- Ale... Jak to nie chce ze mną rozmawiać? – zapytałem po raz czwarty, nie dowierzając własnym uszom.
Liam wykonał szybki telefon do
przyjaciółki Any, żeby dowiedzieć się, dlaczego dziewczyna nie dawała znaku życia. Nie spodziewałem się
jednak aż tak prostej, krótkiej i bardzo bolesnej odpowiedzi.
- Normalnie. Według Riven, Any chce
trochę wyluzować. Zająć się sobą, a nie w kółko przejmować się tym, co się
dzieje u ciebie i czy wciąż o niej myślisz – wyjaśnił.
Pokręciłem głową, zaprzeczając. Albo
raczej próbując zaprzeczyć. Może jeżeli będę usilnie wierzył, że to nie prawda,
to stanie się nieprawdą?, zapytałem siebie w myślach.
Wszystko tak dobrze się układało. Za
półtora tygodnia One Direction oficjalnie kończyło krótką trasę koncertową po
Wielkiej Brytanii i wracało do normalności na kolejny tydzień. Na tydzień prób,
wywiadów i podpisywania mnóstwa egzemplarzy płyty, której premiera miała odbyć się za kilka dni. Za
niecałe półtora tygodnia miałem zobaczyć swoją ukochaną, czego już nie mogłem
się doczekać. W międzyczasie wydawało mi się, że utrzymamy taki sam kontakt. Może
w ten sposób nie zwariuję, myślałem wcześniej. Co będzie teraz, kiedy An chciała ograniczyć znajomość?
- Nie rozumiem – zaskomlałem,
chowając twarz w dłoniach.
Zayn poklepał mnie delikatnie po
plecach, prosząc cicho bym się zanadto nie przejmował, bo ponoć „takie są
dziewczyny”, a ich prośby czasem wydają się być nie do spełnienia. W tym momencie
mogłem się z nim zgodzić. Jak niby miałem trzymać się na dystans przez tyle czasu?
- Niall… - Usłyszałem jak Louis
próbuje zwrócić na siebie moją uwagę, ja jednak uparcie dalej ciągnąłem swój
wywód.
- Przecież, gdybyśmy w tym momencie
byli tylko przyjaciółmi…
- Niall, stary…
- … to nie zachowywalibyśmy się
inaczej. Zapewne wtedy wisielibyśmy na telefonie przez całą noc – mówiłem
spokojnie.
- Niall! – krzyknął Lou, któremu
najwidoczniej znudziło się powtarzanie mojego imienia. Spojrzałem na niego
zdziwiony, jednak natychmiast zamilknąłem. – Może dla odmiany posłuchasz rady
nie tyle starszego kolegi, co starszego brata twojej dziewczyny, który zna ją
od pierwszego dnia jej życia? – zapytał sfrustrowany.
Kiwnąłem tylko głową w odpowiedzi,
spoglądając pytająco w jego jasne oczy.
- Nie możesz zapominać o tym, że
jesteś jej pierwszą miłością. Pierwszą. To znaczy, że ona dopiero odkrywa, co
to znaczy być zauroczonym, czy nawet zakochanym. Widać teraz jest w takim etapie, w którym uczucia zaczynają ją przerastać. – Tłumaczył opanowanym
tonem, którym zaskoczył chyba wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Nagle z przerośniętego dzieciaka urósł w moich oczach do rangi bardzo mądrego, lecz wciąż zachowującego się jak przerośnięte dziecko, faceta.
- Sugerujesz, że powinienem być
cierpliwy – powiedziałem, kiwając głową w zrozumieniu.
- I to cholernie cierpliwy – dodał
Liam.
- Anya to nie Eleanor, która od
początku była otwarta na nowe uczucia i jest dość przebojowa by… by być sobą i
umieć postawić na swoim, ani nie Danielle, która jest po prostu rozsądna i
bystra, czyli potrafi od razu zrozumieć, na czym stoi i wziąć sprawy w swoje
ręce. Any jest wrażliwa i krucha… W pewnym sensie bardzo roztargniona
emocjonalnie. Ona potrzebuje czasu, żeby zbudować zaufanie do otoczenia, do
ciebie – dodał, podsumowując cała swoją wypowiedź.
