7 lutego 2013

Rozdział II: Dwadzieścia cztery godziny

            Nerwowo przechadzałem się po salonie hotelowego apartamentu, w którym tymczasowo mieszkaliśmy z chłopakami.  Pięć pokoi, kuchnia, kilka łazienek i salon – powiedzmy, że to jeszcze rozumiałem – wszyscy starali się, by mieszkanie w hotelu… nie przypominało ani trochę mieszkania w hotelu. Mieliśmy poczuć się jak w domu. Jak w prawdziwym domu, za którym tak naprawdę każdy z nas tęsknił. Tylko po co były nam te wszystkie udogodnienia typu basen, który był tylko do naszej dyspozycji w konkretnych godzinach, siłownia czy różnego rodzaju masaże, o które mogliśmy poprosić o każdej porze dnia i nocy? Oto jak wyglądał dzień każdego z nas: rano – próba, w ciągu dnia – próba, wieczór – koncert, noc – jedyny czas na odpoczynek, czyli sen, czyli naładowanie baterii przed kolejnym identycznym dniem. Ponawiając moje pytanie – po co wydawać pieniądze na coś, na co i tak nie ma się czasu?
            Pokręciłem głową w zdumieniu. Przez chwilę naprawdę udało mi się oderwać myśli od swoich problemów. Wystarczyło jedno krótkie spojrzenie na telefon, bym z powrotem zaczął się martwić.
            - Jeszcze chwila i wydepczesz dziurę w podłodze – burknął Liam, któremu najwyraźniej moje kręcenie się po pokoju nie przypadło do gustu. Przystanąłem na chwilę, obrzucając go groźnym spojrzeniem.
Po chwili przewróciłem oczami w odpowiedzi, siląc się na spokój. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem obgryzać paznokcie ze zniecierpliwienia. Dopiero po chwili w ustach poczułem metaliczny smak krwi, gdy przejechałem paznokciem po dziąśle. Skrzywiłem się, klnąc pod nosem, co najwyraźniej bardzo rozbawiło mojego kumpla.
Przecież próbowałem się uspokoić. Nie wyszło, ale próbowałem. Ponownie rozpocząłem robić kółka wokół kolorowego dywanu, który leżał centralnie przed telewizorem. Zdziwiłem się, że Liam nie wygonił mnie jeszcze z salonu, w końcu co chwilę zasłaniałem mu obraz, łażąc w tą i z powrotem. Najwidoczniej moje zachowanie i gesty były ciekawsze niż ponad sześćset kanałów, które nam oferowano.
- Dziwię się, że nie dostałeś jeszcze zawrotów głowy, Payne – rzucił Zayn, który przed chwilą wyłonił się z kuchni, niosąc ogromną miskę popcornu. Szatyn prychnął w odpowiedzi, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.
- To co takiego się stało, że nie możesz usiedzieć na miejscu? – zapytał Malik.
- Anya się nie odzywa. Dzwoniłem do niej sześć razy, wysłałem z miliard SMS-ów, a ona nic! Nawet jednego słowa! – wyrzuciłem z siebie. Spojrzałem na ich rozbawione miny, a na mojej twarzy pojawił się grymas. – Co? – mruknąłem głosem ostrym jak brzytwa. – Nie mogę się martwić o swoją dziewczynę?
- Oczywiście, że możesz, ale powinieneś najpierw mieć dobry powód – powiedział Zayn, któremu nagle przestało być do śmiechu. – Może zostawiła w domu telefon i poszła na zakupy? Może padła jej bateria? Próbowałeś dzwonić na domowy?
- Tak, włącza się poczta głosowa – powiedziałem zdegustowany.
- Uważam, że przesadzasz. W tym momencie nie dajesz jej nawet trochę wolnej przestrzeni. Powinieneś się uspokoić i dać jej spokój, chociaż na chwilę. Przecież nie możecie być ze sobą w kontakcie przez całe dwadzieścia cztery godziny. Każde z was ma swoje na głowie – dodał Liam, który również opanował swój śmiech.
Już jako dziecko nie potrafiłem przyznawać ludziom racji. Byłem jednym z tych, którzy woleliby odgryźć sobie język niż powiedzieć, że to ja się myliłem. Zacisnąłem więc mocniej szczękę, odwracając wzrok od przyjaciół.
Czułem się zagubiony. Choć wiedziałem, że chłopacy się nie mylili, nie potrafiłem pozbyć się tych męczących myśli ot tak sobie. Ściskanie w żołądku nasiliło się jeszcze bardziej, gdy odłożyłem telefon na blat stolika.
- Ja… - zacząłem, zastanawiając się, co tak naprawdę chciałem im przekazać. Prawda wypłynęła z moich ust szybciej, niż zdążyłem przemyśleć swoje słowa. – Ja naprawdę za nią szaleję i w takich momentach… po prostu odchodzę od zmysłów. Może to przez to, że tak bardzo mi jej teraz brakuję. Żałuję, że nie zgodziła się jechać z nami…
Czekałem aż kumple wybuchną gromkim śmiechem, albo zaczną posyłać sobie znaczące spojrzenia typu „zakochany idiota”. W przeciwieństwie do moich przypuszczeń, zachowali się kompletnie inaczej. Zayn położył swoją dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco; Liam natomiast po prostu wstał, wyciągając z kieszeni swój telefon komórkowy. Wiedziałem, co robił. Nie miałem jednak siły, by go powstrzymywać. W głębi duszy byłem mu naprawdę wdzięczny.


