9 lutego 2014

Rozdział XVIII: Och, poczekaj, tak się nie da

        
P.O.V. Anya

To już dziś. Po dość długiej nieobecności chłopcy wracają do domu na tydzień. Znowu będę musiała znosić ich dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie, żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało. Naprawdę cieszyłam się z ich przyjazdu. W końcu oprócz Nialla, którego niespodziewane wizyty zdarzały się zadziwiająco często, reszty nie widziałam kilka tygodni. Co prawda sama byłam zajęta, każdy dzień niósł za sobą kolejne niespodzianki, a co za tym szło, nie miałam zbyt dużo czasu na rozmyślania, ale wciąż odczuwałam ich nieobecność i zdążyłam się porządnie stęsknić. Brakowało mi mojego nieprzewidywalnego brata i jego równie szalonych przyjaciół. Mogli rujnować moje życie do woli, dopóki byli obok, żeby później wszystko naprostować.
- Hej, wszystko w porządku? Od kilku minut nie odezwałaś się nawet słowem. Gdzie przyjaźnie wredne komentarze? – Głos Caroline sprowadził mnie na Ziemię, odpychając rozmyślania na dalszy plan.
Wciąż znajdowałyśmy się w Black Rose. Siedziałyśmy przy jednym ze stolików, popijając colę z lodem, oglądając próbę 5 Seconds of Summer. Sami członkowie zespołu chyba zdążyli już zapomnieć o naszym towarzystwie i zajęli się sobą, co w sumie było nam na rękę. Mogłyśmy w spokoju przyglądać się ich poczynaniom, odpoczywając po godzinie harówki, którą zafundowała nam nasza liderka.
Spojrzałam pytająco na Caroline. Jakie przyjaźnie wredne komentarze? Ja tylko mówiłam, co myślę, nie chciałam przecież nikogo obrazić. Plus tak naprawdę nie powiedziałam nic złego. Chaos na scenie, to przecież nie jest nic strasznego, prawda?
Powiodłam wzrokiem za spojrzeniem Caroline, które wciąż utkwione było w czwórce chłopaków skaczących po całej scenie, atakujących się stojakami od mikrofonów, które chyba miały służyć za miecze czy coś podobnego. Nie sądziłam, że  Calum mówił dosłownie, kiedy zapowiadał nam, że „na próbach raczej nudno nie jest”. Do tej pory nie widziałam jeszcze zespołu, który zachowywałby się aż tak dziecinnie i zabawnie zarazem. Oczywiście, mogłabym zacząć porównywać ich do zespołu, z którym zdecydowałam się mieszkać, ale… szczerze? Naprawdę wolałam tego nie robić. Bo to chyba byłoby jedno z najtrudniejszych zadań – stwierdzić, kto góruje w rankingu nieopanowanych i nieodpowiedzialnych.
Sama nie wiedziałam czy powinnam się cieszyć, czy może żałować, że nasz zespół… że zespół Ines nie jest aż tak wyluzowany. Z jednej strony dobra organizacja czasu sprawiała, że zazwyczaj zostawało nam trochę ekstra czasu… na ćwiczenie kolejnych kawałków. Przerażająca rutyna, jakby nie patrzeć. To trochę przykre, bo w końcu robimy to, co kochamy. Nie robimy tego z przymusu, a dla zabawy. A w porównaniu z 5 Seconds of Summer… szkoda słów.
- Chyba powinnyśmy trochę odpuścić, nie sądzicie? – odezwałam się cicho, nie bardzo wiedząc jak zacząć temat, żeby nikt nie poczuł się urażony. Jakby nie patrzeć, wciąż pozostawałam tą nową, która nie powinna jeszcze się wychylać. – To znaczy, wydaje mi się, że gdybyśmy zaczęły się cieszyć tym, co robimy, a nie tak skrupulatnie wykonywać polecenia Ines...
Venia spojrzała na mnie krzywo. No tak, rzeczywiście nie powinnam się odzywać, kiedy prawa ręka Ines wciąż jest w pobliżu.
- Ja się z tobą zgadzam – odezwała się Caroline. Zerknęłam na nią niepewnie. Naprawdę zyskałam jej poparcie? – Venia, proszę cię, patrz na to! – krzyknęła uradowana, wlepiając spojrzenie w chłopaków na scenie. – Nie dość, że świetnie się prezentują, bo są wyluzowani i zabawni, to brzmią fantastycznie!
