P.O.V. Anya
Nie miałam odwagi kontynuować rozmowy z Lukiem, dlatego zostawiłam go samego w parku, bez słowa wyjaśnienia. Nie potrafiłam również zacząć konwersacji z Niallem, kiedy po długim spacerze dla otrzeźwienia umysłu wróciłam do domu. Czekał na mnie w salonie z gotowymi przeprosinami. Potok słów urwał się dopiero, kiedy wdrapałam się na szczyt schodów, nie odwracając się nawet na chwilkę. To nie tak, że wciąż byłam na niego zła. Przyjęłam jego przeprosiny jeszcze przed tym, jak cokolwiek powiedział. Po prostu było mi wstyd za moje wcześniejsze zachowanie. To nie ja pocałowałam Luka, ale dla mojego sumienia to nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Czułam się jak zdrajca, dlatego nie potrafiłam nawet spojrzeć Niallowi w oczy. Miałam wrażenie, że jakimś magicznym sposobem odgadnie, co się stało, zrobi awanturę i zabroni mi widywać Luka. Nie, żeby miał do tego jakiekolwiek prawo, ale właśnie tego bym się po nim spodziewała. Właściwie, to po sprawie z Harrym sprzed kilku miesięcy, spodziewałabym się próby kontrolowania sytuacji chyba po każdym facecie.
Zignorowałam jego nawoływania, jak
tchórz schowałam się w swoim pokoju, żeby tylko nie musieć na niego patrzeć, choć tak bardzo tego potrzebowałam. Chciałam zerknąć w jego oczy i znów poczuć się
pewnie. Przekonać się, że mimo kłótni i wszystkiego, co stało się później, on
wcale mnie nie nienawidzi. Cóż, pewnie na razie jeszcze było w porządku. Na
pewno będzie, dopóki nie dowie się o Hemmingsie.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że w tym
wypadku zatajenie prawdy było kiepskim wyjściem, a jednak wciąż miałam
wrażenie, że dobrze robię. Nie chciałam, by Niall poczuł się zagrożony przez obecność Luka. Tliła się we mnie nadzieja, że jeżeli teraz będę unikać Hemmingsa i
nigdy więcej nie wspomnę o tym, co się stało, to może wszystko samo się ułoży.
Lukey weźmie moje milczenie za oznakę swojej przegranej – nie ma na co
liczyć, może ruszyć naprzód, a Horan nigdy nawet się o tym nie dowie. Nie
będzie musiał się martwić, nie będzie się tym zadręczał, nie będzie się
denerwował, kiedy tylko będę w towarzystwie Luka. Wierzyłam, że wszystko się
ułoży.
Problem tkwił w tym, że od
incydentu nie potrafiłam przebywać w obecności Nialla. Unikałam kontaktu
wzrokowego, rozmów, dotyku. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z
tego, jak bardzo go tym raniłam.
- Przeprosiłem cię niezliczoną ilość
razy. Co jeszcze mam zrobić, żebyś znów zaczęła ze mną rozmawiać? Zrozumiałem
swój błąd, naprawdę! Nie musisz mnie karać cichymi dniami, błagam, no. Co mam
zrobić? Zrobię wszystko!
Za każdym razem, kiedy łapał mnie na korytarzu bądź w kuchni (starałam się spędzać jak najwięcej czasu w swoim pokoju lub poza domem, żeby ograniczyć kontakt) podążał za mną, dopóki znów nie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Coraz ciężej było mi go unikać. Chciałam znów go przytulić i szczerze o wszystkim porozmawiać, ale równocześnie nie chciałam tego na niego zrzucać. A może bardziej bałam się o siebie? Pękło by mi serce, gdyby zaszczycił mnie zawiedzionym spojrzeniem, pełnym pogardy i niezrozumienia.
Za każdym razem, kiedy łapał mnie na korytarzu bądź w kuchni (starałam się spędzać jak najwięcej czasu w swoim pokoju lub poza domem, żeby ograniczyć kontakt) podążał za mną, dopóki znów nie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Coraz ciężej było mi go unikać. Chciałam znów go przytulić i szczerze o wszystkim porozmawiać, ale równocześnie nie chciałam tego na niego zrzucać. A może bardziej bałam się o siebie? Pękło by mi serce, gdyby zaszczycił mnie zawiedzionym spojrzeniem, pełnym pogardy i niezrozumienia.
Mogłoby się wydawać, że to był tylko
jeden niewinny całus – skąd tu jakakolwiek afera? Po co tak dramatyzować? Cóż,
kiedy chodziło o Nialla i Demi wcale nie myślałam o tym, jak o kompletnym
drobiazgu. Ich pocałunek wywołał u mnie tyle negatywnych emocji na raz, że momentami
czułam się, jakbym miała za chwilę eksplodować. Niall miał na głowie promocję
zespołu, nowy singiel, nową płytę, trasę po Stanach Zjednoczonych… nie mogłam
dokładać mu zmartwień. Po drugie… zwyczajnie bałam się jego reakcji. Nie po to
staraliśmy się przeskoczyć góry, żeby teraz wpaść prosto w błoto i zaczynać wspinaczkę od nowa.
- Nie musisz nic robić. To nie o to
chodzi. Wszystko jest w porządku, naprawdę – powiedziałam, odwracając się od
niego z zamiarem pośpiesznego ewakuowania się do swojego pokoju.
Tym razem zareagował szybciej, jakby
był już na to przygotowany. Zacisnął palce na moim nadgarstku i pociągnął mnie
w swoją stronę, tak, że wylądowałam w jego objęciach. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie wznowił tematu, bezwiednie
prowokując mnie do wyznania prawdy. Nie byłam urodzonym kłamcą. Za każdym
razem, gdy próbowałam kogoś oszukać, robiło mi się gorąco, a serce zaczynało bić szybciej. Musiałam się naprawdę napracować, żeby od razu się nie wydać.
- Więc… o co chodzi? – zapytał.
