27 października 2012

Rozdział XVIII: Koszmar na jawie, część pierwsza

             Stałem na ulicy. Pustej ulicy. Wokół nie było żadnego żywego ducha. Czułem się jakbym był ostatnim człowiekiem na ziemi. To było dziwne. Wydawało mi się nawet, że świat na chwilę stanął w miejscu. Czas się zatrzymał, więził mnie w swoich sidłach. Nie potrafiłem poruszyć żadną kończyną.
             Było zimno i ciemno. Za zimno, jak na czerwiec w Londynie. Zastanawiałem się przez chwilę, czy aby na pewno wciąż znajdowałem się w tym mieście. Ciężko było określić moje położenie, gdy wokół panowały egipskie ciemności. Musiał być środek nocy - księżyc górował na czarnym niebie, jednak obok niego nie było nawet jednej gwiazdy. Jakby wyparowały, tak samo, jak wszelkie istoty żyjące na ziemi. Lampy na ulicach przestały działać. Może zabrakło prądu? Albo ktoś zapomniał je zapalić. Odetchnąłem z ulgą, gdy zauważyłem znany mi dobrze park po przeciwnej stronie ulicy. Ach, jak dobrze, że mój wzrok pomału zaczął przyzwyczajać się do mroku.
             Znikąd tuż obok mnie pojawiły się dwie czarne postaci. Najsampierw nie potrafiłem ocenić, kim są ci ludzie. Jedna z nich była wyższa, na pierwszy rzut oka wyglądała na bardzo dobrze zbudowaną i silną. Był to mężczyzna, ciemnowłosy i bardzo wysoki mężczyzna, zauważyłem, gdy nieco się zbliżyli. Druga osoba była dużo drobniejsza i bardzo chuda. Przy owym facecie wyglądała niemal jak dziecko.
             Chciałem się odezwać. Czułem bardzo silną, wewnętrzną potrzebę rozmowy z drugim człowiekiem. Zupełnie, jak gdybym stał na tym odludziu od kilku miesięcy. Coś mnie jednak zablokowało i to, co próbowałem wypowiedzieć, ugrzęzło mi w gardle. Zaniepokojony tym faktem, próbowałem krzyknąć. Niestety, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Zmarszczyłem brwi. Nie dość, że nie mogłem się poruszyć, to jeszcze nie mogłem nic powiedzieć. Musiałem tkwić w jednym miejscu i biernie obserwować, co działo się z ową nieznaną mi dwójką.
             Nie bardzo potrafiłem się skupić na tym, co działo się dookoła mnie. Zamarzałem na kość. Przyjrzałem się swojemu ubraniu. Nic dziwnego, że nie mogłem wytrzymać tego zimna - miałem na sobie tylko krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem. Wyglądałem, jakbym szykował się na słoneczny dzień na plaży. Zebrałem się w sobie i próbowałem śledzić poczynania ludzi, którzy zapewne jako jedyni przebywali w promieniu kilometra.
             Na początku nie działo się nic nadzwyczajnego. Mężczyzna prowadził tę kobietę, trzymając dłoń na jej ramieniu. Zauważyłem jednak, że dziewczyna próbowała stawiać mu opór. Wyglądało to, jak gdyby wręcz brzydziła się dotyku jej towarzysza, zaczęła bowiem strącać jego rękę, za co, o zgrozo, została skarcona nie tylko przez jego wzrok. Mężczyzna podniósł drugą rękę i wymierzył cios w jej policzek, bez najmniejszego zawahania. Kobieta zatoczyła się do tyłu, zginając w pół i trzymając dłoń na obolałym miejscu. Gdy wykonała tak gwałtowny ruch, kaptur zsunął się z jej falowanych, blond włosów.
             Zalała mnie fala gniewu. Nie wiedziałem, kim była ta dziewczyna, ale kimkolwiek by nie była, ten facet nie miał prawa jej uderzyć! Nie miał prawa nawet podnieść na nią ręki! Z wściekłością próbowałem wyrwać się z uścisku niewidzialnej siły,  jednak nie dałem rady. Byłem za słaby, nie poruszyłem się nawet o milimetr. Wtedy kobieta odwróciła się w moją stronę.
             Zamarłem.
             Błękitne oczy, delikatne rysy twarzy, blond loki, gładko opadające na jej wychudzone ramiona. Wyglądała, jakby nie jadła przez kilka tygodni. Jej policzki były zapadnięte. Z lekką trudnością, ale zauważyłem również sińce pod oczami. Przerażenie w jej oczach potęgowało z każdą kolejną sekundą.
             Anya. Moja Anya.
             Zacząłem się szarpać. Ile tylko miałem w sobie siły, tyle włożyłem w próbę ucieczki z niewidzialnych sideł. Bezskutecznie. Gniew wzmagał się, tak samo jak strach blondynki. Teraz ja również zacząłem się bać. Nie bałem się już o siebie. O to, czy kiedykolwiek wydostanę się z tej pieprzonej pułapki, czy może umrę tam w samotności. Albo, co gorsza, umrę, patrząc na umierającą Any. Bałem się o nią.
             Nie wiedziałem jeszcze, kim był mężczyzna, który tak okrutnie potraktował Anyę, ale już miałem ochotę go zabić. Rozszarpać na kawałki, nie zastanawiając się nad tym nawet przez sekundę. Jak na zawołanie, facet zrzucił z głowy kaptur, pokazując swoje oblicze. Czarne, dość długie włosy. Ciemne tęczówki, pełne żądzy mordu. Zadarty nos i wykrzywione w grymasie wściekłości usta. Krzyknął coś w stronę An, jednak nie potrafiłem zrozumieć sensu tych słów. Brzmiały jak przekleństwa, rzucane pod adresem dziewczyny, tyle że w nieznanym mi języku. Z twarzy blondynki dało się wyczytać wszystko. Zrozumiała, co powiedział mężczyzna. Dlatego stanęła bez ruchu z lekko rozchylonymi ustami. To musiała być groźba, zapewne tak przerażająca i prawdziwa, że Anya bała wykonać się jakikolwiek ruch.
             Nagle jej zachowanie diametralnie się zmieniło. Widocznie miała dość takiego traktowania. Nie wychylaj się, błagam - pomyślałem. - Może uda mi się ci pomóc, wytrzymaj. Błagałem ją w myślach. Szkoda, że dziewczyna nie potrafiła w nich czytać.
             Postawienie się temu mężczyźnie było najgorszym, co mogła zrobić. Spadł na nią jego gniew, w najgorszym znaczeniu tych słów. Nie zawahał się nawet raz. Uderzył ją w twarz. Raz. Drugi. Trzeci. Krzywiłem się za każdym razem, gdy jego dłoń dotykała jej delikatnej skóry. Wierzgałem się coraz bardziej, próbując czym prędzej rzucić się na ratunek mojej ukochanej.
             - Boże, błagam - szepnąłem. O dziwo moje słowa tym razem bez przeszkód wydobyły się z krtani.
             Ale było już za późno.


