4 lipca 2012

Rozdział II: Gdzieś w Narnii

Anya
Wybiła godzina siedemnasta. Ubrana w czerwoną bluzkę z ledwo zauważalnym rękawkiem  i krótkie, dżinsowe spodenki z wysokim stanem, stanęłam przed lustrem. Ostatnie poprawki makijażu, fryzury i... obróciłam się raz dookoła osi, po czym z dumą wyszłam z pokoju. Na korytarzu zastałam Louisa. Uśmiechnął się, lustrując mnie wzrokiem.
- Harry już czeka na ciebie na dole. Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko gra - mówił z dziwnym zniecierpliwieniem w głosie.
- Pewnie, że gra. - Uśmiechnęłam się niemrawo. - A przynajmniej wszystko było w porządku, dopóki nie zobaczyłam tego nie spokoju w twoich oczach. Czym się tak martwisz?
- Martwię się o ciebie. Jakby coś poszło nie tak, cokolwiek, to dzwoń a zaraz tam będę, jasne? Pokiwałam głową. Byłam zdziwiona i lekko zmieszana. Nie łapałam jego toku myślenia. No bo co mogłoby pójść nie tak, skoro szłam z jego najlepszym przyjacielem? Czy on w ogóle nie miał do niego zaufania?
- Dobra, zbiłeś mnie z tropu, ale to nie jest teraz ważne. Ważne jest, że twój przyjaciel czeka na mnie na dole. - Spojrzałam wymownie na zegarek. - Jestem już spóźniona, więc jeżeli pozwolisz... - Wskazałam ręką schody.
Louis przytulił mnie jeszcze na pożegnanie, nim zbiegłam po schodach. W salonie zastałam Harry'ego, rozmawiającego z Zaynem. Nim skończyli dyskutować, zdążyłam wyciągnąć z szafki przy wejściu moje ukochane, białe adidasy.
Stanęłam naprzeciw chłopaków. Harry zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym uśmiechnął się szeroko i wstał, by otworzyć przede mną drzwi. Zerknęłam na Zayna, który tylko znacząco kiwnął do kumpla głową, i wyszłam z pomieszczenia.
- Co będziemy robić? - zapytałam zaciekawiona.
- Kino? - Pokręciłam głową na znak protestu, uśmiechając się przepraszająco. Nie miałam ochoty na siedzenie w dusznej sali, w dodatku w ciemnościach. - Kolacja?
- Świetny pomysł.
Z nie do końca szczerym uśmiechem na ustach wsiadłam do samochodu chłopaka. Wczoraj miałam ogromną ochotę na to wyjście. Wydawało mi się, że wyrwanie się z domu będzie dobrym pomysłem, zważywszy na to, że ostatnio nie zapuszczałam się dalej, jak kilka przecznic stąd, do jednej z moich koleżanek ze szkolnej ławki. Dzisiaj całe pozytywne odczucia gdzieś wyparowały. Nie wiedziałam, czy to przez nienaturalnie opiekuńcze, aczkolwiek standardowe zachowanie Louisa, porozumiewawcze spojrzenia Harry'ego z Zaynem, czy - po prostu - przez kobiece humory. Mimo wszystko, zdecydowałam się go nie wystawiać i spróbować, chociażby po to, by poznać go bliżej jako przyszłego przyjaciela.