- To naprawdę nic ważnego, wszystko pod
kontrolą – mruknęłam, wpatrując się w swoje skarpetki. Wydawały się wyjątkowo
intrygujące.
- Jak możemy rozwiązać nasze problemy,
kiedy w ogóle mi o nich nie mówisz?
- Nie mamy żadnych problemów. – Paski niezbyt
dobrze komponowały się ze spodenkami w panterkę, ale kto by się tym przejmował.
- Och, doprawdy? W takim razie unikasz
mnie dla zabawy? – Zaśmiał się bez cienia radości.
- Nie unikam cię. Moje życie po prostu
nie kręci się wokół ciebie. Mam czasem inne rzeczy do roboty, których nie mogę
odłożyć na później – odpowiedziałam, tym razem zgodnie z prawdą. Moja nagła
zmiana pozycji z obrońcy na atakującego chyba nieco zbiła go z tropu, bo
rozluźnił ramiona, a ja z łatwością wyplątałam się z jego objęć. Jakoś nie
miałam ochoty na zabawę w przytulaski.
- Więc jednak chodzi o to, że cię nie
słuchałem? Naprawdę wściekasz się o takie drobiazgi? Mówiłem ci, że byłem
zmęczony! Przecież nigdy nie mam dość…
- I znowu mnie nie słuchasz! – wpadłam
mu w słowo. – Dopiero co powiedziałam, że nie jestem o to zła, już mi przeszło –
wyjaśniłam, krzyżując ręce na piersiach.
Zmarszczył brwi, kiedy świdrował mnie
wzrokiem. Przez chwilę wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. W końcu zdecydował
się zadać mi pytanie, którego zdecydowanie spodziewałam się najmniej.
- Czy tu chodzi o Luka?
Robiłam co w mojej mocy, by ukryć
zaskoczenie i zakłopotanie, choć w środku panikowałam jak nigdy dotąd. Serce
podeszło mi do gardła, powodując lekkie duszności. Próbowałam zachować poważny
wyraz twarzy, kompletnie nie ujawniając emocji, choć byłam prawie pewna, że
zamiast tego wyglądałam jak przestraszony kot.
- Luka? – wydukałam, kiedy zauważyłam,
że zbyt długo nie udzielam mu odpowiedzi.
- Tak, Luka. Tego chłopaka, który
podobno niedawno wrócił po latach do Londynu? Tego, z którym kiedyś tak blisko się
przyjaźniłaś? - zaczął. - Wróciły stare uczucia, to pozbywasz się nowych, mniej trwałych, co? –
warknął, mrużąc oczy. Wyglądał jeszcze groźniej, jak podczas naszej ostatniej
kłótni.
- Skąd w ogóle wziąłeś taki idiotyczny pomysł o starych i nowych uczuciach? – rzuciłam, szykując się do obrony. – I skąd w ogóle wiesz kim jest Luke?
- Na pewno nie od ciebie – odpowiedział
szorstko. – Szkoda, że trzymasz takie rzeczy w tajemnicy.
- Powinieneś się cieszyć, że nie zasypywałam cię historyjkami o Luku. Ty nie miałeś skrupułów i w kółko mówiłeś o Demi - zarzuciłam mu, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Powinieneś się cieszyć, że nie zasypywałam cię historyjkami o Luku. Ty nie miałeś skrupułów i w kółko mówiłeś o Demi - zarzuciłam mu, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Przez chwilę bez słowa mierzyliśmy się
spojrzeniem. Nagle spuścił wzrok i schował twarz w dłoniach, jakby wreszcie do
niego dotarło, co się dzieje. Westchnął, załamując ręce. Po kamiennym wyrazie
twarzy nie było nawet śladu, teraz znów wyglądał na zmartwionego i bardzo,
bardzo smutnego.
- Nie, to nie tak miało być. Chciałem
tylko z tobą porozmawiać, a nie rozpoczynać kolejną kłótnię. Przepraszam, po
prostu dowiadywanie się o takich rzeczach od drugorzędnych znajomych nie jest
najlepszym sposobem na świecie – powiedział, opierając się plecami o korytarzową
ścianę.
- Kto jest tym drugorzędnym znajomym? –
zapytałam kompletnie zbita z tropu. Sądziłam, że dowiedział się od Louisa. Nawet nie brałam pod uwagę innego scenariusza.
- A czy to ważne? Dla mnie liczy się
to, że twoja wielka miłość, pan Luke jest w Londynie, najwyraźniej wciąż do
wzięcia – burknął drwiąco, rzucając mi podejrzliwe spojrzenia spod kaskady ciemnych
rzęs. – A ty… bardzo dziwnie się ostatnio zachowujesz. I skoro to nie przez
nasze kłótnie… cóż, chyba wolałbym, żeby chodziło o mnie, niż o niego – dodał, z zakłopotaniem
przeczesując włosy palcami.
- Między mną a Lukiem nic nie ma – powiedziałam pierwsze, co przeszło mi przez myśl, jeszcze bardziej zestresowana niż wcześniej. Gdybym
tylko była pewna swoich słów, może zdobyłabym się na odwagę i wreszcie go przytuliła, ale przeszkadzały mi w tym trzęsące się jak galareta dłonie.
- Jesteś pewna? Mogę ci zaufać i nie muszę
się o nic martwić? Bo gdyby coś się wydarzyło… powiedziałabyś mi, racja? –
bombardował mnie pytaniami, a mnie wciąż było stać tylko na przytakiwanie. Nie
ufałam swojemu głosowi, który drżał jak reszta mojego ciała.
Cholerna kłamczucha, słowa obijały mi się po
głowie, przez co czułam się coraz gorzej.
Na szczęście nie musiałam się wysilać i
werbalnie zapewniać go przez kilka dobrych minut, że ma stuprocentową rację.
Wyciągnął ręce w moją stronę – na jego twarzy znów widniał szeroki uśmiech,
który sprawił, że jeszcze bardziej ścisnęło mnie w żołądku – i porwał mnie w
swoje objęcia.