Pokiwałam głową. Cieszyłam się, że nie byłam jedyną osobą, która to zauważyła. Venia najwidoczniej potrzebowała trochę więcej czasu na przemyślenia, bo nie odezwała się nawet słowem, wciąż przyglądając się chłopakom. Również przeniosłam spojrzenie na scenę, choć kątem oka cały czas próbowałam wyłapywać zmiany w jej zachowaniu. Z początku nie wykazywała żadnych emocji. Z kamienną twarzą lustrowała wzrokiem Caluma, który właśnie „walczył” z Lukiem na stojaki (bez komentarza). Po jakimś czasie z zadowoleniem zauważyłam delikatny uśmiech na jej twarzy.
- Dobra, może macie trochę racji. Te sztywne próby są wykańczające – stwierdziła, nawet na nas nie patrząc. Doprawdy, niektórym tak ciężko przychodzi przyznawanie racji innym…
- Porozmawiasz z Ines? – zapytała Caroline, wyraźnie dumna ze zmiany zdania przyjaciółki.
Venia pokiwała niepewnie głową. Podziwiałam ją za odwagę. Że też naprawdę zgodziła się rzucić wilkowi na pożarcie. Przecież to oczywiste, jak zareaguje Ines. Zwłaszcza po aferze z Zostań Gwiazdą. Ines wyraźnie czuje się zagrożona. Przynajmniej to wywnioskowałam z jej dziwnego zachowania.
- Spróbuję – dodała cicho Venia. Teraz prawdziwy, szeroki uśmiech zdobił jej twarz. Nawet w oczach można było dostrzec iskierki radości.
Odwróciłam szybko wzrok, nie chcąc speszyć jej natarczywym spojrzeniem. Zamiast tego zaszczyciłam nim wciąż świetnie bawiącego się Luka. Szarpał właśnie za stojak, który kurczowo trzymał Calum. Najwyraźniej Calumowi znudziła się ta zabawa, bo puścił przedmiot i podparł się rękami o biodra. Stał tak i wpatrywał się w zataczającego się Luka, który niefortunnie zaczepił się o kable i z hukiem zleciał ze sceny. Chłopcy prawie słaniali się ze śmiechu, tak samo jak Venia i Caroline, które o mało nie pospadały z krzeseł. Sytuacja była zabawna, nie mogłam zaprzeczyć, jednak chwilowo za bardzo martwiłam się o zdrowie przyjaciela, żeby im wtórować. Rzuciłam się na pomoc biednemu, obolałemu Lukowi, który wciąż oszołomiony leżał na ziemi, podpierając się na łokciach. Odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko, pomału dochodząc do siebie. Klęknęłam tuż przy nim, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie.
- Wszystko w porządku? – zapytałam.
Minęła chwila, nim Luke zareagował na moje pytanie. Nie odpowiedział, po prostu zaczął się śmiać. Głośno i donośnie, jak to miał w zwyczaju robić. Zawsze był głośną osobą. Kiedyś dla zabawy tłumaczyłam mu na jakie grupy dzielą się ludzie: są ci, których nie da się przeoczyć i ci, którzy giną w tłumie. Luke należał do tej pierwszej grupy.
Pokręciłam głową, uśmiechając się szeroko, kiedy w końcu na mnie spojrzał.
- Fajtłapa – skwitowałam, podnosząc się z miejsca. Wyciągnęłam do niego rękę. Z chęcią przyjął moją pomoc. Jednak nie puścił mojej ręki od razu, kiedy stanął już na własnych nogach. Przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Cały drżał ze śmiechu, a ja trwałam w szoku, nie bardzo wiedząc co zrobić.
Prędzej czy później będę musiała mu powiedzieć, że nie jestem już sama. Mam kogoś, kogo kocham. Kogoś, kto kocha mnie i… nieważne jak bardzo zależałoby mi na Luku, nie mogłam pozwolić na utratę Nialla. Nie teraz, kiedy dopiero co sama przeżywałam trudne chwile przez wtykającą nos w nasz związek Demi Lovato. Wciąż w pełni nie ufałam Niallowi i martwiłam się, że historia się powtórzy, choć powiedziałam mu, że wszystko jest dobrze. Cóż… tak naprawdę nie było, ale przekonywałam go dla naszego dobra. Czy ukrywanie prawdy z dobrych powodów… zalicza się do okrutnego kłamstwa?