Czarnowłosa dziewczyna o brązowych oczach spoglądała niepewnie na ekran telewizora. Od ponad dwóch godzin oglądała powtórki odcinków swojego ulubionego amerykańskiego serialu. Choć znała najdrobniejszy szczegół fabuły, wciąż uwielbiała wracać do poprzednich sezonów i przeżywać wszystko od początku.
Jej życie było nudne jak flaki z olejem, dlatego w wolnym czasie chętnie śledziła losy nastolatków, którzy mieli więcej do roboty, niż patrzenie w ekran z pudełkiem słodkich lodów w rękach. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej nie miała nawet jednej wolnej chwili, by chociażby spotkać się z przyjaciółką – swój cały wolny czas poświęcała nauce, nauce i jeszcze raz nauce. Oprócz tego, że niedawno pisała najważniejsze testy w swoim życiu – testy na zakończenie liceum, od których zależała cała jej przyszłość, zdała również na prawo jazdy i to za pierwszym podejściem.
Szybkim ruchem oblizała łyżkę z resztki roztapiających się już lodów, po czym wytarła ręką usta, które całe lepiły się od sosu, którym polany był jej deser. Uśmiechnęła się do ekranu, gdy jej ulubiona serialowa para pocałowała się po raz pierwszy – właśnie oglądała swój ulubiony odcinek. Niestety cudowną chwilę przerwał jej telefon, który rozdzwonił się w ułamku sekundy i zagłuszył dialog prowadzony przez bohaterów pierwszymi nutami „Dog Days Are Over” Florence and The Machine.
Wytarłszy uprzednio ręce w chusteczkę, sięgnęła po aparat i niekontrolowanym zbytnio ruchem przytknęła go do ucha. Kątem oka dostrzegła nieznany jej numer na wyświetlaczu.
- Cześć, tu Liam. – Usłyszała w słuchawce.
Przez chwilę zastanawiała się skąd, do diabła, chłopak wziął jej numer. Do głowy przyszło jej tylko jedno rozwiązanie zagadki – Anya zapewne rozdała go całej piątce przyjaciół.
- Liam Payne… - mruknęła do słuchawki, bardziej twierdząco, niż pytająco.
Czy cieszyła się, że ktoś taki, jak sławny Payne do niej zadzwonił? Z pewnością cieszyłaby się, gdyby była przypadkową fanką, której naprawdę dopisało szczęście. Jednakże ona wiedziała, że Liam nie wykonałby tego telefonu, gdyby nie miał do powiedzenia czegoś naprawdę ważnego. W jej głowie od razu zapaliło się czerwone światełko – te wiadomości nie musiały być przyjemne. Wręcz była pewna, że będą to jedne z tych nieprzyjemnych. Co, jeżeli jeden z jej nowych znajomych miał wypadek? A jeżeli coś stało się Any? Tego by nie zniosła, gdyż Ann była dla niej niczym siostra, której nigdy nie miała, której tak bardzo potrzebowała w życiu.
- Miałaś ostatnio jakieś wieści od Anyi? Niall próbuje się do niej dodzwonić od kilku godzin. Jej telefon nie odpowiada; chłopak odchodzi już od zmysłów – mówi spokojnym głosem.
Riven odetchnęła. Gdyby coś się wydarzyło, Liam nie potrafiłby zachować się tak spokojnie. Chodziło o zwykłe unikanie telefonów Horana.
Zaraz, pomyślała spanikowana, chodziło AŻ o unikanie telefonów Nialla!
Choć wiedziała na ten temat więcej, niż chciała wiedzieć, nie była pewno ile mogła przekazać zmartwionemu kumplowi chłopaka przyjaciółki.  Nerwowo zagryzła dolną wargę. Przez chwilę zastanawiała się, czy po prostu nie zacząć udawać, że bardzo jej się spieszy lub po prostu odłożyć słuchawkę, co jednak uznała za zbyt niegrzeczne.
- Riven? – zapytał niecierpliwie. Zdaje się, że jej przemyślenia trwały nieco za długo. Najprawdopodobniej straciła już swoją szansę ucieczki, teraz wiedział, że Coldaw dobrze znała odpowiedzi na nurtujące go pytania, inaczej od razu powiedziałaby mu, co wie, a nie selekcjonowała w głowie informacje. – Proszę cię, to naprawdę ważne. Gdybyś widziała, jak on się teraz zachowuje… Gdybyś wiedziała, jak się czuje – mamrotał chłopak.