- Pewnie już dawno o tym zapomniałaś,
ale… obiecałaś, że to przemyślisz, więc mam nadzieję, że chociaż weźmiesz to
teraz pod uwagę. Wybierzesz się ze mną do Mullingar na weekend? –
zapytał z nadzieją.
Rzeczywiście, kompletnie o tym zapomniałam. Czas zleciał tak szybko, że nie zdążyłam nawet porządnie tego przemyśleć. Co mogłam zrobić teraz, na poczekaniu? Zadałam sobie najważniejsze pytania: Czy chciałabym spędzić z nim weekend daleko od Londynu, miasta,
w którym kręcił się Luke? Czy chciałabym się oderwać od codziennych stresów
związanych z wyjazdem do USA razem z dziewczynami, od prób i ciężkiej pracy pod czujnym okiem zdegustowanej i rozdrażnionej Ines?
- Zdecydowanie tak – odpowiedziałam bardziej sobie, niż jemu,
właściwie do końca nawet tego nie analizując.
P.O.V. Anya
- Sama nie wiem, co robić. Z jednej
strony cieszę się, że Luke wrócił, bo jednak wciąż jest moim bliskim
przyjacielem, ale z drugiej… kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy?
Że będzie chciał… czegoś więcej?
Riven pokiwała głową, sięgając po kubek
zimnego napoju. Zanim jednak wzięła choć jeden łyk, przechyliła głowę i
spojrzała na mnie z ukosa. Na jej twarzy pojawił się drwiący uśmiech, który zawsze zwiastował same kłopoty.
- A jakbyś tak… umawiała się z obydwoma?
Masz dopiero osiemnaście lat, możesz czasem zaszaleć. – Zaśmiała się z własnego
pomysłu, po czym zaczęła sączyć pomarańczowy napój przez czarną, firmową słomkę
Black Rose.
- Oszalałaś? Matko, co się z tobą
dzieje? Jeszcze w życiu nie słyszałam, żebyś mówiła podobne rzeczy – obrzuciłam
ją zdziwionym spojrzeniem, przez co roześmiała się jeszcze głośniej.
- No już, cholera, nie pękaj.
Żartowałam – odpowiedziała, odkładając z wdziękiem kubek na stolik, który zajmowałyśmy
już od dobrej godziny. Z dziewczynami miałyśmy mieć próbę zespołu, która z
powodu korków przesunęła się w czasie, więc spożytkowałam ten czas na rozmowy
od serca z przyjaciółką. W lokalu i tak nie było nikogo więcej oprócz nas,
jednej nieznanej mi barmanki oraz Ines, która zajęła się sprzątaniem stolików i
ustawianiem ich na wieczór.
- Mam nadzieję, że żartowałaś, bo
przecież wiesz, że nigdy bym im tego nie zrobiła. Zraniłabym Niallera, a Lukey
prawdopodobnie nigdy by mi nie wybaczył. Duma, ego i te sprawy – westchnęłam,
opierając się o ręce. Cała sytuacja zaczynała mnie męczyć. Dlaczego tak ciężko
było mi zdecydować, na kim mi bardziej zależało?
- Może rzuć monetą?
Prychnęłam w odpowiedzi, dając jej do
zrozumienia, że ma coraz głupsze pomysły.
- To nie moja wina, że masz takie
beznadziejne problemy! W ogóle… kto to widział, żeby móc sobie ot tak wybierać
między dwoma mega przystojnymi facetami? Ja nie mam nawet jednej osoby, której
by tak na mnie zależało, a ty masz aż dwie. Ktoś tu widział Sprawiedliwość?
Chyba jej jeszcze nie poznałam – burknęła, zakładając czarne loki za ucho.
Teraz gestykulowała tak gniewnie i mocno, że przez chwilę bałam się, że je
sobie powyrywa.
- A Joy? – zapytałam, nie bardzo myśląc nad tym, co mówię.
- Joy? Ona jest moją przyjaciółką, nie
dziewczyną – odpowiedziała lekko zdezorientowana.
Wzruszyłam ramionami, podążając
wzrokiem za drobną Ines, która jak burza przemieszczała się między stolikami.
Ostatnio cały czas była zdenerwowana i… jeszcze bardziej upierdliwa niż
zazwyczaj. Rzadko kiedy widywałam ją z szerokim, promiennym uśmiechem, jak
kiedyś. Teraz… teraz stała się zwyczajnym gburem. Najgorsze było to, że dziwne
zachowanie pojawiło się zaraz po wynikach konkursu.
- Mówiłaś już chłopakom o wyjeździe? –
zapytała Riven.
- Tym do Irlandii czy USA?
Coldaw przewróciła oczami, odkładając z
hukiem kubek na blat.
- No i jeszcze ma czelność się
popisywać! – warknęła, piorunując mnie wzrokiem.
- Wcale nie! Po prostu się nie
określiłaś – broniłam się.
- Mówię o USA. W końcu oni też mają tam
trasę. A co za tym idzie, 5 Seconds of Summer jako ich support również tam
będą. Co… dla ciebie oznacza duże kłopoty – podsumowała.
- Wiem. Muszę to wszystko ułożyć
jeszcze przed wyjazdem. Nie chcę tego robić, ale wygląda na to, że rozmowa z
Lukiem mnie nie ominie – jęknęłam. – I nie, chłopacy nawet jeszcze nie wiedzą,
że jestem w zespole. Dzisiaj przychodzą na wieczorny występ, koniec z sekretem –
dodałam.
- Czekaj, czekaj. Czyli spławiasz
Hemmingsa? Wybierasz Nialla? - zainteresowała się.
- Chyba tak. Nie, no tak! Oczywiście,
że tak – wydukałam.
- No, lepiej szybko się zdecyduj, bo
Luke wygląda na zniecierpliwionego – powiedziała cicho Coldaw, wpatrując się w
punkt ponad moim ramieniem.
