11 listopada 2013

Rozdział XV: Płaczący klaun

           Gdyby ktokolwiek zapytał mnie czego najbardziej na świecie nienawidzę, to obecnie powiedziałabym bez zawahania, że niewyjaśnionych spraw. Wystarczyło, że na chwilę tylko wróciłam myślami do „Nemi”, a od razu czułam, że zaczyna boleć mnie żołądek. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, naprawdę starałam się porzucić ten temat, wmawiać sobie, że przecież wszystko się wyjaśni. Prędzej czy później musiało, w końcu chłopcy mieli niedługo wrócić z trasy, więc czasu na rozmowy powinno nam wystarczyć.
            Tylko dlaczego nie potrafiłam posłuchać własnych rad i przestać się zadręczać? Zamiast tego siedziałam sama w sypialni i przyglądałam się zdjęciu, na którym mój chłopak całował się z inną dziewczyną. A może to „inna dziewczyna” całowała mojego chłopaka?
            Po raz kolejny powtórzyłam od nowa te same czynności. Odłożyłam telefon z powrotem na łóżko i zakopałam się głębiej pod zielonym, puchatym kocem, który należał do Niallera. Czułam jak zapach jego perfum delikatnie łagodził moje zmysły do tego stopnia, że miałam ochotę pogrążyć się we śnie. Jednak kiedy zamykałam oczy, pod powiekami wciąż widziałam ten sam obraz. Jego usta na ustach Demi. Jej ręka na jego klatce piersiowej, palce zaciskające się mocno na materiale czerwonego T-shirtu. Za każdym razem otwierałam szeroko oczy z nadzieją, że nie będę musiała więcej tego oglądać, ale moja własna głupota zmuszała mnie do przeżywania wszystkiego od nowa, kiedy znów sięgałam po telefon i przez kolejne kilka sekund wgapiałam się w ekran.
            Próbowałam przeanalizować to zdjęcie setki razy. Szukałam jakichś znaków ze strony Nialla, które dałyby mi pewność, że miałam rację i to wszystko to jeden wielki spektakl zainicjowany ze strony Lovato. Problem w tym, że nie potrafiłam znaleźć nic podejrzanego. Demi wydawała się zadowolona z tego, co robili, nie byłam do końca przekonana, bo zdjęcie nie było najlepszej jakości i było rozmazane, jednak miałam wrażenie, że nawet delikatnie się uśmiechała. Niall się nie krzywił, nie wyglądał na zszokowanego. On... po prostu tam stał. Jak gdyby nigdy nic.
            Zastanawiałam się czy nie byłoby prościej, gdybym poszukała filmików z tego zdarzenia w Internecie. Na pewno się tam od nich roiło. Wszystko stałoby się oczywiste... Ale nie. Nie potrafiłam załatwić tego w ten sposób. Bałam się, że przez to udowodnię sobie samej winę Nialla.
            Dziwiło mnie jedno. Na ogół w takich sytuacjach, mój brat robił wszystko, żeby w jakiś sposób mi pomóc. Tym razem nie wykonał nawet jednego telefonu, jakby go to nawet nie interesowało. Wiedziałam, że ma dużo na głowie, w końcu pomimo tego, że ich praca w pewien sposób wiązała się z zabawą, to wciąż była pracą... Ale nawet Harry próbował się dodzwonić. Co prawda nie odebrałam, nie miałam ochoty na rozmowę z nikim oprócz mojej przyjaciółki, a w dodatku istniała szansa, że to wcale nie był Styles, tylko Horan, który wykorzystał każdy możliwy sposób kontaktu.
            - Anya?
            Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, kiedy Riven pojawiła się tuż nade mną. Nie słyszałam jak wchodzi do pokoju, przez co naprawdę mnie wystraszyła.
            Przysiadła się obok, nie zważając na moje ciche protesty. W tej chwili nawet jej obecność mi ciążyła. Chciałam pobyć sama, a ona wraz ze Stanleyem, jak na złość, wisieli mi nad głową, co chwilę nawiązując do zbliżającej się wielkimi krokami imprezy. Z jednej strony byłam na nich wściekła za wymyślanie takich głupot, a z drugiej byłam wdzięczna, że próbowali poprawić mi humor. Liczą się chęci, kij z całą resztą.
            Niechętnie odwróciłam się w jej stronę. Zdążyła się już wyszykować. Wyglądała zjawiskowo, czym bezwiednie zdołowała mnie jeszcze bardziej. Miała na sobie czerwoną, zwiewną koszulę, której jeszcze nie widziałam. Do tego założyła obcisłe czarne rurki z elegancko podwiniętymi nogawkami. Do tej pory nie zwróciłam uwagi na to, jak bardzo Riven jest szczupła. Dotarło to do mnie dopiero kiedy zobaczyłam ją w takich spodniach, o których ja mogłam tylko pomarzyć. Nie udałoby mi się w nie wcisnąć, nawet gdybym na chwilę mocno wciągnęła brzuch i najlepiej w ogóle przestała oddychać.
            O dziwo tym razem sięgnęła na półkę z kosmetykami, czego do tej pory unikała. Zdarzało się, że pociągnęła rzęsy tuszem, jednak robiła to tak delikatnie, że efektu prawie nie było. Cóż, przynajmniej sama czuła się pewniej, przez co automatycznie pewniej i lepiej się prezentowała. Powieki przykryła brązowo bordowym cieniem, pociągnęła nawet delikatną, czarną kreskę eyelinerem, przez co wyglądała na bardziej... agresywną? Najbardziej spodobały mi się jednak włosy przyjaciółki. Odsłoniła całkowicie jedno ramię, upinając włosy na drugą stronę. Czarne, gęste loki spięła w grubego, warkocza z serii tych „niechlujnych”, które zawsze tak jej się podobały. 
            W tym samym czasie, w którym byłam dumna z tego jak piękną miałam przyjaciółkę, dosłownie zżerała mnie zazdrość. W końcu wciąż siedziałam w dresach, rozciągniętym swetrze i niezbyt dokładnie upiętym koku. Nie pofatygowałam się nawet żeby zmyć resztki makijażu. Połowa spłynęła po policzkach kiedy wylewałam potok łez po przyjściu Riven, a połowa wciąż sprawiała, że wyglądałam jak płaczący klaun.
            - Na co czekasz? Mam ci pomóc? – zapytała z troską w głosie.
            Myślałam przez chwilę nad jej propozycją. Nie chciało mi się ruszyć nawet małym palcem, przez co byłam pewna, że gdybym miała radzić sobie sama, to nie wygrzebałabym się z pościeli do wieczora. Znalazłam jednak w sobie resztkę chęci do życia i dziarsko pokręciłam głową.
            - Dam radę – zapewniłam ją, na potwierdzenie swoich słów zrzuciłam z siebie koc i wreszcie stanęłam na nogi.
            Uśmiechnęła się szeroko, unosząc kciuki w górę.