Nagle zalała ją delikatna fala gniewu. Czy oni naprawdę sądzili, że dla Any było to taką prostą sprawą?
- Dla niej to też nie jest proste – rzuciła sucho, zgodnie ze swoimi przemyśleniami. – Słuchaj, nie ma cię tutaj z nami, nie wiesz, jak to wygląda od tej strony. Ann jest bardziej krucha i wrażliwa, niż Niall. On sobie poradzi z chwilą rozłąki, ona naprawdę usycha z tęsknoty. W dosłownym tego słowa znaczeniu. – Zaczęła już nico spokojniej. Skoro Any nie mogła z nimi rozmawiać, sądziła, że to ona jest im winna jakiekolwiek wyjaśnienia. – Swoją drogą naprawdę nie wiem, jak oni mogli zakochać się w sobie tak szybko i tak trwale. Zachowują się, jakby byli ze sobą co najmniej dwa lata – mruknęła bardziej do siebie, niż do swojego rozmówcy. – Mówiąc w bardzo dużym skrócie – Any postanowiła trochę przystopować. Zająć się sobą, dopóki nie wrócicie z trasy koncertowej. Wydaje mi się, że to wszystko zaczęło ją przerastać i… po prostu spanikowała.
- Nie mogła mu chociaż tego napisać? Oszczędziłaby mu zmartwień – powiedział jak zawsze spokojny Liam.
- Jak dobrze ją znam – a znam ją niesamowicie dobrze – to ona najpierw wypróbuje swoją metodę, a dopiero później poinformuje o niej innych. Z tego co wiem, postanowiła się od was odciąć na zaledwie jeden dzień. Zgaduję, że później, kiedy już skończy swój etap próbny, zapewne zadzwoni do Nialla ze sprawdzonym przekonaniem, że powinni trochę… wyluzować. Do tego czasu zajmij czymś Horana. Nic mu nie będzie. Any również.
- Dziękuję ci, Riven. Tak więc… chyba do zobaczenia po naszym powrocie.
- Zdecydowanie.
Westchnęła ciężko, poprawiając czarne loki, które delikatnie wzięły jej twarz w swoje objęcia. Szybkim, trochę podenerwowanym ruchem wrzuciła telefon komórkowy do kieszeni, po czym z jeszcze cięższym i znacznie dłuższym westchnieniem, które tym razem bardziej przypominało przepełnione frustracją warknięcie, wyłączyła telewizor. W mgnieniu oka znalazła się w przedpokoju, gdzie równie szybko nałożyła sportowe buty – czyli nieodzowną część jej garderoby.
            Jak zwykle wtargnęła do domu przyjaciółki bez pukania, zatrzaskując za sobą delikatnie drzwi. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna była jednak dać znak przyjaciółce dzwonkiem, że ktoś pojawił się w jej domu. Szybko jednak odepchnęła od siebie tę myśl, powoli kierując się schodami na pierwsze piętro. Przecież zawsze odwiedzały się bez zapowiedzi, dlaczego teraz miało się cokolwiek zmienić?
            Krok za krokiem przemierzała korytarz, zatrzymując się przy jedynych uchylonych drzwiach – drzwiach do pokoju Nialla. Już miała bezczelnie wpaść do środka, obrzucając Anyę niemiłymi uwagami na temat jej poczynania – najpierw odpychała od siebie blondyna, żeby teraz przesiadywać w jego pokoju? – kiedy usłyszała dobrze znane jej dźwięki. Akordy jednej z jej ulubionych piosenek. Jednakże, co ważniejsze, precyzyjnie wykonywanej na gitarze przez jej przyjaciółkę.
            Uśmiechnęła się do siebie, opierając się o framugę drzwi. Wiedziała, że Anya nie zauważy jej obecności. Była zbyt zaabsorbowana zajęciem, które niegdyś pochłaniało jej cały wolny czas.
            Wreszcie będzie mogła oddać przyjaciółce jej własność - gitarę, po którą od razu pobiegła z powrotem do domu.