             - Nie!!! - krzyknąłem na całe gardło, podnosząc się do pozycji siedzącej w tym samym momencie, w którym Liam zapalił lampkę nocną. Spojrzał na mnie zatroskany.
             Byłem w swoim pokoju. Byłem w domu. Mogłem się ruszać, mogłem mówić. Mój krzyk rozniósł się echem, zapewne po całym budynku.
             To tylko zły sen, to tylko zły sen, to był tylko, zły, sen - powtarzałem w myślach. Obtarłem wierzchem roztrzęsionej dłoni czoło, które było mokre od zimnego potu. Nie czułem się na siłach, by cokolwiek odpowiedzieć na ciche pytanie Payna. Czy wszystko grało? Nic nie grało! Powoli do mnie docierał finał koszmaru, który wyśniłem zaledwie przed chwilą. Finał, w którym moja bratnia dusza była zdana na jakiegoś szaleńca i psychopatę! Cyklicznie rozchylałem i zamykałem usta, szybko wdychając powietrze nosem i wydychając ustami. Musiałem się opanować. Przecież to był tylko sen.
             Mało nie wyskoczyłem z siebie, gdy poczułem rękę Liama na swoim ciele. Nawet nie zauważyłem, kiedy kumpel przysiadł się obok mnie i objął mnie ramieniem. Instynktownie wtuliłem się w jego pierś. Mimo  wielu sprzeczek i kłótni cieszyłem się, że miałem kogoś takiego obok siebie. Zawsze pomagał mi w trudnych chwilach, jakby za pstryknięciem palca zapominał o swoich sprawach i problemach.
             Wciąż świeży obraz Any, osuwającej się bezwładnie po ścianie budynku, atakował moją wyobraźnię. Widziałem tę scenę w kółko i w kółko, nie potrafiąc pozbyć się tego z mojej głowy. Tak, to był tylko sen, ale zbyt realistyczny. Poczułem nagle ogromną potrzebę odwiedzenia Anyi. Musiałem się przekonać, na własne oczy zobaczyć, że jest bezpieczna i nic jej nie grozi.
             - Muszę tam iść. Muszę iść do An. - Mój głos załamał się dwukrotnie, jednak zignorowałem to, próbując wyrwać się z uścisku Payna.
             - Nialler, jest trzecia w nocy. Nie sądzę, że spodoba jej się wizyta o tak późnej porze - powiedział spokojnie. Warknąłem cicho. - Idź spać, jutro z nią porozmawiasz.
             - Iść spać?! Chyba już nigdy w życiu nie zasnę! Po tym, co właśnie przeszedłem, jestem gotów nawet wetknąć sobie zapałki pod powieki, byleby nigdy nie doświadczyć tego ponownie...
             - Co ci się śniło? - zapytał z troską w głosie.
             - Anya... Straciłem ją. Bezpowrotnie - szepnąłem bardzo cicho.
             Usłyszałem zdławiony okrzyk zdziwienia. Zrozumiał aluzję. Wyczuł, że to, co zdarzyło się w tym koszmarze było gorsze, niż niejeden horror. W końcu patrzenie na to, jak jakiś bydlak atakuje twoją ukochaną może nieźle zadziałać na psychikę.
             - Sądzę, że to dlatego, że tak bardzo boisz się ją stracić - rzucił, gdy już opanował emocje. Wciąż był zszokowany. Próbował to ukryć, jednak za dobrze go znałem, by mu się to udało.
             Pokręciłem głową w zamyśleniu. Miał całkowitą rację. Wczorajsze spotkanie udało się znakomicie. Ba! Było lepiej, niż znakomicie! Ale to nie znaczyło, że nie zamartwiałem się już o naszą wspólną przyszłość. Czy teraz przez cały czas będę żył w strachu przed jej utratą?

