7 października 2013

Rozdział XIII: Szanowna pani


            @NiallOfficial Crazy Mofos! Jesteście tak samo podekscytowani jak my? To już dzisiaj! Nowy singiel!”

             W końcu nadszedł dzień premiery. Od samego rana, kiedy to management siłą musiał ściągać nas z łóżek po imprezie, która odbyła się dzień wcześniej, wszyscy siedzieli jak na szpilkach. Nie potrafiliśmy znaleźć sobie miejsca, bo byliśmy zbyt podekscytowani i nieco zestresowani. Przecież to pierwszy utwór, który wykonujemy z innym artystą, nie mamy więc pewności jak zareagują fani.
            Wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. Co będzie, jeżeli Demi się oberwie? Jest kobietą, a my z doświadczenia wiemy, że niektóre Directioners nie tolerują dziewczyn, które spędzają z nami za dużo czasu. Mimo tego, wciąż byłem dobrej myśli. W sumie, to co się mogło stać oprócz kilku nieprzyjemnych komentarzy, których żaden artysta jeszcze nie uniknął?
            - Horan, uważaj jak leziesz – warknął Louis, który pod wpływem stresu często stawał się niemiły i upierdliwy.
            Przez przypadek trąciłem go barkiem, kiedy przechadzałem się przez salon.
            - Tak jest, księżniczko – rzuciłem spokojnie.
Puścił to mimo uszu. Wyglądało na to, że skoro już na mnie wpadł, to od razu chciał zacząć rozmowę. Przygryzł dolną wargę, co oznaczało, że nie do końca wiedział jak zacząć. Gdy w końcu odpowiednio ułożył zdanie w głowie, spojrzał na mnie ogromnymi, niebieskimi oczami, przez które tak prosto było zajrzeć do jego wnętrza. Martwił się i to nie tylko o premierę.
            - Słuchaj… masz jakieś wieści od Anyi? Próbowałem się do niej dodzwonić, ale nie odbiera. – Wzruszył ramionami, jakby moja odpowiedź tak naprawdę w ogóle go nie obchodziła, choć zdecydowanie było inaczej.
            - Oprócz SMS-a, w którym przepraszała mnie za brak czasu, to dużo nie rozmawialiśmy – mruknąłem. – Powiedziała, że ma dla nas jakąś niespodziankę. Dowiemy się jak wrócimy do Londynu – dodałem, przypominając sobie całą treść wiadomości.
            - Niespodziankę? – powtórzył z lekkim niedowierzaniem. – Mam nadzieję, że nie kupiła psa, bo sama będzie go sobie chować – burknął i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
            Rozsiadłem się na obitej czerwoną skórą kanapie i westchnąłem przeciągle. Choć martwiłem się, że ta rozłąka wcale nie wyjdzie nam na dobre, to nie mogłem się na tym skupić. Moje myśli wciąż zmieniały tor tak, żebym nie zajmował się niczym innym jak premiera.
            - Chłopcy, zbiórka! – Zarządził menadżer, który jak zwykle pojawił się bez zapowiedzi. – Mam nadzieję, że pamiętacie – zaczął, kiedy reszta w końcu usadowiła się obok mnie - że oprócz premiery macie jeszcze dzisiaj podpisywanie płyt. To będzie tuż po pierwszej części spotkania, więc Demi postara się pojawić, żeby móc później zrobić sobie zdjęcia z fanami.
            Wiadomość o obecności Lovato na premierze nieco mną wstrząsnęła. Nie miałem pojęcia, że uda jej się wcisnąć to w swój grafik. No, przynajmniej miałem taką nadzieję... Odkąd zaczęła wsadzać nos w nie swoje sprawy, relacje między nami uległy gwałtownej zmianie. Jakoś nie widziało mi się wysłuchiwać jej "cennych" porad co do udanego, według niej, związku. Dlatego zacząłem jej unikać, czego wcale nie utrudniała swoim zachowaniem. Najwidoczniej Dems również nie spodobała się nasza ostatnia wymiana zdań i nie miała zamiaru tracić na mnie więcej czasu. W pewnym sensie byłem jej za to wdzięczny. Za to, że dawała mi czas, a nie od razu rzucała się do przeprosin lub, co gorsza, kolejnej kłótni.