Stałam w progu pokoju Nialla, co chwilę robiąc krok do przodu i cofając się na swoje wcześniejsze miejsce. Nie spuszczałam spanikowanego wzroku z gitary chłopaka, która wołała mnie do siebie, kusząc delikatnymi strunami i nienagannym wyglądem. Przygryzłam lekko dolną wargę, co sprawiło mi niemały ból. Czułam się jak mała kryminalistka, która nie wie, czy powinna przyznać się mamie, że zbiła jej ulubiony wazon, czy może zachować tę informację dla siebie.
Nie chodziło nawet o to, czy mogłam pożyczyć gitarę blondyna bez uprzedniego zapytania go o zdanie. Zgodziłby się bez żadnego wahania. Bałam się wziąć instrument do ręki odkąd opuściłam X-Factor zeszłego roku. Choć czasem odczuwałam potrzebę pobawienia się dźwiękami, jakie wydawał niegdyś mój ulubiony przedmiot, nie potrafiłam się przemóc. Gdy się po niego sięgałam było tak, jakby ktoś zadawał mi cios w brzuch, przy czym ogromna, niewidzialna ręka ściskała moje serce, na co zazwyczaj reagowałam jak na duszności, które łapały mnie na scenie.
Spokojnym krokiem podeszłam bliżej gitary i zlustrowałam ją wzrokiem, chłonąc każdy szczegół. Zupełnie, jakbym patrzyła na przyjaciela z dzieciństwa, który pomimo upływu czasu w ogóle się nie zmienił.
Louis już nie raz próbował namówić mnie do grania. Czasem brał instrument, siadał na huśtawce za domem i grał stworzone przez siebie akordy. To był tylko jeden z nielicznych sposobów do sprowokowania mnie. Według jego wizji, w pewnym momencie miałam się załamać tym, jak dręczył mojego biednego przyjaciela i pokazać mu, jak powinno się go traktować. Jednak w rzeczywistości to sprowokowało mnie tylko do tego, bym oddała gitarę w inne ręce, które nie szarpały by tych delikatnych strun w tak brutalny sposób.
Delikatnie wzięłam przedmiot do ręki, w pewnym sensie rozkoszując się tą magiczną dla mnie chwilą. Po raz pierwszy od dawna czułam, że naprawdę chcę to zrobić. Żadna nadprzyrodzona siła nie odpychała mnie od ulubionego przedmiotu.
Dlaczego?
Ostatnimi czasy wydarzyło się tyle dobrego, że zdołałam chyba zapomnieć o uczuciach, jakie towarzyszyły mojej porażce. Zamiast smutku – czułam radość. Zamiast dystansu do siebie i do mojego nikłego „talentu”, poczułam się lepiej, jakbym właśnie odnalazła zagubioną część siebie.
Z uśmiechem usiadłam na łóżku Liama, delikatnie układając gitarę na swoich kolanach. Nie bałam się już, że straciłam wszystkie umiejętności, które wcześniej posiadałam. Po prostu zaczęłam grać.
I było tak, jak gdybym nigdy nie przestała.
- Cieszę się, że nie przyszłaś tutaj popatrzeć na fotografię Horana, albo powąchać sobie jego perfumy. – Usłyszałam głos Riven, która znienacka pojawiła się w pokoju.
Przewróciłam oczami, okazując tym swoją obojętność na dziwny ton jej wypowiedzi. Zlustrowałam ją wzrokiem od czarnych włosów, które zostały marnie upięte w koński ogon, zatrzymując się na białej bluzce i czarnych jeansach. Zdecydowanie nie przyszła po to, by wyciągać mnie z domu. Mogła to stwierdzić po naturalnym wyglądzie dziewczyny, która nie wysiliła się nawet na pomalowanie tuszem jej i tak nienaturalnie długich rzęs.
- Dzwonił do mnie Liam – rzuciła ostrym tonem. W kilku słowach wyczułam więcej niż jeden podtekst: „Wiem, że dałaś mu mój numer”, „Wbrew pozorom, wcale mi się to nie spodobało”, „Niall odchodzi od zmysłów”, „Liam również”. – Ale pomijając ten niespodziewany telefon, naprawdę cieszę się, że tutaj przyszłam. Miałam nadzieję, że w końcu zaczniesz grać. Nie wiem dlaczego marnowałaś taki talent przez tyle czasu.
- Nie mam żadnego talentu. I wybacz, że dałam chłopakom twój numer, ale Harry nalegał – wytłumaczyłam się.
- Nie przerywaj mi, nie skończyłam – powiedziała, siląc się na spokój. Pomimo suchego tonu, w jej oczach tańczyły iskierki szczęścia. Niemalże widziałam, jak promieniała z radości. – Nie wiem dlaczego marnowałaś taki talent i nie wiem również, dlaczego chciałaś pozbyć się swojej gitary. Masz szczęście, że nie poszłam za twoją radą i nie wystawiłam jej na sprzedaż. Teraz wraca do prawowitego właściciela. – Uśmiechnęła się szeroko, wyciągając zza siebie moją starą gitarę. Tę, na której uczyłam się grać. Tę, na której grałam w czasie przesłuchań do programu.
Niemalże zapiszczałam z radości, w międzyczasie delikatnie odkładając gitarę Nialla na swoje miejsce. Jednakże zamiast rzucić się w kierunku „mojej własności”, najpierw padłam Coldaw w objęcia. Jednym gestem pragnęłam podziękować jej nie tylko za pilnowanie jednej z najcenniejszych dla mnie rzeczy, ale również za to, jak wspaniałą przyjaciółką była. I jak okazywała to na każdym najdrobniejszym kroku. 

