P.O.V. Anya
To już dziś.
Po dość długiej nieobecności chłopcy wracają do domu na tydzień. Znowu będę
musiała znosić ich dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie, żeby jakoś
specjalnie mi to przeszkadzało. Naprawdę cieszyłam się z ich przyjazdu. W końcu
oprócz Nialla, którego niespodziewane wizyty zdarzały się zadziwiająco często,
reszty nie widziałam kilka tygodni. Co prawda sama byłam zajęta, każdy dzień
niósł za sobą kolejne niespodzianki, a co za tym szło, nie miałam zbyt dużo
czasu na rozmyślania, ale wciąż odczuwałam ich nieobecność i zdążyłam się
porządnie stęsknić. Brakowało mi mojego nieprzewidywalnego brata i jego równie
szalonych przyjaciół. Mogli rujnować moje życie do woli, dopóki byli obok, żeby
później wszystko naprostować.
- Hej,
wszystko w porządku? Od kilku minut nie odezwałaś się nawet słowem. Gdzie
przyjaźnie wredne komentarze? – Głos Caroline sprowadził mnie na Ziemię,
odpychając rozmyślania na dalszy plan.
Wciąż
znajdowałyśmy się w Black Rose.
Siedziałyśmy przy jednym ze stolików, popijając colę z lodem, oglądając próbę 5 Seconds of Summer. Sami członkowie
zespołu chyba zdążyli już zapomnieć o naszym towarzystwie i zajęli się sobą, co
w sumie było nam na rękę. Mogłyśmy w spokoju przyglądać się ich poczynaniom,
odpoczywając po godzinie harówki, którą zafundowała nam nasza liderka.
Spojrzałam pytająco na Caroline. Jakie przyjaźnie wredne komentarze? Ja tylko mówiłam, co myślę,
nie chciałam przecież nikogo obrazić. Plus tak naprawdę nie powiedziałam nic
złego. Chaos na scenie, to przecież nie jest nic strasznego, prawda?
Powiodłam
wzrokiem za spojrzeniem Caroline, które wciąż utkwione było w czwórce chłopaków
skaczących po całej scenie, atakujących się stojakami od mikrofonów, które
chyba miały służyć za miecze czy coś podobnego. Nie sądziłam, że Calum mówił dosłownie, kiedy zapowiadał nam,
że „na próbach raczej nudno nie jest”. Do tej pory nie widziałam jeszcze
zespołu, który zachowywałby się aż tak dziecinnie i zabawnie zarazem.
Oczywiście, mogłabym zacząć porównywać ich do zespołu, z którym zdecydowałam się
mieszkać, ale… szczerze? Naprawdę wolałam tego nie robić. Bo to chyba byłoby
jedno z najtrudniejszych zadań – stwierdzić, kto góruje w rankingu
nieopanowanych i nieodpowiedzialnych.
Sama nie
wiedziałam czy powinnam się cieszyć, czy może żałować, że nasz zespół… że
zespół Ines nie jest aż tak wyluzowany. Z jednej strony dobra organizacja czasu
sprawiała, że zazwyczaj zostawało nam trochę ekstra czasu… na ćwiczenie
kolejnych kawałków. Przerażająca rutyna, jakby nie patrzeć. To trochę przykre,
bo w końcu robimy to, co kochamy. Nie robimy tego z przymusu, a dla zabawy. A w
porównaniu z 5 Seconds of Summer…
szkoda słów.
- Chyba
powinnyśmy trochę odpuścić, nie sądzicie? – odezwałam się cicho, nie bardzo
wiedząc jak zacząć temat, żeby nikt nie poczuł się urażony. Jakby nie patrzeć,
wciąż pozostawałam tą nową, która nie powinna jeszcze się wychylać. – To
znaczy, wydaje mi się, że gdybyśmy zaczęły się cieszyć tym, co robimy, a nie
tak skrupulatnie wykonywać polecenia Ines...
Venia
spojrzała na mnie krzywo. No tak, rzeczywiście nie powinnam się odzywać, kiedy
prawa ręka Ines wciąż jest w pobliżu.
- Ja się z
tobą zgadzam – odezwała się Caroline. Zerknęłam na nią niepewnie. Naprawdę
zyskałam jej poparcie? – Venia, proszę cię, patrz na to! – krzyknęła uradowana,
wlepiając spojrzenie w chłopaków na scenie. – Nie dość, że świetnie się
prezentują, bo są wyluzowani i zabawni, to brzmią fantastycznie!
Pokiwałam
głową. Cieszyłam się, że nie byłam jedyną osobą, która to zauważyła. Venia
najwidoczniej potrzebowała trochę więcej czasu na przemyślenia, bo nie odezwała
się nawet słowem, wciąż przyglądając się chłopakom. Również przeniosłam
spojrzenie na scenę, choć kątem oka cały czas próbowałam wyłapywać zmiany w jej
zachowaniu. Z początku nie wykazywała żadnych emocji. Z kamienną twarzą
lustrowała wzrokiem Caluma, który właśnie „walczył” z Lukiem na stojaki (bez
komentarza). Po jakimś czasie z zadowoleniem zauważyłam delikatny uśmiech na
jej twarzy.