              Siedziałem na skórzanej kanapie w salonie, okryty ciepłym, białym kocem z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Kilka minut wcześniej wybiła godzina siódma rano, na zewnątrz bardzo szybko wschodziło słońce. Ze zgaszeniem lampki, która szczerze mówiąc i tak ledwo rzucała jakiekolwiek światło, i tak czekałem, aż stała się kompletnie niepotrzebna. Siedzenie w ciemnościach po takim sennym koszmarze byłoby dla mnie wielką katorgą. Zwłaszcza, że przypadkiem mógłbym zasnąć, zupełnie jak Liam, który właśnie ślinił oparcie kanapy.
             Uparł się, że dotrzyma mi towarzystwa do samego rana. Choć prosiłem go kilkakrotnie, by wrócił do łóżka - nie zgodził się. Standardowe zachowanie Liama Payne'a. Czy on czuł tak silną, wewnętrzną potrzebę pomagania ludziom? To chyba byłoby również jasne wytłumaczenie jego oślego oporu.
             Postanowiłem, że nie będę go budził. Co prawda mógłbym zacząć go szturchać i prosić, by wrócił do pokoju i dobrze się wyspał przed dzisiejszym koncertem, jednak wiedziałem, że to byłoby bezsensowne. Tylko wisiałby mi nad ramieniem, próbując opanować zmęczenie. Doceniałem jego oddanie i troskę. To było naprawdę miłe, że wciąż miałem kogoś, kto próbował mnie ratować z każdej opresji. Nawet tak głupiej, jak nocne koszmary. Dlatego zawsze starałem się odwdzięczać tym samym. Dobrze wiedział, że jestem tuż obok w razie potrzeby. Między nami była tylko jedna różnica - ja przyjmowałem pomoc przyjaciół, on nie zawsze chciał na to przystać. Był niezależny od nas. Czuł się w pewnym sensie odpowiedzialny za całą naszą czwórkę, dlatego próbował nas upilnować. Nie działało to jednak w drugą stronę. Za każdym razem, gdy widzieliśmy, że jest przybity i małomówny - próbowaliśmy mu jakoś pomóc, ale zawsze zbywał nas machnięciem ręki. Otaczał się murem obronnym, dzięki niemu samodzielnie mógł rozprawić się ze wszystkimi problemami. Podziwiałem go za to. Zarówno za odwagę i wytrwałość, jak i za troskę i bezinteresowność.
             Liam wyspał się chociaż trochę. Ja wciąż bałem się zmrużyć oczy, co męczyło mnie dużo bardziej, niż sam koszmar. Jak ja będę wyglądał wieczorem na koncercie?, zapytałem samego siebie. Gorzej niż zombie - znalazłem odpowiedź. Westchnąłem cicho i pociągnąłem przeogromny łyk wciąż jeszcze parującego napoju. Wypiję kilka kaw, kofeina mnie pobudzi i jakoś dam radę, pomyślałem od razu. Załamałbym się, gdybym teraz zawalił tak ważny dla nas wszystkich wieczór. Co prawda przerwa była krótka, zaledwie dwutygodniowa, jednakże i tak wszyscy odczuwaliśmy jej skutki. Nie tyle stęskniliśmy się za występami na scenie, za szalejącym tłumem, co odzwyczailiśmy się od tego. Przynajmniej ja odczuwałem to w tenże sposób.
             Spojrzałem na chrapiącego wniebogłosy Liama. Spał jak kamień. To była moja szansa, by na chwilę zajrzeć do pokoju, w którym zapewne wciąż smacznie spała Any. Nie chciałem jej budzić, potrzebowałem po prostu choć przez chwilę na nią popatrzeć. Upewnić się, że na pewno, w dwustu procentach nic jej nie groziło. Cóż, to było trochę niedorzeczne, bo co mogłoby jej się stać w przytulnym domu, w tej bardzo przyjaznej i spokojnej dzielnicy? Co najwyżej mogła dostać skurczu, w którejś części ciała, ewentualnie, tak samo jak mnie, mogły ją męczyć złe sny. To nie był dobry powód, by nawiedzać ją o tak wczesnej porze.
             Przygryzłem dolną wargę, przez chwilę walcząc z samym sobą. Iść czy nie iść?, zapytałem siebie kilkakrotnie. Z jednej strony, nic by się nie stało, gdybym tylko do niej zajrzał. Z drugiej natomiast bałem się, że przez przypadek bym ją obudził. Może miałaby mi to za złe? Zapewne chciałaby wtedy wiedzieć, jaki mam powód, by zrywać ją tak wcześnie z łóżka. Co bym wtedy powiedział? Miałem koszmar? Nawet w mojej głowie brzmiało to, jak zwykła, dziecinna wymówka, gdy tata lub mama orientują się, że ich maluch zamiast spać grzecznie u siebie, wylegiwał się między nimi na ich łóżku. Westchnąłem przeciągle, podejmując w końcu decyzję.
             Ułożyłem się wygodniej na kanapie, przymykając lekko powieki. Poczekam, aż wstanie i pojawi się w kuchni, pomyślałem. Z ulgą stwierdziłem, że podjąłem odpowiednią decyzję. A przynajmniej próbowałem przekonać samego siebie, że podjąłem odpowiednią decyzję, by móc nieco się odprężyć i spróbować choć na chwilę wyczyścić głowę ze zbędnych myśli.
             Wystarczyła chwila nieuwagi, a te kilka nieprzespanych godzin, w których męczyłem się nie tylko z nawiedzającym mnie snem, a nawet z samym sobą, poszło w las. Nim zdążyłem po raz kolejny odgonić zmęczenie, chrapałem już w najlepsze razem z Liamem.