Niestety, nim zapytałem o kolejne
cenne rady, naszą poważną rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Jak się okazało,
to Paul pofatygował się, by powiedzieć nam kolejną ciekawą (przynajmniej według
niego) nowinę. Ubrany w koszulę i ciemne jeansy mężczyzna o nieco okrąglejszych
kształtach, które wbrew pozorom całkowicie do niego pasowały, stanął na środku
salonu z szerokim uśmiechem na ustach.
- Tak więc, zapewne pamiętacie naszą
rozmowę na temat nowego utworu, który mieliście wykonywać z gwiazdą światowego
formatu płci przeciwnej? – zapytał na wejściu, w ogóle nie przejmując się
grobową atmosferą, która panowała w pomieszczeniu.
- Znalazłeś artystkę, która naprawdę
chciałaby z nami zaśpiewać? – odpowiedział pytaniem na pytanie Zayn.
- Och, nie trudno byłoby znaleźć
artystkę, która naprawdę chciałaby z wami zaśpiewać. Raczej trudniej jest
wybrać takową artystkę. W końcu z resztą ekipy podjęliśmy decyzję i dziewczyną,
z którą będziecie pracować przez następne półtora tygodnia jest wspaniała,
utalentowana... Demi Lovato! – Niemalże wykrzyczał ostatnie słowa z radością w
głosie. Na pierwszy rzut oka widać było, że czuł się dumny z wyboru, jakiego
dokonał.
Na wieść o tym, z kim zaśpiewamy, niemalże mnie zatkało. Jak daleko mogłem sięgnąć pamięcią, zawsze podziwiałem Demi.
Nie tyle za jej twórczość i talent, co za to, jaką osobą była. Albo raczej... jaką
siebie promowała. Wydawała się być szczera, prawdziwa i - przede wszystkim - miała
ogromną wiarę w siebie. W dodatku nie należała do najbrzydszych dziewcząt na
świecie, co również przyciągało moją uwagę. Demi Lovato była wokalistką, którą zawsze
wymieniałem wśród moich „zauroczeń w świecie show biznesu” w wywiadach.
Cztery pary oczu bezkarnie
wpatrywały się w moją osobę, przez co poczułem, jak płonę czerwienią.
Poczułem się nieswojo pod ostrzałem spojrzeń przyjaciół, którzy w dodatku
wydawali się być rozbawieni moją reakcją. Odchrząknąłem, próbując dać im
znać, by dali sobie spokój.
- Jutro rano zamiast udać się na
próbę choreografii, pojedziemy do najbliższego studia pod szlifować trochę wasze
partie w nowym singlu – powiedział po krótkiej chwili milczenia Paul. –
Szykujcie się na ciężką pracę. Oszczędzajcie głosy i dajcie spokój biednemu Niallowi
– zaśmiał się, zanim opuścił nasz apartament.
Skrzywiłem się, słysząc drwinę w
głosie menadżera. Czy jemu również wydawało się, że obecność panny Lovato
wpłynie w jakiś sposób na moje zachowanie? Przecież to była tylko kolejna
osoba, z którą miałem pracować. Nikt więcej, tylko zwykła współpracowniczka.
Zwłaszcza, że znalazłem już miłość swojego życia i nie miałem zamiaru szukać nikogo,
kto mógłby mi ją zastąpić.
Od ponad dwóch godzin wraz z Riven oglądałyśmy komedie z serii tych głupich i odmóżdżających. Wbrew pozorom te filmy czasem naprawdę się przydawały. Na przykład, kiedy człowiek miał dość tonięcia we własnych myślach i potrzebował chociaż przez chwilę poudawać istotę bez problemów i zmartwień.
Od ponad dwóch godzin wraz z Riven oglądałyśmy komedie z serii tych głupich i odmóżdżających. Wbrew pozorom te filmy czasem naprawdę się przydawały. Na przykład, kiedy człowiek miał dość tonięcia we własnych myślach i potrzebował chociaż przez chwilę poudawać istotę bez problemów i zmartwień.
Nasze chwile relaksu przerwał cichy
dźwięk, objaśniający nadejście SMS-a, który wydobył się prosto z kieszeni spodni przyjaciółki. Dziewczyna zwinnym ruchem wyciągnęła urządzenie i równie szybko
odczytała wiadomość. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który jednak
zniknął równie szybko, jak się pojawił.
Zmarszczyłam brwi, lustrując ją
wzrokiem, kiedy w nadzwyczajnym tempie skrobała odpowiedź do nieznanej mi
bliżej osoby. Gdy podłapała moje badawcze spojrzenie, rzuciła spokojnie:
- To Niall. Mówi, że wiadomo już z
kim będą nagrywać kolejny kawałek.