~*~
Hej, kochani!
Kolejna długa nieobecność, którą wytłumaczę brakiem weny i inspiracji. No cóż, wycisnęłam z tego wszystko, co widać na górze. Nie jest aż tak intrygująco i... no, jest po prostu nudno, ale to się zmieni, już niedługo. Na razie musiałam jeszcze pobawić się w wyjaśnianie niektórych sytuacji. Mam nadzieję, że nie zawiodłam aż tak, zwłaszcza, że sporo się naczekaliście na ten rozdział.
Następny, mam nadzieję, szybciej. 
PS: Czytam Wasze blogi, cały czas, każdy rozdział. Niestety nie mam za dużo czasu na komentowanie każdego z osobna, za co bardzo przepraszam. Postaram się teraz wyrabiać na czas z tymi komentarzami ;)
PS2: Błędy sprawdzę dopiero wieczorem, wpadłam na chwilę, by tylko opublikować to dziwne coś. 

Pozdrawiam serdecznie tych, którzy jeszcze w ogóle mają ochotę tutaj wpadać. 
^,^

12 komentarzy:

  1. O mój Boże jak ja dawno nie czytałam czegoś od Ciebie ;P
    Uwielbiam to jak piszesz ta kwestia chyba nigdy się nie zmieni :))
    "...wpadłam na chwilę, by tylko opublikować to dziwne coś..." - hehe dobra pośmiałam się, na dziś wystarczy , ten rozdział był cudowny *.*
    To zdenerwowanie Niall, o to że Ann nie odpowiada, było taki urocze ;)
    A to jego wyznanie, o Boże dlaczego ja nie mogę mieć takiego Niall przy sobie? ;(
    Kocham Cię, ale to chyba wiesz bo zawsze to pisałam i pisać będę :P
    Czekam na coś nowego ;))
    Pozdrawiam,
    M.


    http://one-day-with-thea-and-niall.blogspot.com/
    http://the-love-and-pain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG w końcu nowy rozdział, ile ja się naczekałam! ;D
    Niall jak się martwi to jest taki awww *.*
    I tu nic nudnego nie jest! Cicho siedź ! :D
    I dzięki za pozdrowienia :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam że wstawiłaś nową notke !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie, dziewczyno. Przestałam oddychać, czekając na twój rozdział. Swoją drogą bardzo udany, choć zauważyłam kilka drobnych błędów. Zapewne wyłapiesz je, jeśli jeszcze raz przewertujesz treść. W każdym razie - nie nasadziłaś tu masy wątków, co jest fajne. Można oderwać się od codziennych problemów, jak w moim przypadku jutrzejszy sprawdzian z chemii. Poruszyłaś, a właściwie musnęłaś temat niejakiej panienki Riven. Bardzo dobrze, bo postacie trzeba uwidaczniać. W tym rozdziale dużo przemyśleń i uczuć, mniej opisów postaci i dialogów, co również nigdy nie zawadzi. Pink Floyd w soundtracku - jakże mi się miło zrobiło! Pierwsza melodia, chociaż mnie nieznana, dobrze komponuje z tekstem. Pod koniec troszkę się pogubiłam, bo nie mogłam sobie w głowie ustalić, skąd czarnowłosa nagle wytrzasnęła starą gitarę Any? O.o chyba coś przegapiłam. Mniejsza. Aha, zwracaj też uwagę na pisanie w pierwszej osobie - w kilku fragmentach zdarzyło ci się przestawić na trzecią.