            Tak jak się spodziewałam, minęło trochę czasu nim w końcu uznałam, że jestem gotowa iść na imprezę. Zmieniłam biały, rozciągnięty sweter na nowy, kupiony zaledwie kilka dni temu, w kolorze morskim. Czarne biodrówki ze złotymi suwakami zaczynały się kilka centymetrów niżej, niż sięgał materiał bluzki, co na początku trochę mnie denerwowało. Dopiero po kilku minutach przestałam podciągać spodnie, byleby tylko zakryć gołą skórę. Cóż, kilka nieudanych prób, mało czasu na zmienianie stylizacji i zapewnienia Riven, że wyglądam świetnie, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nic się nie stanie, jeżeli wyjdę tak do ludzi.
            Rozpuściłam włosy, które jak zwykle same z siebie skręciły się w słodkie, delikatne loczki. Zdarzało mi się jeszcze zapomnieć o zmianie koloru włosów, przez co przeżywałam lekki szok kiedy spoglądałam na swoje odbicie w lustrze.
            Po nałożeniu standardowego makijażu, zajęłam się dobieraniem biżuterii. Poczułam mocne ukłucie w sercu, kiedy wzięłam do ręki naszyjnik od Nialla. Nie rozstawałam się z nim odkąd mi go dał. Dzisiejszego ranka, kiedy szłam na jogging, zdjęłam go po raz pierwszy. Przejechałam palcami po srebrze, przygryzając wargę. „Forever”. To, że pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości co do naszej wspólnej przyszłości... to bolało. Miałam wrażenie, że to dlatego iż była to pierwsza prawdziwa... sprzeczka między nami. Chyba mogłam nazwać to sprzeczką, skoro chwilowo najwyraźniej przeżywaliśmy ciche dni?
            - Any, pośpiesz się, już pierwsi goście się schodzą. - Usłyszałam nawoływania Riven, która dobijała się do łazienki.
            - Idę, idę, spokojnie – odpowiedziałam, zakładając naszyjnik.
            Przecież nic nie jest jeszcze w stu procentach pewne, zapewniałam samą siebie. Nie skreśliłam go, a on najwyraźniej wcale nie miał zamiaru po prostu zająć się Demi i zostawić mnie w spokoju, skoro co chwilę dostawałam wiadomości z informacją, że znów próbował się ze mną połączyć.
            Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i gotowa na wszystko, co los miał mi przynieść, dziarsko wyszłam z łazienki.
*
            Riven i Stan obiecali, że lista gości nie jest wielka. Przyrzekli, że mają zamiar wyprawić zwykłą domówkę, a nie imprezę życia. Z ręką na sercu Stanley mówił, że będzie wszystko nadzorował i nie pozwoli na jakiekolwiek szkody. Cóż, teraz, kiedy po raz kolejny do moich uszu dobiegł dźwięk rozbijanego szkła, miałam ochotę znaleźć tę dwójkę i powyrywać im ręce, a później do kompletu jeszcze nogi.
            Nic by mi nie przeszkadzało, gdyby nie to, że przeczuwałam, iż tak ogromnego bałaganu zwyczajnie nie będzie nam się chciało ogarnąć do przyjazdu Louisa. A on... w sumie nigdy wprost nie zabronił mi organizowania imprez, ale chyba tylko dlatego, że wcześniej nie wpadałam na takie pomysły, więc musiał założyć z góry, że nie trzeba nic mówić. Wiedziałam, że prawdopodobnie dostanie mi się za to po głowie.
            Rozejrzałam się po salonie. Chociaż tyle, że przed wpuszczeniem ludzi do środka pomyślałam o schowaniu najbardziej drogocennych rzeczy. Gdyby nie to, biżuteria zapewne walałaby się teraz po podłodze, gdzieś pomiędzy rozbitym szkłem, porozrzucanymi czipsami i... o matko boska, czy to były zapałki?!