P.O.V. Anya
Poprawiłam dłonią włosy, prostując się
na krześle. Wchodząc do lokalu byłam świadoma, że to nie jest odpowiednie miejsce,
w którym mogłabym się zaszyć i w spokoju unikać... kogokolwiek. Najgorszy plan na
świecie, biorąc pod uwagę to, że Luke spędzał w Black Rose sporo czasu. Co
prawda ich zespół miał mieć dzisiaj spotkanie z menadżerem, więc miałam niewielką
nadzieję, że Hemmings nie będzie miał kiedy hasać po klubach.
Riven z szerokim uśmiechem na twarzy
pomachała w stronę przybysza, nawet na chwilę nie spuszczając z niego wzroku.
Skrzywiłam się na ten przyjacielski gest – odniosłam dziwne wrażenie, że Luke bardzo
przypadł jej do gustu. Może trochę bardziej niż powinien.
- Coldaw, opuść wreszcie tę rękę albo
ci ją odgryzę – warknęłam, kuląc się z powrotem na siedzeniu. Może dzięki temu
Hemmings nie zwróci na mnie uwagi?
- Jesteś trochę zielona – odpowiedziała
sarkastycznie. Jednak posłusznie opuściła rękę i splotła dłonie na stoliku.
- Zielona? – zapytałam zdziwiona. Nie
przypominałam sobie, żebym jadła wcześniej coś zielonego, ale dla pewności
przejechałam językiem po zębach.
- Z zazdrości - wyjaśniła, szczerząc się głupio. Skrzywiłam się.
Zaśmiała się cicho, przyglądając się
mojej reakcji. Zmieszałam się, więc spuściłam głowę, by ukryć rumieńce. Ja?
Zazdrosna? O Luka? Zabawne. Riven wyjęła z kieszeni telefon, a kiedy przeczytała
zawartość wiadomości, wybuchła śmiechem, tym razem w ogóle się nie hamując. Wstała
od stolika, zabrała kubek, telefon i torebkę, szykując się do wyjścia.
- Co ty robisz? – zapytałam. Czułam narastającą panikę.
Jeżeli Riven zostawi mnie samą, Luke nie będzie miał skrupułów, by podejść i
porozmawiać.
- Twój kolega… cóż, mówiąc w skrócie,
kazał mi spadać – powiedziała. Pomachała telefonem najprawdopodobniej w stronę
samego Hemmingsa. Nie odwróciłam się nawet na chwilę, by to sprawdzić. Naprawdę
wolałam nie wiedzieć, czy to wszystko prawda, czy może Coldaw robiła mi
kawał. Jeżeli robiła, to całkiem dobrze jej to wychodziło.
Zniknęła bez pożegnania, ale właśnie
tego się po niej spodziewałam. Ostatnio nie bawiła się w takie gesty. Kiedy
mnie widziała, po prostu zaczynała rozmowę, jakbyśmy nie miały nawet chwili
przerwy w pogadance. Już nawet przestałam się tym martwić. Skoro to jej
pasowało, to nie miałam prawa jej przekonywać do rzucenia tego dziwnego nawyku.
Nie minęło dużo czasu, kiedy Luke
śmiało zajął miejsce mojej przyjaciółki. Rzucił telefon na stoliczek, nawet nie
zamartwiając się o jego stan, skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się
nonszalancko, jak to miał w zwyczaju robić. Ciężko było oderwać od niego
spojrzenie, kiedy już raz przypadkiem nawiązało się kontakt wzrokowy.
- To nie było zbyt miłe, tak ją stąd
przegonić – powiedziałam spokojnie, wreszcie decydując się na odwrócenie
wzroku. Dla odmiany zdecydowałam się poobserwować swoje dłonie.
- Twoja koleżanka nie robiła z tego
wielkiej afery. Chyba ją polubię – stwierdził
- Mam zacząć żałować, że was ze sobą
poznałam?
- Raczej nie.
Miałam nadzieję, że zakłopotanie minie,
kiedy zaczniemy rozmawiać. Łudziłam się, że uda mi się uniknąć tego drażliwego
tematu „nas”, że Luke zrozumie moje milczenie i pojmie, że nie jestem w stanie
zrezygnować dla niego z Nialla. Bo… byłam prawie pewna, że nie potrafiłam tego
zrobić. Chociaż samo wahanie było dla mnie złym znakiem – odpowiedź powinna być
oczywista.
- Nigdy nie byłem zbyt miły. Do tej
pory wiele się zmieniło, ale wiesz… wciąż lubię stawiać na swoim – rzucił. Jego
słowa brzmiały trochę jak groźba.
- Zawsze ciężko znosiłeś porażki. –
Zdecydowałam wreszcie zmierzyć go spojrzeniem. Moje słowa nie zrobiły na nim
wielkiego wrażenia. Przygryzł tylko wargę, wciąż szczerząc się jak wariat.
- Jeszcze nie przegrałem.
- Skąd ta pewność? – zapytałam, nie
odrywając od niego wzroku.
Wyraz jego twarzy zmienił się. Nie
wyglądał już, jakby obowiązkowo chciał postawić na swoim i nie przyjmował „nie”
za odpowiedź. Nie przerażał mnie już swoim świdrującym spojrzeniem, wyzbył się
denerwującej nonszalancji, opuścił wszystkie bariery i wreszcie pokazał mi
siebie. Tego nieśmiałego, zakłopotanego Luka, którego znałam w szkole. Tego, z którym wspominałam
przeszłość, rozmawiałam o teraźniejszości i planowałam przyszłość. Tego, w
którym naprawdę kiedyś się zadurzyłam, który wzbudzał we mnie uczucia, o jakich
wcześniej nie wiedziałam. Jego uśmiech również się zmienił – teraz był
delikatny i przyjazny. Przed chwilą miałam ochotę udusić go za tę cholerną
pewność siebie i zarozumiałość, a teraz dla odmiany musiałam uważać, żeby
przypadkiem nie rzucić mu się na szyję i dziękować, za zwrócenie mi przyjaciela, który dbał nie tylko o swoje samopoczucie, ale
również innych – w tym moje.
