- Kochasz ją? – Moje pytanie
pokonało niezręczną ciszę.
Zdezorientowany Mulat skrzyżował
ręce na piersi, udając niewzruszonego. Widziałem w jego oczach niepewność. Nie
chciał rozmawiać o sobie, o swoich problemach, dlatego tak zręcznie próbował
wybrnąć z tematu. Był skryty, jak zawsze.
- Kochasz ją?! – rzuciłem jeszcze
raz, nieco głośniej, niż miałem zamiar.
- To nie twoja sprawa – powiedział,
zachowując spokój. Musiał odchrząknąć dwa razy, nim dodał: - To nie jest sprawa żadnego z was.
Skrzywiłem się. W końcu po części
miał rację. Nie powinienem był się w to mieszać, a skoro już się wmieszałem, to
czym prędzej powinienem odpuścić. Ale cała ta sprawa… za bardzo mnie uderzyła.
Od zawsze wiedziałem, że Zayn jest raczej typem samotnika. Nie zwierzał się
nikomu, chyba że miał taką ochotę, która, nawiasem mówiąc, nachodziła go
naprawdę rzadko. Ciężko było się do niego zbliżyć, a skoro teraz miałem szansę…
Chciałem ją wykorzystać. Czy to coś złego? Pomagać komuś… na siłę?
- Zayn… Umawiasz się z byłą
dziewczyną Harry’ego. Umawiasz się z dziewczyną, z którą Harry zdradził moją
siostrę. Może to nie jest do końca… moja sprawa, ale… - Zmierzyliśmy się
wzrokiem. Jego brązowe oczy przepełnione były czymś na kształt obojętności.
Wiedziałem, że to kolejna, wyćwiczona przykrywka. – Naprawdę nie rozumiem,
dlaczego chcesz to ukrywać. Jeżeli naprawdę coś do niej czujesz, to ani Anya,
ani Styles nie mogliby stanąć ci na przeszkodzie. Tymczasem ty wolisz chować
się, jak mysz pod miotłą i udawać, że wcale nie znalazłeś sobie dziewczyny.
Zachowaj się czasem jak facet – burknąłem, nie spuszczając z niego wzroku.
Rzucałem mu nieme wyzwanie, które na pewno odczuł, tylko na nie nie
odpowiedział. – Kochasz ją?
- Nie wiem! Co to w ogóle za
pytanie? – Wkurzony przerwał kontakt wzrokowy i rzucił się plackiem na swoje
łóżko. Jak małe dziecko…
- Boże, Malik, do ciebie czasem tak
trudno jest dotrzeć! Nie rozumiem, dlaczego, do licha ciężkiego, nie potrafisz
tak po prostu siąść z nami wieczorem i pogadać, zwierzyć się, jak każdy z nas!
Dusisz to w sobie, momentami wydaje się, że wszystko jest okay, bo tego nie
pokazujesz, ale daj spokój. Od dawna potrafimy cię przejrzeć, wiemy, kiedy coś
nie gra, chcemy pomóc, a ty nas odtrącasz! Czasem nam się wydaje, że ty nawet
nie chcesz zaliczać się do grona naszych przyjaciół, bo udajesz takowego tylko
przed kamerami – burknąłem, kończąc swoje przemówienie.
Chyba udało mi się trafić w sedno, w
czuły punkt Mulata, bo ten podniósł się kilka centymetrów i spojrzał na mnie,
nieco zdziwiony, znad swojej poduszki. Zamrugał kilkakrotnie, analizując moje
słowa. Czy naprawdę myślał, że kłamię? Przecież to była szczera prawda! Prawda,
której po prostu nikt nie miał odwagi powiedzieć na głos. Teraz nie miałem nic
do stracenia. Skoro i tak nasz zespół prowadził coś w stylu… cichej wojny między
sobą, to mogliśmy w końcu wyrzucić z siebie wszystko, co nas gnębiło.
Właśnie tak było. Nikt nie chciał
tego przyznać, ale naprawdę byliśmy w stanie „wewnętrznej, cichej wojny”. Harry
odciął się od nas wszystkich przez całą sprawę z Joy i jej mrocznymi sekretami.