- Louis! – pisnęłam, podskakując w miejscu.
Chłopak taszczył za sobą swoją pełną po brzegi walizkę, dlatego dotarcie do mnie zajęło mu chwilę. Pomimo tego, że miał na sobie kaptur i ciemne okulary, ciężko było go nie poznać. Że też próbował się ukryć, przecież fanki i tak dobrze wiedziały, że tutaj będzie, dlatego wciąż koczowały gdzieś w pobliżu. Kiedy postawił bagaż, rozłożył szeroko ręce. Bez wahania rzuciłam się w jego ramiona. Mocno mnie do siebie przyciągnął, prawie podrywając z ziemi.
- Chyba trochę ci się przytyło – zażartował, odstawiając mnie bezpiecznie na podłoże. Trzepnęłam go w tył głowy. Z takim komentarzem do siostry? – Żartuję, żartuję. Wyglądasz olśniewająco, jak zawsze. Ten kolor – zakręcił kilka kosmyków moich brązowych włosów na palec i uśmiechnął się szeroko – brak słów.
- Brak słów w dobrym znaczeniu? – zapytałam. Ciężko było mi ustać w miejscu, energia roznosiła mnie od środka, przez co dreptałam w miejscu, próbując skupić uwagę na bracie.
- W najlepszym.
- Gdzie reszta? – Rozejrzałam się dookoła. – Jeszcze czekają na bagaże? – Równo z pytaniem z wyjścia wyłonił się Liam, chyba zmęczony do granic możliwości. Ciągnął za sobą walizkę, wlokąc się krok za krokiem. Na oczach miał ciemne okulary, na sobie workowatą bluzę z kapturem i krótkie spodenki. Tuż obok niego kroczył jeden z wysokich, rosłych ochroniarzy.
- Zayn zaraz będzie, Niall i Harry mają problem z walizkami, biedactwa – odpowiedział Louis, odwracając się w stronę wejścia. Jego wzrok padł na Liama. – Chyba powinienem cię ostrzec, żebyś nie wspominała nic o Danielle. Ciężkie chwile po zerwaniu – dodał cichutko, trochę mówiąc przez zęby. W międzyczasie posyłał szeroki uśmiech do Payna.
Wciąż trawiłam jego słowa. Liam i Danielle… zerwali? Matko, a wydawało się jakby zaledwie wczoraj wypytywał mnie, co myślę o małżeństwie. Nic dziwnego, że ostatnimi czasy nie miałam żadnych wieści od Dan. Z Eleanor zdarzało mi się rozmawiać przez telefon czy nawet e-mailować.
- Liam! – Wyszczerzyłam się do przyjaciela, machając do niego ręką. Jego mina się nie zmieniła, chociaż się starał. Wciąż był smutny. Jego przygnębienie uderzyło mnie jeszcze bardziej, kiedy zdjął okulary; oczy miał delikatnie czerwone i zaszklone. Powstrzymałam westchnięcie, gdy przytulił mnie na przywitanie. Mniej entuzjastycznie niż Louis, ale nie spodziewałam się niczego większego.
- Miło cię widzieć – rzucił, stając obok Lou, który od razu poklepał go po ramieniu, jak na dobrego kumpla przystało. Liam obrzucił go ponurym spojrzeniem, jednak na jego twarzy wypłynął bardzo, bardzo delikatny półuśmiech. - Chwilę poczekamy na resztę, Zayn został z Niallem, Harry rozmawia z menadżerem. Chyba zgubili ich bagaż na lotnisku w Glasgow – wytłumaczył.
- To nic, to nic. W takim razie możemy skupić się na was. – Zaśmiałam się, próbując trochę urozmaicić rozmowę. Ponury Liam i zmęczony Louis to nie byli najlepsi towarzysze na świecie. Naprawdę brakowało mi wesołego Niallera, który rozwiałby tę straszną atmosferę, przez którą ciężko było mi się przebić.
 - Bardziej niż sobie wyobrażasz. Lecę z nóg, a jeszcze dzisiaj próba z Demi na jutrzejszy koncert. I wreszcie wolne… - Westchnął Liam, usadawiając się wygodnie na ziemi, obok swojej walizki. Oparł głowę o ścianę i zmrużył oczy. – Louis, próba jest o szóstej czy siódmej? Już nawet nie pamiętam godziny… spaaaać – mruknął, ziewając potężnie.
Zaśmiałam się, patrząc na tulącego się do ściany chłopaka. Byłam pełna podziwu w ich zaangażowanie. Wyciskali z siebie siódme poty, żeby wszystko wypaliło na finałowym koncercie przed trasą po USA. Nagle dostrzegłam całkowicie inne oblicze zespołu, niż to, które pokazywali do tej pory. Widocznie w ich grafiku nie było już czasu na zabawę teraz, kiedy zbliżali się do końca pewnego rozdziału. Miałam tylko nadzieję, że gdy wreszcie będą mogli odpocząć ich radość i entuzjazm powrócą.
- O siódmej. Przełożyli przez to opóźnienie lotu. – Louis pokręcił głową, krzyżując ręce na piersi. – Też chciałbym już odpocząć, ale musimy doprowadzić wszystko do samego końca. Już jutro po koncercie będziesz mógł zająć się sobą. Cały tydzień dla nas – pocieszał przyjaciela. Przy okazji chyba próbował pocieszyć samego siebie. Wlepił wzrok w podłogę i zaczął kopać jakieś niewidzialne przedmioty, skupiając na tym całą swoją uwagę.