             Wciąż byłam lekko skołowana i zaspana, dlatego kroki na schodach stawiałam bardzo, bardzo powoli, by czasem przez przypadek nie ominąć żadnego stopnia, albo nagle z roztrzepania nie zapomnieć jak się chodzi. Gdy bezpiecznie stanęłam na drewnianej podłodze, na parterze, przeciągnęłam się po raz kolejny i przetarłam oczy, by złapać ciut lepszą ostrość widzenia. Następnie rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu choć jednej, żywej duszy. Dochodziła dziesiąta, a na ogół o tej porze w sobotę ktoś zawsze okupował kanapę, przerzucając z nudów kanały w telewizji. Zazwyczaj był to Louis z Harrym. Później przyłączał się Zayn, a na końcu wpadał Liam z Niallem. Tym razem było inaczej. Chłopacy widocznie wciąż wypoczywali, korzystając z ostatnich chwil wolności, nim będą zmuszeni znów rzucić się w wir pracy. Przyjemnej, jednakże wciąż pracy. Prawie wszyscy. Z niemałym zdziwieniem zauważyłam jasnowłosą postać, która wylegiwała się na sofie.
             Czyżby Niall pokłócił się z Liamem? Może tamten wyrzucił go z pokoju? Przeskrobał coś? - zadawałam sobie kolejne pytania, równocześnie skradając się jak najciszej, by tylko nie zbudzić śpiącego blondyna. Oparłam się brodą o oparcie sofy, spoglądając na wypoczywającego chłopaka. Wyglądał tak słodko, kiedy spał! Jedną rękę miał podłożoną pod głowę, drugą natomiast położył na klatce piersiowej. Oddychał miarowo i spokojnie. Uśmiechnął się przez sen, co przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. Przez chwilę mi się wydawało, że może powraca do realnego świata, jednak tylko westchnął przeciągle i ułożył się w wygodniejszej pozycji. Zaśmiałam się bezgłośnie, po czym bezszelestnie przemieściłam się na drugą stronę kanapy. Przykucnęłam przed blondynem i wpatrzyłam się w niego, niczym w obrazek.
             Od wczoraj zastanawiałam się, czy mogłam zacząć go nazywać "swoim" Niallem. "Mój Niall, mój Niall, mój Niall" - powtórzyłam kilka razy w głowie. Z radością zauważyłam, że choć nie wypowiedziane na głos, brzmiało cudownie. Jednak wolałam na razie się tym nie afiszować. Szczerze mówiąc, po prostu bałam się od razu zrobić ten przeogromny krok do przodu i zacząć obnosić się ze swoimi uczuciami względem chłopaka. Nie do końca wiedziałam, na czym stałam, dlatego zdecydowałam się czekać na jego ruch. Jeżeli on nie będzie miał nic przeciwko, a wręcz sam będzie próbował oznajmić światu, co nas łączy - to chyba nie mogłam temu zaprzeczyć. Bałam się jednak myśleć o tym, co by było, gdyby chłopak zdecydował nie tyle ukrywać nas przed wszystkimi, co po prostu sobie odpuścić. Może dla niego poprzedni wieczór wcale wiele nie znaczył?
             Nie potrafiłam przezwyciężyć siebie. Pod wpływem impulsu, moja ręka powędrowała w kierunku Nialla. Delikatnie, acz stanowczo wplotłam palce w jego blond włosy. Nawet gdybym przez przypadek zrobiła to zbyt gwałtownie i obudziła tym gestem biednego Horana, on i tak musiał zwlec się z sofy do godziny jedenastej. Później zaczynał się cały przed koncertowy szał - czyli chłopacy po kolei trafiali z rąk stylistek, fryzjerów, makijażystek, pod opiekę choreografów, scenarzystów, a później samego Paula. Dochodziła dziesiąta - godzina w te, czy w te, co za różnica?
             Jak na zawołanie chłopak mruknął cicho, delikatnie rozchylając powieki. Gwałtownie cofnęłam rękę, rzucając mu przepraszające spojrzenie. Przetarł oczy wierzchem dłoni i z lekkim zdziwieniem i roztrzepaniem zmierzył mnie wzrokiem, jakby jeszcze do końca nie dostrzegł mojej osoby. Gdy już przyzwyczaił się do światła, jego mina diametralnie się zmieniła. Uśmiechnął się szeroko, a w jego tęczówkach zatańczyły urocze iskierki szczęścia. Podobało mi się to, że patrzył na mnie z takim zaufaniem i oddaniem, jak gdyby nie widział mnie przez bardzo, bardzo długi czas. Podciągnął się na rękach, do pozycji w pół leżącej.
             Nim zdążyłam zaprotestować, ba!, nim zdążyłam w ogóle zauważyć, leżałam już obok Nialla, który delikatnie obejmował mnie ramieniem. Chyba poważnie powinnam zastanowić się nad swoją wagą, pomyślałam. Skoro chłopak jednym ruchem z łatwością potrafił "ułożyć" mnie obok siebie... Może to jego siła była ponadprzeciętna?
             Nic nie mówiąc, wtuliłam się w jego pierś, obejmując go w tali. Delikatnie pogładził moje włosy. Tak mały, prosty gest, a potrafił mnie tak bardzo odprężyć. Cieszyłam się, że w jego towarzystwie nie miałam jeszcze tych nieprzyjemnych sytuacji, w których nie potrafiłam się zachować. Jego otwartość i bezpośredniość w okazywaniu uczuć wcale mnie nie zawstydzały i nie sprawiały, że machinalnie sztywniałam. Wręcz przeciwnie - nie myślałam o tym, co powinnam robić, a kierowałam się instynktem i emocjami. Potrafiłam się zrelaksować i przestać przejmować się wszystkim dookoła.
             Chłopak westchnął przeciągle, napawając się wspólnymi chwilami, wspólnie zaczętym dniem. Przepełniony zapachem mięty oddech blondyna delikatnie załaskotał mnie w ucho. Zaśmiałam się cicho, a gdy spojrzał na mnie kątem oka, zapytałam:
            - O której wstałeś?
            Byłam w stu procentach pewna, że Niall wstał dużo wcześniej, niż przypuszczałam. Najwidoczniej trochę mu się przysnęło, gdy już się wyszykował - przebrał i wykonał poranną toaletę. Mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Przewrócił oczami i powtórzył, już nieco głośniej:
             - Nie spałem przez pół nocy. Było grubo po trzeciej, gdy zerwałem się z łóżka. Zasnąłem przez przypadek, koło siódmej rano - wyjaśnił spokojnie, jak gdyby nieprzespana noc była u niego codziennością.
             - Teraz będę miała wyrzuty sumienia, że w ogóle miałam czelność cię znów budzić - jęknęłam. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
             - Daj spokój, to była najlepsza pobudka, o jakiej bym mógł pomarzyć. Nie ważne, o której godzinie. - Uśmiechnął się promiennie, dzięki czemu nieco odetchnęłam. Poczułam, jak na mojej twarzy pojawiają się delikatne rumieńce. Może i u boku Horana byłam szczęśliwa i czułam się bezpieczna, jednak nie zdążyłam jeszcze przyzwyczaić się do komplementów, rzucanych przez niego pod mój adres.
            Zaśmiał się cicho, gdy schowałam głowę w zagłębienie między jego szyją a ramieniem.