Niall żył własnym życiem, gdzieś daleko ponad niebem razem z Anyą. W dodatku
teraz zaprzyjaźnił się z Demi i pracował nad własnymi utworami, co w pewnym
sensie było nam na rękę, bo przestał w kółko powtarzać, jak bardzo mu brakuje
jego „złotowłosej piękności”. Można było w sumie powiedzieć, że on jedyny stał
gdzieś daleko za linią frontu, chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieje z
jego przyjaciółmi. Zayn zamknął się w swoim świecie, bo, jak mogliśmy tylko
przypuszczać, miał jakieś problemy sercowe, przez co nie potrafił prowadzić z
nami normalnej rozmowy, tylko warczał na wszystkich dookoła. Liam z kolei – chłopak, na którego zawsze
można było liczyć, który zawsze stawał między nami, nie biorąc żadnej ze stron,
tym razem zostawił wszystko za sobą i próbował ułożyć sprawy z Danielle. Ciężko
było nam znieść nawzajem swoją obecność, każdy z nas potrzebował przerwy. Każdy
z nas potrzebował czasu dla siebie i tylko dla siebie. Bez oglądania się na
resztę, bez pytań, których obecnie nie dało się uniknąć. Wakacji, podczas
których moglibyśmy wszystko w spokoju przemyśleć. Tymczasem byliśmy napędzani
przez naszych menedżerów, dla których musieliśmy dalej ciągnąć to wielkie
przedstawienie. Wciąż musieliśmy udawać, że wszystko cudownie się układało,
żeby nasi fani nie nabrali podejrzeń. W końcu to dla nich mieliśmy być piątką
idealnie dobranych przyjaciół.
To
idiotyczne. Przecież każdy z nich domyśla się, że nie można być tak… idealnym.
Dobrze wiedzą, że często kłócimy się o błahostki, chociaż to nigdzie nie jest
pokazane. Przez to czujemy się dwa razy bardziej… stłamszeni. W końcu nie możemy naprawdę wyrazić siebie. A kiedy
jesteśmy sami, z daleka od kamer… Cóż, czasem mamy siebie dość. Tak po prostu.
Ale byłem przekonany, że tym razem
wszystko znów wyjdzie na prostą. Może
nawet będzie dwa razy lepiej, kiedy już przetrwamy kolejny kryzys.
- Nie lubię zwierzać się ze swoich
problemów, to wszystko – powiedział, zachowując stoicki spokój. Zerknąłem na
niego z ukosa, zastanawiając się na ile uda mu się otworzyć tym razem. W końcu
byłem pewny, że coś powie. Cokolwiek.
Tak, jak przypuszczałem, już po
chwili ciągnął podjętą przez siebie myśl.
- Nie jestem przyzwyczajony do
wylewności. Po prostu tak jest, że kiedy mam problem, muszę uporać się z tym
sam. Ale… - zawahał się, nim dodał równie sztywnym tonem – jeżeli to ma pomóc
naszej przyjaźni, to mogę wyjawić ci jeden, mały sekret. – Dopiero po chwili
dodał bardzo cicho, zapewne mając nadzieję, że jego słowa nie dojdą do moich
uszu: - Może wtedy dasz mi spokój.
Pokiwałem głową, wpatrując się w
kumpla. Choć wiedziałem, że chciałby to wszystko obrócić w żart, minę miał
śmiertelnie poważną. Ściągnąłem brwi, czekając na bombę zrzuconą przez Malika.
Wybuchła szybciej, niż się spodziewałem.
-
Chyba zakochałem się w Marisol.
Rozejrzałam się dookoła. Od naszego
ostatniego pobytu w Black Rose nie zmieniło się dosłownie nic. Może oprócz
tego, że tym razem inny, siwiejący już barman łypał na nas zza lady. Jego oczy
praktycznie lśniły w ciemności. Jak zawsze w klubie panowała tajemnicza, mroczna
atmosfera, chociaż wszystko wciąż utrzymane było na poziomie. Nie roiło się tu
od pijanych ludzi, którzy czyhali na ofiarę. Wolałam nie myśleć o tym,
jakiego rodzaju ofiarę.
Mój wzrok zatrzymał się na grupie
dziewcząt, stojących tuż obok wzmacniaczy. Rudowłosa już
machała do nas energicznie, próbując zwrócić na siebie całą naszą uwagę.
Uśmiechnęłam się pod nosem, w myślach powtarzając jak bardzo lubiłam tę
dziewczynę. Zawsze wesoła, pełna energii. Była taką… damską wersją Stanley’a,
który również nigdy nie tracił nadziei. W głębi duszy naprawdę cieszyłam się,
że to na nią natknął się Harry. Właśnie taka osoba była mu w życiu potrzebna.