- Gdybyś powiedziała mi wprost, że nie
mam na co liczyć, to bym się wycofał. Ale tego nie robisz. Zastanawiasz
się, a mi to wystarczy. Bo to oznacza, że mam szansę – powiedział cicho. Czekał
na moją odpowiedź, wpatrując się w moje oczy. Siedziałam nieruchomo, podążając
za nim wzrokiem, kiedy wstawał z miejsca. Nie potrafiłam znaleźć żadnej
mądrej odpowiedzi, więc nie powiedziałam zupełnie nic. Może tak było lepiej?
Nie pozbawiłam go nadziei, ale równocześnie nie zrobiłam nic, żeby ją pogłębić.
- Widzimy się wieczorem. Za nic nie
przegapiłbym twojego występu – dodał, kiedy znajdował się już obok mnie.
Schylił się i pocałował mnie w policzek, przedłużając ten gest, jak tylko mógł.
Speszona opuściłam głowę, znowu
wpatrując się w swoje dłonie. Trochę czasu minęło, kiedy wreszcie się ocknęłam. Zauważyłam, że o mały włos nie wyłamałam sobie palców ze zdenerwowania, co by wyjaśniało ogromny ból w rękach, który teraz czułam. Miałam w głowie jeszcze większy
mętlik, niż wcześniej. Hemmings miał rację – moje milczenie wcale nie było
jednoznaczną odpowiedzią. Kiedy ja brałam je za oznakę odtrącenia, Luke wykopał z niego całe wiadro nadziei. Teraz na pewno znacznie ciężej
będzie go unikać, kiedy wie, że ma chociaż cień szansy. Najbardziej frustrujące było to, że
nieważne jak bardzo próbowałam od tego uciec, tak uczucia do Luka wciąż się
mnie trzymały. Minęło tyle czasu… naprawdę sądziłam, że zdążyłam się z nich
wyleczyć. Dużo prościej było oszukiwać siebie samą, kiedy jego nie było w
pobliżu.
P.O.V. Harry
Wiedziałem o tym, że Ines zajmuje się
muzyką. Przyznała kiedyś, że ma nawet własny zespół, w którym pokłada ogromne
nadzieje w przyszłości. Cieszyło mnie to, bo dzięki temu mieliśmy kolejny
obszerny temat do rozmów. Plus, zawsze marzyłem, by moja dziewczyna miała
jakieś hobby, a zwłaszcza coś artystycznego, w czym mógłbym jej okazjonalnie
pomagać. A może nawet ona czasem mogłaby pomagać mnie? Z której strony bym na
to nie patrzył, widziałem coraz więcej plusów.
Tego wieczora po raz pierwszy słyszałem
jej zespół na żywo. Słyszałem wcześniej jedno demo dziewczyn, które wysyłały na
jakiś większy konkurs i już wtedy byłem pod wrażeniem głosu Ines. Dziewczyna
wydawała się taka delikatna, kiedy mówiła. Jej głos zawsze był dźwięczny,
przyjemny i słodki – nie miałem go dość. Teraz byłem w stu procentach pewny, że
naprawdę nigdy nie będę miał go dość, bo wreszcie miałem okazję usłyszeć go w
całej okazałości. Kto by pomyślał, że taka drobna kobieta mogła mieć tak ostry,
donośny głos? W mgnieniu oka poczułem ciarki na plecach, kiedy wreszcie puściła
wodzy fantazji i zaczęła bawić się dźwiękami.
W swobodnym delektowaniu się głosem
Ines przeszkadzał mi tylko jeden, mały szczegół – głos Anyi, który momentami
górował nad Charpentier. Nie mogłem ignorować drugiego wspaniałego wokalu,
który dopiero delikatnie budził się do życia. Momentami wydawało mi się, że
Anya nawet za bardzo się nie stara, co z jednej strony było irytujące, ale
równocześnie niesamowicie intrygujące. Bo skoro teraz nie jest w pełnej formie,
to co będzie, kiedy naprawdę da z siebie wszystko?
W kulminacyjnym punkcie piosenki nie
wiedziałem już, na kim się skupić – obydwie brzmiały nieziemsko, dopełniały
się.
- Ktoś o tym wiedział? – Usłyszałem pytanie
Zayna, który z trudem przekrzykiwał muzykę. Spojrzałem na przyjaciół, którzy
kręcili głowami w odpowiedzi. – Niall? Nawet ty?
Horan wzruszył ramionami, nie odrywając
wzroku od Anyi nawet na chwilę. Czy on kiedykolwiek wcześniej słyszał, jak ona
śpiewa? Wyglądał na oczarowanego jej głosem, dlatego nie śmiałem nawet mu przeszkadzać
swoimi pytaniami.
- Ten utwór jest jeszcze niedopracowany,
ale nasza perkusistka, Venia, uparła się, żeby go dzisiaj zaprezentować.
Osobiście uważam, że mimo wszystko prezentuje się nieźle, więc… ah, czemu nie –
zaśmiała się Ines, poprawiając pasek od swojej gitary basowej, który teraz
mocno wżynał się w jej ramię.
- Oklaski dla Veni i Caroline, gdyby
nie one, ten utwór w ogóle by nie powstał – dodała Anya, uśmiechając się w stronę
nieznanych mi dziewczyn.
Perkusistka, czyli Venia – czarnowłosa,
niska, ubrana w słodką, białą sukienkę - podniosła się z miejsca i pomachała do
publiczności, która z entuzjazmem nagrodziła ją oklaskami. Założyła czarne loki
za ucho i delikatnie się ukłoniła, za co obdarowali ją jeszcze głośniejszym
aplauzem. Druga dziewczyna, Caroline – wysoka, o pomarańczowych prostych
włosach i dość mrocznej kreacji – zacisnęła mocno palce na gryfie gitary i
posłała niemrawy uśmiech w naszym kierunku. Dziwne, że grała w zespole, skoro
tak ciężko było jej przebywać na scenie. Cóż, przynajmniej tak to odbierałem
jako widz.