             - Co powiesz na płatki kukurydziane? - Blondyn pokręcił głową w odpowiedzi. Siedział przy stole w kuchni, podpierając dłonią głowę, wisząc nad dopiero co zaparzoną kawą. - No to może gofry? - zapytałam z nadzieją. Niestety, mój kolejny pomysł spotkał się z odmową. Dziwne, na ogół Niall nigdy nie wybrzydzał, jeżeli chodziło o śniadanie. - Moja ostatnia propozycja: naleśniki. Pasuje?
             Chłopak burknął ciche "tak". To naprawdę była ostania propozycja, dlatego nie mógł jej nie przyjąć. Zresztą, dobrze wiedziałam, jak bardzo blondyn uwielbiał to danie. Zajęłam się więc jego przygotowywaniem, a gdy pierwsze naleśniki smażyły się na patelce, zaczęłam wyciągać resztę potrzebnych do dania dodatków. Ustawiłam na stole w rządku słoik z dżemem, butelkę z sosem czekoladowym, słoiczek nutelli i cukier puder. Niallowi zabłysły oczy, gdy powyciągałam najpyszniejszą i najbardziej tuczącą żywność na stół. Ucieszyło mnie to, gdyż odkąd ściągnęłam go z kanapy, robiłam co w mojej mocy, by w jakikolwiek sposób poprawić mu humor. Chciałam wyrwać go z tego dziwnego otępienia, w które wpadł, gdy już do końca się rozbudził.
             - Dlaczego nie spałeś w nocy? - zapytałam, kiedy obydwoje zajadaliśmy gotowe żarełko.
             - Męczyły mnie koszmary - powiedział spokojnie. Urwał temat po tych trzech słowach. Żeby czegokolwiek się dowiedzieć, oczywiście musiałam ciągnąć go za język.
             - A co ci się śniło?
             Skrzywił się, słysząc to pytanie. Miałam tylko cichą nadzieję, że to nie była reakcja na jedzenie, które przed chwilą przygotowałam. Uśmiechnął się przyjaźnie, podchwytując mój wzrok.
             - Kiedyś ci opowiem. Nie mam siły do tego wracać. - Kolejny grymas pojawił się na jego twarzy.
             - Mogę coś zrobić, żeby poprawić ci humor? Bardzo nie lubię, kiedy chodzisz taki zdołowany - przyznałam.
             - Zawsze możesz mnie przytulić - zaśmiał się, nawet dość radośnie. Nie skorzystałam jednak z jego rady, wpadłam na ciut lepszy pomysł.
             Wstałam z krzesła, obeszłam stół dookoła i stanęłam tuż obok niego. Wzięłam widelec, który akurat trzymał w ręce i odłożyłam go delikatnie na blat. Spojrzał na mnie zaintrygowany. Sama nie do końca wiedziałam, co czyniłam. Poszłam na żywioł. Najpierw złapałam go za rękę, by później bezceremonialnie usiąść mu na kolanach. Wyglądał na zadowolonego z moich małych gestów. Objął mnie w talii i lekko przytulił, gdy ja położyłam mu dłoń na policzku i spojrzałam w jego niebieskie, cudowne tęczówki. Jak zawsze, widziałam w nich niesamowitą ilość uczucia i bardzo dużo radości. Potarłam nosem o jego nos, po czym ucałowałam prosto w usta. Jego wargi jak zawsze były ciepłe i delikatne. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, nim w końcu przestaliśmy oddawać sobie nawzajem kolejne buziaki.
             - Pomogło? - szepnęłam, wcale się od niego nie odsuwając.
             - Zdecydowanie - odpowiedział spokojnie, po raz kolejny wpijając się w moje usta. Poczułam, że się uśmiecha, więc bez zawahania odwzajemniłam gest. Niestety, ale nasz spokój został zakłócony zaledwie chwilę później.
             Usłyszałam ciche "ble", dobiegające gdzieś zza moich pleców. Machinalnie odskoczyłam od Nialla, jak gdybym własnie została przyłapana na strasznej zbrodni. Na moich policzkach znów zapłonął rumieniec, gdy spojrzałam w stronę zdegustowanego Harry'ego, który wzdrygnął się po raz kolejny - tym razem na pokaz. Blondyn wywrócił oczami, gdy kędzierzawy puścił mu oczko, zabierając z jego talerza jednego naleśnika. Zauważyłam, że zdążył jeszcze szepnąć coś w stronę Nialla, po czym spojrzał na mnie z jedną brwią uniesioną wysoko w górze. Zmrużyłam oczy, uporczywie wpatrując się w lokowatego koleżkę, którego w tamtej chwili miałam ochotę zabić, za zniszczenie tak cudownej atmosfery. Przytupywałam nogą, próbując pokazać tym swoje zniecierpliwienie. Chciałam, by sobie jak najszybciej poszedł i zostawił nas samych.
             - Niezły rytm - zaśmiał się, sięgając po szklankę, z której chwilę wcześniej popijałam mleko. Westchnęłam ciężko, próbując zachować spokój. W myślach zaczęłam nawet liczyć do dziesięciu. Niestety, doszłam do ośmiu, a złość wcale nie zniknęła.
             - Harry, bądź tak łaskaw i nie męcz już naszych gołąbeczków - rzucił Zayn, który nagle zmaterializował się w kuchni, tuż obok mnie. Zaskoczona spoglądałam to na niego, to na Hazzę, to na Nialla i tak kilka razy, aż zmęczona całą sytuacją, zdegustowana po prostu wyszłam z pokoju. Straciłam ochotę na żarty.