I co? Tak miały wyglądać następne dwa dni? Grobowa atmosfera, grymasy na twarzach, wycieńczenie, rozdrażnienie… wszystko co najgorsze. Naprawdę było mi ich szkoda. Zabawne, że myślałam, iż to nasz zespół ma ciężko przez Ines i jej obsesję na punkcie perfekcji. Kompletnie zapomniałam, że porównując nasze sytuacje – my nie mieliśmy dla kogo utrzymywać poziomu. A oni mieli tłumy fanek, które z roku na rok podnosiły swoje oczekiwania. Choć kochają to co robią… chyba każdy ma prawdo na chwilę zwątpienia.
Postanowiłam więc, że nie będę próbować prostować sytuacji. Nie będę naciskać. Kiedy sami przezwyciężą wewnętrzne problemy i zregenerują siły… wtedy porozmawiamy.
- Ans, co u ciebie? – Tuż za mną pojawił się Zayn, mocno przytulił mnie od tyłu i uśmiechnął się szeroko. Chociaż jeden wciąż był radosny.
Przyjrzałam mu się, gdy wreszcie się ode mnie odkleił i umożliwił mi swobodne oddychanie. Miał trochę podkrążone oczy, prawdopodobnie od niewyspania, ale wciąż emanował spokojem i prawdziwym szczęściem.  Przez jego twarz przebiegł cień zwątpienia, kiedy spojrzał na padniętego i zdruzgotanego Liama. Szybko się otrząsnął, żeby nie pogarszać sprawy nie odezwał się do niego ani słowem. Znów skupił uwagę na mnie. Potargał mi włosy, czym wywołał u mnie porządny grymas.
- Zmiany, zmiany, wszędzie zmiany – skwitował, teraz dla odmiany dokładnie układając porozwalane brązowe kosmyki. – Wyglądasz cudownie – dodał, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Zayn, może ty mi opowiesz jak życie w trasie?
- Raczej spokojnie. Dużo zabawy, jeszcze więcej pracy – powiedział, nie zagłębiając się w szczegóły. Zdążyłam zapomnieć jak ciężko czasem jest się z nimi dogadać. Ale to chyba urok prawie każdego faceta. Nawet z własnym ojcem nie potrafię prowadzić długiej, zażyłej rozmowy, kiedy długo się nie widzimy. Zwykłe „co u ciebie?” i kilka zdań opowieści i nagle temat się urywa, cóż.
- Wiadomo już co z bagażami? – dopytałam, spoglądając w kierunku wyjścia. Po Niallerze i Harrym ani śladu.
- Na dziewięćdziesiąt procent wiadomo, że zapodziały się gdzieś w Glasgow – potwierdził informację, którą wcześniej podał mi Liam. Westchnęłam przeciągle, podpierając ręce na biodrach. – Przy odrobinie szczęścia się znajdą, a jak nie, to będziemy musieli iść na zakupy, powspierać ich w trudnych chwilach. – Zaśmiał się trochę drętwo, bez grama radości. No cóż, sytuacja nie była zbyt piękna, ale takie rzeczy się zdarzają. Za miesiąc nie będą o tym pamiętać. A jeśli nie, to raczej będą się z tego śmiać, aniżeli wciąż płakać o swoje rzeczy.
- Wygląda na to, że będziecie nas pocieszać. I trzymam cię za słowo, co do tych zakupów.
Harry pomimo wydarzeń wciąż się uśmiechał. Może nie był to największy, najbardziej szczery gest jaki u niego widziałam, jednak dawał trochę nadziei. Styles dzierżył w rękach okulary, swój telefon i portfel. Chyba jedyne rzeczy, które zostały mu po podróży. Nie licząc tego, co miał na sobie. Porównując go do reszty, głównie do stojącego obok, zmarnowanego i nieszczęśliwego Nialla, prezentował się nadzwyczajnie. Uśmiechnięty, bez worków pod oczami, ze spokojem mierzący wszystkich spojrzeniem chłopak. Wyciągnął ręce ku mnie, żeby już po chwili trzymać mnie w objęciach. Dopiero kiedy znalazłam się tak blisko niego dotarło do mnie, jak bardzo urósł odkąd widzieliśmy się po raz ostatni przed trasą. Teraz przewyższał mnie o głowę i mógł spokojnie schować sobie podbródek gdzieś w moich włosach. Chyba sam właśnie to zauważył, bo zaśmiał się cicho, klepiąc mnie po plecach. Och, tak, to takie zabawne.
Kiedy wreszcie mnie wypuścił, stanęłam oko w oko z Niallerem, który teraz kojarzył mi się z burzową chmurą, która gromadziła się nad Londynem. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka nie wytrzyma i zaleje wszystko dookoła swoim złym humorem. Kąciki jego ust delikatnie powędrowały do góry, gdy mnie zobaczył. Nie była to jednak wymarzona reakcja. Może widywaliśmy się za często podczas tej trasy? Może przydałoby nam się jeszcze porządniej stęsknić, żeby paść sobie teraz w ramiona w zwolnionym tempie, jak na filmach. Cóż, niestety to prawdziwe życie, w którym takie romantyczne gesty zdarzają się raz na sto lat. Niall najwidoczniej cały zapas romantyzmu już wykorzystał, więc tylko mnie delikatnie przytulił i złożył lekki, motyli pocałunek na moich ustach, lokując swoją dłoń na mojej szyi.
- Nie smuć się, jak będzie trzeba to zabiorę cię na zakupy – powiedziałam żartobliwie. Niall jednak nie miał humoru na żarty, więc skrzywił się nieznacznie.
- Możemy wracać, jeżeli bagaże się znajdą, to zadzwonią. – Kolejny wysoki, napakowany facet dołączył do naszego grona. Jego gruby głos i ton, którego użył trochę mnie przeraził. Nawiasem mówiąc… całkiem ciekawe, czy kiedyś z dziewczynami dorobimy się swoich własnych ochroniarzy?