- Dobra, może
macie trochę racji. Te sztywne próby są wykańczające – stwierdziła, nawet na
nas nie patrząc. Doprawdy, niektórym tak ciężko przychodzi przyznawanie racji
innym…
- Porozmawiasz
z Ines? – zapytała Caroline, wyraźnie dumna ze zmiany zdania przyjaciółki.
Venia pokiwała
niepewnie głową. Podziwiałam ją za odwagę. Że też naprawdę zgodziła się rzucić
wilkowi na pożarcie. Przecież to oczywiste, jak zareaguje Ines. Zwłaszcza po
aferze z Zostań Gwiazdą. Ines
wyraźnie czuje się zagrożona. Przynajmniej to wywnioskowałam z jej dziwnego
zachowania.
- Spróbuję –
dodała cicho Venia. Teraz prawdziwy, szeroki uśmiech zdobił jej twarz. Nawet w
oczach można było dostrzec iskierki radości.
Odwróciłam
szybko wzrok, nie chcąc speszyć jej natarczywym spojrzeniem. Zamiast tego zaszczyciłam
nim wciąż świetnie bawiącego się Luka. Szarpał właśnie za stojak, który
kurczowo trzymał Calum. Najwyraźniej Calumowi znudziła się ta zabawa, bo puścił
przedmiot i podparł się rękami o biodra. Stał tak i wpatrywał się w
zataczającego się Luka, który niefortunnie zaczepił się o kable i z hukiem
zleciał ze sceny. Chłopcy prawie słaniali się ze śmiechu, tak samo jak Venia i
Caroline, które o mało nie pospadały z krzeseł. Sytuacja była zabawna, nie
mogłam zaprzeczyć, jednak chwilowo za bardzo martwiłam się o zdrowie
przyjaciela, żeby im wtórować. Rzuciłam się na pomoc biednemu, obolałemu
Lukowi, który wciąż oszołomiony leżał na ziemi, podpierając się na łokciach.
Odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko, pomału dochodząc do siebie.
Klęknęłam tuż przy nim, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie.
- Wszystko w
porządku? – zapytałam.
Minęła chwila,
nim Luke zareagował na moje pytanie. Nie odpowiedział, po prostu zaczął się
śmiać. Głośno i donośnie, jak to miał w zwyczaju robić. Zawsze był głośną
osobą. Kiedyś dla zabawy tłumaczyłam mu na jakie grupy dzielą się ludzie: są
ci, których nie da się przeoczyć i ci, którzy giną w tłumie. Luke należał do
tej pierwszej grupy.
Pokręciłam
głową, uśmiechając się szeroko, kiedy w końcu na mnie spojrzał.
- Fajtłapa –
skwitowałam, podnosząc się z miejsca. Wyciągnęłam do niego rękę. Z chęcią przyjął
moją pomoc. Jednak nie puścił mojej ręki od razu, kiedy stanął już na własnych
nogach. Przyciągnął mnie do siebie, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Cały
drżał ze śmiechu, a ja trwałam w szoku, nie bardzo wiedząc co zrobić.
Prędzej czy
później będę musiała mu powiedzieć, że nie jestem już sama. Mam kogoś, kogo
kocham. Kogoś, kto kocha mnie i… nieważne jak bardzo zależałoby mi na Luku, nie
mogłam pozwolić na utratę Nialla. Nie teraz, kiedy dopiero co sama przeżywałam
trudne chwile przez wtykającą nos w nasz związek Demi Lovato. Wciąż w pełni nie
ufałam Niallowi i martwiłam się, że historia się powtórzy, choć powiedziałam
mu, że wszystko jest dobrze. Cóż… tak naprawdę nie było, ale przekonywałam go dla
naszego dobra. Czy ukrywanie prawdy z dobrych powodów… zalicza się do okrutnego
kłamstwa?
- Louis! – pisnęłam,
podskakując w miejscu.
Chłopak
taszczył za sobą swoją pełną po brzegi walizkę, dlatego dotarcie do mnie zajęło
mu chwilę. Pomimo tego, że miał na sobie kaptur i ciemne okulary, ciężko było
go nie poznać. Że też próbował się ukryć, przecież fanki i tak dobrze
wiedziały, że tutaj będzie, dlatego wciąż koczowały gdzieś w pobliżu. Kiedy
postawił bagaż, rozłożył szeroko ręce. Bez wahania rzuciłam się w jego ramiona.
Mocno mnie do siebie przyciągnął, prawie podrywając z ziemi.
- Chyba trochę
ci się przytyło – zażartował, odstawiając mnie bezpiecznie na podłoże.
Trzepnęłam go w tył głowy. Z takim komentarzem do siostry? – Żartuję, żartuję.
Wyglądasz olśniewająco, jak zawsze. Ten kolor – zakręcił kilka kosmyków moich
brązowych włosów na palec i uśmiechnął się szeroko – brak słów.
- Brak słów w
dobrym znaczeniu? – zapytałam. Ciężko było mi ustać w miejscu, energia
roznosiła mnie od środka, przez co dreptałam w miejscu, próbując skupić uwagę
na bracie.
- W
najlepszym.
- Gdzie
reszta? – Rozejrzałam się dookoła. – Jeszcze czekają na bagaże? – Równo z
pytaniem z wyjścia wyłonił się Liam, chyba zmęczony do granic możliwości.