Ktoś, kto zawsze mógł podtrzymać go na duchu. Ktoś, kto nie objadał się
kłamstwami na deser. Ktoś, kto kochał prawdziwie i bezgranicznie, nie zwracając
uwagi na wygląd i „posiadanie”. Miałam nadzieję, że to, co między nimi
zaskoczyło szybko nie odskoczy z powrotem. Może Styles w końcu zająłby się
ważniejszymi rzeczami, w końcu Ines była bardzo ambitną osobą, która nie
kończyła na laurach i doprowadzała wszystkie sprawy do końca.
Rzuciła mi się w objęcia, niemalże
wykrzykując słowa przywitania. Zdążyłam już przywyknąć do jej dziwnych gestów i
odruchów, choć na samym początku ściskanie na przywitanie i „całuski” na
pożegnanie nieco mnie odrzucały. Okazywanie uczuć niestety nigdy nie było moją
mocną stroną. Na szczęście to nigdy nie przeszkadzało Horanowi, co z kolei
bardzo mnie cieszyło.
Po naszym przywitaniu w
objęcia wzięła ją Riven, a zaraz po niej Stan, który do tej pory widział ją
tylko raz na oczy. Próbował ukryć zakłopotanie, w jakie wpędziła go rudowłosa,
jednak marnie mu to szło. Starałam się wysłać mu mentalnie wiadomość, że dobrze wiedziałam, jak czuł się w tym momencie. W końcu miałam dosłownie taki
sam wyraz twarzy, kiedy dziewczyna pierwszy raz uwięziła mnie w ciasnej klatce
stworzonej z jej własnych ramion.
- Mam dla was złą wiadomość –
powiedziała z ledwo wyczuwalnym smutkiem w głosie. Mimo tego, że chyba nie
czuła się tego dnia najlepiej, na jej ustach wciąż gościł szeroki uśmiech. –
Nasza gitarzystka się rozchorowała, a to była niestety ostatnia szansa,
żebyście mogli usłyszeć nas w pełnym składzie, nim wyleci do Berlina.
- Wasza gitarzystka przeprowadza się
do Niemiec? – zapytałam zdziwiona jej obojętnym tonem. Niby wyglądała na kogoś,
kto przejął się przyszłością kapeli, ale… nie do końca. Ten dziwny błysk radości
w jej oczach psuł to wrażenie.
- W tym roku zaczyna tam studia. Na
razie leci do rodziny, chce się rozejrzeć, zobaczyć co i jak. No cóż –
westchnęła – Y.O.L.O. będzie musiało poradzić sobie bez niej. – Mrugnęła do nas
porozumiewawczo, co nas wszystkich wprowadziło w osłupienie.
- To nie wygląda tak, jakbyś
martwiła się o przyszłość Y.O.L.O. – Słowa, które teraz kołatały się w mojej
głowie, zostały wypowiedziane na głos przez Coldaw.
- Och, wszystko będzie super. Nie
martwimy się tym, bo w Londynie jest naprawdę dużo równie, a może nawet nieco bardziej,
utalentowanych gitarzystek – zaśmiała się, pokazując szereg białych ząbków.
Zmierzyliśmy się ze Stanem wzrokiem.
Obydwoje byliśmy równie zakłopotani, w przeciwieństwie do Ines, która wydawała
się być zadowolona i Riven, która z kolei wpadła na genialny plan. Widziałam to
w jej oczach, nie potrzebowałam nawet tej jaśniejącej lampki nad jej głową, która
tak często pojawiała się w bajkach, by zrozumieć, że właśnie stworzyła „plan
idealny”.
- Rzeczywiście, nie powinnaś się tym
przejmować. Zwłaszcza, że jedną bardzo utalentowaną gitarzystkę masz przed sobą
– rzuciła spokojnie, skinięciem głowy wskazując na moją osobę.
Trzy pary oczu bezkarnie wpatrzyły
się we mnie, niczym sępy na pustyni w konającą zwierzynę. Zesztywniałam,
oczekując na atak z ich strony. Jednak nic takiego nie nadeszło. Wręcz
przeciwnie. To oni wyczekiwali teraz na mój ruch. A jedyne, co chciałam w
takiej sytuacji zrobić, to rzucić się biegiem w kierunku wyjścia i już nigdy
nie oglądać się za siebie. W przeciwieństwie do mojej wybujałej wyobraźni,
stałam spokojnie, mierząc wzrokiem Riven, która podrzuciła Ines ten głupi
pomysł.