*

Weszliśmy do mojej ulubionej, osadzonej gdzieś na obrzeżach Londynu, restauracji. Wielki, świecący szyld z napisem „Welcome”, którym witano gości znacznie wygasł odkąd byłam tutaj po raz ostatni kilka miesięcy temu. Przyszliśmy tu wtedy na rodzinną kolacje. Niegdyś zdarzały się dość często - teraz mogłabym o takiej tylko pomarzyć. Rodzice wciąż mieli mi za złe, że wyprowadziłam się z ich domu. Zamieszkałam z Louisem, bo nie mogłam z nimi dłużej wytrzymać. Czułam się tam jak w klatce. Cały czas byłam kontrolowana i tłamszona. To nie było miejsce dla mnie. Kochałam ich i czasem za nimi tęskniłam (osiemnastolatka poza domem, po raz pierwszy na tak długi czas?), ale mimo wszystko nie chciałam do nich wracać.
Chociaż na ogół byłam brana przez wszystkich za spokojną osobą i w pewnym sensie wciąż potrzebowałam nadzoru, to cały czas próbowałam udowodnić wszystkim, że jestem równie niezależna, co Louis, i potrafię odpowiadać sama za siebie. Zwłaszcza, że dzięki temu, iż zamieszkałam z bratem, wyszło to nam obojgu na dobre. Poczuliśmy w końcu tą rodzinną więź, której czasem nam tak brakowało. Dodatkowo, staliśmy się bardziej odpowiedzialni, co mimo wszystko dość uszczęśliwiło naszego ojca.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nic się w nim nie zmieniło już od kilku dobrych lat. Te same drewniane ściany. Te same wzorzyste kafelki na podłodze. Dokładnie to samo umeblowanie - drewniane stoły, poustawiane w rządkach od ściany, aż po okna, oraz skórzane, brązowe kanapy dookoła nich.
Podeszliśmy do wolnego stolika. Zajęłam miejsce naprzeciw Harry'ego i spojrzałam do menu. Nawet w daniach serwowanych przez szefa kuchni nie dostrzegłam najmniejszej zmiany. Zamówiłam więc, standardowo, sałatkę grecką, frytki oraz gorącą, wiśniową herbatę i podałam kartę dań kelnerce. Szatynka, na moje oko dwudziestoletnia, przyglądała się Harry'emu jak gdyby był on jej pierwszym w życiu klientem. Co ja gadam, patrzyła na niego, jakby był pierwszym mężczyzną na Ziemi, którego ujrzała. Zaśmiałam się sama do siebie, czym zwróciłam uwagę chłopaka. Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
Wiedział, że kelnerka nie spuszcza go z oka, ale sprytnie to ignorował.
- Więc to nazywają ceną sławy. - Zaśmiałam się, gdy tylko kobieta odebrała od nas zamówienia.
- Wiesz jak to jest... Bycie sławnym ma swoje minusy - odpowiedział z udawaną nutą arogancji w głosie.
Przewróciłam oczami.
- Nigdy nie miałam okazji tego doświadczyć. Nie rzucają się na mnie na ulicy, nie jestem rozpoznawana przez obcych, nie rozdaję autografów na prawo i lewo. Więc nie, nie wiem. - Posłałam mu tajemniczy uśmiech. Nie chciałam wyglądać na łaknącą sławy siostrę piosenkarza, więc zaśmiałam się cicho, kręcąc przy tym głową.
- Jesteś siostrą Louisa, nigdy nikt cię nie zaczepiał? - zdziwił się Harry. Oparł się łokciami o stolik, przez co wyglądał dość nonszalancko.
- Ze dwa razy. Ale to dlatego, że chodziłam z nim, z moim przyjacielem i z Eleanor po mieście. Jakieś dziewczyny nie chciały być niegrzeczne, więc zrobiły sobie zdjęcia z nami wszystkimi, nie tylko z nim - odpowiedziałam po chwili namysłu. Cóż, prawda była taka, że Louis dopiero piął się na szczyt, więc sam stał się rozpoznawalny od niedawna na tyle, żeby ludzie zaczęli go zaczepiać. Jeszcze za dużo osób nie zdawało sobie sprawy, kim dla niego jestem, więc nie zwracali na mnie większej uwagi. I całkiem mi to odpowiadało.