            Skrzywiłam się, wzrokiem wciąż szukając Riven. Pewnie wyczuwała już nadchodzącą pogadankę, dlatego starała się mnie unikać. Minęło kilka minut, nim w końcu wypatrzyłam Stanleya, który zabawiał gości na tarasie. Nie... on ich nie zabawiał. On na nich krzyczał.
            Podeszłam bliżej, by usłyszeć chociaż kilka słów. Niestety, muzyka grała zbyt głośno, mogłam jedynie spróbować czytać z ruchu warg, co raczej nie szło mi za dobrze. Przyjrzałam się dokładnie kumplowi. Włosy nawet trochę nie ucierpiały przez te kilka godzin zabawy, czarna koszulka wciąż była na swoim miejscu, tylko jasne jeansy zostały upaprane jakimś czerwonym sosem. Więc wcale nie karcił ich za rozwalenie połowy moich naczyń, po prostu zdenerwował się plamą na spodniach.
            Zdenerwowana ruszyłam w jego stronę. Jednym ruchem ręki wygoniłam „ofiary” Stana z tarasu i spojrzałam na niego wymownie.
            - To tylko mała impreza, mówiliście. Nic złego się nie stanie, mówiliście. Nie wiem, może te szalejące niczym dzikie zwierzęta nieznane mi osoby dostały od was pozwolenie na rujnowanie mi kuchni? - przekrzykiwałam muzykę, wymachując Stanleyowi palcem przed nosem.
            - Impreza trochę wymknęła się nam spod kontroli... - zaczął, wnosząc ręce w obronnym geście.
            - Trochę? Trochę?! Co to w ogóle za tłumaczenie?
            Stan przewrócił oczami. Najwidoczniej dla niego kilka rozbitych kubków i szklanych pamiątek od mojej mamy nie stanowiło problemu. Denerwował mnie swoją obojętnością jak nigdy przedtem. Chwila... Stanley nigdy się tak nie zachowywał. Nawet w niekomfortowych dla niego sytuacjach starał się zachowywać spokój i nie tracić uśmiechu.
            - Coś się stało? - zapytałam, lustrując dokładnie jego twarz.
            - Nie, nic – zbył mnie.
            - Stan, co jest? - nie dałam za wygraną.
            Nie odzywał się przez chwilę. Podszedł do barierki balkonowej i z gracją na nią wskoczył. Założył nogę na nogę i spojrzał na mnie niepewnie. Matko... tak często zachowywał się jak typowa diva, że człowieka mógł w końcu trafić szlag.
            - Tony wpadł na imprezę – zaczął, nie patrząc na mnie, tylko gdzieś w tłum, który znajdował się za mną. - Nie zgadniesz co zrobił. - Nie dał mi nawet chwili na odpowiedź, od razu przeszedł do tematu: - Powiedział, że jednak chce się ze mną spotkać.
            - To chyba dobrze, nie?
            - No właśnie niekoniecznie. - Zbił mnie z tropu. - Oficjalnie zostałem drugim wyborem. To jest chyba najgorsze, co mogło mi się przytrafić. - Kontynuował, gdy zauważył moje zdezorientowanie: - Tamten go olał, dlatego przybiegł do mnie. Gdyby teraz Max - czyli wiesz, jego pierwszy wybór - do niego zadzwonił, to rzuciłby mnie w cholerę – żalił się.
            - Może nie masz racji? Może to ty jesteś pierwszym wyborem i rzucił w cholerę tamtego? - zapytałam, a on skrzywił się nieznacznie. Chyba wcześniej o tym nie pomyślał. - No, idź go poszukać – westchnęłam, kompletnie odpuszczając mu sprawę potłuczonych naczyń.