Choć jakiś czas temu udało mi się
pokonać strach przed ponownym wzięciem gitary do rąk i nawet całkiem dobrze mi
szło bawienie się dźwiękami, pomimo tego, że nie grałam od kilku bardzo długich
miesięcy, wciąż brakowało mi odwagi, by pokazać swoje umiejętności innym
ludziom. Bałam się próbować, bo wiedziałam, czym by się to skończyło. Ze stresu
zapomniałabym języka w gębie, a ręce od razu by zesztywniały. Jak można grać,
mając dwie kłody zamiast dłoni?
- Kategoryczne nie – powiedziałam,
przenosząc wzrok na Ines, która teraz patrzyła na mnie tak zafascynowana, jak
gdyby właśnie po raz pierwszy ujrzała polną mysz.
- Nie wiedziałam, że grasz – rzuciła
uradowana, odwracając się do reszty dziewczyn z zespołu. Przywołała ich do
siebie skinieniem ręki.
- Nie gram...
- Gra – rzuciłyśmy z Coldaw w tym
samym momencie.
Nie
chciałam próbować swoich sił, nie byłam gotowa, a Riven powinna była to
uszanować i odpuścić. Co zrobiła, zamiast tego? Wręczyła mi do ręki gitarę,
która wcześniej stała oparta o czerwoną ścianę. Spojrzałam z przerażeniem na instrument,
który w tym momencie wyglądał jak maszyna do zabijania. Przełknęłam głośno
ślinę, niepewnie zaciskając na nim palce.
-
Any, to jest Caroline, a to Venia – powiedziała, pokazując ręką to na jedną, to
na drugą dziewczynę.
Caroline
miała jaskrawo pomarańczowe włosy, które nawet w ciemnościach nie traciły
koloru. Jej czarne jak smoła oczy wpatrywały się w moje. Wyglądała na bardzo
pewną siebie, otwartą i zdeterminowaną. Po tym jednym, krótkim spojrzeniu już
wiedziałam, jak bardzo poważnie traktuje ten zespół. Ogólnie miała dość… mroczny
styl. Czarne spodnie z powycieranymi dziurami na kolanach i udach, srebrny
łańcuch, biegnący od pasa do kieszeni, czerwony, krwisty top na ramiączkach i
dużo masywnej, czarnej biżuterii na nadgarstkach. W dodatku wyglądała, jakby
właśnie wstała z martwych. Była trupio blada, a czarne kreski wokół jej oczu
sprawiały, że wyglądała na niewyspaną i… cierpiącą? Nie byłam pewna, czy makijaż
może sprawiać, by ktoś wyglądał na cierpiącego, ale takie odniosłam wrażenie,
przyglądając się jej twarzy. Wyciągnęła chudą rękę w moją stronę. Uścisk był mocny i
stanowczy.
Zerknęłam
na Venię, która uśmiechała się szeroko, lustrując mnie od czubki butów po
końcówki włosów. Odwdzięczyłam się tym samym. Przejechałam wzrokiem – od jej
trampków, przez żółte spodnie i czarną koszulkę, aż po czarne, kręcone włosy,
które wyglądały, jak gdyby nie układała ich nawet raz w całym swoim życiu. W
przeciwieństwie do Caroline, miała bardzo ciemny kolor skóry. Jej piwne oczy
patrzyły na mnie z zaciekawieniem i szczerą radością. Nie była mocno umalowana,
oprócz błyszczyka na pełnych ustach miała tylko subtelne, czarne kreski na
powiekach. Nie przesadzała również z tuszem do rzęs – zapewne były naturalnie
ciemne, zupełnie jak włosy.
-
Pokaż, co umiesz – rzuciła Venia. Miała bardzo delikatny głos, który idealnie
nadawał się do robienia „tła”, czyli chórków.
-
Ale… nie, ja nie mogę. – Pokręciłam głową, przekazując gitarę w ręce Caroline.
Dziewczyna zacmokała, obrzucając mnie wyzywającym spojrzeniem.
-
Nie chcemy mięczaków w zespole. Skoro „nie może” – narysowała palcami cudzysłów
- to lepiej niech nie próbuje.