            Harry położył dłoń na moim ramieniu. Chyba musiałem mieć nieciekawą minę, skoro chłopacy przestali zwracać uwagę na menedżera i zajęli się pocieszaniem mnie. Każdy z osobna wiedział już co się wydarzyło między mną a Demi. Nie tyle się domyślili, kiedy trzasnąłem drzwiami, wchodząc do pokoju hotelowego, co dowiedzieli się od jedynej osoby, której opowiedziałem całą historię - od Harry'ego, który widocznie nie potrafił trzymać języka za zębami. Co prawda nie miałem mu tego za złe, jednak miałem nadzieję, że na pewien czas zachowa to dla siebie, jako że bardziej potrzebowałem prywatności i spokoju, niż rozmowy z czwórką przyjaciół, gdzie każdy z nich miał inne zdanie. W skrócie mówiąc - za duży harmider jak na tak błahą sprawę.
            Słyszałam, że zmiany zawsze wychodzą ludziom na dobre. Byłam ciekawa, czy w moim przypadku było tak samo. W końcu każda osoba, którą napotykałam na swojej drodze w trakcie ostatnich kilku dni wytknęła mi, jak to bardzo zmieniłam się odkąd poznałam Nialla Horana. Rozpoczynając od Riven, według której całkowicie "odpicowałam" - tak, naprawdę użyła słowa "odpicować" - swoje poglądy. Z osoby, która niegdyś nie potrafiła przekonać się do makijażu, w kogoś, kto nie wychodzi z domu bez podstawowego make-upu. Wcześniej rzeczywiście nie przejmowałam się wyglądem. Może po protu... nie miałam dla kogo wyglądać olśniewająco. Ciekawe, dlaczego wszyscy dookoła mnie dostrzegają tak diametralne zmiany, a ja wcale nie czuję się inaczej? Bo chyba powinnam... no nie wiem, czuć się lepiej?
            Skoro wszyscy dookoła tak się zawzięli, że nie dawali mi chwili spokoju, to równie dobrze mogłam chociaż zrobić coś, dzięki czemu sama mogłabym zauważyć jakąś różnicę. Zaoszczędziłam więc parę groszy i wybrałam się do salonu fryzjerskiego, oczywiście nie mówiąc o tym nikomu, żeby czasem nie spotkać się z protestami. Równie dobrze mogłabym wprost powiedzieć, że mi odbiło, bo moją pierwszą myślą było przefarbowanie się na różowo, bądź też granatowo. W ostatniej chwili zdecydowałam się jednak na mniej drastyczne zmiany i najzwyczajniej w świecie... zostałam szatynką.
            Odkąd dzień wcześniej pomalowałam włosy, uzależniłam się przy okazji od sprawdzania swojego wyglądu w... właściwie, to nie obchodziło mnie gdzie akurat się przeglądałam. Wystarczyło mi odbicie w drzwiczkach lodówki, szybie samochodu, czy chociażby w ekranie komórki. Po raz tysięczny tego ranka przeglądałam się w lustrze w łazience, gdzie według mnie zawsze wyglądałam najkorzystniej. Jak to się działo, że przyglądając się swojemu odbiciu w tymże pomieszczeniu, czułam się tak dobrze, a spoglądając w lustro w pokoju, nagle zmieniałam się w Quasimodo?
            Wykonywałam kolejne obroty, uśmiechając się radośnie do własnego odbicia. Nakręcałam kokieteryjnie brązowe loki na palce, przygryzając przy tym wargi.
            Moje wygłupy przed lustrem przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Z lekką paniką w oczach spojrzałam na zegarek. Kompletnie wypadło mi z głowy, że wczoraj wieczorem dałam się namówić Stanleyowi na poranny jogging w parku. Co we mnie strzeliło? Przecież dobrze wiedziałam, że wcale nie będzie mi się chciało biegać... albo, że najprawdopodobniej zapomnę, co własnie się stało.
            Wybiegłam z łazienki, po drodze potykając się o próg. Złapałam po drodze telefon i, wciąż klnąc jak szewc, odczytałam SMS-a od Stana.
            "Jestem już w parku. Pośpiesz się, bo zaraz zamarznę jak nie ruszę się z miejsca. S"
