie jest zazdrosny o swoją dziewczynę. Norma.
Z każdym odcinkiem coraz bardziej szkoda mi Marisol. Zła macocha, zajście w ciąże, a teraz jeszcze choroba mamy. Nie dość, że jest w zakładzie psychiatrycznym, to jeszcze nie widzi. Ale jak widać mimo tego wszystkiego bardzo dobrze, że Sol ją odwiedziła. Cieszę się, że z Trojan już lepiej, a jej stan po tylu latach pobytu w zakładzie znacznie się poprawił. :)
Czytam i czytam, a potem nadrabiam komentarze. Nie próbuj tego ogarnąć, to tylko ja. ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że pokazałaś punkt widzenia Marisol. To naprawdę dużo daje, pokazuje co ta dziewczyna czuje i co się dzieje w jej głowie. Nie wiem dlaczego, ale ja przez cały czas byłam święcie przekonana, że mama Solly nie żyje. Czy to tylko ja sobie coś poprzestawiałam w mojej chorej głowie czy ty naprawdę nie wspominałaś co się z nią właściwie stało? Mniejsza z tym, lecę dalej.
I znów mnie zaskakujesz. Punkt widzenia Liama? Bingo! Wiesz jak w ciekawy sposób pokazać przebieg zdarzeń. Przecież równie dobrze mogłaś pisać z perspektywy Nialla, kiedy Anya leżała w jego ramionach, śpiąc. Ale nie, Ty nie idziesz na łatwiznę i jeszcze bardziej nas zaciekawiasz pisząc jako Li. Super. Wspominałam, że jesteś mistrzem? Nie? Jesteś mistrzem. ♥ Podobała mi się ta ich rozmowa, widać, że są przyjaciółmi. To jest naprawdę cudowne.
Hazza... No cóż, wścieka się jak dzieciak. Nie wiem co więcej powiedzieć o jego zachowaniu. Z jednej strony rozumiem, z drugiej nie. Eh.
Ah! I tak się cieszę, że Troian poznała Solly i że wszystko zaczyna się układać. Wierzę, że pisanie o takiej chorobie musiało być mega, mega ciężkie, ale uważam że podołałaś. ♥
Buziaki, Mai ♥
Cudowny! <3
OdpowiedzUsuń