- O matko, wreszcie w domu! – krzyknął Louis, kiedy tuż za mną przekroczył próg naszego mieszkania. Nie zmieniłam zbyt dużo w wystroju tego miejsca, więc raczej nie powinni mieć problemów z ponownym zaaklimatyzowaniem się. W końcu do innych roślinek, zasłon czy poduszek każdy może przywyknąć w kilka sekund.
- Nie ciesz się tak, za dwie godziny próba – burknął Liam, wciąż zdenerwowany, wciąż wycieńczony, wciąż gburowaty. Ciekawe ile czasu minie, nim pozbiera się po zerwaniu.
- Jest coś do jedzenia czy wybywamy na miasto? – zagadnął Harry, od razu zaglądając do lodówki.
- Wczoraj byłam na zakupach, są jakieś sałatki i kurczak, ale jeśli chcecie, to możemy przejechać się do Black Rose. Ostatnio byłam tam na obiedzie. No palce lizać – odpowiedziałam, rzucając klucze od mieszkania do miski w salonie. Wreszcie nauczyłam się utrzymywać porządek, wszystko skrupulatnie odkładałam na swoje miejsce, żeby nie robić niepotrzebnego chaosu. Przydatna umiejętność, nawiasem mówiąc.
Odwróciłam się twarzą do Harry’ego, by zlustrować go dokładnie wzrokiem. Podczas jego nieobecności zdążyłam zapomnieć, że Styles zbliżył się do Ines, kiedy ostatnim razem balowaliśmy w Black Rose. Z tego, co wiedziałam, rudowłosa ma dzisiaj zmianę, więc było duże prawdopodobieństwo, że się spotkają. Co prawda Charpentier nie wspominała zbyt często o Hazzie, chociaż widziałam czasem jak siedziała z nosem w telefonie. Harry zaczerwienił się lekko, przed moim natarczywym spojrzeniem nie miał gdzie uciec. Uśmiechnął się jednak i złapał za pierwsze lepsze jabłko leżące na kredensie, żeby zatuszować swoją dziwną reakcję.
Prychnęłam, przewracając oczami. Och, jak dobrze byłoby wrócić do początku, w którym każde najmniejsze wspomnienie o Niallu sprawiało, że mój żołądek fikał koziołka, a serce urządzało sobie wyścig o życie. Co się stało, że te wszystkie uczucia się… ustabilizowały? Powinnam to brać za dobry znak czy może wręcz przeciwnie? Z jednej strony, może to oznaczało, że po prostu się do tego przyzwyczaiłam i związek stał się czymś… zwykłym, niezmiennym, co nie byłoby takie złe. Z drugiej… może to przez moją zazdrość, zdradę Nialla, kłótnie, kiedy wracał specjalnie po to, by spędzić ze mną czas. Takie rzeczy rzeczywiście mogły zachwiać naszą równowagę i obalić wszystko chociażby w ciągu najbliższych godzin.
- Uhm… ja bym poszedł do Black Rose – odezwał się w końcu Harry, nadgryzając jabłko i od razu się krzywiąc. Jabłko było ledwie czerwone, zapewne kwaśne jak cholera.
- Tak, wszyscy dobrze wiemy, dlaczego ty byś poszedł do Black Rose. – Po słowach Zayna, śmiech Louisa wydobył się gdzieś z głębi mieszkania. Chyba coś do nas powiedział, niestety za dużo nie zrozumiałam, bo zagłuszył go Liam, który tylko potwierdził nasze plany na pójście do Black Rose.