            Z prędkością światła naskrobałam odpowiedź, w której kilka razy powtórzyłam słowo "przepraszam" i dodałam kilka serduszek, by mieć pewność, że chłopak mi wybaczy. Dodałam tylko, żeby w takim razie czym prędzej ruszył w stronę mojego domu, bo ja dopiero zaczynam się szykować. Nie czekając na wiadomość powrotną, niemalże rzuciłam się w stronę szafy, z której wyciągnęłam dresowe spodnie i ciepłą bluzę. T-shirt, który aktualnie miałam na sobie wyglądał dobrze, dlatego postanowiłam go nie zmieniać. Włosy niechętnie związałam w koński ogon, pozbyłam się wszelakie biżuterii, którą miałam na sobie, po czym zajęłam się wybieraniem wygodnego obuwia. Po wykluczeniu kilku par, które albo uwierały, albo były tak luźne, że dosłownie zlatywały, wybrałam idealne, jak zawsze odpowiednie na każdą porę i każdą wyprawę, białe buty nike.
            Skończyłam się szykować równo z dzwonkiem do drzwi, oznajmiającym przyjście Stanleya. Byłam dość podekscytowana spotkaniem z nim. W końcu jeszcze żadne z moich znajomych nie widziało efektu mojej "przemiany". Chciałam zobaczyć ich od razu po opuszczeniu salonu fryzjerskiego, ale oczywiście nikt nie miał dla mnie czasu. Standardowo - kiedy są potrzebni, to ich nie ma, a kiedy nie, to wpraszają się wszyscy na raz.
            Sprawdzając uprzednio przez wizjer, czy to aby na pewno Stan, otworzyłam drzwi na oścież. Ciemnowłosy chłopak ubrany w czarne spodnie dresowe, białą bluzę i białe adidasy obrzucił mnie na przywitanie gniewnym spojrzeniem. Dopiero po chwili jego mózg zarejestrował jakąkolwiek zmianę w moim wyglądzie. Rozchylił lekko usta, by po sekundzie je zamknąć. Jednym ruchem dłoni nakazał mi obrócić się wokół własnej osi, co z chęcią uczyniłam.
            - Nie wiedzieć czemu, prędzej spodziewałbym się tatuażu, albo piercingu w jakichś dziwnych miejscach, jak na przykład w języku czy w wardze, ale... - Patrzył na mnie ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. Nie sądziłam, że zdołam go aż tak zaszokować. - I co teraz będzie?! Nie będę już mógł rzucać dowcipami o blondynkach, żeby rozładować atmosferę...
            Nie wiedziałam, co było bardziej zabawne: jego smutna mina, czy to, co powiedział przed chwilą. Parsknęłam śmiechem. Dąsał się jeszcze przez chwilkę, po czym uśmiechnął się, ukazując rządek białych ząbków.
            - Tak mówiąc już całkiem poważnie, to naprawdę dobrze ci w brązie. Nie spodziewałbym się, - zawahał się na chwilę, po czym dodał - chociaż... ładnemu to we wszystkim ładnie.
            Bieganie. Zdecydowanie. Nie. Zostanie. Moją. Pasją. Koniec, kropka. Już po dwudziestu minutach miałam serdecznie dość. Nie podobało mi się to, że moje serce biło jak oszalałe. Ani to, że włosy kleiły mi się do czoła.
            - Czy ty w ogóle wziąłeś pod uwagę jakąś przerwę? - jęczałam co chwilę.
            Każda próba zwrócenia na siebie jego uwagi kończyła się fiaskiem. Wyglądał, jak człowiek w transie. Co najciekawsze... chyba w ogóle nie był zmęczony. Brnął do przodu, jak terminator. To wszystko, co u mnie wywoływało gniew i zniesmaczenie, dla niego równie dobrze mogło być przyjemne. Kto to widział, żeby się tak zamęczać dla zabawy. Gdyby jeszcze miał parę kilo do zrzucenia - zrozumiałabym. Ale w tej chwili? Nie, nie rozumiem.
            - Stanley! Do diabła, człowieku, ja robię przerwę, bo wyzionę ducha! - wrzasnęłam do niego. Między nami było kilka dobrych metrów odstępu. Kilka razy próbowałam dorównać mu kroku, jednak jakoś mi to nie wychodziło.
            Przystanął. Zszokował mnie tym jeszcze bardziej, niż swoją wytrzymałością. Uśmiechnął się pobłażliwie, układając dłonie na udach, pochylając się lekko do przodu. Normował oddech. Poszłam w jego ślady, próbując nie zemdleć na środku chodnika.