Czułam,
jak krew zaczyna gotować się w moich żyłach. Wiedziałam, że jedynie próbowała
mnie sprowokować, dlatego obrzuciłam ją spojrzeniem pełnym spokoju i
opanowania. Chciałam jej pokazać, co potrafię. Poczułam przypływ energii, nie
przypływ stresu, co było dla mnie nowością. Cień uśmiechu pojawił się na mojej
twarzy, kiedy z powrotem wzięłam gitarę do ręki.
-
Ale ja się nie boję. Chciałam ci oszczędzić wstydu, bo słyszałam co potrafisz
na ostatnim waszym koncercie. – Mrugnęłam do niej zadziornie, nim powędrowałam
na scenę. Podpięłam gitarę do nagłośnienia i podniosłam niepewnie wzrok na
niewielki tłum ludzi, który zdążył się zgromadzić pod sceną.
Stanęłam
oko w oko ze swoim strachem i, o dziwo, dodało mi to pewności siebie.
Błędów szukałam, czytałam to z dziesięć razy, ale wiecie jak to jest. Zawsze coś umknie, za co z góry przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu życzę!
~*~
Cześć wszystkim!
Rozdział miał zostać przedłużony o jeszcze jeden krótki fragment, ale zabrakło mi czasu, dlatego dodaję w tym oto stanie. Cóż, nie należy do najdłuższych, ale nie jest znowu taki krótki, więc raczej jestem zadowolona. Jak się podoba rozwój sytuacji? Czego się spodziewaliście? Jakieś zaskoczenia? :)Błędów szukałam, czytałam to z dziesięć razy, ale wiecie jak to jest. Zawsze coś umknie, za co z góry przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie i miłego weekendu życzę!
Możesz mi coś zrobić!
OdpowiedzUsuńNaprawdę!
Przepraszam że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, oczywiście została przeczytany, ale jak to ja zapomniałam skomentować ;P
Zayn zakochał się w Marisol :D Podoba mi się to!
Ale takie małe pytanie to dlaczego pisze z byłą Harrego? Pewnie dowiem się tego wkrótce ;)
Anya będzie w zespole Ines? Fajny pomysł ;P
Czekam na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
Spodobało mi się, gdy Louis nawoływał, by Zayn wreszcie zachował się jak facet. xD Zaczęłam się wtedy szczerzyć do monitora jak głupi do sera.
OdpowiedzUsuńWiedziałam! Ja czułam w kościach, że Malik coś czuje do Marisol. I pewnie dziewczyna także go "polubiła". Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż się zejdą, a Steven pójdzie w odstawkę.
Ucieszyłam się także, gdy podjęłaś wątek kariery An. Czekałam na to. :D Anya na pewno powali wszystkich na kolana podczas swojego występu i na sto procent dostanie się do Yellow.
Jestem też ciekawa kiedy Harry i Ines będą razem. ^__^ To bardzo ciekawa para i będę im kibicować. A tak poza tym, to co słychać u Joy?
Ach. I czekam na rozwinięcie wątku z Demi. Muszę mieć w końcu kogoś, kogo mogę hejtować (mam Joy, ale ona się ostatnio nie pojawia).
Pozdrawiam.
jejku, jejku, jeeejkuu, wiedziałam że jednak będzie Marisol, hyhyhy :3 :D !
OdpowiedzUsuńcieszę się że kolejny rozdział pojawił się dosyć szybko, naprawdę :)
ciekawie się to czyta z perspektywy Lou, ale na początku jest trudno domyślić się o kogo chodzi, przez pierwszą chwilę :P
faajnie że Any dała rade pokazać się na scenie! ^^
naprawdę całość idzie w fajnym kierunku. całusy, oby tak dalej! xx :*
Jej! Cóż... Mam ogromną nadzieje, że następny rozdział będzie dłuższy a bohaterom będzie się lepiej w życiu układać... I błagam - żadnych zdrad!
OdpowiedzUsuńprzyłączam się do prośby - nie mieszaj między nimi za pomocą zdrad, ok? proooszę, to jest praktycznie wszędzie, a wierzę, że rozegrasz akcję wiele ciekawiej! :) x
UsuńFajny rozdział ! :D
OdpowiedzUsuńNAprawdę :D
Dobrze, że jej się odcieła i weszła na scenę. Na pewno zagra świetnie.