Wibracje w kieszeni oznajmiły przyjście SMS-a. Z zaciekawieniem wyciągnęłam telefon. Spodziewałam się wiadomości od Riven, Ines, Stana, nawet od Marisol, z którą znowu nie rozmawiałam szmat czasu, ale SMS od Luka kompletnie mnie zaskoczył. Nie wiedziałam czy powinnam już żałować, że wymieniłam się z nim numerami, czy może poczekać z tym na rozwój sytuacji. Jak miałam przestać martwić się o związek z Niallem, kiedy Luke kręcił się w pobliżu, wciąż otwarcie wyrażając swoje zainteresowanie moją osobą? Dlaczego akurat teraz coś mu się odmieniło? Teraz, kiedy ja byłam już szczęśliwa z kimś innym. Oczywiście on o tym nie wiedział, bo stwierdziłam, że nie mogę mu tego oznajmić ot tak, wśród znajomych. Najlepiej będzie powiedzieć na osobności, wszystko wyjaśnić, naprostować i, co najważniejsze, nie robić scen.
Masz dzisiaj czas?
Zawahałam się, nim odpowiedziałam. Aż miałam ochotę palnąć się w głowę, żeby wreszcie się opamiętać. Mój brat, moi przyjaciele i mój chłopak dopiero co wrócili do domu, a ja rozmyślałam nad tym, czy nie spotkać się ze starym kumplem, z którym – bardzo możliwe – nic mnie już nie łączyło?
Jestem zajęta, innym razem.
Powstrzymałam westchnięcie, gdy wysłałam wiadomość. Źle się czułam z tym, że go spławiałam, choć tak naprawdę nie robiłam nic złego. Miałam inne plany… i tyle.
Uhm, co może być ważniejsze ode mnie?
No tak, jak zwykle zbyt pewny siebie. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć mu wprost, że na przykład mój chłopak, ale zacisnęłam dłoń w pięść nim zdążyłam wystukać coś tak okrutnego.
Nieważne, po prostu jestem zajęta.
Odłożyłam telefon na stół, żeby nie dopisać czegoś jeszcze, czego mogłabym później żałować. Skierowałam się śladem Nialla na górę, do jego pokoju. Dziwiło mnie, że Horan tak po prostu się zmył, nie odzywając się do mnie słowem. Miałam nadzieję, że moje najgorsze obawy się nie spełniły i nie zdradził mnie po raz kolejny, bo jego zachowanie różnie można było interpretować. Oby to było tylko zmęczenie i zdenerwowanie po zagubieniu bagażu przez lotnisko.
Nialler był w łazience. Wnioskowałam po szumie wody z prysznica i porozwalanych ubraniach na łóżku, wyciągniętych z szafy. Usadowiłam się na fotelu przy biurku i po prostu czekałam. I tak nie miałam nic ciekawego do roboty, w końcu chłopcy zajęli się rozpakowywaniem, odpoczywaniem, przygotowywaniem się do wyjścia. Na szczęście nie musiałam czekać długo, bo po kilku minutach Niall wszedł do pokoju ubrany w dresy, jeszcze z mokrymi włosami. Całkiem przyjemny widok, który wreszcie ruszył moim sercem. Chyba niepotrzebnie bałam się o rutynę i stabilizację. Chyba w ogóle niepotrzebnie się martwiłam, bo Horan wreszcie zaszczycił mnie tym samym spojrzeniem i uśmiechem, co zawsze. Kucnął przed fotelem, biorąc moje ręce w swoje. Trwał tak przez chwilę, nie odzywając się słowem, wpatrując się w nasze złączone dłonie. Dookoła rozniósł się zapach żelu pod prysznic. Ten sam zapach, w dziwny sposób rozpalający zmysły, którego zaczynało mi brakować.
- Widzieliśmy się kilka dni temu, ale i tak porządnie się stęskniłem – powiedział w końcu, zatapiając się w moich oczach. Ucieszyło mnie to. Rzeczywiście nie było się czym martwić, wszystko wracało do normy.
Pokiwałam głową, pochylając się, by wreszcie dotknąć jego ust. Miękkie, delikatne, dobrze znane, które z tak wielką chęcią oddawały moje pocałunki. Właśnie tak smakowała moja normalność.