- Something
New to utwór o zakończeniach rozdziałów życia i początkach czegoś nowego,
tych łatwiejszych i tych trudniejszych, dlatego chciałabym go zadedykować
naszym nowym znajomym. Cieszę się, że razem polecimy na podbój Stanów
Zjednoczonych. – Venia przeszukała wzrokiem salę, w której nie znajdowało się
dużo osób, coś koło trzydziestu, bez trudu znalazła swoich nowych znajomych i posłała im całusa. Zareagowali dość
entuzjastycznie, bo nie obeszło się bez krzyków i gwizdania.
Utwór dopiero się zaczął, kiedy
poczułem wibracje telefonu w kieszeni. Menadżer obiecał, że da nam wolny
wieczór i nie będzie nas kontrolował, jednak z nim różnie bywało, więc niechętnie
opuściłem lokal. Wyciągnąłem komórkę, kiedy znajdowałem się przed budynkiem,
gdzie było znacznie spokojniej i dało się przeprowadzić rozmowę.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia,
kiedy spostrzegłem na wyświetlaczu imię Joycelyn. Przez chwilę zastanawiałem
się, czy odrzucić połączenie, czy może w ogóle kompletnie ją zignorować. Jednak
coś ścisnęło mnie w żołądku, kiedy mój palec zawisł nad przyciskiem „odrzuć”.
Joy nigdy jeszcze do mnie nie dzwoniła. Za każdym razem odwiedzała mnie
osobiście lub próbowała dotrzeć przez moich przyjaciół. Czy to kolejna część
jakiejś jej cholernej gry, czy może tym razem naprawdę stało się coś złego?
Miałem złe przeczucia, czułem, że powinienem odebrać, ale nie mogłem
przezwyciężyć strachu.
W myślach policzyłem do trzech i
dopiero wtedy odebrałem połączenie. Niepewnie przyłożyłem słuchawkę do ucha i
czekałem. Może to był tylko żart? Może nie powinienem się przejmować…
- Pan Harry Styles? – Usłyszałem męski,
ciężki głos w słuchawce. Co się dzieje? Gdzie Joy? Co to za facet? Nie odzywałem
się, dopóki po raz drugi nie zadał pytania. – Mówi doktor Simson, czy rozmawiam
z panem Harrym Stylesem?
Jak idiota pokiwałem głową, niezdolny
do wypowiedzenia żadnego słowa. Minęła chwila nim dotarło do mnie, że przecież
mężczyzna mnie nie widzi i nie ma innej rady, jak wreszcie się odezwać.
- Tak –wychrypiałem do słuchawki.
Odchrząknąłem, starając się opanować głos. – Tak, to ja.
*
Nie informowałem przyjaciół, że dokądś
się wybieram. Nie miałem czasu. A może po prostu nie chciałem tego robić?
Wszyscy mieli wyrobione zdanie na temat Joycelyn. Przeze mnie. Przez to, co się
między nami wydarzyło. Podświadomie wiedziałem, że nie chcieliby mnie puścić do
szpitala – odradzaliby mi to na wszelkie znane im sposoby. Ja i tak zrobiłbym
swoje – musiałem z nią jeszcze raz porozmawiać, wszystko wyjaśnić i odejść w
spokoju, nigdy więcej nie zadręczając się jej osobą.
Droga do szpitala dłużyła mi się
niemiłosiernie. Siedziałem w taksówce jak na szpilkach, obgryzając paznokcie
prawie do krwi. Pomału brakowało mi powietrza w płucach, łzy zdenerwowania
zbierały się w moich oczach, ograniczając mi widok. Nieważne jak usilnie wmawiałem sobie, że jej nie lubię, to wciąż była moja pierwsza miłość, wciąż zależało mi na
tym, by zakończyć wszystko jak należy, bez niedopowiedzeń.
Wpadłem do szpitalnego holu jak burza,
o mały włos nie przewracając przy okazji jakiejś siwowłosej staruszki. W biegu
wymamrotałem przeprosiny, kierując się prosto do recepcjonistki.
Nigdy nie lubiłem szpitali.
Wszechobecny biały kolor przytłaczał mnie, gburowate pielęgniarki, na które
zazwyczaj trafiałem, wprawiały mnie w zły nastrój, a zapach leków i płynów
dezynfekujących przyprawiał o ból głowy. Tym razem starałem się odrzucić
wszystkie dolegliwości na bok i skupić się na podążaniu wyznaczonym przez
pielęgniarkę szlakiem pod salę operacyjną.
P.O.V. Harry
Czasami czekanie staje się najgorszą
karą, o jakiej ktokolwiek mógłby pomyśleć. Zazwyczaj jest to czas, kiedy podświadomie
rozumie się, że czeka się na złe wieści. Z jednej strony robisz się
niecierpliwy, bo wolałbyś mieć już wszystko za sobą, ale z drugiej… te chwile
czekania są dodatkowymi chwilami niewiedzy i wolności od cierpienia. Powinienem
więc dziękować za ten czas, czy może go przeklinać?
Nie obeszło się bez chwili niepewności.
Może nie powinienem był przychodzić? Wydawałoby się, że ten rozdział, w którym
martwiłem się jej zdrowiem i robiłem dla niej wszystko, by pomóc, jest
zamknięty. A jednak w takiej chwili czułem, że wciąż mi zależało. Zawsze mi
zależało, nawet kiedy wmawiałem innym, że Joy jest dla mnie niczym. Zmieniły
się nasze osobowości, zmieniło się nasze nastawienie, zmieniły się
okoliczności, ale nie uczucia. Bo mimo wszystko ona wciąż kochała mnie, a ja
wciąż nie potrafiłem się z nią pożegnać. Wiedziałem, że odrzucała mnie tylko
dlatego, że się bała. Od zawsze bała się wielkich uczuć – zarówno miłości, jak
i nienawiści. Zawsze szukała złotego środka, choć niekiedy wybierała do niego
kiepskie drogi.