            - Anya! - Jeden donośny krzyk Riven sprawił, że zaczęła boleć mnie głowa. Jak ja nie lubiłam, kiedy zaczynała tak śmiesznie piszczeć. - Napijesz się ze mną? - zapytała.
            Położyła głowę na moim ramieniu, a jej ręce powędrowały na mój brzuch jak gdyby próbowała mnie przytulić. Zrobiła słodkie oczy, którym czasem tak ciężko było się oprzeć. Dałam się pociągnąć za rękę do kuchni, w której zaczęła szukać po szafkach szklanek. Z uśmiechem szaleńca zabrała się za tworzenie dla mnie drinka. Czułam, że dziewczyna zrobi coś tak mocnego, że następnym razem nie skorzystam z jej oferty.
            Niestety mój instynkt mnie nie zawiódł i już przy pierwszym łyku oczy zaszły mi łzami. Próbowałam ukryć niesmak jaki wywołał u mnie twór przyjaciółki, ale przychodziło mi to z trudem. Dawno nie piłam czegoś równie niedobrego, gorzkiego i na dodatek jeszcze zbyt mocnego. Uśmiechnęłam się krzywo do kumpeli, która zdawała się nie zauważać mojej dziwnej reakcji na alkoholowy napój. Musiała być nieźle wstawiona, skoro nie potrafiła już odpowiednio wymierzyć ile składników dodać.
            - Chyba odkryłam swoje powołanie. - Z szerokim uśmiechem na ustach usiadła przy stole naprzeciwko mnie. Kiwnęłam głową na znak, że ma mówić dalej. - Będę organizować imprezy! Patrz jak świetnie wyszło, a miałam na to zaledwie kilka godzin! - krzyknęła, z radością klaszcząc w dłonie.
            Pokiwałam głową, przygryzając wargi. Na usta cisnęło mi się kilka bardzo niemiłych słów, które zdecydowałam zostawić dla siebie. Wolałam powiedzieć jej co o tym myślę, kiedy wytrzeźwieje, inaczej nic by z tego nie pamiętała.
            - Nie miałaś czasem większych planów na życie? Chciałaś zostać prawnikiem czy coś... - przypomniałam jej, z grzeczności upijając kolejny łyk okropnego napoju.
            - Serio widzisz mnie za biurkiem ubraną w gajerek? - Zaśmiała się głośno. Uderzyła ręką w stół, aż podskoczyłam w miejscu. Najwyraźniej moja przyjaciółka robiła się bardzo głośna i nieznośna po alkoholu.
            - W gajerek? - Pokręciłam głową zdegustowana jej zachowaniem.
            - Wiesz kto dobrze wygląda w gajerku? - zapytała, nachylając się nad stołem. Ściszyła głos i z dyskrecją odpowiedziała na własne pytanie: - Liam Payne... - szepnęła, po czym wybuchła głośnym śmiechem.
            Zaśmiałam się pod nosem. Kolejny łyk drinka pomógł mi przyswoić informacje, które podrzucała mi czarnowłosa. Nie miałam bladego pojęcia, że Riven interesował Liam. Szkoda, że chłopak był zajęty, bo w innym wypadku może nawet udałoby się ich zeswatać.
            - Oglądałam ostatnio jakąś galę rozdania nagród. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Cud, miód i... o, patrz, Stanley idzie! - Podskoczyła entuzjastycznie na krześle. - Stan! Choć do nas, kochanie! - Zaśmiała się, pokazując na niego palcem.
            Stanley zarumienił się delikatnie. Wyglądał jakby przez chwilę rozważał opcje ucieczki, jednak w końcu zdecydował się podejść i zamienić z nami kilka słów. Usiadł obok mnie i westchnął ciężko.
            - Może ta impreza to nie był aż tak dobry pomysł?
            - Tony wyszedł? - zapytałam, popijając magiczny napój, który jakimś cudem z każdym kolejnym łykiem robił się coraz bardziej smaczny.
            - Najwyraźniej. Szukałem go przez kilka minut, ale zwątpiłem. Mam wrażenie, że po tym co mu powiedziałem nie będzie chciał ze mną rozmawiać – zwierzył się.
            - Jesteś głupi – skwitowała Riven, wiercąc się na krześle.
            Spojrzeliśmy po sobie ze Stanleyem. Ive zachowywała się coraz dziwniej. Zaczęłam się nawet martwić o to, że zaraz będę musiała siłą zaciągnąć ją do sypialni na górę i czekać, aż trochę wytrzeźwieje.
            - Jestem głupi? - powtórzył Stan, patrząc na nią z niedowierzaniem.
            - Tak. Przecież Tony jest tam – wskazała ręką na kanapę w salonie, po czym dodała – i w dodatku perfidnie się na ciebie gapi – zachichotała.
            Wyciągnęła rękę w stronę mojej szklanki, w której wciąż znajdowało się sporo trunku. Pokręciłam głową, zabierając przedmiot. Zrobiła smutną minę, ale grzecznie usiadła na swoim miejscu.
            - Idź już, Stanley. Tracisz czas – rzuciłam, prawie zrzucając go z krzesła.
            Oddalił się bez słowa.
            Dookoła wciąż panował gwar, a muzyka grała tak głośno, że bałam się, iż sąsiedzi w końcu zadzwonią do odpowiednich ludzi. Między mną a Riven zapadła jednak cisza. Nie była to nieprzyjemna cisza, której od razu chciałoby się pozbyć, tylko jedna z tych komfortowych, w których każda dawała sobie trochę czasu na ułożenie myśli. Ive nie wytrzymała jednak długo i rozpoczęła temat, którego w takiej chwili najmniej się spodziewałam.
            - Jesteś smutna. To wciąż przez Nialla? - zapytała, a ja poczułam jak szklanka wyślizguje mi się z ręki. Złapałam ją mocniej, opanowując drżenie rąk.