Czekałam spokojnie na dalsze
wyjaśnienia koleżanki. Ta jednak postanowiła trochę mnie podręczyć i nie mówić
nic. Wpatrywałam się w nią przez dłuższą chwilę, co w końcu przyniosło oczekiwany efekt –
speszona przewróciła oczami, wyjawiając mi jedną z największych tajemnic
wszechświata:
- Demi Lovato – rzuciła tylko,
wzruszając ramionami.
Skrzywiłam się, co nie uszło jej
uwadze. Zmartwiona zaszczyciła mnie pytającym spojrzeniem, na co tylko
machnęłam ręką w odpowiedzi. Nie miałam zbyt wielkiej ochoty na dzielenie się z
nią problemami dotyczącymi obawy przed konkurencją w postaci tak utalentowanej
(podziwianej przez Nialla) osoby.
- Czujesz się zagrożona? – zapytała w
końcu. Miałam ochotę zgromić ją wzrokiem, wytrwale jednak wpatrywałam się w
ekran telewizora. Główni bohaterowie komedii już się zeszli, jeszcze kilka
minut i pojawią się napisy końcowe, pomyślałam.
- A powinnam? – mruknęłam w końcu.
Kątem oka widziałam, jak czarnowłosa
kręci delikatnie głową. Ten niewielki gest podniósł mnie na duchu i dał trochę
siły, by zacząć prawdziwą rozmowę.
- Wiesz, że jemu na tobie zależy –
odpowiedziała, przerywając niezręczną chwilę ciszy. Zacisnęłam delikatnie
wargi, analizując jej słowa.
- Skąd ta pewność? Przecież…
- Przecież to widać! Dla niego nie
istnieje nikt inny, poza tobą. To właśnie jest piękne. Może nie mówi tego na
głos, ale skoczyłby za tobą w ogień. – Wpadła mi w zdanie z taką siłą i
walecznością, że reszta mojej wypowiedzi ugrzęzła mi w gardle. – Wiesz, że
pewnego dnia będziesz musiała po prostu mu zaufać.
Zamrugałam kilkakrotnie, zastanawiając
się skąd u niej nagle taka pewność. Wcześniej wydawała się być dość sceptycznie
nastawiona, co do mojego nagłego zainteresowania blondynem.
- Wydaje mi się, że to się dzieje za
szybko. – Słowa, które krążyły po mojej głowie od kilku dni, po raz pierwszy
zostały wypowiedziane na głos. Nie chciałam się do nich przyznawać. Nie taki był
mój plan.
- Nie rozumiem, co cię tak bardzo w
tym przeraża – burknęła.
- Boję się tego, co nieznane. Poza
tym, czuję, że przekroczyłam jakąś dziwną barierę, jakbym nagle straciła
kontrolę nad sobą i nad całym swoim życiem.
- Nad niczym nie straciłaś kontroli –
powiedziała stanowczo, zaprzeczając moim wszelakim teoriom. – Nie musisz się
odcinać od kogoś, na kim ci zależy, żeby poczuć się pewnie.
- Ale… przecież jesteś przy mnie
odkąd chłopcy wyjechali. Widzisz, co się ze mną dzieje. Tak nie może być, nie
chcę, by tak było – poskarżyłam się.
- Pomógł ci w czymś ten dystans,
który nagle narzuciłaś sobie i jemu? – zapytała z powagą. Przez chwilę czułam
chęć, by rzucić jej ochocze „tak”, które oczywiście byłoby perfidnym kłamstwem.
- Nie słyszałam jego głosu od trzydziestu
dwóch godzin, a czuję się, jakby minęło kilka miesięcy…
Przez kilka sekund naprawdę wydawała
się być rozbawiona. W duchu wiedziałam, że bawiła ją moja dokładność co do
czasu, który spędziłam w "samotności".
- Więc przestań bawić się w silną
kobietę o żelaznym charakterze i jakichś dziwnych zasadach. Zacznij w końcu
podejmować ryzyko, odkrywać świat samodzielnie. Siedzisz w tej swojej ochronnej
bańce, licząc na to, że wszystko, co dobre, przyjdzie do ciebie samo. W dodatku
z podręcznikiem zawierającym najważniejsze wiadomości.