Ciągnął za sobą walizkę, wlokąc się krok za krokiem. Na oczach miał ciemne
okulary, na sobie workowatą bluzę z kapturem i krótkie spodenki. Tuż obok niego
kroczył jeden z wysokich, rosłych ochroniarzy.
- Zayn zaraz
będzie, Niall i Harry mają problem z walizkami, biedactwa – odpowiedział Louis,
odwracając się w stronę wejścia. Jego wzrok padł na Liama. – Chyba powinienem
cię ostrzec, żebyś nie wspominała nic o Danielle. Ciężkie chwile po zerwaniu –
dodał cichutko, trochę mówiąc przez zęby. W międzyczasie posyłał szeroki
uśmiech do Payna.
Wciąż trawiłam
jego słowa. Liam i Danielle… zerwali? Matko, a wydawało się jakby zaledwie
wczoraj wypytywał mnie, co myślę o małżeństwie. Nic dziwnego, że ostatnimi
czasy nie miałam żadnych wieści od Dan. Z Eleanor zdarzało mi się rozmawiać
przez telefon czy nawet e-mailować.
- Liam! –
Wyszczerzyłam się do przyjaciela, machając do niego ręką. Jego mina się nie
zmieniła, chociaż się starał. Wciąż był smutny. Jego przygnębienie uderzyło
mnie jeszcze bardziej, kiedy zdjął okulary; oczy miał delikatnie czerwone i
zaszklone. Powstrzymałam westchnięcie, gdy przytulił mnie na przywitanie. Mniej
entuzjastycznie niż Louis, ale nie spodziewałam się niczego większego.
- Miło cię
widzieć – rzucił, stając obok Lou, który od razu poklepał go po ramieniu, jak
na dobrego kumpla przystało. Liam obrzucił go ponurym spojrzeniem, jednak na
jego twarzy wypłynął bardzo, bardzo delikatny półuśmiech. - Chwilę poczekamy na
resztę, Zayn został z Niallem, Harry rozmawia z menadżerem. Chyba zgubili ich
bagaż na lotnisku w Glasgow – wytłumaczył.
- To nic, to
nic. W takim razie możemy skupić się na was. – Zaśmiałam się, próbując trochę
urozmaicić rozmowę. Ponury Liam i zmęczony Louis to nie byli najlepsi
towarzysze na świecie. Naprawdę brakowało mi wesołego Niallera, który rozwiałby
tę straszną atmosferę, przez którą ciężko było mi się przebić.
- Bardziej niż
sobie wyobrażasz. Lecę z nóg, a jeszcze dzisiaj próba z Demi na jutrzejszy
koncert. I wreszcie wolne… - Westchnął Liam, usadawiając się wygodnie na ziemi,
obok swojej walizki. Oparł głowę o ścianę i zmrużył oczy. – Louis, próba jest o
szóstej czy siódmej? Już nawet nie pamiętam godziny… spaaaać – mruknął,
ziewając potężnie.
Zaśmiałam się,
patrząc na tulącego się do ściany chłopaka. Byłam pełna podziwu w ich zaangażowanie.
Wyciskali z siebie siódme poty, żeby wszystko wypaliło na finałowym koncercie
przed trasą po USA. Nagle dostrzegłam całkowicie inne oblicze zespołu, niż to,
które pokazywali do tej pory. Widocznie w ich grafiku nie było już czasu na
zabawę teraz, kiedy zbliżali się do końca pewnego rozdziału. Miałam tylko
nadzieję, że gdy wreszcie będą mogli odpocząć ich radość i entuzjazm powrócą.
- O siódmej.
Przełożyli przez to opóźnienie lotu. – Louis pokręcił głową, krzyżując ręce na
piersi. – Też chciałbym już odpocząć, ale musimy doprowadzić wszystko do samego
końca. Już jutro po koncercie będziesz mógł zająć się sobą. Cały tydzień dla
nas – pocieszał przyjaciela. Przy okazji chyba próbował pocieszyć samego siebie.
Wlepił wzrok w podłogę i zaczął kopać jakieś niewidzialne przedmioty, skupiając
na tym całą swoją uwagę.
I co? Tak
miały wyglądać następne dwa dni? Grobowa atmosfera, grymasy na twarzach,
wycieńczenie, rozdrażnienie… wszystko co najgorsze. Naprawdę było mi ich
szkoda. Zabawne, że myślałam, iż to nasz zespół ma ciężko przez Ines i jej
obsesję na punkcie perfekcji. Kompletnie zapomniałam, że porównując nasze
sytuacje – my nie mieliśmy dla kogo utrzymywać poziomu. A oni mieli tłumy
fanek, które z roku na rok podnosiły swoje oczekiwania. Choć kochają to co
robią… chyba każdy ma prawdo na chwilę zwątpienia.
Postanowiłam
więc, że nie będę próbować prostować sytuacji. Nie będę naciskać. Kiedy sami
przezwyciężą wewnętrzne problemy i zregenerują siły… wtedy porozmawiamy.
- Ans, co u
ciebie? – Tuż za mną pojawił się Zayn, mocno przytulił mnie od tyłu i
uśmiechnął się szeroko. Chociaż jeden wciąż był radosny.