            - Wybacz, że nie zatrzymaliśmy się wcześniej, ale wiesz... wiedziałem, że dasz radę pociągnąć dłużej niż pięć minut. - Zaśmiał się.
            - Gdyby nie to, że ledwo oddycham - przerwałam, by wziąć kolejną dawkę powietrza - to wiedz, że coś by cię zabolało - warknęłam, kierując się powolnym krokiem w stronę najbliższej nam wolnej ławki.
            Dopiero kiedy nieco się opanowałam, rozejrzałam się dookoła. Nie zwracałam wcześniej uwagi na to, gdzie konkretnie prowadzi nas Stanley. Po prostu biegłam przed siebie, prawie dotrzymując mu kroku. Kiedy odpoczywaliśmy w mini parku, dotarło do mnie, że znajdujemy się jakieś dwie przecznice dalej, niż mieszka nasz nowy znajomy, który wpadł w oko Stanowi. Z wzajemnością, oczywiście.
            Tym razem to ja uśmiechnęłam się pobłażliwie, lustrując wzrokiem twarz przyjaciela. Po czerwonych wypiekach na zwykle bladej twarzy kumpla i jego uciekającym spojrzeniu poznałam, że speszyłam go spojrzeniem. Prychnęłam.
            - To co, masz jakieś konkretne wytłumaczenie, dlaczego przybiegliśmy akurat tutaj? Może to zwykły przypadek?
            Nie mogłam się powstrzymać, musiałam poruszyć ten temat. Chłopak tak śmiesznie się zachowywał, kiedy rozmawiał o kimś, w kim się podkochiwał. Na przykład wykręcał sobie palce u rąk, albo przygryzał policzki od środka. Poprawił dłonią włosy, które wcześniej tak dobrze ułożone, teraz sterczały na wszystkie strony.
            - To co, biegniemy dalej? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
            - Dobrze wiem, że już dalej nie chcesz biec. Jesteśmy tutaj, bo masz nadzieję, że spotkasz Tony'ego. A ja wcale nie mam ci tego za złe. Tylko powiedz, skąd masz pewność, że tu będzie? - zapytałam, pozbywając się z głosu tej brzydkiej nutki drwiny.
            - Według moich źródeł, każdego ranka wyprowadza psa na spacer. Przechadza się przez tę oto uliczkę - wskazał palcem chodnik tuż przed nami - później przesiaduje jakiś czas na którejś z tych ławek - przeniósł wzrok z powrotem na mnie. W jego brązowych oczach widziałam prawdziwą, żywą nadzieję. - Chciałbym się z nim umówić. Ostatnim razem zabrakło mi odwagi... Może teraz będę miał szczęście i dostanę szansę, żeby tym razem się wykazać.
            - Tam na górze musi być ktoś, kto naprawdę cię kocha, wiesz? - zaczęłam, wpatrując się w postać z blond czupryną, przechadzającą się dokładnie tą ścieżką, o której mówił Stan. - Ty to masz szczęście - dodałam, kończąc wypowiedź lekkim westchnieniem.
            - O czym ty...
            Nie dałam mu skończyć myśli. Złapałam go za ramiona, przyjrzałam się uważnie tej zdezorientowanej, naprawdę słodko wyglądającej twarzy. Poprawiłam mu grzywkę, strzepałam niewidzialne paproszki z jego bluzy, po czym bezceremonialnie odwróciłam go w stronę nadchodzącego przyszłego chłopaka.
            - No, idź, zajmij się swoją przyszłością.
            Pchnęłam go, by ruszył w końcu swój zgrabny tyłeczek z ławki. Ruszył chwiejnym krokiem w stronę Tony'ego. Przystanął na chwilę, wziął głęboki, uspokajający oddech, po czym odwrócił się w moją stronę z paniką w oczach.
            Przewróciłam oczami, hamując wiązankę przekleństw, która szukała właśnie drogi na zewnątrz.
            - Ale, co z tobą? Nie chcę zostawić cię tutaj samej. No, wiesz... - wyjąkał.
            - Nie przejmuj się. Nie będę robić za twoją wymówkę. Idź już! - prawie że warknęłam, by dać mu w końcu do zrozumienia, że ma się wziąć w garść.