No Malik, żeś wpadł jak śliwka w kompot. Why akurat w Marisol ? No cóż.. ciekawe jak się akcja rozwinie.
czekam na nn.
zapraszam do mnie na nowy rozdział:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Najlepsza tu jest rozmowa z Malikiem. Świetnie opisana i w ogóle cały rozdział jest cudowny i przede wszystkim - ciekawy. Wiem, że wcześniej nie komentowałam, ale zawsze zapominałam, albo nie starczało mi czasu, za co bardzo cię przepraszam. Teraz już postaram się to robić regularnie. W każdym razie - świetne opowiadanie i śliczny szablon. <3
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie:
http://wonderland-fanfiction.blogspot.com/
zapraszam na recenzję twojego bloga :) http://zrecenzuj-opowiadanie.blogspot.com/2013/06/niewolnicy-uczuc.html Pluton :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że udało mi się dotrzeć do ostatniego rozdziału. Jestem z siebie taka dumna. Choć nie... Nie z siebie. Z Ciebie jestem dumna. I dziękuję Ci. Po raz kolejny, ale wciąż tak samo mocno. Dziękuję Ci, że mnie znalazłaś i pozwoliłaś zagłębić się w historię tej grupie przyjaciół. Wciągnęłaś mnie. Może moje tempo czytania tego nie pokazywało, ale musisz mi wierzyć, że bardzo pokochałam i Ciebie i opowiadanie (ale w sekrecie Ci powiem, że Ciebie bardziej ♥)
OdpowiedzUsuń"Czasem nam się wydaje, że ty nawet nie chcesz zaliczać się do grona naszych przyjaciół, bo udajesz takowego tylko przed kamerami – burknąłem, kończąc swoje przemówienie."
Nie wiem na ile to kreacja Zayna w Twoim opowiadaniu, ale to jest tak bardzo prawdziwe. Ostatnimi czasy Zayn jest tak bardzo... Inny. Ale tu chyba nie powinnam się nad tym użalać.
Tutaj Zayn właśnie przyznaje, że... Że coś czuje do Marisol? Zapomniałam o tym, że Solly na początku już o niego pytała. A to ci kolejna niespodziewanka. No, mistrzu ♥
Pewna się An, dobrze ją sprowokowali. A to się Niall zdziwi jak wszystko pyknie i panna Tomlinson zostanie gitarzystką w zespole Ines. Ah, jak idealnie. Sprytna jesteś ♥
No... To po raz piąty dziś dołączam buziaki i w końcu mogę napisać: CZEKAM NA NOWY ♥
Ojej ♥
Jej! Dotarłaś do końca, teraz to ja jestem dumna z Ciebie! ♥ Dziękuję Ci, że poświęciłaś na to tyle czasu. Na czytani i - nie zapominajmy - na komentowanie! Bo to jednak czas zabiera, kiedy nie robi się tego na odczepnego, a później tak bardzo cieszy ♥ Wow! Tyle razy zdążyłam Cię zaskoczyć, że sama jestem w szoku! To chyba dobrze, chyba nawet bardzo. Mam nadzieję, że nie jestem właśnie zbyt przewidywalna :D
UsuńŻebym Cię tylko z nowym nie zawiodła, bo idzie baardzo opornie tym razem (to przez brak weny), także wiesz :<
Trzymaj się, buziaki po raz pierwszy! :D ♥
Ale żem się poprawiła z tymi komentarzami ... nie dodałam chyba przez 5 rozdziałów. Przepraszam ... Komentarz będzie stopniowy xD
OdpowiedzUsuńHarry i Inez niech przestaną do siebie tylko pisać. Harry ja wiem, że to wszystko boli ale może może ... hm no dobra nie wiem co napisać.
Any i Niall razem u jego rodziców? Przez tydzień serio. Oh mako....
Demi? Ja już na śmierć o niej zapomniałam :O Oby nie namieszała.
Zayn? Zadziwiasz mnie w tym momencie. Ze Steven ? HM.. interesujące połączenie...
Jak się wali to wszystko. Zawsze tak było i będzie, cholerka.
Om matko wiedziałam, że serce Zayna należy gdzieś indziej, ale Sol? Jeszcze bardziej ciekawiej niż było.
No niech zagra, noooo co jej szkodzi?! :c Yeaaaaaah zagra.
Podsumowując, rozdziały są cudowne. Nigdy nie mogę się nadziwić jak fantastycznie kreujesz swoich bohaterów, to jest jak najczarniejsza magia :D Jest pięknie.
Przepraszam za oklepany komentarz, ale chciałabym nadrobić wszystkie blogi w pierwszym tygodniu, a trochę ich jest. Weny! :)x