Przyjrzałam mu
się, gdy wreszcie się ode mnie odkleił i umożliwił mi swobodne oddychanie. Miał
trochę podkrążone oczy, prawdopodobnie od niewyspania, ale wciąż emanował
spokojem i prawdziwym szczęściem. Przez
jego twarz przebiegł cień zwątpienia, kiedy spojrzał na padniętego i zdruzgotanego
Liama. Szybko się otrząsnął, żeby nie pogarszać sprawy nie odezwał się do niego
ani słowem. Znów skupił uwagę na mnie. Potargał mi włosy, czym wywołał u mnie
porządny grymas.
- Zmiany,
zmiany, wszędzie zmiany – skwitował, teraz dla odmiany dokładnie układając
porozwalane brązowe kosmyki. – Wyglądasz cudownie – dodał, a ja uśmiechnęłam
się szeroko.
- Zayn, może
ty mi opowiesz jak życie w trasie?
- Raczej
spokojnie. Dużo zabawy, jeszcze więcej pracy – powiedział, nie zagłębiając się
w szczegóły. Zdążyłam zapomnieć jak ciężko czasem jest się z nimi dogadać. Ale
to chyba urok prawie każdego faceta. Nawet z własnym ojcem nie potrafię
prowadzić długiej, zażyłej rozmowy, kiedy długo się nie widzimy. Zwykłe „co u ciebie?” i kilka zdań opowieści i
nagle temat się urywa, cóż.
- Wiadomo już
co z bagażami? – dopytałam, spoglądając w kierunku wyjścia. Po Niallerze i
Harrym ani śladu.
- Na
dziewięćdziesiąt procent wiadomo, że zapodziały się gdzieś w Glasgow –
potwierdził informację, którą wcześniej podał mi Liam. Westchnęłam przeciągle,
podpierając ręce na biodrach. – Przy odrobinie szczęścia się znajdą, a jak nie,
to będziemy musieli iść na zakupy, powspierać ich w trudnych chwilach. –
Zaśmiał się trochę drętwo, bez grama radości. No cóż, sytuacja nie była zbyt
piękna, ale takie rzeczy się zdarzają. Za miesiąc nie będą o tym pamiętać. A jeśli
nie, to raczej będą się z tego śmiać, aniżeli wciąż płakać o swoje rzeczy.
- Wygląda na
to, że będziecie nas pocieszać. I trzymam cię za słowo, co do tych zakupów.
Harry pomimo
wydarzeń wciąż się uśmiechał. Może nie był to największy, najbardziej szczery
gest jaki u niego widziałam, jednak dawał trochę nadziei. Styles dzierżył w
rękach okulary, swój telefon i portfel. Chyba jedyne rzeczy, które zostały mu
po podróży. Nie licząc tego, co miał na sobie. Porównując go do reszty, głównie
do stojącego obok, zmarnowanego i nieszczęśliwego Nialla, prezentował się
nadzwyczajnie. Uśmiechnięty, bez worków pod oczami, ze spokojem mierzący
wszystkich spojrzeniem chłopak. Wyciągnął ręce ku mnie, żeby już po chwili
trzymać mnie w objęciach. Dopiero kiedy znalazłam się tak blisko niego dotarło
do mnie, jak bardzo urósł odkąd widzieliśmy się po raz ostatni przed trasą.
Teraz przewyższał mnie o głowę i mógł spokojnie schować sobie podbródek gdzieś
w moich włosach. Chyba sam właśnie to zauważył, bo zaśmiał się cicho, klepiąc
mnie po plecach. Och, tak, to takie zabawne.
Kiedy wreszcie
mnie wypuścił, stanęłam oko w oko z Niallerem, który teraz kojarzył mi się z
burzową chmurą, która gromadziła się nad Londynem. Nigdy nie wiadomo, kiedy
taka nie wytrzyma i zaleje wszystko dookoła swoim złym humorem. Kąciki jego ust
delikatnie powędrowały do góry, gdy mnie zobaczył. Nie była to jednak wymarzona
reakcja. Może widywaliśmy się za często podczas tej trasy? Może przydałoby nam
się jeszcze porządniej stęsknić, żeby paść sobie teraz w ramiona w zwolnionym
tempie, jak na filmach. Cóż, niestety to prawdziwe życie, w którym takie
romantyczne gesty zdarzają się raz na sto lat. Niall najwidoczniej cały zapas
romantyzmu już wykorzystał, więc tylko mnie delikatnie przytulił i złożył
lekki, motyli pocałunek na moich ustach, lokując swoją dłoń na mojej szyi.
- Nie smuć
się, jak będzie trzeba to zabiorę cię na zakupy – powiedziałam żartobliwie.
Niall jednak nie miał humoru na żarty, więc skrzywił się nieznacznie.
- Możemy
wracać, jeżeli bagaże się znajdą, to zadzwonią. – Kolejny wysoki, napakowany
facet dołączył do naszego grona. Jego gruby głos i ton, którego użył trochę
mnie przeraził. Nawiasem mówiąc… całkiem ciekawe, czy kiedyś z dziewczynami
dorobimy się swoich własnych ochroniarzy?
- O matko, wreszcie w domu! –
krzyknął Louis, kiedy tuż za mną przekroczył próg naszego mieszkania. Nie
zmieniłam zbyt dużo w wystroju tego miejsca, więc raczej nie powinni mieć
problemów z ponownym zaaklimatyzowaniem się. W końcu do innych roślinek, zasłon
czy poduszek każdy może przywyknąć w kilka sekund.