            Kiwnął głową na znak, że rozumie. Już miał ruszyć się z miejsca, gdy po raz kolejny jego wzrok spoczął na mnie.
            - Co znowu? - zapytałam dość niemiło. Ile można było się z sobą cackać? Dopiero co mówił, że żałuje, że nie zaprosił Tony'ego na randkę przez swoje tchórzostwo, a teraz znów chciał zwiać?
            - Nic. Tylko chciałem ci podziękować. Jesteś naprawdę wspaniałą przyjaciółką, wiesz?
            Jego słowa były niczym miód na moje serce. Nagle zrobiło mi się niesamowicie przyjemnie i miło, aż zaszkliły mi się oczy. Uśmiechnęłam się, kiwając głową.
            - Dobra, bo się rozkleję. Idź!
            Posłał mi ostatni uśmiech na odchodne, po czym ruszył pewnym krokiem przed siebie, na spotkanie z przyszłością.
            Drogę powrotną pokonałam spokojnym spacerkiem. Dosłownie wlokłam się noga za nogą, marząc o szybkim prysznicu i całym popołudniu spędzonym na kanapie, przed telewizorem, z pilotem pod ręką oraz miską popcornu. Tak też zrobiłam, spełniając swoje marzenia tuż po powrocie.
            Leżałam na kanapie, przełączając z kanału na kanał. Jak zwykle ciężko było znaleźć coś, co naprawdę chciałabym oglądać. W końcu włączyłam program na chybił trafił. W taki właśnie sposób trafiłam na film przygodowy, który ani trochę mi się nie podobał.
            Już prawie odpływałam do krainy Morfeusza, usypiana przez mega nudne.. coś. Jak można było w ogóle wydać pieniądze na kręcenie czegoś takiego? Do rzeczywistości sprowadził mnie dzwonek do drzwi. Skrzywiłam się. Nie chciało mi się ruszać nawet o milimetr, a co dopiero przetransportować się aż do drzwi wejściowych. Westchnęłam ciężko, niechętnie się podnosząc.
            Gdy byłam zaledwie metr od wejścia, drzwi otworzyły się na oścież. W progu stała widocznie zdenerwowana, zasmucona i zdegustowana w tym samym czasie, Riven. Wszystkie emocje były podane jak na tacy, wystarczyło raz spojrzeć na twarz dziewczyny. Chyba nie przejmowała się zbytnio tym, co narzucała na siebie przed wyjściem, bo jej czerwony top gryzł się z jaskrawozielonymi rurkami i niebieskim płaszczem.
            - Proszę państwa, proszę państwa! Żywa tęcza, nowy gatunek! - zadrwiłam, kręcąc głową. - Czy szanowna pani nie mogła od razu wejść do środka? Musiałam zrywać się z kanapy, żebyś w końcu i tak sama sobie otworzyła? - zapytałam z wyczuwalnym wyrzutem w głosie.
            Myślałam, że to ją rozbawi. Moje docinki nigdy nie zostawiały trwałego śladu, a przynajmniej tak mi się wydawało. Tym razem nie było jej do śmiechu. Ściągnęła brwi, usta zacisnęła w cienką linię, a ręce złożyła prawie jak do modlitwy. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
            Dlatego spodziewałam się najgorszego.
            - Nie przeglądałaś dzisiaj prasy? Internetu? Nie oglądałaś telewizji? - zapytała cicho. Była roztrzęsiona, głos jej drżał, a w oczach widziałam współczucie.
            Serce zaczęło mi bić trzy razy szybciej, niż dzisiaj na joggingu. Czy komuś coś się stało? Czy ktoś... Skoro pytała o prasę, Internet, zapewne musiało chodzić o naszych sławnych przyjaciół. Chyba, że jakaś katastrofa...
            - Riven, o co chodzi? - zapytałam prosto z mostu. - Jeżeli to coś złego, powiedz to szybko.
            - Sprawdziłam to na wszystkie sposoby. To na pewno prawdziwe zdjęcie.
            Zdjęcie? Jakie, do cholery, zdjęcie?
            - O czym ty bredzisz? Wystraszyłaś mnie, Ive! Myślałam, że coś się stało chłopakom, do diabła. A ty o jakimś zdjęciu? - Miałam ochotę się roześmiać.
            - Anya... Niall... on chyba cię zdradził.
            Zamurowało mnie.
~*~
Cześć wszystkim! 