            Udało mi się zapomnieć. Na chwilę, kiedy zajmowałam się problemami kumpla i rozmową z pijaną, dość komicznie zachowującą się przyjaciółką, naprawdę wszystko poszło w niepamięć. Szkoda, że Riven zachciało się rozmowy na tak poważne tematy.
            - Chciałabym z nim porozmawiać – wyznałam, palcem rysując kółka na szkle.
            Sama nie wiedziałam czemu ciągnęłam ten temat. Skoro Riven i tak była wstawiona, a ja nie miałam ochoty o tym rozmawiać... a może jednak miałam, czasem trzeba coś po prostu z siebie wyrzucić.
            - Z jednej strony boję się tego, co ma mi do powiedzenia, a z drugiej wciąż za nim tęsknie. Chyba przywykłam do tego, że w kółko ze sobą rozmawialiśmy, a teraz... cisza. - Westchnęłam.
            Dopiłam cały trunek i błagalnie spojrzałam na Riven. Tak jak zazwyczaj nie przepadałam za alkoholem, tak tym razem czułam silną potrzebę zwykłego upicia się. Coldaw wygląda na zadowoloną, gdy była pod wypływem, tak samo jak większość naszych gości, na których szczerze mówiąc wcześniej nie zwracałam większej uwagi, choć kilkoro już próbowało zacząć ze mną rozmowę. W końcu każdy z nich miał stały dostęp do mediów i dobrze wiedzieli, co się działo.
            Gdy Coldaw postawiła przede mną szklankę wypełnioną tą samą zawartością co wcześniej, uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.
            - Myślisz, że ze mną zerwie? - zapytałam, zaskakując tym siebie samą. Wcześniej zdarzało mi się o tym pomyśleć, ale nigdy nie brałam tego na poważnie.
            - Dlaczego miałby to zrobić? - zdziwiła się.
            - Nie wiem. Może mu się znudziło.
            - Gadasz głupoty. Nie szukaj problemu tam gdzie go nie ma – prawie że warknęła w odpowiedzi.
            Pokiwałam głową w zamyśleniu.
            Wariowałam, bo tak bardzo brakowało mi wyjaśnienia.
*
            Po następnym drinku i kilku kolejkach, na które co rusz namawiali mnie goście – których w końcu przestałam chamsko olewać – impreza wreszcie zaczęła się dla mnie na dobre. Oprócz bezsensownych rozmów, które bawiły nas tak bardzo, że prawie doprowadzały do łez, całkiem nieźle czułam się już na parkiecie. Choć co jakiś czas pokój wirował razem ze mną, mocno trzymałam się na nogach. Samozaparcie – połowa sukcesu.
            Postanowiłam, że więcej alkoholu na tej imprezie już nie tknę, i tak też zrobiłam. Choć zanim kompletnie wytrzeźwiałam i nabawiłam się bólu głowy minęło trochę czasu, który wykorzystałam na zabawie z nieznajomymi – podobno moimi znajomymi, jak większość się przedstawiała.
            Szatyn – o ile dobrze pamiętałam, miał na imię Rick - z którym wcześniej nie widziało mi się tańczyć, okazał się całkiem dobry na parkiecie. Nie oddał mnie nikomu innemu przez kilka utworów, co w sumie bardzo mi nie przeszkadzało.
            Poczułam czyjąś rękę na ramieniu, gdy po raz kolejny tego wieczoru tańczyłam wolnego z Rickiem. Odwróciłam się w stronę intruza. Jak już udało mi się trochę wyluzować, nie chciałam by ktoś mi przeszkadzał na parkiecie.
            Nie wiedziałam czy to jeszcze przez alkohol zakręciło mi się w głowie, czy może przez widok osoby, którą spośród tysiąca spodziewałabym się zobaczyć jako ostatnią.
            Jego blond włosy były nieco roztrzepane, jakby dzisiaj w ogóle się nimi nie zajmował. Błękitne oczy utkwione w mojej osobie wyrażały coś na skraju żalu i zdenerwowania, tak samo jak usta zaciśnięte w cienką linię i ściągnięte brwi.
            Spojrzał na szatyna, którego ręka wciąż spoczywała na wcięciu mojej talii.
            - Ej, przeszkadzasz – wybełkotał Rick, nie bardzo kontaktując z rzeczywistością.
            - Spływaj – warknął Niall.
            Szatyn zaszczycił go jednym, pełnym wściekłości spojrzeniem.
            - Masz jakiś problem?! Byłem pierwszy, odwal się! - uniósł się. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, co mnie nieco skrępowało.
            Próbowałam się odsunąć, ale jak na pijanego, to facet wciąż miał sporo siły. Jęknęłam, gdy jego palce wbiły się w moją skórę.
            - Powiedziałem coś. Spływaj, bo za siebie nie ręczę.
            Niall nie żartował. Na potwierdzenie swoich słów pchnął mocno szatyna, który niestety nie zdążył złapać równowagi i runął na podłogę. Gdyby nie to, że Horan w międzyczasie załapał mnie w pasie, prawdopodobnie leżałabym obok Ricka, który teraz klął jak szewc. Chłopak podniósł się niezgrabnie. Zapewne próbowałby oddać Niallowi, ale jego – najprawdopodobniej – kumpel pociągnął go w innym kierunku, szepcząc coś o problemach z menadżerami.
            Nie bardzo rozumiałam, co się dzieje. Wciąż przetwarzałam jedną, najważniejszą informację: Niall wrócił. Niall tu jest. Niall właśnie mocno trzyma mnie w ramionach. I tak naprawdę nic innego mnie nie obchodziło. Cała historia z Demi na chwilę stała się nieważna, bo to ja miałam go właśnie obok siebie. To chyba znaczyło, że mimo wszystko to właśnie mnie stawiał na piedestale.