Niall zajął się układaniem porozwalanych rzeczy, kiedy ja snułam dalej opowieści o tym, co działo się przez ostatnie kilka dni.  W końcu był na tyle zabiegany, że ledwo ze sobą rozmawialiśmy. Nie sądziłam, że w jakikolwiek sposób może go to denerwować, zazwyczaj przecież gawędzimy przez telefon godzinami, mówiąc o totalnych bzdetach. Dlatego i tym razem bez przeszkód opowiadałam mu o Stanie, o tym, co działo się po imprezie, o dzisiejszym dniu, o Ines i zespole, który dzisiaj poznaliśmy. Właśnie zmierzałam do najlepszej części, czyli części o konkursie, w końcu zakwalifikowałyśmy się do finału i to dzięki mnie, więc chyba miałam się czym pochwalić, kiedy Niall wreszcie mi przerwał. I to nie w najmilszy sposób, jakiego do tej pory doświadczyłam.
- Możesz się na chwilę zamknąć? – warknął, nie odwracając wzroku od szafy, do której wciąż skrupulatnie upychał ubrania.
Zszokowana uchyliłam usta, nie mówiąc słowa. Taktowny, miły, słodki Niall, mój Niall, który nigdy w życiu nie używał takiego tonu, kiedy do mnie mówił, właśnie kazał mi się… zamknąć? Na pewno znał tysiąc razy lepsze sposoby, na uciszenie człowieka, musiał zrobić to akurat w tak niemiły sposób? Nie wiem, dlaczego ruszyło mnie to aż tak bardzo. W rozmowie z Riven czy Marisol takie teksty były standardowe. Ale kiedy powiedział to Horan? Uraził mnie, naprawdę mocno mnie denerwując. Poderwałam się z miejsca, napinając chyba wszystkie mięśnie. Zacisnęłam dłonie i zmierzyłam go spojrzeniem.
- Ty właśnie… kazałeś mi się zamknąć? – zapytałam, choć to oczywiste, że znałam odpowiedź. Chciałam jednak zwrócić na siebie jego uwagę.
Poskutkowało, bo stanął nieruchomo, jakby nagle do niego dotarło, że rzeczywiście to powiedział. Opuścił pomału ręce wzdłuż ciała i odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy malowało się zmieszanie i lekkie zaskoczenie. Pokręcił głową.
- Przepraszam, nie chciałem, ale jestem naprawdę zmęczony, a ty w kółko mówisz o jakichś głupotach, kiedy ja za chwilę mam próbę i muszę się skupić, bo ten ostatni koncert…
- Głupotach?! Uważasz, że to, co ci mówię to… głupoty? – podniosłam głos. Nie potrafiłam się opanować, dawno nikt mnie tak nie zdenerwował. – Jak rozmawialiśmy przez telefon to co? To wszystko też były głupoty?! Kiedy ty mówisz o tym, co zrobiła Demi, to mam się cieszyć, a kiedy ja chcę ci coś opowiedzieć, to już jest źle! Ona to pewnie dopiero mówi ciekawe rzeczy, co? – Chyba trafiłam w czuły punkt, bo Niall również wyraźnie się spiął.
- Myślałem, że mamy za sobą tę całą sprawę z Demi! Mówiłaś, że jest dobrze, że nie jesteś zazdrosna. O co chodzi? – On również nie kontrolował już swojego głosu. Mówił ostrym, groźnym tonem, którego do tej pory jeszcze nie słyszałam.
- Proszę cię, myślisz, że to takie proste zapomnieć, że twój chłopak cię zdradził?! Naprawdę wierzyłeś, że wszystko jest w porządeczku, że to nic takiego? – warknęłam.
- Przecież przeprosiłem! Mówiłem ci, że to nic nie znaczyło, że więcej tego nie zrobię. A ty powiedziałaś, że jest OK, że mi wierzysz… Kłamałaś? – zapytał, teraz bardziej zszokowany niż zły.
- Naprawdę o to pytasz? Wyobraź sobie, jakbyśmy na chwilę zamienili się miejscami. Przecież to oczywiste, że nie wybaczyłbyś mi tak z dnia na dzień! Na zaufanie się pracuje, tego nie dostaje się ot tak. – Założyłam ręce na piersi, mierząc go wzrokiem, kiedy on nie ruszył się nawet o milimetr. Stał zszokowany, z lekko rozchylonymi ustami i zmarszczonymi brwiami.
- Wierzę, że mnie kochasz, więc może bym się uspokoił, pozwolił ci wytłumaczyć i zaufałbym, że jest tak jak mówisz. Na pewno nie kłamałbym, że jest dobrze!
- Och, tak, teraz to wszystko moja wina. Co miałam ci powiedzieć? Jest super, chwila, wymarzę to tylko gumką ze wspomnień, żeby więcej się nie pałętało… o, poczekaj, tak się nie da?! – mój głos poszedł wyżej o oktawę, bo teraz ledwie hamowałam łzy. Ale nie smutku, nie żalu, tylko gniewu.
- Any, nie wiem, co więcej mogę zrobić, żebyś mi znowu zaufała. Staram się i będę się starał, ale ty też musisz coś od siebie dać. Nie możesz co chwilę wyciągać tego na wierzch, to przeszłość. Tylko przeszłość, do cholery – warknął, trochę się uciszając, kiedy dostrzegł, że jestem już na skraju wytrzymałości.
- Niall, to nie jest takie proste – szepnęłam, mrugając szybko, by pozbyć się łez i przywrócić kontury światu. – Kiedy coś cię boli, nie zapominasz o tym ot tak, tylko wciąż to czujesz – dodałam roztrzęsionym głosem, wycierając z policzka pierwsze łzy, zapowiedź potoku, który wypłynie jak tylko przekroczę próg pokoju. – I… nawet kiedy rany przestają boleć, wciąż zostają blizny. Wiesz… jeszcze jak ktoś zaczyna te rany rozdrapywać…
- Ja nie zacząłem tej kłótni – bronił się. Gniew się ulotnił, ale teraz obydwoje chyba czuliśmy coś znacznie gorszego. Smutek i żal do siebie nawzajem. – To nie ja…
- To nie ty...? Dobra, zapamiętam to, będę używać podobnych argumentów. Kiedy przestaniesz mnie słuchać, kiedy częściej będziesz mi powtarzał, że mam się zamknąć, kiedy przez przypadek pocałuję kogoś innego – rzuciłam na odchodne.
Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi, szybko otarłam policzki i zbiegłam na parter po telefon. Nasza kłótnia zwróciła uwagę wszystkich domowników, którzy teraz wpatrywali się we mnie z lekkim przerażeniem i... czy to była litość? Chyba najgorsze, co mogli okazać! Ja nie potrzebowałam całowania mnie po rączkach czy pocieszania, ja potrzebowałam zrozumienia. To wszystko.
Bez słowa sięgnęłam po telefon. Wystukałam wiadomość do Luka, której nawet do końca nie przemyślałam. Ale w takiej chwili wcale mnie to nie martwiło. Musiałam ochłonąć.
- Idziesz do Black Rose? – zapytał Louis, kiedy zakładałam trampki.
- Idźcie beze mnie. Może do was dołączę – rzuciłam, po czym wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