             Po wielu godzinach przygotowań i kilkudziesięciu minutowej rozmowie z Paulem, wreszcie nadszedł czas, by wyjść na scenę. Z chłopakami wciąż staliśmy za kulisami, pogrążeni w całkowitej ciszy. Czekaliśmy na sygnał, po którym radośnie powinniśmy wbiec na scenę. Spojrzałem na resztę zespołu, wszyscy w skupieniu wpatrywali się w publiczność, która zebrała się w sali. Powędrowałem za ich wzrokiem. Ponad cztery tysiące miejsc liczyła sobie cała aula. Bilety wyprzedano w zaledwie kilka godzin, co właściwie nie powinno nas już dziwić. 
             Miałem ochotę się uśmiechnąć. W końcu za moment na nowo będę w swoim żywiole, pomyślałem. Powstrzymało mnie jednak to delikatne ukłucie w sercu, zapowiadające nadchodzącą falę delikatnego stresu. Pomimo tego że dawaliśmy już wspólnie setki koncertów, ja i tak zawsze czułem to napięcie, związane z wyjściem przed tak ogromny tłum. Wszystko zawsze było opanowane do perfekcji, staraliśmy się bowiem, żeby cały czas trzymać ten sam, wysoki poziom, który sami sobie narzuciliśmy. Cóż z tego, jak i tak zawsze przez te kilka sekund sterczenia na scenie, nim w końcu ja wchodziłem z wokalem, czułem się, jakbym był zrobiony z waty cukrowej. Później wszystko szło gładko. 
             Ten moment, gdy śpiewasz, a razem z twoim głosem rozbrzmiewa tysiąc innych, nucących tę samą melodię, te same słowa. Wtedy wszystko wydawało się być proste, nienaturalnie piękne i magiczne. Trochę, jakbym nagle znalazł się na innej planecie. Na swojej własnej planecie. 
             Odwróciłem się na chwilę, by zerknąć na kadrę, która po wypełnieniu swoich obowiązków, teraz patrzyła na nas z dumą i czekała na rozwój wydarzeń. Każdy z nich w nas wierzył. Każdy nam dopingował i to było niesamowite. Dało się poczuć wewnętrzny zastrzyk energii. W tej małej grupce zauważyłem Anyę, która lustrowała nas teraz po kolei wzrokiem, zatrzymując się na dłużej na osobie Nialla. 
             Cieszyłem się, że tej dwójce się układało. Zrozumiałem w końcu, że to, iż ja nie miałem szczęścia w miłości wcale nie oznaczało, że innym również muszę odbierać taką możliwość. Czy można dorosnąć w kilka dni? Czy to tylko spotkanie z bezczelną byłą (obecną?) dziewczyną zmieniło moje nastawienie? Pokręciłem głową, również wpatrując się w Horana, który z kolei nie spuszczał wzroku ze sceny. Podszedłem do niego i położyłem mu rękę na ramieniu. Do występu zostało kilka minut, chyba zdążę wszystko załatwić i wejść do swojego świata z czystym sumieniem?, zapytałem siebie. Chłopak machinalnie odwrócił się w moją stronę i posłał mi szeroki uśmiech. Odwzajemniłem gest, ciesząc się, że mimo wszystko teraz między nami jest jak dawniej. 
             - Między nami wszystko gra, ma się rozumieć? - zapytałem, by się upewnić. Ściągnął brwi w wyrazie konsternacji. Czyżby nawet nie pamiętał, że mieliśmy się o co kłócić w ostatnim czasie?
             - Hazza, oczywiście, że tak. Już dawno zostawiłem to za sobą - odpowiedział po krótkim namyśle.
             Pokiwałem głową w zamyśleniu, gdy on pociągnął mnie za rękę w stronę sceny. Nie usłyszałem sygnału, dobrze, że Niall czuwał. Z szerokim uśmiechem pobiegłem na wyznaczone wcześniej na próbach miejsce i rozejrzałem się po auli. Jak zwykle zauważyłem przeogromną liczbę dziewcząt. Gdzieniegdzie można było zauważyć mężczyzn, którzy albo zostali zmuszeni do przyjścia, albo naprawdę byli naszymi fanami i właśnie krzyczeli wraz z resztą kobiet. 
             Skrzywiłem się nieznacznie, na krótką sekundę. Przez myśl przeleciało mi jedno stwierdzenie... Tyle kobiet znajdowało się na tej sali, tyle dziewcząt, które podobno mnie "uwielbiały" i zrobiłyby wszystko, żeby móc mnie poznać, a tak naprawdę żadna z nich nawet nie potrafiłaby mnie pokochać takiego, jakim jestem naprawdę, nie na scenie. Pokręciłem delikatnie głową, otrząsając się z nagłego natłoku nurtujących myśli. To nie był czas na rozwikłanie zagadek sensu istnienia, ani tego, gdzie odnajdę prawdziwą miłość. To był czas na zabawę i radość. Przeogromną radość i dobrą energię, którą wymienialiśmy się z chłopakami i całą publicznością. Szeroki uśmiech znów zawitał na mojej twarzy. 
~*~ 