W tym samym momencie owa szatynka, która wcześniej tak nachalnie wpatrywała się w Harry'ego, postawiła przed moim nosem sałatkę, talerz świeżych frytek i szklankę herbaty, z której wciąż unosiła się para. Podmuchałam gorący napój i upiłam jeden, niewielki łyk. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy wyczułam mój ulubiony, wiśniowy smak.
- Wiesz, Louis opowiadał nam kiedyś dość ciekawą historię...
Spojrzałam na niego zszokowana. Co on mógł im nagadać, że uznali to za ciekawe? Poprawiłam nerwowo blond kosmyki, które wysunęły się spod dokładnie przypiętych spinek, i sięgnęłam po frytkę. Kiwnęłam tylko głową, na znak, że ma mówić dalej.
- Podobno próbowałaś swoich sił w X-Factorze?
Westchnęłam ciężko. Nie lubiłam o tym rozmawiać. Chciałam o tym zapomnień, choć to było dość trudne. Dla rodziny, znajomych czy przyjaciół, to była tylko historia - kolejny temat do rozmowy przy kawie. Dla mnie, to jedno z najboleśniejszych wspomnień, największa życiowa porażka. Przełknęłam ciężko ślinę, przypomniawszy sobie słowa Cheryl: „Jesteś utalentowaną dziewczyną. Mogę tylko powiedzieć... cieszę się, że mogłam cię poznać. Nie rezygnuj tak łatwo. X-Factor to nie jedyny sposób na zyskanie sławy.” Wtedy wydawały mi się one nieszczere. Jakby na siłę próbowała mnie pocieszyć. Ale teraz? Teraz, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, może Cheryl miała racje. X-Factor naprawdę nie jest jedynym sposobem na rozgłos.
- Próbowałam, prawda. W następnej edycji po waszej. Dotarłam tylko do pierwszego odcinka na żywo. Tak... odpadłam jako pierwsza i powiem ci, że to nic przyjemnego. - Harry nie odpowiedział. Przyglądał mi się, jakby czekał, aż wszystko wyjaśnię. Ale co więcej mogłam mu powiedzieć? Chciał się dowiedzieć, jak to konkretnie się stało? Dlaczego ludzie mnie nie chcieli? - Zapomniałam tekstu. Zaczęłam śpiewać jakieś niezrozumiałe słowa, pogubiłam rytm. Jednym słowem, porażka. Tak to jest, jak ma się problemy z pamięcią. To trochę przeszkadza w karierze. - Zaśmiałam się. On tylko pokiwał głową.
Westchnęłam po raz drugi i zajęłam się jedzeniem. Chłopak upił łyk swojego soku i odpłynął myślami gdzieś w swój świat.
- Dlaczego nie spróbujesz w tym roku? - zapytał znienacka.
- Bo ja wiem? Trochę się boję. I tak już raz wszyscy zobaczyli, że siostra Louisa jest takim słabeuszem. Chyba nie mam ochoty przechodzić przez to po raz drugi. - Chwila ciszy pomogła mi się pozbierać. - Powiedz mi lepiej coś więcej o sobie. W końcu chociaż mieszkasz teraz u nas, prawie się nie znamy.
Właściwie wcześniej o tym nie myślałam. Ludzie mówią, że poznaje się prawdziwe oblicze kogoś, dopiero kiedy się z nim zamieszka. Może jest w tym cień prawdy?
Harry już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale jego pierwsze słowa zagłuszył dźwięk mojego telefonu. Podskoczyłam w miejscu, na dźwięk głośnego dzwonka.  Szybko sięgnęłam po swoją torebkę i zaczęłam w niej dziko grzebać.
- Nawet nie wiem, po co mi te wszystkie śmieci. Chyba tylko po to, żebym nie mogła znaleźć telefonu - warknęłam bardziej do siebie, niż do chłopaka.
Pokręcił głową z rozbawieniem i upił kolejny łyk ze swojej szklanki.