            Zarzuciłam ręce na szyje blondyna i mocno się do niego przytuliłam. Nie do wiary jak bardzo brakowało mi jego osoby. Tych silnych ramion, które przyciągały mnie do siebie jeszcze mocniej, jego zapachu, od którego można było dostać zawrotów głowy oraz ciepłego głosu.
            Chłopak raz po raz szeptał jak bardzo mu przykro. Powtarzał to niczym mantrę, co pomału zaczynało mnie drażnić. Nie powiedziałam mu wprost żeby się zamknął, zrobiłam coś sto razy prostszego. Uciszyłam go pocałunkiem, który z krótkim mruknięciem odwzajemnił.
            Po chwili zorientowałam się, że Niall wycofuje się lekko z salonu, ciągnąc mnie za sobą na taras. No tak, przecież nie chcieliśmy kontynuować tej sceny rodem z taniej komedii romantycznej przed tłumem gapiów, w którym każdy z osobników miał pod ręką telefon komórkowy z działającym aparatem. Nim się obejrzałam, już siedziałam na jego kolanach na huśtawce w ogrodzie, daleko od świadków, gdzie ukrył nas mrok nocy.
            - Pięknie wyglądasz, podoba mi się nowy kolor - szepnął Niall, przerywając miłą ciszę. Minęła chwila, nim dotarło do mnie o czym konkretnie mówił. Po raz kolejny wyleciało mi z głowy, że jakiś czas temu zmieniłam fryzurę. Podobało mi się to, że Niallerowi ten drobiazg jednak nie umknął.
            - Tęskniłam – wyznałam, kładąc dłoń na policzku chłopaka.
            Zadrżałam, gdy poczułam jego chłodne dłonie na moich plecach. To takie miłe uczucie mieć go znowu przy sobie.
            - Na pewno nie bardziej niż ja – odpowiedział, w mroku odszukał moje oczy, w których utkwił swoje spojrzenie. - Martwiłem się, nie odbierałaś ode mnie telefonów, nie dawałaś znaku życia. Myślałem, że mnie skreśliłaś...
            Momentalnie posmutniał. Nie podobało mi się to. Nie lubiłam kiedy był smutny, czułam wtedy niemiły ucisk w brzuchu.
            - Ans, ja naprawdę... - zaczął, ale z impetem wpadłam mu w zdanie.
            - Nie musimy o tym teraz rozmawiać.
            - Ale ja chcę wszystko wyprostować – szepnął. - Na tym zdjęciu, filmiku, czy co tam widziałaś... to Demi pocałowała mnie.
            - Wiem. To znaczy, cały czas tak mi się wydawało.
            - Ale... bo... to nie był nasz jedyny pocałunek – dodał, spuszczając wzrok.
            Nagle poczułam się tak, jakby ktoś wrzucił mi na barki wielki ciężar i kazał biegać po ulicach. Nie odezwałam się słowem. Moje oczy dawno przyzwyczaiły się do ciemności, dlatego doskonale widziałam, jak próbował ukryć zakłopotanie. Zacisnął wargi.
            - Po tej całej aferze na podpisywaniu płyt... wpadliśmy na siebie w holu w budynku, w którym to wszystko się odbywało. Zaczęliśmy rozmawiać, Demi przeprosiła, wyjaśniła całą sprawę...
            - Wyjaśniła...?
            - Tak. Poczuła coś do mnie. Wiedziała, że bez wzajemności, ale powiedziała, że musiała spróbować. I... to tak jakoś samo wyszło, że...
            - Pocałowaliście się – powiedziałam z niedowierzaniem.
            Chciałam wstać, odejść, najlepiej już nigdy do tego nie wracać. Nie wracać do niego. Przytrzymał mnie mocniej, kiedy poczuł, że ześlizguję się z jego kolan.
            - To nic nie znaczyło – bronił się.
            - Co nie znaczy, że się nie wydarzyło – warknęłam, ponawiając próbę odsunięcia się od niego.
            - Czekaj, spójrz na mnie – poprosił. Nie widząc żadnej drogi ucieczki, spełniłam jego prośbę.
            - Nigdy, przenigdy nie zrobię tego ponownie. Tylko ciebie kocham, Any, uwierz mi...
            Wpatrywałam się chwilę w jego błękitne tęczówki. Zawsze potrafiłam z nich czytać jak z otwartej księgi, w końcu Niall nie był zbyt dobry w ukrywaniu uczuć. Tym razem poszło równie łatwo. Ujrzałam oddanie, miłość i... przede wszystkim żal.
            Westchnęłam, odwracając na chwilę wzrok. Mogłam od niego odejść, chowając urazę i żyć z wielką raną na sercu albo wybaczyć i ponownie mu zaufać.
            - Nic do niej nie czujesz?
            - Nie – odpowiedział z mocą.
            - I nigdy więcej tego nie zrobisz?
            - Nigdy – przyrzekł, odszukując mój wzrok. - Bałem się, że cię stracę. Dostałem nauczkę, nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję – powiedział, rozwiewając moje wszystkie wątpliwości.
            Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek - odzwierciedlenie zaufania, którym na nowo chciałam go obdarzyć.
            - Do kiedy zostajesz? - zapytałam, odsuwając się od niego zaledwie o kilka milimetrów.
            - Jutro rano mam samolot – szepnął, głaszcząc mnie po policzku. - Ale wracam za kilka dni – dodał.
            Uśmiechnęłam się, podnosząc się z jego kolan i ciągnąc go za sobą.
            - No, to nie traćmy czasu.
            - Nie mam zbytnio ochoty na imprezy – powiedział, niechętnie wlokąc się za mną.
            - A kto powiedział, że idziemy na imprezę? - Spojrzałam na niego przez ramię. Dosłownie widziałam ogromny znak zapytania nad jego głową. - Idziemy na górę. Imprezą zajmie się Riven.