- Pan Styles? – Głos doktora, tego
samego, z którym wcześniej rozmawiałem, przywrócił mnie do
rzeczywistości.
Poderwałem się z ziemi, ignorując
zdrętwiałe kończyny. Nawet nie musiałem o nic pytać. Wystarczyło jedno spojrzenie
na twarz mężczyzny… To koniec.
Nie miałem siły płakać. Może po prostu
jeszcze to do mnie nie dochodziło… Przyzwyczaiłem się do braku Joycelyn u
mojego boku. Czy teraz będzie inaczej? Czy w ogóle odczuję jej stratę? Czy może…
może będzie jak zawsze…
- Nie… nie jestem z rodziny, nie
powinno mnie tu być – wydukałem, opierając się plecami o zimną, betonową
ścianę.
- Wiem, ale nie mamy nikogo innego, z
kim moglibyśmy się skontaktować. Jej rodzice nie żyją, nie mamy żadnych
namiarów na najbliższą rodzinę, a prawny opiekun jest w tej chwili za granicą,
nie odpowiada – powiedział standardowym,
wyćwiczonym tonem. Ciekawe ile razy dziennie musi przekazywać ludziom podobne
wiadomości. Czy to robi jeszcze na nim jakiekolwiek wrażenie? - Mam to panu przekazać, panie Styles.
Wręczył mi do ręki białą kartkę,
dokładnie złożoną na trzy części. Perfekcjonistka w każdym calu – nawet jej
pismo wskazywało na tę cechę – równe, drobne… idealne.
- Joycelyn nie trafiła tutaj
przypadkiem. Wiedziała, co robi. Chorowała, nie zostało jej dużo czasu, więc postanowiła
to przyspieszyć.
Zagryzłem wargi tak mocno, że w ustach
poczułem smak krwi.
- Wszystkie numery w jej telefonie
zostały wykasowane. Zapisany był tylko pański – powiedział. Westchnął i położył
dłoń ma moim ramieniu. Nie odrywałem wzroku od podpisu Joycelyn na końcu listu.
Jeden podpis, jeden list, to wszystko, co mi po niej zostało. – Przykro mi –
dodał, po czym wreszcie zostawił mnie samego.
Znów opadłem na zimne kafelki,
podciągnąłem kolana pod brodę. Drżącą ręką przejechałem po białej kartce,
zapełnionej słowami od serca przez Joy. Mówią, że słowa są więcej warte po
śmierci. W tej chwili naprawdę się z tym zgadzałem. Gdybym dzień wcześniej
otrzymał list od Joy, nie chciałbym go nawet otworzyć. A teraz? Teraz nie
chciałem, by ciąg tych równych, drobnych literek kiedykolwiek się kończył.
Drogi
Harry,
Głowa
do góry. Tak miało być. Za kilka tygodni i tak by mnie już nie było. To bez
znaczenia kiedy, bez znaczenia jak. Przykro mi, że nie pożegnałam się z Tobą
osobiście. Naprawdę bardzo tego chciałam, ale bałam się Twojej reakcji na mój
widok. Nasze rozstanie nie należało do przyjemnych, żadne z nas nie powiedziało
„zostańmy przyjaciółmi”. Wiesz, mimo to wciąż uważam Cię za przyjaciela,
dlatego właśnie proszę Cię o ostatnią przysługę. Nie myśl o mnie jak o kimś
złym, dobrze? Wiem, że zrobiłam mnóstwo złych rzeczy, za które Cię przepraszam.
Przeprosiłabym wszystkich po kolei, gdybym mogła, ale teraz i tak nikt nie
chciałby mnie słuchać. Narobiłam sobie tylu wrogów, że nawet nie zliczę. Ale to
nic. Może kiedyś mi przebaczą. Skrycie na to liczę. Dużo bardziej jednak zależy
mi na Twoim przebaczeniu. Pozwoliłam sobie wierzyć, że już dawno przyjąłeś moje
przeprosiny, dlatego tak łatwo jest mi teraz do Ciebie pisać. Inaczej chyba bym
się nie odważyła. To głupie, wiem. Przecież zawsze mówiliśmy sobie wszystko. To
moja wina, że przestaliśmy, ale wierzę, że każdy ma prawdo popełniać błędy.
Żałuję, że wcześniej nie przejrzałam na oczy, że nie naprawiłam ich, kiedy
miałam okazję za pierwszym naszym spotkaniem po rozstaniu. Teraz nic z tym nie
zrobię, więc pozwolę sobie o tym zapomnieć. Tak będzie łatwiej. Harry, nie
gniewaj się już na mnie, dobrze? Mimo wszystko naprawdę mi na Tobie zależało,
nieważne co mówiłam wcześniej. Zresztą, wiesz, że często zdarzało mi się mówić
bez sensu, taki urok.
Trzymaj
się. Życzę Ci, żebyś znalazł kogoś, kto pokocha Cię jeszcze mocniej, niż ja
potrafiłam kiedykolwiek pokochać.
Joycelyn
Redau
~*~
Przepraszam, że kazałam Wam tyle czekać na ten rozdział. Mnóstwo dialogów, ale tak miało być. To taki... rozdział-podrozdział, wyjaśnienie i nakierowanie na odpowiednią akcję. Przedostatni, dlatego taki a nie inny. Jeszcze jedno - od razu zaznaczam, że to tylko fanfiction - kreuję własną rzeczywistość i własny świat. Oczywiście w granicach rozsądku.
Zbliżamy się do końca księgi drugiej, dlatego opinie mile widziane :)
Zbliżamy się do końca księgi drugiej, dlatego opinie mile widziane :)
Pozdrawiam, xx.
Fajny:-)
OdpowiedzUsuńJej jej jej...
OdpowiedzUsuńMartwię się Harrym i obawiam się, że się zalamie po śmierci Joy... ale mam nadzieję, że Ines pomoże mu przejść przez ten trudny okres
A jeśli chodzi o Anye Nialla i Luka... Czuję, że będzie gorąco w następnym rozdziale i że Anya rozstanie się z Niallem. .. ale mam nadzieję, że tak się nie stanie :D
Kiedy planujesz dodać następny rozdział? :) pozdrawiam, buziaki xx
Ach..Brak mi słów..