Cześć i czołem! :) 
Nie wiem, czy czasem przypadkiem nie przesadziłam z długością, ale tak jakoś wyszło. 
Po ostatnim rozdziale zaczęłam się zastanawiać, czy ja was przypadkiem nie zanudzam? Pomyślałam już nawet o uśmierceniu jednego z bohaterów wcześniej, niż miałam w planach, ale stwierdziłam, że to byłoby bezsensowne. No cóż, dzieje się? No dzieje się, ale może się dziać więcej ^.^ 
Nowego szablonu jeszcze nie ma, może w tym tygodniu się pojawi. Niestety, ale jak już znalazłam czas, to odeszła wena na tworzenie. 
Błędy sprawdzałam dwukrotnie, ale jeżeli czegoś nie wyłapałam, to wybaczcie. Zapewne zrobię to po raz trzeci dzisiaj wieczorem, tak na świeży umysł :D
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego weekendu! :*

20 komentarzy:

  1. Koszmar Niall'a i jego reakcja na niego pokazuje jak mu zależy na Any. To jest takie cudowne :D. I jeszcze ta scena w kuchni. Cholernie mnie to cieszy, że wszystko się układa. Martwi mnie właśnie Styles, tak mi szkoda biedaka, no. Fajnie byłoby, gdyby i on znalazł kogoś, kto dawałby mu szczęście i z kim miałby taką wspaniałą relację jak Niall i Anya. Strasznie mi się to podoba jak opisujesz uczucia Any względem Horana i na odwrót. To jest po prostu takie prawdziwe, i sprawia, że odnosi się wrażenie, jakby miało się pewne połączenie z bohaterami. Można się wczuć ;).
    I rany, ty chcesz kogoś uśmiercić? O nie, toż to będzie masowe wyciskanie łez z czytelników ;P. Pozdrawiam i dziękuję serdecznie za te komentarze u mnie, które są niezwykle podbudowujące i sprawiają, że zawsze z uśmiechem na twarzy je czytam ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. uff na szczęście to był tylko sen :D
    Te chwile w których An i Nialler są dla siebie tacy słodcy <333
    Po prostu kocham to opowiadanie xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoł... Niall i jego koszmar. To był tylko sen i wierzę, że jednak się nie sprawdzi. No nie może przecież, bo Anya i Horan są sobie przeznaczeni (ot tak wg mnie ;d) i muszą być razem. Bez względu na wszystko. A Haz to im chyba zazdrości, ale na całe szczęście nie jest aż tak źle, jak by mogło być. Mam nadzieję, iż w jego kędzierzawej główce nie zrodzi się jakiś szatański plan. A ponoć umysł Stylesa to całkiem ciekawe miejsce ;d I Ty mi nikogo nie uśmiercaj! Nie wolno!
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zanudzasz! Naprawdę faaajne to opowiadanie,szablon zajebisty,jednym słowem - cudo!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co Ty gadasz, im dłuższe ty lepsze :D
    czekam z niecierpliwością na następny zajebisty rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. nie lubię koszmarów, a ten był właśnie takim, który nigdy nie powinien się przyśnić. dobrze, że między Harrym, a Niallem wszystko wróciło do normy. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. brr...ten koszmar mnie przeraził.Ale nie wierzę w spełnianie snów więc ok :D
    Hazza i Niall znowu przyjaciółmi - I like it.
    Czekam na następny z wielką niecierpliwością *.*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne <3 !
    Na początku rozdział mnie przerażał, a potem doszliśmy do części, która działa się w rzeczywiatości :D Tylko możesz doprowadzić mnie do śmiechu i płaczu jednocześnie.
    Jak czytam o Niallu i Anyi to mam wrażenie, że jestem tą dziewczyną. Niall i Anya są razem tacy słodcy *.* Aniall :D
    Moment w kuchni :D Haha... Uwielbiam to ;) Ale szkoda mi Hazzy. Widać, że chciałby mieć dziewczynę. Zrób, proszę ja ciebie, aby wszyscy na koniec byli szczęśliwi, dobrze?
    Nie musisz zmieniać szablonu, bo ten jest uroczy! Z takiem Horankiem z boku od razu chce się czytać.
    No i Harry i Niall się w końcu pogodzili! Oni siebie potrzebowali, w końcu to najlepsi przyjaciele :)
    Życzę ci duuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam i czekałam, na ten rozdział i w końcuuu :D Koszmar, był okropny na szczęście był tylko koszmarem i oby tak zostało. A Niall i Any to po prostu najsłodsza blogowa para chyba, aż mi ciepło na serduszku jak o nich czytam. Dobrze, że między Harym i Niallem wszystko jest w porządku. Ciesze się ogromnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem zachwycona tym, co dzieje się w twoim opowiadaniu. Naprawdę, cudownie. *__* Chciałabym dobierać słowa tak jak ty. To jest talent. : )
    A co do tego rozdziału to byłam trochę przestraszona tym początkiem. Ale na szczęście zakończenie było świetne. Harry i Niall oficjalnie się pogodzili co bardzo mnie ucieszyło. A jeszcze większą przyjemność sprawił mi wątek An i Niall'a. Świetnie mi się to czytało. : D Uśmiech sam na twarzy się pojawiał. <3
    Teraz tylko czekać na kolejny rozdział. : )

    OdpowiedzUsuń
  11. "Pomyślałam już nawet o uśmierceniu jednego z bohaterów wcześniej, niż miałam w planach, ale stwierdziłam, że to byłoby bezsensowne." ... ŻE CO?! Nie, nie, nie, nie, nie! Nie zrobisz mi tego prawda? Jak tak, to chyba będę musiała zrezygnować z czytania tego cudownego bloga... !!! Kocham scenki z Anyą i Niallem <3 mam nadzieję, że Harry będzie szczęśliwy A TY NIKOGO NIE UŚMIERCISZ!!!!