- Nie ciesz
się tak, za dwie godziny próba – burknął Liam, wciąż zdenerwowany, wciąż
wycieńczony, wciąż gburowaty. Ciekawe ile czasu minie, nim pozbiera się po
zerwaniu.
- Jest coś do
jedzenia czy wybywamy na miasto? – zagadnął Harry, od razu zaglądając do
lodówki.
- Wczoraj
byłam na zakupach, są jakieś sałatki i kurczak, ale jeśli chcecie, to możemy
przejechać się do Black Rose. Ostatnio byłam tam na obiedzie. No palce lizać –
odpowiedziałam, rzucając klucze od mieszkania do miski w salonie. Wreszcie
nauczyłam się utrzymywać porządek, wszystko skrupulatnie odkładałam na swoje
miejsce, żeby nie robić niepotrzebnego chaosu. Przydatna umiejętność, nawiasem
mówiąc.
Odwróciłam się
twarzą do Harry’ego, by zlustrować go dokładnie wzrokiem. Podczas jego
nieobecności zdążyłam zapomnieć, że Styles zbliżył się do Ines, kiedy ostatnim
razem balowaliśmy w Black Rose. Z tego, co wiedziałam, rudowłosa ma dzisiaj
zmianę, więc było duże prawdopodobieństwo, że się spotkają. Co prawda
Charpentier nie wspominała zbyt często o Hazzie, chociaż widziałam czasem jak
siedziała z nosem w telefonie. Harry zaczerwienił się lekko, przed moim
natarczywym spojrzeniem nie miał gdzie uciec. Uśmiechnął się jednak i złapał za
pierwsze lepsze jabłko leżące na kredensie, żeby zatuszować swoją dziwną
reakcję.
Prychnęłam,
przewracając oczami. Och, jak dobrze byłoby wrócić do początku, w którym każde
najmniejsze wspomnienie o Niallu sprawiało, że mój żołądek fikał koziołka, a
serce urządzało sobie wyścig o życie. Co się stało, że te wszystkie uczucia się…
ustabilizowały? Powinnam to brać za dobry znak czy może wręcz przeciwnie? Z jednej
strony, może to oznaczało, że po prostu się do tego przyzwyczaiłam i związek
stał się czymś… zwykłym, niezmiennym, co nie byłoby takie złe. Z drugiej… może
to przez moją zazdrość, zdradę Nialla, kłótnie, kiedy wracał specjalnie po to,
by spędzić ze mną czas. Takie rzeczy rzeczywiście mogły zachwiać naszą
równowagę i obalić wszystko chociażby w ciągu najbliższych godzin.
- Uhm… ja bym
poszedł do Black Rose – odezwał się w końcu Harry, nadgryzając jabłko i od razu
się krzywiąc. Jabłko było ledwie czerwone, zapewne kwaśne jak cholera.
- Tak, wszyscy
dobrze wiemy, dlaczego ty byś poszedł do Black Rose. – Po słowach Zayna, śmiech
Louisa wydobył się gdzieś z głębi mieszkania. Chyba coś do nas powiedział,
niestety za dużo nie zrozumiałam, bo zagłuszył go Liam, który tylko potwierdził
nasze plany na pójście do Black Rose.
Wibracje w
kieszeni oznajmiły przyjście SMS-a. Z zaciekawieniem wyciągnęłam telefon.
Spodziewałam się wiadomości od Riven, Ines, Stana, nawet od Marisol, z którą znowu
nie rozmawiałam szmat czasu, ale SMS od Luka kompletnie mnie zaskoczył. Nie
wiedziałam czy powinnam już żałować, że wymieniłam się z nim numerami, czy może
poczekać z tym na rozwój sytuacji. Jak miałam przestać martwić się o związek z
Niallem, kiedy Luke kręcił się w pobliżu, wciąż otwarcie wyrażając swoje
zainteresowanie moją osobą? Dlaczego akurat teraz coś mu się odmieniło? Teraz,
kiedy ja byłam już szczęśliwa z kimś innym. Oczywiście on o tym nie wiedział,
bo stwierdziłam, że nie mogę mu tego oznajmić ot tak, wśród znajomych.
Najlepiej będzie powiedzieć na osobności, wszystko wyjaśnić, naprostować i, co
najważniejsze, nie robić scen.
Masz dzisiaj czas?
Zawahałam się,
nim odpowiedziałam. Aż miałam ochotę palnąć się w głowę, żeby wreszcie się
opamiętać. Mój brat, moi przyjaciele i mój chłopak dopiero co wrócili do domu,
a ja rozmyślałam nad tym, czy nie spotkać się ze starym kumplem, z którym –
bardzo możliwe – nic mnie już nie łączyło?
Jestem zajęta, innym razem.
Powstrzymałam
westchnięcie, gdy wysłałam wiadomość. Źle się czułam z tym, że go spławiałam,
choć tak naprawdę nie robiłam nic złego. Miałam inne plany… i tyle.
Uhm, co może być ważniejsze ode
mnie?
No tak, jak
zwykle zbyt pewny siebie. Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć mu wprost, że
na przykład mój chłopak, ale zacisnęłam dłoń w pięść nim zdążyłam wystukać coś
tak okrutnego.
