30 czerwca 2013

Rozdział XI: Misja

            Nigdy dotąd nie byłem w Bristolu, w przeciwieństwie do Demi, która twierdziła, że „dobrze zna tę okolicę, dlatego nie będziemy mieć problemu z samodzielnym wypadem na miasto”. Musiała odwiedzić to miasto naprawdę bardzo dawno temu, skoro teraz po raz tysięczny przechodziliśmy obok tej samej kawiarni.
            - Mówiłaś, że wiesz gdzie idziemy – burknąłem, dłużej nie wytrzymując maszerowania w milczeniu. Choć na koncertach potrafiłem biegać i skakać przez kilka godzin bez przerwy, moje nogi średnio znosiły wędrówki w terenie.
            - Wiem. Daj mi się chwile zastanowić, a nie w kółko tylko jęczysz – żachnęła się, spoglądając po raz kolejny na tabliczkę z nazwą ulicy. Temple St. Po minie dziewczyny mogłem odgadnąć, że tylko udawała rozeznaną w terenie. Na sto pięćdziesiąt procent nie miała bladego pojęcia, gdzie się znajdowaliśmy, zupełnie jak ja.
            - Mówiłem, żebyśmy wzięli ze sobą Zacka. On pochodzi z Bristolu, zna każdy zakamarek tego miasta. Ale nie, bo ty chcesz być niezależna i nie bujasz się po mieście z ochroną. – Obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem w odpowiedzi.
 Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Gdy w końcu ułożyła w głowie perfekcyjne zdanie, rzuciła sucho:
- Po co niby mieliśmy ze sobą zabierać twojego osiłka do restauracji? To miał być nasz wypad, nie wypad dwa plus jeden.
Odpowiedziałem jej zdziwionym spojrzeniem. Mnie jakoś nie przeszkadzało towarzystwo ochroniarza. Może dlatego, że zdążyłem już go nieco poznać? A może dlatego, że wcale nie traktowałem tego wyjścia jako „wypad we dwoje”. Wypady we dwoje to mogłem sobie urządzać z Anyą.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – mruknąłem pod nosem, kiedy dostałem w twarz wyimaginowanym znakiem przypomnienia. – Umówiłem się z Any na wieczór na Skype. Pięknie, że akurat teraz musiała paść mi bateria. Będzie wkurzona… albo zawiedziona. Nie wiem, co gorsze – pożaliłem się szatynce. Spojrzała na mnie, jak na najgorszego loosera, jakiego w życiu widziała. – Co? – zapytałem naburmuszony. Nie podobało mi się to, jak nagle diametralnie zmieniło się jej zachowanie.
Nie wyglądała już na wiecznie zadowoloną perfekcjonistkę. Teraz była człowiekiem, który bez skrupułów patrzył na mnie z góry. Nie lubiłem takich ludzi. W końcu wszyscy powinni być sobie równi.
- Czasem zachowujesz się jak jej pies, nie chłopak – odpowiedziała z wyższością w głosie. – Latasz dookoła niej, robisz wszystko, żeby jej było dobrze. Anya to, Anya tamto. Pomyślałbyś czasem o sobie, co? Nie każdego wieczoru musisz się jej zwierzać – dodała bez namysłu.
Równie dobrze mogłaby mi przyłożyć z otwartej dłoni w twarz. Prawdopodobnie bolałoby mniej, niż jej słowa, które teraz wżynały się głęboko w mój mózg. Zamrugałem kilkakrotnie, nie kryjąc zdziwienia. Nigdy nie odczuwałem tego w podobny sposób. Zdecydowanie nie zastanawiałem się nad tym, że całe moje życie zaczęło kręcić się wokół jednej osoby. To wydawało się… normalne.
- Dlaczego wydaje mi się, że nie tylko ty tak myślisz? – zapytałem z wyrzutem.
- Bo nie tylko ja tak myślę.