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu się doczekałam. Potrzebny był ten rozdział to widać. Jest okej. Czekam na następny! Weeeeeeeny !

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie rozdział ! Awww biedny Niall... :D
    W sumie to nie wiem co mogę napisać. Rozdział jak zwykle świetny, nawet nie wiesz jak przyjemnie czyta się to Twoje "dziwne coś" :)
    Czekam na następny i mam nadzieję, że wena Cię nie opuści <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Długo czekaliśmy na twój rozdział, ale się naczekaliśmy! Wybacz, że nie komentowałam, ale miałam za dużo obowiązków na głowie.
    Biedny Niall... Zadręcza się myślami o tym, że Anyi może coś się stało, a ona nie odbiera telefonów. Każdą zwyczajną dziewczynę przytłoczyłoby to, że jej chłopakiem jest sławny piosenkarz, a jej samej nie odstępują fotoreporterzy. Dobrze, że Liam i Zayn wytłumaczyli mu, że Anya potrzebuje trochę przestrzeni.
    Aha, Riven jest nastolatką, która spędza dnie na jedzeniu lodów i oglądaniu seriali! Ale mnie zaskoczyłaś! :)
    Nie za bardzo zrozumiałam, skąd się wzięła stara gitara Anyi, ale i tak rozdział jest bardzo udany i mi się bardzo podobał. Nie ma za dużo akcji, ale i tak według mnie jest świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię :) Cóż, na temat gitary Ann jest zaledwie kilka zdań pomiędzy tymi wszystkimi przemyśleniami dziewczyn, ale jest wyjaśnione. Przynajmniej w miarę ^,^

      Usuń
  8. awww , cudny :)
    cieszy mnie fakt że Any znów gra :)
    mam nadzieje ze dalej będzie tylko lepiej ! życzę weny :)
    I zapraszam do siebie ; http://never-noticed-me.blogspot.com/2013/02/rozdzia-1.html

    OdpowiedzUsuń
  9. jezu jakie to jest zajebiste :D kocham to :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jezu zapomniałam :D zostałaś nominowana u mnie :*
      http://www.love-is-whenever.blogspot.com/

      Usuń
  10. W końcu trochę dłużej. Chyba styczniowy mróz (czy w styczniu był mróz?) zeżarł bezlitośnie twoją wenę wtedy, bo normalnie aż się dziwiłam, że rozdziały takie krótkie. Ale ja nie o tym co trzeba.
    Ah tan Horan! Nie spodziewałam się, że z niego taki typ. Miłość miłością, zakochanie zakochaniem, ale przestrzeń osobista przestrzenią osobistą, nie? Z jednej strony to urocze, ale na dłuższą metę chyba trochę za bardzo męczące. An chce odpocząć. Ale jak to dla nich się skończy?
    Zawsze wiedziałam, że Liam to ten pomysłowy, pomocny no i dobry kumpel. Nie wiem skąd to wiem, ale wiem. ;D Pomysł z zadzwonieniem do Riven to +100 punktów dla tego chłopaka. Wszystko się wyjaśniło. Może nie po myśli Horana, ale zawsze lepsze to niż nic, prawda? Teraz wie co jest grane. Choć pewnie lepiej by było, gdyby usłyszał to wszystko od samej An, a nie od Liama, któremu powiedziała to Coldaw. Skomplikowane.
    Jakoś wcześniej zupełnie zapomniałam o tym, że An może grać na gitarze. Zawsze kiedy mam na myśli ten instrument to widzę tylko Nialla. Czyżbym mogła spodziewać się w kolejnych rozdziałach jakiejś sceny na dwie gitary. Aniallowy duet?
    No nic, lecę dalej. ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!