Nieważne, po prostu jestem
zajęta.
Odłożyłam
telefon na stół, żeby nie dopisać czegoś jeszcze, czego mogłabym później
żałować. Skierowałam się śladem Nialla na górę, do jego pokoju. Dziwiło mnie,
że Horan tak po prostu się zmył, nie odzywając się do mnie słowem. Miałam
nadzieję, że moje najgorsze obawy się nie spełniły i nie zdradził mnie po raz
kolejny, bo jego zachowanie różnie można było interpretować. Oby to było tylko
zmęczenie i zdenerwowanie po zagubieniu bagażu przez lotnisko.
Nialler był w
łazience. Wnioskowałam po szumie wody z prysznica i porozwalanych ubraniach na
łóżku, wyciągniętych z szafy. Usadowiłam się na fotelu przy biurku i po prostu
czekałam. I tak nie miałam nic ciekawego do roboty, w końcu chłopcy zajęli się
rozpakowywaniem, odpoczywaniem, przygotowywaniem się do wyjścia. Na szczęście
nie musiałam czekać długo, bo po kilku minutach Niall wszedł do pokoju ubrany w
dresy, jeszcze z mokrymi włosami. Całkiem przyjemny widok, który wreszcie
ruszył moim sercem. Chyba niepotrzebnie bałam się o rutynę i stabilizację.
Chyba w ogóle niepotrzebnie się martwiłam, bo Horan wreszcie zaszczycił mnie
tym samym spojrzeniem i uśmiechem, co zawsze. Kucnął przed fotelem, biorąc moje
ręce w swoje. Trwał tak przez chwilę, nie odzywając się słowem, wpatrując
się w nasze złączone dłonie. Dookoła rozniósł się zapach żelu pod prysznic. Ten
sam zapach, w dziwny sposób rozpalający zmysły, którego zaczynało mi brakować.
- Widzieliśmy
się kilka dni temu, ale i tak porządnie się stęskniłem – powiedział w końcu,
zatapiając się w moich oczach. Ucieszyło mnie to. Rzeczywiście nie było się
czym martwić, wszystko wracało do normy.
Pokiwałam
głową, pochylając się, by wreszcie dotknąć jego ust. Miękkie, delikatne, dobrze
znane, które z tak wielką chęcią oddawały moje pocałunki. Właśnie tak smakowała
moja normalność.
Niall zajął
się układaniem porozwalanych rzeczy, kiedy ja snułam dalej opowieści o tym, co
działo się przez ostatnie kilka dni. W końcu
był na tyle zabiegany, że ledwo ze sobą rozmawialiśmy. Nie sądziłam, że w
jakikolwiek sposób może go to denerwować, zazwyczaj przecież gawędzimy przez
telefon godzinami, mówiąc o totalnych bzdetach. Dlatego i tym razem bez
przeszkód opowiadałam mu o Stanie, o tym, co działo się po imprezie, o
dzisiejszym dniu, o Ines i zespole, który dzisiaj poznaliśmy. Właśnie
zmierzałam do najlepszej części, czyli części o konkursie, w końcu
zakwalifikowałyśmy się do finału i to dzięki mnie, więc chyba miałam się czym
pochwalić, kiedy Niall wreszcie mi przerwał. I to nie w najmilszy
sposób, jakiego do tej pory doświadczyłam.
- Możesz się
na chwilę zamknąć? – warknął, nie odwracając wzroku od szafy, do której wciąż
skrupulatnie upychał ubrania.
Zszokowana
uchyliłam usta, nie mówiąc słowa. Taktowny, miły, słodki Niall, mój Niall,
który nigdy w życiu nie używał takiego tonu, kiedy do mnie mówił, właśnie kazał
mi się… zamknąć? Na pewno znał tysiąc razy lepsze sposoby, na uciszenie
człowieka, musiał zrobić to akurat w tak niemiły sposób? Nie wiem, dlaczego
ruszyło mnie to aż tak bardzo. W rozmowie z Riven czy Marisol takie teksty były
standardowe. Ale kiedy powiedział to Horan? Uraził mnie, naprawdę mocno mnie
denerwując. Poderwałam się z miejsca, napinając chyba wszystkie mięśnie.
Zacisnęłam dłonie i zmierzyłam go spojrzeniem.
- Ty właśnie…
kazałeś mi się zamknąć? – zapytałam, choć to oczywiste, że znałam odpowiedź.
Chciałam jednak zwrócić na siebie jego uwagę.
Poskutkowało,
bo stanął nieruchomo, jakby nagle do niego dotarło, że rzeczywiście to
powiedział. Opuścił pomału ręce wzdłuż ciała i odwrócił się w moją stronę. Na
jego twarzy malowało się zmieszanie i lekkie zaskoczenie. Pokręcił głową.
- Przepraszam,
nie chciałem, ale jestem naprawdę zmęczony, a ty w kółko mówisz o jakichś
głupotach, kiedy ja za chwilę mam próbę i muszę się skupić, bo ten ostatni
koncert…
- Głupotach?!
Uważasz, że to, co ci mówię to… głupoty?