~*~

Cześć wszystkim!
Przybywam z nowym rozdziałem. Niestety na nowy szablon musicie jeszcze trochę poczekać. Spędziłam prawie cały dzień nad "Płaczącym klaunem", mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Opinie mile widziane :3
Pozdrawiam serdecznie,
Love!

32 komentarze:

  1. Aww znów są raze. <3 Jak ja kocham tego bloga!!!!!!!!! Każdy rozdział dodany na tym blogu poprawia mi humor a to wszystko dzięki tobie <3 Dziękuje <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, Twoje słowa to dopiero poprawiły mi humor! Dziękuję, cieszę się, że nie zawiodłam :)

      Usuń
  2. Prawdopodobnie jestem pierwsza ^^
    Nawet nie wiesz jak ja cię kocham za to ze to piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ja kocham Was za to, że jeszcze to czytacie ^^

      Usuń
  3. Magicznee.. Niall i Any wrócili. Chociaż oni nawet nie zerwali... ale wiesz... słodko się czytało końcówkę. Rozdział agdbcurnsnzucudyebx .... kocham.. Pozdrawiam. Patricia Malik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie zerwali, ale rozumiem o czym mówisz. Wiesz, że ja też się z tego cieszę? Że znów są razem :)
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam!

      Usuń
  4. Oh... szczerze mówiąc, gdzieś tam wyczuwałam, że Niall się po prostu pojawi, już myślałam, że w ostatnim rozdziale, kiedy to Stanley pojawił się w drzwiach, ale rozegrałaś to świetnie, że Ni pojawił się ale ciutkę później. Ogromnie się cieszę, z przesłodkiej końcówki, która wywołała ogromny dziś uśmiech na mojej twarzy. Uwielbiam Twoje opowiadanie i z ogromną niecierpliwością czekam już na kolejny. Mam nadzieję, że pojawi się dość szybko. Śle buziaki! :)x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, dało się wyczuć. Chociaż tyle, że przerzuciłam to na inny moment, zawsze trochę mniej przewidywalności ;)
      Cieszę się, że podołałam i udało mi się wywołać uśmiech/poprawić humor!
      Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam!

      Usuń
  5. Fajnie jest mieć chłopaka, z którego czyta się jak z otwartej księgi. Tylko niech Any nie będzie tak naiwnie ufna, bo to może bardzo zaboleć. Cieszę się, że są razem i mam nadzieję, że tak zostanie :)
    Buziaki :*:*
    P.S Zapraszam dziś do siebie na nowy rozdział [spojrz-w-moje-oczy]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą, na zaufaniu można się przejechać, ale cóż, oby to nie spotkało Any, prawda? :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Kobieto, Kocham Twojego bloga. Moglabym napisac bardzo duzo o tym jak bardzo lubie go czytac i jak wiele razy wywolalas usmiechna mojej twarzy ni ale niestety, pisze z komorki i troche nie wygodnie sie na niej pisze . :)
    Pozdrowienia i weny
    Panda <3
    PS: Przeczytalam wszystkie rozdzialy, ale jak juz wczesniej pisalam czytam blogi na telefonie i nie dodaje komentarzy. Pamietaj, zostane do konca i czytam WSZYSTKIE rozdzialy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to słyszę :) Świetnie jest wiedzieć, że czytasz. Jeden komentarz a tyyle dla mnie znaczy :)
      Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  7. Aaaaaa cudowny <3
    Masz wielki talent.
    Każdy rozdział na tym blogu jest lepszy. Kocham tego bloga i cb <33

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku to jest cudowne *.* cieszę sie ze narazie wszytsko gra ! narazie czekam na jakis wątek marisol-zayn :D no i ogólnie na tą dziewczynę do której mowil harry na wywiadzie... Joy czy Iness hmmm mysle ze niedługo sie dowiem :)

    ekheeemmm co to znaczy że oni IDĄ NA GÓRĘ...SAMI... CZY TYLKO JA TU MAM JAKIES SKOJARZENIA ??? xD

    czkejam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa <3 Ojć, na wątek Marisol-Zayn chyba będziesz musiała trochę poczekać. Co innego wątek Harry'ego - to już całkiem niedługo :) Hm... no tak, po prostu idą sobie na górę. I owszem, sami. Tę część raczej pozostawiam już Waszej wyobraźni :3
      Pozdrawiam,

      Usuń
  9. ŚWIETNY ROZDZIAŁ ♥ KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE A JESZCZE JAK NIALL PRZEPRASZAŁ ANY AWWWWWWWWWW TO BYŁO TAKIE SŁODKIE AŻ MIAŁAM WRAŻENIE ŻE OBOK NICH SIEDZĘ I SŁYSZĘ WSZYSTKO NA ŻYWO :) CZEKAM JUŻ NA NEXTA :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak dokładnie wszystko odbierasz. W końcu na tym mi zależy, żeby było jak najbardziej prawdziwe ♥
      Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Dziewczyno masz wielki talent. Nie myślałaś nad tym, aby napisać książkę. ? KOCHAM TWOJEGO BLOGA I CZEKAM NA NEXTA ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  11. O bosz o bosz o bodz Niall wrócił omg :D ciekawe jak to bedzie dalej , czekam na kolejny rozdzial. Ten jak zawsze cudowny xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne, masz ogromny talent. Oczywiście życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)

    Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://all-our-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Naprawdę świetny rozdział! :D Zapraszam również do siebie http://welcome-to-real-life1.blogspot.com/
    :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jesteś fantastyczna! Masz talent i mam ogromną nadzieję, że go nie zmarnujesz. Rozdział jest wspaniały ♥

    Jeśli miałabyś chwilę, byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała. Zależy mi na twojej opinii ♥
    http://runaway-harrystylesfantiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże! Płakałam się. Niby to nic takiego ale łzy same leciały. Cudownie piszesz, nie da się ukryć. Bez błędów co jest rzadkością. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, udało mi się wzbudzić aż takie emocje? Dziękuję za miłe słowa ♥

      Usuń
  16. Jezuuuuuu, kocham! Po prostu kocham to opowiadanie, naprawdę! <3 Jest wspaniałe od początku do końca, podoba mi się tu dosłownie wszystko i nie ma kompletnie ani jednej rzeczy, do której mogłabym się chociaż trochę przeczepić. Masz niesamowity talent i uwielbiam Twoje opisówki, wiem, że już kiedyś Ci o tym pisałam, ale trudno powtórzę się, bo są warte tego uznania! :) Opisy uczuć bohaterów są powalające, przysięgam. Strasznie lubię postać głównej bohaterki, a to nie zdarza się zbyt często, bo zazwyczaj jestem wrogo nastawiona do nich, a tu taka miła odmiana. :) Co do treści rozdziału.. Kurcze cieszę się, że Anya zebrała się w sobie i wyszła z łóżka, a do tego nawet dobrze zaczęła się bawić. Oczywiście nie dziwię jej się, że była zła na swoich przyjaciół za szkody, które wyrządzili jej goście, ale myślę, że mimo wszystko nie będzie żałować tego przyjęcia. Moment, kiedy w domu pojawia się Niall. <3333333333 Świetny! Do gustu bardzo przypadło mi to, jak Horan zareagował na widok tego chłopaka i to, że zachował się w tak.. męski sposób. No i oczywiście jego przeprosiny.. Po prostu idealne, dokładnie takie jakie mogłabym je sobie wyobrazić. Oni są przeuroczą parą i nigdy nie powinni się już rozstawać, mwaha <3 Nie powiem jednak, że pochwalam zachowanie Nialla i to, że naprawdę pocałowali się z Demi, ale grunt, że się do tego przyznał i był szczery, bo to przecież też bardzo ważne. :) Dobrze, że Anya mu wybaczyła, mam nadzieję, ze jakoś miło spędzą teraz ten swój wspólny czas. :))) Tymczasem ja pozdrawiam i życzę masy weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, wielbię Cię za tak wyczerpujące wypowiedzi ♥ Sypnęłaś takimi komplementami, że aż się zaczerwieniłam. Cieszę się, że lubisz Any - chyba udało mi się ją jako tako wykreować na fajną dziewczynę, starałam się :) No, to świetnie, że nie spaprałam momentu wejścia Niallera, na tym chyba najbardziej mi zależało w tym rozdziale. Oj, jestem tego samego zdania, najlepiej by było jakby nigdy się nie rozstawali, ale nigdy nie wiadomo co się wydarzy ;)
      Pozdrawiam serdecznie i stokrotne dzięki za miłe słowa ♥

      Usuń
  17. Jak zwykle z opóźnieniem, ale jestem :D
    Boże jakie to było słodkie jak Niall się tłumaczył, on ją kocha!
    Cieszę się że Any nie jest na niego wściekła, nie mogłaby być przecież też go kocha :)
    Ta odkryłam Amerykę :P
    Oni są idealnie!
    Mam nadzieje że nie będzie już żadnych sytuacji z Demi, bo wyjdę z siebie :P
    I jeszcze ta zazdrość Niallera, hehehe to było cudne :D
    Kocham Cię!
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś :) Zazdrość Niallera, tak, to nawet moja ulubiona scena z całego rozdziału :D A ja Ciebie ♥ Tak długo już wytrzymujesz z NU, aż się dziwię :3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  18. Cześć! Nominowałam Cię do 'Liebster Blog Award' :)

    http://all-our-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Już ci to mówiłam, ale to powtórzę. Nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Czytając ten rozdział miałam podobny humor, co Anya. Myślałam, że będę musiała czekać dłużej na wątek Nialla, aż tu nagle jest. Męski i ten kochany Niall. Wiadomo, że Any nie będzie mu już ufała jak kiedyś- nie oszukujmy się nie da się ufać komuś pi takim czymś tak samo. Pi prostu Any będzie teraz może bardziej to pilnowała i chyba nie będzie już zignorować gdy znów wyjedzie w trasę. Nie będzie chciała go znów stracić - oczywistych nie dosłownie. Mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi.
    PS. OneDirection to moje konto, ale zazwyczaj będę podpisywać się w anonimowym koncie Joanna1D dla jasności.
    Joanna1D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!