OdpowiedzUsuńJest to oczywiście pozytywne odczucie.
Ten rozdział ukazuje tyle cudownych emocji i odczuć.
Przedstawiłaś to wszystko na swój własny, piękny sposób.
Te niepozorne słowa przerodziły się w coś co oddziałuje na człowieka.
Chciałabym powiedzieć coś więcej,ale naprawdę trudno jest dokładnie opisać coś tak pięknego.
Każdy twój rozdział jest idealny.
Opisujesz relacje między bohaterami tak jak chcielibyśmy to wiedzieć.
I mimo tak długiego oczekiwania na to dzieło, muszę stwierdzić,że było warto.
Życzę ci jak najwięcej weny i radości z tego co robisz.
Jest to piękne i sprawia,że ludzie są szczęśliwi.
Pozdrawiam N;*
Nie wiem co napisać. Rozdział był niesamowity. Luke misi odpuścić sobie Anye bo one musi powtarzam MUSI BYĆ Z NIALLEM. Smutny a zarazem intrygujący rozdział. Czekam na nexta i do zobaczenia
OdpowiedzUsuńGenialny! Muzyka idealnie dobra! <3
OdpowiedzUsuńDo następnego <3
Bardzo się cieszę, że tak mówisz, tym razem wyjątkowo dokładnie dobierałam utwory :3
UsuńWow, rozdział niesamowity, pełen akcji i trochę smutny z powodu Joy i Anyi (że nie wie jak uniknąć przed wyjawieniem prawdy)
OdpowiedzUsuńjejejejj... ale się porobiło ;o super rozdział <3 troszeczkę smutny , ale wywiera bardzo fajne emocje :D omfg mam wrażenie , że Anya się pokłóci z Niallem albo się rozstaną , ale oby nieeeeee... ten Lukas mnie już denerwuje xD Czekam na następny z niecierpliwością i mam nadzieję , że szybko dodasz ;)
OdpowiedzUsuńTo już będzie koniec części 2?! OMG. ! *-* Mam nadzieje że będzie kontynuacja !
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny zresztą jak wszystkie. Świetnie piszesz! :*
Rozdział jest wspaniały *-* Tam bardzo uwielbiam, ten blog że sama siebie czasem nie rozumiem. Boli mnie, że Anya ucieka, że zamiast porozmawiać z Niallerem, to mąci jeszcze bardziej niż to możliwe. Ale w końcu .... trzeba zaznaczyć, że jesteśmy na blogu "niewolnicy uczuć" więc moim zdaniem wszystko wychodzi Ci wspaniale. Przykro mi z powodu Joy, tak bardzo że nie wiem co powiedzieć. Przyznam, że za nią nie przepadałam, ale i tak jest mi przykro :<
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Śle Ci milion buziaków ;*
Weny
No nareszcie! Jezu, co tu sie dzieje. Jedna umiera, kolejna stoi przed dylematem kogo wybrać... oczywiście Nialla! Coś mi "śmierdzi" ten cały Luke. Pojawia się z nikąd, nie odzywał się jak wyjechał nie przywitał się od razu po przyjeździe. Spotkali sie przecież przez przypadek... Eh. Czekam na nn:-)
OdpowiedzUsuńKochana!
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga od dawna, ale dopiero teraz komentuję, Zastanawiam się, dlaczego... Chyba z lenistwa. No ale wracając. Muszę Ci powiedzieć, że przeczytałam dziesiątki, może nawet setki opowiadań. Twój blog jest u mnie bezwzględnie na pierwszym miejscu. Wydaje mi się, że Niall i Anya powinni sobie że tak powiem bardziej '' dogłębnie '' wyjaśnić parę rzeczy. A tak poza tym: SUPER SUPER SUPER! Ehh.. dziewczyno, wiesz ile ja bym dała, żeby tak pisać?
Czekam na next <3
jakie cudowne!!! Dopiero znalazłam twojego bloga, a już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Uwielbiam twój sposób pisania. Naprawdę mnie urzekł
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam, może wpadniesz?
http://szpiegostwo-poplaca.blogspot.com/
theeternalkids.blogspot.com
Kocham Twojego bloga <3 Jest naprawdę świetny i widać,że masz talent :))
OdpowiedzUsuńhttp://otherside-zayn-malik.blogspot.com/
http://nobody-and-nothing-one-direction.blogspot.com/
zapraszam do mnie :*
Jezu, jezu, jezu! <3 Przepraszam z góry, że dopiero pod tym rozdziałem komentuje, bo czytam Twojego bloga już dłuższy czas, ale ten rozdział jest najlepszy jak do tej pory, naprawdę! Czekam niecierpliwie na następny, pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńOhh jakie wspaniałe :3 nie wiem czemu ale naprawdę pokochałam tego bloga :-) życze weny :-) //Zuziaaa :D
OdpowiedzUsuńCiągle czekam, ale nie wiem czy się doczekam .... Dagmara
OdpowiedzUsuńNie chcę się czepiać, ale to w najbliższych dniach strasznie się ciągnie, a ja bardzo lubię twoje opowiadanie i nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńWiem, jest mi strasznie przykro z tego powodu, bo naprawdę chciałam już zakończyć II księgę i nie niecierpliwić Was, ale szkoła i kursy po szkole mi na to nie pozwalają... mam zaledwie połowę rozdziału, a czasu na dokończenie brak. Zrobię co w mojej mocy, żeby w miarę szybko go opublikować, proszę o cierpliwość... ^^'
UsuńRozdział jest świetny :) Miło się czytało i nie mogę się doczekać jak zakończy się ta księga. Naprawdę, jesteś genialna <3
OdpowiedzUsuń+ Świetnie dobierasz muzykę do każdej części rozdziału, przez co jeszcze bardziej czuć klimat sytuacji :)
Pozdrawiam! :*