– podniosłam głos. Nie potrafiłam się opanować, dawno nikt mnie tak nie
zdenerwował. – Jak rozmawialiśmy przez telefon to co? To wszystko też były
głupoty?! Kiedy ty mówisz o tym, co zrobiła Demi, to mam się cieszyć, a kiedy
ja chcę ci coś opowiedzieć, to już jest źle! Ona to pewnie dopiero mówi ciekawe
rzeczy, co? – Chyba trafiłam w czuły punkt, bo Niall również wyraźnie się
spiął.
- Myślałem, że
mamy za sobą tę całą sprawę z Demi! Mówiłaś, że jest dobrze, że nie jesteś
zazdrosna. O co chodzi? – On również nie kontrolował już swojego głosu. Mówił
ostrym, groźnym tonem, którego do tej pory jeszcze nie słyszałam.
- Proszę cię,
myślisz, że to takie proste zapomnieć, że twój chłopak cię zdradził?! Naprawdę wierzyłeś, że wszystko jest w porządeczku, że
to nic takiego? – warknęłam.
- Przecież
przeprosiłem! Mówiłem ci, że to nic nie znaczyło, że więcej tego nie zrobię. A
ty powiedziałaś, że jest OK, że mi wierzysz… Kłamałaś? – zapytał, teraz
bardziej zszokowany niż zły.
- Naprawdę o
to pytasz? Wyobraź sobie, jakbyśmy na chwilę zamienili się miejscami. Przecież
to oczywiste, że nie wybaczyłbyś mi tak z dnia na dzień! Na zaufanie się
pracuje, tego nie dostaje się ot tak. – Założyłam ręce na piersi, mierząc go
wzrokiem, kiedy on nie ruszył się nawet o milimetr. Stał zszokowany, z lekko
rozchylonymi ustami i zmarszczonymi brwiami.
- Wierzę, że
mnie kochasz, więc może bym się uspokoił, pozwolił ci wytłumaczyć i zaufałbym,
że jest tak jak mówisz. Na pewno nie kłamałbym, że jest dobrze!
- Och, tak,
teraz to wszystko moja wina. Co miałam ci powiedzieć? Jest super, chwila, wymarzę to tylko gumką ze wspomnień, żeby więcej się nie pałętało… o,
poczekaj, tak się nie da?! – mój głos poszedł wyżej o oktawę, bo teraz ledwie
hamowałam łzy. Ale nie smutku, nie żalu, tylko gniewu.
- Any, nie
wiem, co więcej mogę zrobić, żebyś mi znowu zaufała. Staram się i będę się
starał, ale ty też musisz coś od siebie dać. Nie możesz co chwilę wyciągać tego
na wierzch, to przeszłość. Tylko przeszłość, do cholery – warknął, trochę się
uciszając, kiedy dostrzegł, że jestem już na skraju wytrzymałości.
- Niall, to
nie jest takie proste – szepnęłam, mrugając szybko, by pozbyć się łez i
przywrócić kontury światu. – Kiedy coś cię boli, nie zapominasz o tym ot tak,
tylko wciąż to czujesz – dodałam roztrzęsionym głosem, wycierając z policzka
pierwsze łzy, zapowiedź potoku, który wypłynie jak tylko przekroczę próg pokoju.
– I… nawet kiedy rany przestają boleć, wciąż zostają blizny. Wiesz… jeszcze jak
ktoś zaczyna te rany rozdrapywać…
- Ja nie
zacząłem tej kłótni – bronił się. Gniew się ulotnił, ale teraz obydwoje chyba
czuliśmy coś znacznie gorszego. Smutek i żal do siebie nawzajem. – To nie ja…
- To nie ty...? Dobra, zapamiętam to, będę używać podobnych argumentów. Kiedy przestaniesz mnie
słuchać, kiedy częściej będziesz mi powtarzał, że mam się zamknąć, kiedy przez
przypadek pocałuję kogoś innego – rzuciłam na odchodne.
Kiedy
zatrzasnęłam za sobą drzwi, szybko otarłam policzki i zbiegłam na parter po
telefon. Nasza kłótnia zwróciła uwagę wszystkich domowników, którzy teraz
wpatrywali się we mnie z lekkim przerażeniem i... czy to była litość? Chyba najgorsze,
co mogli okazać! Ja nie potrzebowałam całowania mnie po rączkach czy
pocieszania, ja potrzebowałam zrozumienia. To wszystko.
Bez słowa
sięgnęłam po telefon. Wystukałam wiadomość do Luka, której nawet do końca nie
przemyślałam. Ale w takiej chwili wcale mnie to nie martwiło. Musiałam
ochłonąć.
- Idziesz do Black Rose? – zapytał Louis, kiedy
zakładałam trampki.
- Idźcie beze
mnie. Może do was dołączę – rzuciłam, po czym wyszłam z domu, zatrzaskując za
sobą drzwi.
~*~
gif credit to owner
Witam wszystkich!
Po długim czasie przybywam z nowym rozdziałem. Ważny moment, dzięki temu akcja teraz trochę zmieni kierunek. Zmęczony Niall, wściekła Anya, czyli witajcie ciężkie dni w życiu bohaterów.
Uprzedzam, że rozdział niesprawdzany, chciałam dzisiaj dodać, bo inaczej nigdy bym tego nie zrobiła. Sprawdzę najprawdopodobniej jutro. I przypominam tylko, że los NU jest w Waszych rękach. Na dole macie niewielką ankietę, jeżeli chcecie trzecią księgę, w której SPOILER większość akcji będzie się działa w USA w trakcie trasy i trwania konkursu dziewczyn, to zapraszam do głosowania. Obecnie mam scenariusz na dwa zakończenia, więc co by nie było, jestem przygotowana.