Minęło kilka kolejnych cennych sekund, gdy w końcu, z wielkim trudem, wyciągnęłam zgubę z jednej z przednich kieszeni torby. Zerknęłam na wyświetlacz. Mama. Spojrzałam przepraszająco na towarzysza, który kiwnął głową w odpowiedzi. Niby nie wyglądał na zdenerwowanego, jednak odwrócił powoli wzrok, jakby próbował powstrzymywać od przewrócenia oczami. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha, wciąż na niego zerkając.
- Co tam, mamo? - rzuciłam, przewieszając torebkę przez oparcie krzesła.
- Jesteś w domu? - zapytała prosto z mostu.
Złapałam za prawie pustą już szklankę i zaczęłam energicznie mieszać napój.
- Nie. Czemu w ogóle pytasz? Coś się stało?
- Nic takiego. To już za własną córką nie można zatęsknić? - W jej głosie brzmiała dziwna nutka żalu i zdegustowania. Zachowywała się, jak bardzo podenerwowana osoba, na pewno nie jak zatroskana, tęskniąca za dzieckiem matka. - Kiedy wracasz?
- Nie wiem. Jakoś nad ranem - rzuciłam.
Lubiłam się z nią przekomarzać. Co prawda nigdy nie chciałam doprowadzić tym do kłótni, to były tylko takie gierki.
- Nie wygłupiaj się.
Przejrzała mnie”, szepnęłam bezgłośnie do Harry'ego, który przyglądał mi się z rozbawieniem. Chyba trochę wyluzował, kiedy zrozumiał, że rozmawiam z matką. Jednak matki mają pierwszeństwo, zwłaszcza, gdy mieszka się daleko od nich i jednym z warunków umowy, jest odbieranie telefonów o każdej porze dnia i nocy. Co prawda, jeszcze się nie zdarzyło, by zadzwoniła w nocy, jednak w razie czego ustalenia zawierały również późne pory.
- Chcemy was w końcu zobaczyć. Nie odwiedzaliście nas przez kilka tygodni. Przyjdziemy na kolację. Tylko powiedz, kiedy wam pasuje, żebyśmy znowu nie musieli siedzieć z ojcem przed waszym domem, czekając aż skończycie się bawić na imprezie - dodała z wyrzutem.
- Nie obwiniaj nas! Nie zapowiedzieliście, że przyjdziecie. Gdybyśmy wiedzieli, zostalibyśmy w domu - odpowiedziałam z nutką żalu w głosie. Może i sprzeczki w naszej rodzinie były naturalnym zjawiskiem (w sumie, w której rodzinie nie są?), ale naprawdę nie lubiłam zawodzić swoich rodziców. A zrobiłam to już raz, wyprowadzając się z domu, dlatego teraz próbowałam w jakiś sposób im to zrekompensować i za bardzo się już nie sprzeciwiać.
- Teraz, kiedy chłopaki z nami mieszkają, to raczej nie będzie typowa rodzinna kolacja, jeżeli nie masz nic przeciwko.
- Rozumiem. Ale nam to nie przeszkadza. Zresztą, chętnie ich bliżej poznamy. Powiedz tylko kiedy... - mówiła nieco bardziej zniecierpliwiona. Chyba miała dość tej rozmowy przez telefon. Zazwyczaj wolałyśmy rozmawiać w cztery oczy, niż przez jakieś urządzenia. Mama była dość staroświecka. Do niedawna używała jeszcze telefonu domowego, dopóki w końcu nie przekonaliśmy jej z Louisem, że w ten sposób będzie się mogła z nami kontaktować nie tylko z domu. To był naprawdę ogromny plus technologii, którego nawet nasza matka nie mogła ignorować.
- W któryś piątek. Na przykład... za tydzień? Myślę, że będzie najlepiej - zaproponowałam.
- W takim razie do zobaczenia w któryś piątek, skarbie - rzuciła i zakończyła połączenie.
Nacisnęłam przycisk odblokowujący telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Było już dobrze po ósmej. Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Nie spodziewałam się, że tak szybko zleci ten wspólnie spędzony czas. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na migający na czerwono znaczek poczty. Miałam dwie nieodebrane wiadomości. Odebrałam jedną z nich, korzystając z nieuwagi Harry'ego, który w między czasie wrócił do jedzenia.