Chwilę mierzyłyśmy się
wzrokiem. Gdy tak zaglądałam głęboko w jej ciemne tęczówki, widziałam jak
bardzo pewna była swoich słów. Przez chwilę czułam się jak dziecko karcone
przez rodziców. Nie mogłam wytrzymać jej besztającego spojrzenia typu „ja mam
rację, a ty nie”. Nie musiała używać słów, bym zrozumiała, co chciała mi
przekazać. Zachowywałam się idiotycznie, a moje irracjonalne pomysły, które
zrodziły się wcześniej w moich myślach, zostały z góry skazane do oddelegowania na taką półkę, do której w żaden sposób nie dałabym rady sięgnąć ponownie.
Zachowywała się, jak dobra wróżka, która wiedziała wszystko o wszystkim.
Zamierzenie ignorowałam to, jak bardzo miałam ochotę przewrócić oczami i
wypowiedzieć te słowa na głos. Zraniłabym ją tym tylko dlatego, że okazała dobre serce i rzuciła się na pomoc
w potrzebie najlepszej kumpeli.
W pewnym sensie miała dużo racji.
Nie miałam wcześniej do czynienia z „wielką miłością rodem z dobrego romansidła”.
Gdy dotarło do mnie, że dziewięćdziesiąt dziewięć procent wolnego czasu spędzałam
na myśleniu o Irlandczyku, byłam przerażona. Nie chciałam aż tak się angażować.
Miałam nadzieję, że sprawy potoczą się nieco… wolniej. W ślimaczym tempie.
W tempie, którego potrzebowałam. Jednak zamiast porozmawiać o tym z blondynem,
jak to ja, musiałam sobie skomplikować sprawę i po prostu odciąć się od jego
świata i wszystkiego, co miało z nim jakikolwiek związek.
Postawiłam sobie za cel nie myślenie
o nich, totalne wyłączenie siebie z ich życia, tylko na krótką chwilę. W miarę
upływu czasu, coraz częściej łapałam się na tym, że próbując o nich nie myśleć,
myślałam więcej i częściej, przez co jeszcze bardziej próbowałam się od nich
oderwać.
Westchnęła zdegustowana, kiedy
dotarło do mnie jak beznadziejnie zapętlone stały się moje myśli. Nawet w mojej
głowie, jedynej przestrzeni, którą kontrolowałam, wszystko zaczęło się
komplikować.
Na szczęście od kolejnych przemyśleń
uwolnił mnie donośny dzwonek do drzwi, od którego aż puchły uszy. Poderwałam
się z sofy na równe nogi i dość szybkim krokiem dotarłam do drzwi frontowych.
Nie zastanawiając się bardziej nad własnym poczynaniem, otworzyłam je szeroko.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy
to nie kolejna fanka, która przyszła z nadzieją spenetrowania domu chłopaków.
Wydawała się jednak bardzo znajoma. Jak gdybym widziała ją w życiu już nie raz.
Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie imię dziewczyny.
Czarne, długie włosy i oczy w lazurowym
kolorze. Jej pełne, różowe wargi wykrzywione były w stałym, ironicznym
uśmiechu. Przejechała po mnie spojrzeniem z wyższością, którą niemalże wywołała
u mnie okrzyk zdziwienia z nutką protestu. Zamiast jednak udawać zaskoczoną,
nie pozostałam jej dłużna i dokładnie zlustrowałam ją wzrokiem. Miała na sobie
niebieską bluzkę z bardzo dużym dekoltem w serek, która mocno podkreślała kolor
jej tęczówek. Nogawki białych jeansów zostały znacznie podwinięte do góry, co
na pierwszy rzut oka mogło psuć całe dobre wrażenie. Po chwili jednak
stwierdziłam, że to całkiem pasowało do ogólnego wyglądu dziewczyny. Wydawała
się być bardziej oryginalna, co chyba wcale jej nie przeszkadzało. Do tego
założyła buty na bardzo wysokim obcasie, dzięki którym jej nogi wydawały się
być dwa razy dłuższe niż w rzeczywistości. Była szczupłą, bardzo zgrabną i
dosyć niską młodą kobietką, którą Bóg nieco lepiej obdarzył kobiecymi
kształtami.
W momencie, gdy uśmiechnęła się
nieco szerzej, pokazując swoje proste, białe zęby, zrozumiałam skąd znałam tę
dziewczynę. Jej zdjęcie miałam okazję oglądać dość często. Nie tylko, kiedy
przebywałam w pokoju Stylesa, gdzie fotografia znajdowała się na jego szafce
nocnej, ale również robiła kiedyś za tapetę na jego telefonie.