Opinie mile widziane.
Pozdrawiam, xx!
Już się boję co stanie się dalej. A Niall nie powinien wszystkiego zrzucać na nią. To się robi coraz bardziej zawiłe, szczególnie z Lukiem.. czemu Anya nie powiedziała mu o Niallu? Agh...
OdpowiedzUsuńMieszasz mi w głowie.. ;)
Aj, przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać. Lubię wszystko plątać ;3
UsuńI wlasnie to w Tobie lubie. Mieszasz w tym opowiadaniu i mieszasz a potem sie zastanawiac trzeba co moze sie stac. ;) pozdro :33
UsuńNEXT!
OdpowiedzUsuńKocham <3 Czekam na następne :*
OdpowiedzUsuńJEJKU *-*
OdpowiedzUsuńTAKI ZJKZDKLSBZKKSJ <3
KOCHAM JAK PISZESZ. KOCHAM FABUŁĘ JAKĄ STWORZYŁAŚ. ! KC. CZEKAM NA NN.
czytam twojego bloga od samego początku! bardzo fajnie piszesz i przez tco przyjemnie się czyta. nie moge się doczekać następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńżyczę weny
pozdrawiam
Świetny:D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Tak, przeczytałam w końcu ten rozdział. Miałam nadzieję, że choć przez chwilę wszystko będzie w jak najlepszym porządku, ale niestety. Pomyliłam się. Nie mam Ci tego za złe, bo to wspaniałe jak wciąż kręcisz i kręcisz a na końcu wszystko i tak jest jasne. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi tylko trochę głównej bohaterki. Skoro zwykle opanowany Nialler tak na nią naskoczył, gdy był zmęczony, to przecież może zdarzyć, się to jeszcze nie raz. A przecież, nic miłego z tego nie wynikło. EH :(
Nialler ty głuptaku, ale jestem teraz na Ciebie zła. Oczywiście poszła do Luke, tak jak myślałam, niestety. OH no nic czekam na kolejny rozdział. I pozdrawiam!
Reniferowa.
Oklaski dla Nialla za kretyńskie zachowanie. Nie ma go cały czas, zdradza Anyę z Demi. Ona opowiada mu co u niej, a tej chamską ja zbywa. Każdy na jej miejscu by trzasnął drzwiami i wyszedł. A Luke? ahh Luke to zupełnie inna sprawa. Uwielbiam go. Spodziewam się, że sporo namiesza w związku Anyi i Nialla.
OdpowiedzUsuńDodaję do linków i zapraszam również do siebie na http://dark-hurricane.blogspot.com/
Pozdrawiam
Powrót z trasy i do normalnego życia z problemami. Zderzenie z brutalną rzeczywistością, zmęczeniem i wypaleniem może być bolesne. Rozumiem ból Any po zdradzie Nialla. Tego nie da się wymazać z pamięci, blondyn nie okazał wyrozumiałości. Co on sobie myśli? Że zaufanie odzyskuje się zaraz po słowie 'przepraszam'? To nie jest takie proste.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ans nie zrobi nic głupiego na spotkaniu z Lukiem. Jest wzburzona i zraniona, ale nie powinna rzucać się w ramiona innego chłopaka.
Swoją drogą ciekawa jestem dlaczego nie powiedziała mu o Niallu i odwrotnie. To niepokojące.
Długo czekałam na ten odcinek, ale warto było!
Całuję <3
[gotta-be-you-darling]
@Gattino_1D
Tak długo czekałam na ten rozdział. Jest piękny, choć jest ta kłótnia i w ogóle... Pokochałam twoje opowiadanie i mimo tego,że miałaś długą przerwę nadal piszesz tak jak zawsze. Czekam na dalszą część i życzę weny.
OdpowiedzUsuńNexta poproszę ;) Boski *.*
OdpowiedzUsuń+ zostałaś nominowana do Libsten Awards, więcej informacji znajdziesz u mnie --> http://i-and-my-amazing-brother.blogspot.com/
Blagam, blagam, BLAGAM!!! Pisz nastepny rozdzial! No nie, ja nie wytrzymam! Musisz go szybko dodac! NOW! I prosze, niech sie miedzy any a niallem pouklada, a luke niech zniknie na zawsze!!!
OdpowiedzUsuńŚWIETNE!!! PROSZĘ PISZ DALEJ NEXT ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńGenialne ! Czekam na nn <33
OdpowiedzUsuńGratuluję! Zostałaś nominowana do Liebster Award! szczegóły tutaj: http://believe-me-fanfiction.blogspot.com/2014/03/nominacja-do-liebster-award.html
OdpowiedzUsuńRozdział fjrfraegjfhgfrgtjfjdhg *-* Świetny! Czekam na nexta :)
No kochanie. Gratuluje talentu i chcę ci do pisania!! Tylko przyciśnij Nialla bo on najwyraźniej coś przeskrobał a ja nie lubię go takiego wrednego :D
OdpowiedzUsuńRozdział mega!! Pozdrawiam i czekam..