 „Louis - 18:48
Wszystko OK? Gdzie jesteś?”

Westchnęłam cicho.
- Co się dzieje? Masz całkiem zabawną minę - rzucił Hazza, przeżuwając kolejny kęs mięsa.
Pokręciłam głową. Miało to znaczyć coś w stylu: „nic takiego”.
- Przepraszam – burknęłam, wystukując kilka literek na klawiaturze. Przecież Harry się nie obrazi…

Gdzieś w Narnii.”

- Martwi się bardziej, niż wtedy, gdy wyjechałam do dziadków na kilka dni i nie dałam mu znaku życia przez kilka godzin drogi.
Nie musiałam tłumaczyć, o kogo chodziło. Harry z kontekstu zrozumiał, że  to Louis próbuje nas kontrolować. Uśmiechnęłam się, gdy dostałam odpowiedź:

„Bardzo śmieszne.”

- Dlaczego milczysz? - zapytałam, wrzucając telefon do torebki. Koniec niegrzecznych rozmów podczas rozmowy.
Uświadomiłam sobie, że chłopak wciągu całego spotkania wypowiedział tylko kilka marnych zdań.
- Nie jestem pewien - odpowiedział dość komicznie, wyciągając rękę po jedną z frytek wciąż leżących na moim talerzu.
- Przepraszam za to – powtarzałam się i byłam tego świadoma, ale co innego mogłam powiedzieć? - Za tę rozmowę. Obiecałam matce, że będę odbierać, kiedy dzwoni. Taka reguła w zamian za mieszkanie z Louisem.
Pokiwał głową.
- Dlaczego nie jesz?
- Na ogół jem znacznie więcej. Nie mam pojęcia, dlaczego dzisiaj tak słabo mi idzie. - Z obrzydzeniem spojrzałam na danie znajdujące się na talerzu. - Chyba, że to po prostu te ohydne frytki. Niestety, naprawdę wszystko tutaj jest tak, jak dawniej.
Harry odpowiedział cichym śmiechem i spojrzał gdzieś ponad moje ramię. Jakaś ciemnowłosa pani wraz z córką, powolnymi krokami zbliżały się do naszego stolika. Chłopak wytrzepał ręce z okruchów swojej bułki, po której został tylko marny kawałek. Dobrze wiedział, co się szykuje.
- Przepraszam, że przerywamy rozmowę, ale moja córka jest twoją wielką fanką. Czy możemy...? - Kobieta wyciągnęła z torebki aparat fotograficzny i kartkę wraz z długopisem. Po takim ekwipunku łatwo było rozpoznać turystów, którzy zatrzymywali się w Londynie zaledwie na kilka dni.
- Jeżeli tobie to nie przeszkadza - rzucił niepewnie w moją stronę.
Pokręciłam przecząco głową z uśmiechem na ustach.
- Zero problemu. Dla takiego aniołka wszystko - rzuciłam w stronę, na oko ośmioletniej, dziewczynki.
Harry wziął Kyle na kolana i razem pozowali do zdjęcia. Po całym zajściu widać było, jak wiele znaczą dla niego fani. Nie był zły, nie spławił ich z wyrzutem. Szeroko się uśmiechał, wręcz promieniał radością, kiedy podpisywał dziewczynce kartkę, dorzucając dedykację „dla Kyle” i jakiś krótki, dziecinny wierszyk. Ona natomiast wpatrywała się w niego jak w obrazek przez cały ten czas. Matka Kyle pokiwała z wdzięcznością głową i ponownie przepraszając za zakłócanie spokoju, opuściła lokal.
- Zbieramy się? - rzuciłam niepewnie do chłopaka.
- Jeżeli to cię w jakimś stopniu uraziło, to przepraszam - powiedział pospiesznie. Zszokowany otworzył szeroko oczy.
- Teraz to ty masz zabawną minę. Harry, dochodzi dziewiąta, a mieliśmy jeszcze pospacerować po parku. Już i tak jest ciemno, za chwilę dodatkowo zrobi się zimno.  - Zaśmiałam się. - Przecież powiedziałam, że to nie był żaden problem. Dlaczego w ogóle o tym pomyślałeś?
- Bo ja wiem? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Wyglądał na speszonego, jednak widać było, że nieco ochłonął. Czyżby jego poprzednie dziewczyny nie były tak wyrozumiałe?
Podeszliśmy do kasy, żeby zapłacić za kolację. Harry szybkim ruchem wyjął pieniądze z portfela, nie dając mi nawet otworzyć mojego. Mrugnął porozumiewawczo, cały czas szczerząc się od ucha do ucha. Przez cały wieczór zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Ciężko było ocenić, czy w ten sposób poznałam już prawdziwego Stylesa, czy może dopiero zaledwie jedno z jego oblicz. Tajemnica wciąż pozostawała tajemnicą. Mimo wszystko to oblicze, które poznałam, wydawało mi się całkiem w porządku, więc zdecydowałam, że jeszcze całkowicie go nie przekreślę.

~*~

#NU_FF
~zaktualizowany w dniu 26.05.2015r.

Buja!

Dobra, już na samym wstępie chciałabym podziękować Wam, że wciąż to czytacie i... no, po prostu nie wiecie chyba nawet jak bardzo jestem szczęśliwa! Dziękuję tym 7 Obserwatorom i wszystkim komentującym. Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne, każda opinia się liczy! Zwłaszcza te z konstruktywną krytyką.
Nie mogłam dobrać muzyki do drugiej części rozdziału... hm... Wybaczcie.
A teraz taki tam ciekawy fakt. Pamięta jeszcze ktoś, kiedy pisałam, że mam już napisane ponad 7 rozdziałów naprzód? Otóż, uzupełniam je niektórymi scenami. Chciałam dodać tylko jedną, króciutką scenę spotkania Harry'ego z Anyą, a, jak widzicie, wyszedł z tego cały dodatkowy rozdział, który właściwie mogłabym nazwać 1 i 1/2. Mam nadzieję, że jeszcze Was nie zanudziłam. Akcja nabiera tempa dopiero w następnym, mam nadzieję, że wytrzymacie do tego czasu. 
Pozdrawiam serdecznie! 