~*~

gif credit to owner

Witam wszystkich!
Po długim czasie przybywam z nowym rozdziałem. Ważny moment, dzięki temu akcja teraz trochę zmieni kierunek. Zmęczony Niall, wściekła Anya, czyli witajcie ciężkie dni w życiu bohaterów.
Uprzedzam, że rozdział niesprawdzany, chciałam dzisiaj dodać, bo inaczej nigdy bym tego nie zrobiła. Sprawdzę najprawdopodobniej jutro. I przypominam tylko, że los NU jest w Waszych rękach. Na dole macie niewielką ankietę, jeżeli chcecie trzecią księgę, w której SPOILER większość akcji będzie się działa w USA w trakcie trasy i trwania konkursu dziewczyn, to zapraszam do głosowania. Obecnie mam scenariusz na dwa zakończenia, więc co by nie było, jestem przygotowana.
Opinie mile widziane.
Pozdrawiam, xx!

18 komentarzy:

  1. Już się boję co stanie się dalej. A Niall nie powinien wszystkiego zrzucać na nią. To się robi coraz bardziej zawiłe, szczególnie z Lukiem.. czemu Anya nie powiedziała mu o Niallu? Agh...
    Mieszasz mi w głowie.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać. Lubię wszystko plątać ;3

      Usuń
    2. I wlasnie to w Tobie lubie. Mieszasz w tym opowiadaniu i mieszasz a potem sie zastanawiac trzeba co moze sie stac. ;) pozdro :33

      Usuń
  2. Kocham <3 Czekam na następne :*

    OdpowiedzUsuń
  3. JEJKU *-*
    TAKI ZJKZDKLSBZKKSJ <3
    KOCHAM JAK PISZESZ. KOCHAM FABUŁĘ JAKĄ STWORZYŁAŚ. ! KC. CZEKAM NA NN.

    OdpowiedzUsuń
  4. czytam twojego bloga od samego początku! bardzo fajnie piszesz i przez tco przyjemnie się czyta. nie moge się doczekać następnego rozdziału!
    życzę weny
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, przeczytałam w końcu ten rozdział. Miałam nadzieję, że choć przez chwilę wszystko będzie w jak najlepszym porządku, ale niestety. Pomyliłam się. Nie mam Ci tego za złe, bo to wspaniałe jak wciąż kręcisz i kręcisz a na końcu wszystko i tak jest jasne. :)
    Szkoda mi tylko trochę głównej bohaterki. Skoro zwykle opanowany Nialler tak na nią naskoczył, gdy był zmęczony, to przecież może zdarzyć, się to jeszcze nie raz. A przecież, nic miłego z tego nie wynikło. EH :(
    Nialler ty głuptaku, ale jestem teraz na Ciebie zła. Oczywiście poszła do Luke, tak jak myślałam, niestety. OH no nic czekam na kolejny rozdział. I pozdrawiam!
    Reniferowa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oklaski dla Nialla za kretyńskie zachowanie. Nie ma go cały czas, zdradza Anyę z Demi. Ona opowiada mu co u niej, a tej chamską ja zbywa. Każdy na jej miejscu by trzasnął drzwiami i wyszedł. A Luke? ahh Luke to zupełnie inna sprawa. Uwielbiam go. Spodziewam się, że sporo namiesza w związku Anyi i Nialla.
    Dodaję do linków i zapraszam również do siebie na http://dark-hurricane.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Powrót z trasy i do normalnego życia z problemami. Zderzenie z brutalną rzeczywistością, zmęczeniem i wypaleniem może być bolesne. Rozumiem ból Any po zdradzie Nialla. Tego nie da się wymazać z pamięci, blondyn nie okazał wyrozumiałości. Co on sobie myśli? Że zaufanie odzyskuje się zaraz po słowie 'przepraszam'? To nie jest takie proste.
    Mam nadzieję, że Ans nie zrobi nic głupiego na spotkaniu z Lukiem. Jest wzburzona i zraniona, ale nie powinna rzucać się w ramiona innego chłopaka.
    Swoją drogą ciekawa jestem dlaczego nie powiedziała mu o Niallu i odwrotnie. To niepokojące.
    Długo czekałam na ten odcinek, ale warto było!
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak długo czekałam na ten rozdział. Jest piękny, choć jest ta kłótnia i w ogóle... Pokochałam twoje opowiadanie i mimo tego,że miałaś długą przerwę nadal piszesz tak jak zawsze. Czekam na dalszą część i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nexta poproszę ;) Boski *.*
    + zostałaś nominowana do Libsten Awards, więcej informacji znajdziesz u mnie --> http://i-and-my-amazing-brother.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Blagam, blagam, BLAGAM!!! Pisz nastepny rozdzial! No nie, ja nie wytrzymam! Musisz go szybko dodac! NOW! I prosze, niech sie miedzy any a niallem pouklada, a luke niech zniknie na zawsze!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. ŚWIETNE!!! PROSZĘ PISZ DALEJ NEXT ROZDZIAŁ!

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialne ! Czekam na nn <33

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratuluję! Zostałaś nominowana do Liebster Award! szczegóły tutaj: http://believe-me-fanfiction.blogspot.com/2014/03/nominacja-do-liebster-award.html

    Rozdział fjrfraegjfhgfrgtjfjdhg *-* Świetny! Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  14. No kochanie. Gratuluje talentu i chcę ci do pisania!! Tylko przyciśnij Nialla bo on najwyraźniej coś przeskrobał a ja nie lubię go takiego wrednego :D
    Rozdział mega!! Pozdrawiam i czekam..

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!