- Dziewczyna ze zdjęcia – zdziwiłam
się. – Joy - dodałam po chwili, gdy w końcu przypomniałam sobie jej imię.
-
Siostra Tomlinsona, dziewczyna z gazet – mruknęła, spoglądając na mnie drwiąco.
-
Była Hazzy – rzuciłam, właściwie nie zdając sobie sprawy z tego, że wyglądało to niczym
prowadzenie jakiejś chorej gry w „Zgadnij Kto To”.
-
To samo mogę powiedzieć o tobie – żachnęła się. – Możemy się tak „przekomarzać” - narysowała palcami w powietrzu cudzysłów - jeszcze przez długi czas. Równie dobrze możesz po prostu wpuścić mnie do środka
– warknęła, przepychając się obok mnie.
-
I tak nie masz tutaj czego szukać – powiedziałam ostrzejszym tonem. W mojej
pamięci zaczęły pojawiać się niewielkie dziury. Na szczęście nie zamazały całej historii o wrednej suce, która manipulowała sercem Harry’ego przez
wiele miesięcy. Przed oczami stanął mi obraz załamanego kędzierzawego, który
wypłakiwał oczy na moim ramieniu. - Możesz od razu wrócić do siebie. Chłopaki są w
trasie – burknęłam nieco zdenerwowana samowolką dziewczyny. Czy ja wcześniej
powiedziałam: „czuj się jak u siebie”?
-
Co? – zapytała, przystając w pół kroku do salonu. Odwróciła się w moją stronę i
zmierzyła mnie wzrokiem, jak gdyby próbowała ocenić na ile procent mówię
prawdę, a na ile kłamię ze względu na biednego Stylesa.
-
Chłopcy. Są. W trakcie. Tournee. – Powtórzyłam spokojnie, robiąc wyraźne
przerwy między słowami. Czułam się trochę, jakbym przemawiała do małego
dziecka, które nie rozumie, że zabawek siostry się nie rusza.
-
Żartujesz sobie?
-
Co ty, gazet nie czytasz? – zapytałam. Byłam coraz bardziej zdenerwowana
zachowaniem czarnowłosej. Otaczała ją dziwna energia, która sprawiała, że samo
przebywanie w tym samym pomieszczeniu, co ona, działało na mnie mało
pozytywnie.
Widząc,
że dziewczyna mimo uzyskania najważniejszej informacji wcale nie zabierała się
do domu, zatrzasnęłam delikatnie drzwi wejściowe. Przewracając oczami,
wskazałam jej sofę w salonie, na której dosłownie kilka minut temu siedziała
Riven. Obrzuciłam ją w myślach błotem za to, że zostawiła mnie samą w tak niezręcznej sytuacji.
-
Dlaczego go męczysz? – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. – Chociaż,
może najpierw powinnam spytać skąd, do diabła, masz mój adres?
-
Styles wysłał mi go kiedyś SMS-em. Bardzo chciał się spotkać, jednak ja byłam…
poza zasięgiem. Niestety, od tamtego czasu nie odzywa się słowem, nie odbiera
moich telefonów. Naprawdę zależy mi na tym, by w miarę szybko przeprowadzić tę…
drażliwą konfrontację – wyjaśniła. – To pilne.
Przez
cały czas zachowywała ten sam obojętny wyraz twarzy, przez co jej słowa wydały
się nieprawdziwe i kompletnie zbędne.
- Powiedz mi, o co chodzi. Wszystko mu przekażę, jeżeli tak ci na tym zależy - powiedziałam najmilej, jak tylko potrafiłam.
Dziewczyna po raz kolejny zlustrowała mnie wzrokiem, jak gdyby starała się stwierdzić, czy powinna mi zaufać, czy też nie. Chyba postawiła na drugą opcję, gdyż przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywała się we mnie bez słowa. Westchnęłam ciężko i skierowałam się do drzwi wejściowych. Otworzyłam je zamaszystym ruchem, tworząc niemą aluzję dla Joy.
Czarnowłosa zmrużyła swoje duże, niebieskie oczy, posyłając mi drwiący uśmiech. Z gracją wstała z kanapy i powolnym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy stanęła tuż obok mnie, obrzuciła mnie z wyższością spojrzeniem i powiedziała:
- Najlepiej w ogóle zapomnij, że tutaj byłam. Przyjdę kiedy indziej, obym wtedy go zastała.