Wreszcie jestem. Z nowym rozdziałem, który, mam nadzieję, spodoba się Wam. Zaczynamy bawić się w komplikacje, akcja wreszcie nabierze tempa. Oby wszystko wypaliło. 
Jakieś pytania, jakieś obiekcje, jakieś sugestie? 
Nowy szablon w przygotowaniu. 

Do tych, który cokolwiek zamawiali u mnie - niestety, ale przez ten miesiąc nieobecności pogubiłam wszystkie zamówienia. Przepraszam Was bardzo. Tych, którym nie zdążyłam zrobić przed końcem wakacji. Jeżeli którekolwiek z Was chciałoby złożyć zamówienie jeszcze raz, to zapraszam. 
( > Autorka > GG, TT, e-mail).
Pozdrawiam serdecznie i widzimy się wkrótce!
Love <3


11 komentarzy:

  1. Boski rozdział!
    Jak on mógł ją zdradzić. A to menda!
    CZekam na nexta!
    PS. Mam nadzieję, że to pomyłka z tą zdradą

    OdpowiedzUsuń
  2. Że co Kurwa?! On niby ją zdradził?! Ale Demi to menda pierdolona.... Rodział super

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial. Nie moglam doczekac sie kiedy w koncu cos dodasz. Nial, moj Niall. <3
    Czekam na nastepny.

    Zapraszam do mnie: www.all-our-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jak to, że ją zdradził? Jak to przeczytałam, to naprawdę nie mogłam w to uwierzyć! Rozdział jest genialny i już nie mogę doczekać się kolejnego, żeby to wszystko się wyjaśniło. <3

    http://drive-harry-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział! Niall to idiota jak ją zdradził :/
    Czekam na nn i weny życze ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cuuuuuuuudowny! <3 Czekam na następny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak długo Cię nie było! Pisz dalej proszę!

    OdpowiedzUsuń
  8. "to wiec, że coś by cię zabolało" a nie wiedz? :D taki maciupki błąd który rzucił mi się w oczy, chyba, że ja coś nakręciłam. Po drugie jak już napisałam Ci na gy gy cudowny szablon. Magia po prostu nie mogę od nagłówka oderwać oczu. Że ją zdradził?! Czy ja coś ominęłam? Nie podoba mi się ta myśl, bardzo.
    Życzę Ci masy weny i czekam na kolejny :)x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dobrze, że jesteś spostrzegawcza :D Tyle razy sprawdzałam ten tekst, że zaczęło mi się mienić w oczach, więc nie wszystko zostało poprawione :) Dziękuję C:

      Usuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!