    No. To ja czekam na następny, zajefajny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Pomyślałam już nawet o uśmierceniu jednego z bohaterów wcześniej, niż miałam w planach, ale stwierdziłam, że to byłoby bezsensowne." ej ej ej prima aprilis jest w kwietniu, więc bez takich mi tu. ten sen Nialla...nie dziwie się, że tak go przeżył, tez bym sie porządnie wystraszyła. No i prawdą jest, że ten ciągły strach o utrate Any może się źle skończyć...Ale puki co są tak prze słodką parą, że nic dodać nic ująć. Nie psuj nic no błagam ;ccc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. OMFG zakochałam sie w nowym szablonie, jest przeeecudny!

      Usuń
  13. Wybacz mi najdroższa, że dopiero teraz komentuję. Jak zwykle mam wymówkę - nauka. Cóż tutaj poradzić? Życie nie bajką. Okey, odnosząc się do rozdziału - słodko i przerażająco jednocześnie. Niesamowicie mnie Horan tym snem przestraszył. Już myślałam, że to dzieje się naprawdę i dopiero po kilku minutach uświadomiłam sobie, że tekst jest pisany kursywą. Nie trudno więc zgadnąć, że będzie to retrospekcja lub sen. Czytając dalej przekonałam się do tego drugiego. Dżizas, chyba zaskarbiłaś sobie serca wszystkich Directioners na tej planecie! Która z nas nie chciałaby mieć obok siebie takiego Nialla, czuwającego, opiekuńczego, dbającego o bezpieczeństwo... Zazdroszczę Anyi, cholernie zazdroszczę, chociaż wiem, że to tylko postać z twojej wyobraźni. Mimo to jest tak codzienna, tak realistyczna... Brak słów dla twojego talentu dziewczyno. Oby tak dalej, kochamy cię! Szablon zapewne byłby piękny, gdyby nie wyświetlał się mi krzywo. To już jednak wina mojej rozdzielczości laptopa. Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  14. Przeczytałam i zapomniałam skomentować ;(
    Przepraszam ;****
    Aż ciarki przeszły mnie jak czytałam ten sen Nialla, masakra normalna mam tylko nadzieje że nic takiego się nie stanie ...
    To jak Any go obudziła i jak mu się przyglądała było takie uuuu ;))
    Dobrze że miedzy Niallem i Harrym wszystko gra :P
    Kocham Cię za to opowiadanie <33
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  15. Już, niestety, standardowo narobiłam sobie zaległości na twoim blogu. Co prawda liczyłam na więcej rozdziałów do nadrobienia, a tu tylko dwa. Niby t y l k o dwa, a emocje tak, czy siak mną targają do tej pory. Powrócę na chwilę do poprzedniej części i powiem, że podczas momentu randki, rozpływałam się. Nie mówiąc już o ich pocałunku i o tym, jak Niall wyjawił, że jednak pamiętał o ich pierwszym całusie. Po przeczytaniu tego aż krzyknęłam 'ojej' i wszyscy zwalili mi się do pokoju, pytając się co się stało. :D
    Jednakże gdy doszłam do ów rozdziału, nagle pozytywne emocje upadły i trochę się przestraszyłam, gdy czytałam, jak się później okazało, sen Horana. Boże, a już naprawdę myślałam, że to coś się działo, gdy nasze gołąbki wracały z randki. Ale na szczęście nie, uf. :) Poza tym Harry ma niezłe wyczucie czasu - wejść do kuchni w takim momencie! Karygodne. Mam nadzieję, że teraz będzie o wiele, wiele więcej takich przepięknych momentów w roli głównej z Anyą i Niallem. I, że nikt nie będzie im przeszkadzał. :)
    Czekam na ciąg dalszy. x

    www.trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie można się nie zgodzić z ostatnimi przemyśleniami Harrego. Zacznę od samego końca rozdziału, a co xd Ilość dziewczyn na ich koncertach przewyższa z kilkadziesiąt razy ilość chłopaków. I pewnie większość z nich nie tyle jest na chwilę, co zachwyca się samym wyglądem, a muzykę przyjmuje, że tak powiem, w pakiecie. No, ale koncert należy zagrać chociażby dla kilkunastu prawdziwych, nie zwracając uwagi na setki pozostałych.
    Przekraczają wszelkie granice bycia romantycznym. Poważnie! Ale w taki sposób, że wszystko jest jak najbardziej ok. :>
    Sen Nialla okropny... Nie dziwię się jego reakcji i strachowi przed zaśnięciem do samego rana. Po czymś takim trudno się otrząsnąć nawet jeśli to był tylko sen.

    OdpowiedzUsuń
  17. An na pewno nie byłaby zła gdyby w jej pokoju w środku nocy znalazł się Niall. Przytuliłaby go. Na pewno. Ona jest dobra. Moje zdania nie potrafią ułożyć się w logiczną całość. Zauważam to przy każdym komentarzu do Twojego rozdziału. Moje słowa nie są w stanie opisać tego, jak cudownie wprowadzasz mnie w ich ślad. Ale ja czuję potrzebę pisania tych nielogicznych, marnych zdań. Chcę.
    Nialler mnie zadziwia. Zadziwia? Nie wiem czy to dobre słowo. Ja go po prostu chyba poznaję. Tak, dajesz mi go poznawać przy każdym kolejnym fragmencie. Pokazujesz mi jak bardzo jest wartościowy, wrażliwy, inny, cudowny.
    Tak samo jak cudowne ma pobudki. No inni mogą mu pozazdrościć, bo An wie jak poprawić humor. Czy mogę jeszcze raz powtórzyć, że ich uwielbiam? Mogę, wiem. Tak, kocham ich Marti. Stworzyłaś tak piękny świat, że mogę Ci tylko za niego podziękować. ♥
    I ciekawie czytać o przeżyciach Hazzy ze sceny. Podziwiam Cię, że potrafisz wszystko tak idealnie i wiarygodnie opisać. Tak kochana, podziwiam Cię ♥
    Twoja psychofanka - Mai ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!