Założyła ręce na piersi i wyszła z pokoju.
Zaśmiałam się pod nosem, zastanawiając się jakim cudem ta zwykła dziewczyna, wcale nie różniąca się od reszty nastolatek, była tak zarozumiała.
- Powiedz mi, o co chodzi. Wszystko mu przekażę, jeżeli tak ci na tym zależy - powiedziałam najmilej, jak tylko potrafiłam.
Dziewczyna po raz kolejny zlustrowała mnie wzrokiem, jak gdyby starała się stwierdzić, czy powinna mi zaufać, czy też nie. Chyba postawiła na drugą opcję, gdyż przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywała się we mnie bez słowa. Westchnęłam ciężko i skierowałam się do drzwi wejściowych. Otworzyłam je zamaszystym ruchem, tworząc niemą aluzję dla Joy.
Czarnowłosa zmrużyła swoje duże, niebieskie oczy, posyłając mi drwiący uśmiech. Z gracją wstała z kanapy i powolnym krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy stanęła tuż obok mnie, obrzuciła mnie z wyższością spojrzeniem i powiedziała:
- Najlepiej w ogóle zapomnij, że tutaj byłam. Przyjdę kiedy indziej, obym wtedy go zastała.
Założyła ręce na piersi i wyszła z pokoju.
Zaśmiałam się pod nosem, zastanawiając się jakim cudem ta zwykła dziewczyna, wcale nie różniąca się od reszty nastolatek, była tak zarozumiała.
~*~
Witajcie, kochane!
Cóż, jest dłuższy, to fakt. Ale coś mi się w nim nie podoba. Jak znajdę, co takiego, to na pewno to naprawię. A przynajmniej postaram się, by następny był mniej... mniej taki, jak ten :) Niestety - pomysły są, ale nie mogę ich wszystkich sklecić w jedną, porządną całość, bo wydają się wtedy naciągane i zupełnie pozbawione sensu. Ja to naprawię, bez obaw :D
Pozdrawiam serdecznie! :)
Cóż, jestem ciekawa co znowu chce zmalować Joy. Pojawienie się Demi Levato w tym wszystkim jest podejrzane, czy ona będzie zabiegać o Niall'a? i kiedy w końcu Ann odezwie się do zmartwionego Niall'erka . Niech tego nie zepsują.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/2013/02/rozdzia-iv.html
Demi zamiesza , będzie źle coś czuujęę ;cc
OdpowiedzUsuńJest super <3
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Uwielbiam czytać te twoje tzw. wypociny. < 3
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do The Versatile Blogger. Więcej informacji znajdziesz pod tym linkiem: http://mojapoziomka.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html
O nie tylko nie Demi... Nie żebym coś do niej miała, ale wydaje mi się że coś się przez nią stanie ...
OdpowiedzUsuńJoy czego znowu chce od Harrego? Nie mogłaby dać mu już spokoju? Masakra...
Niech Any już nie męczy Nialla i w końcu do niego zadzwoni albo coś :P
Bo taki zamartwiający się blondasek, to nie jest fajne ;(
Czekam na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
http://one-day-with-thea-and-niall.blogspot.com/
http://the-love-and-pain.blogspot.com/
Świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam o co tym razem chodzi Joy... ale mam nadzieję, że się tego za niedługo dowiem ;P
Czekam na kolejny :*
Zdziwił się Horan. No zdziwił. Ale to tylko chwilowo przecież. Oni nie wytrzymają bez siebie. Prawda? W sensie takim, że w końcu i tak An się odezwie.
OdpowiedzUsuńAh! Demi. Matko, Demi. Przecież dla Horana to będzie raj i piekło w jednym. Tak mi się wydaje. Piękna, utalentowana dziewczyna śpiewająca z nim w jednym studio, a druga piękna i nie mniej pewnie utalentowana dziewczyna czekająca na niego w domu. Drugą kocha, a pierwsza? Nie, nie. Kocha An. Kocha, kocha, kocha. Co nie zmienia w sumie faktu, że mam wrażenie, że obecność Demi namiesza.
No i na koniec. Joy. Na co ona liczy. Że dalej ze swoim zachowaniem każdy będzie ją tolerował. Eh. Ciężka sprawa z tą osobą. Bardzo ciężka. Choć powinno się mówić trudna a nie ciężka to dla mnie i tak to jest ciężka sprawa.
Kocham mocno, Twoja Mai ♥