14 komentarzy:

  1. Wow! Świetnie piszesz! :0

    Tu Vicky z http://becauseremainedmeonlyonedirection.blogspot.com/
    piszę nowe opowiadanie i liczę na to że tam wpadniesz, przeczytasz i zostawisz opinie!
    ZAPRASZAM! :)
    http://secretlifevictorie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj powiem Ci że boski :P
    Lou w roli opiekuńczego brata? Urocze :D
    Te stosunki z rodzicami nie za Ciekawe, ale to nic ;)
    Fajnie byłoby gdyby spróbuje jeszcze raz w X-factorze :)
    Moje komentarze nie są tak wyczerpujący jak Twoje, ale nie wiem co mam jeszcze napisać :P
    Po prostu cudownie piszesz i tyle ;)
    Już nie mogę doczekać się następnego :P
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Część jak najbardziej mi się podobała. Nie moge pojąć zachowania Louis'a. Rozumiem, że troszczy się o siostrę, boi się o nią, ale przecież Harry wydawał się przyjaźnie nastawiony do dziewczyny. Jednak rozumiem, że pozory lubią mylić. :> A na dodatek jeszcze ten Zayn. Początek powiewał dla mnie taemniczością. Przykro mi, że Anya ma taki, a nie inny stosunek z rodzicami, ale nic przecież nie jest idealnie.
    Czekam na następną część.

    [trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Zanudziłaś ?! Dziewczyno przecież ty świetnie piszesz. Masz talent co do tego.
    Jestem ciekawa jak będzie dalej z Harry'm i Anya'ą ( nie wiem jak się to odmienia )
    Lou w roli brata jest świetny, boi się o siostrę. Też bym chciała mieć takiego brata. xd.
    Fajnie by było jakby Anya spróbowała jeszcze raz w x-factor.
    Udanych wakacji : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Musimy wytrzymać tak dzielnie do następnego, jak wyczekaliśmy na ten. :) wcale nie jest nudny, jest dość zwykły i przyjemny, dobrze się go czytało. Lou chyba najchętniej schował by się w torebce swojej siostry nie ma co.
    Okej, a teraz jesteśmy ciekawi co dalej z bohaterami. :)
    { met-mehalfway.blogspot.com }

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski *_*
    Czekam na następny .
    Zapraszam do mnie, drugi rozdział : http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna notka. Nie, nie zanudziłaś, przynajmniej nie mnie. Wydaję mi się,że z każdą notką jesteś lepsza. Lou jest słodki w roli braciszka xD
    Pozdrawiam i życzę wesołych wakacji w .... Twoim wymarzonym miejscu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi sie ten rozdział :) Opiekuńczy Lou, chciałabym takiego brata. Z tego co pamiętam na onecie rozdział 2 był zupełnie inny, więc czytałam z jeszcze większym zaciekawieniem ;D Generalnie bardzo lubię to opowiadanie. Jest jednym z niewielu, które zapadają w pamięć :D
    Do nastepnego ;)

    http://tell-me-a-lie-lara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest super. < 3

    Zapraszam również na mojego bloga. Zachęcam do czytania i komentowania. ( :
    http://myjudgementiscloudedliketonightssky.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. OMG !!!ten rodział jest mega a w następnym akcja ma się jeszcze rozkręcić, w takim razie nie możemy doczekać się następnego *_____* świetnie piszesz, masz talent :))
    zapraszamy do nas :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Super :) Akcja się rozkręca i nie mogę doczekac się następnego rozdziału.Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaki Lou jest opiekuńczy. Tekst "Gdzieś w Narnii" mnie rozwalił. Mam ogromną nadzieję, że oni będą razem. No i jak zawsze muszę ci napisać: Świetne! Czekam na kolejne rozdziały :)
    http://this-is-just-a-game-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. mieli kiczowatą randkę :D czekam na następną .xD lepsza:D

    OdpowiedzUsuń
  14. Twoja wielbicielka z żółwim tempem powróciła. Więc powiadasz, że to miałobyć króciutkie spotkanie z Hazzą? Dobrze, że wyszło dłuższe ;D Myślałam, że chłopak będzie jakoś bardziej pewny siebie, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. Wymiana smsów z nadopiekuńczym braciszkiem zawsze spoko. Tak samo jak Narnia z Harrym. ;D Ah, i ciekawa jestem co się będzie działo na piątkowej kolacji z rodzicami. Nie no, chłopcy jak chcą to potrafią sie zachować. Chyba ;D
    Buziaki, lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!