To zdecydowanie był cios poniżej pasa. Nie podobał mi się sposób, w jaki szatynka wypowiadała się o mnie i o Anyi. To, że zależało mi na blondynce, na jej szczęściu, nie znaczyło wcale, że stałem się od niej… zależny. Przynajmniej tak mi się wydawało. Obrzuciłem ją chłodnym spojrzeniem. Wzruszyła ramionami w odpowiedzi. Była taka… obojętna.
- Wiesz, jakoś nie mam już ochoty na ten cały wieczór w Nandos’. Szkoda, że nie wiem którędy iść, żeby z powrotem znaleźć się w hotelu, bo z chęcią posiedziałbym sobie tylko w swoim towarzystwie – mruknąłem. Po raz kolejny tego wieczoru próbowałem włączyć swoją komórkę. Jak gdyby bateria magicznie naładowała się poprzez mój dotyk.
- Nie przesadzaj. Powiedziałam ci prawdę. To, co wszyscy dookoła myślą.
- Może gdybyś znalazła sobie chłopaka, wiedziałabyś, co to znaczy tęsknić za drugą połówką – syknąłem. Wzruszyła ramionami.
- Może. – Wiedziałem, że ją uraziłem, jednak jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło. W końcu to ona zaczęła zabawę „prawda ponad wszystko”. – Dać ci mój telefon? Zadzwonisz do niej, powiesz, że się trochę zgubili… zgubiłeś – poprawiła się szybko, sięgając do kieszeni po komórkę.
Zlustrowałem ją wzrokiem. Nie byłem pewny, czy mówiła poważnie, czy to może miał być jakiś sprawdzian. Przewróciła oczami, czym utwierdziła mnie w przekonaniu, że to nie była żadna chora gra. Po prostu oferowała mi swoją pomoc. Jednak chyba tego za dobrze nie przemyślała.
- Tak, to będzie cudownie wyglądać, kiedy zadzwonię z komórki dziewczyny, z którą przypadkiem się zgubiłem – powiedziałem drwiącym tonem.
Uniosła głowę ku niebu, zdegustowana moim zachowaniem. Widziałem w jej oczach, jak modli się do Boga o trochę więcej cierpliwości.
- Powinna się cieszyć. W końcu to prawie tak, jakbym to ja do niej zadzwoniła. Numer Demi Lovato, hip hip, hura! – rzuciła sarkastycznie. Zacisnąłem wargi w ciasną linię. Jej zachowanie było oburzające.
- Co to miało znaczyć? – zapytałem, niepewnie na nią spoglądając.
W jej brązowych oczach na chwilę zagościło zdezorientowanie. Zniknęło równie szybko, jak się pojawiło, przez co nie byłem pewny, czy powinienem ufać własnym oczom.
- Nic, Horan. To tylko żarty, wyluzuj. – Westchnęła przeciągle, chowając telefon do kieszeni czarnych rurek. Otrzepała brązową bluzę z niewidzialnego pyłu i spojrzała na mnie wyczekująco. – Więc, jaki mamy plan?
- Łapiemy taksówkę, podajemy mu adres hotelu i mamy nadzieję, że bez problemu dotrzemy na miejsce. Jakoś nie jestem już głodny – dodałem nieco bardziej spokojnie. Obydwoje musieliśmy się opanować i zacząć ze sobą współpracować, jeżeli chcieliśmy wrócić do domu przed zmrokiem.
            - Super, więc teraz tylko musimy znaleźć jakąś główniejszą ulicę – odpowiedziała, ruszając przede mną.
            Szedłem kilka kroków za nią, zastanawiając się, co takiego ją dzisiaj ugryzło.



            Lubiłam być w centrum uwagi. Ta chwila, kiedy dziesiątki par oczu zwrócone by ły w moją stronę i obserwowały każdy mój ruch, była zdecydowanie moją ulubioną chwilą. Oczywiście, jeżeli chodziło o patrzenie… w ten dobry sposób. Podobało mi się, kiedy słuchali tego, co miałam do powiedzenia, kiedy doszukiwali się przekazu w moich utworach i, co najważniejsze, lubiłam kiedy mnie podziwiali.
            - Praktycznie rzecz biorąc, to załatwiłam ci pracę na wakacje – zaśmiała się Riven, nie tylko dumna z siebie, ale i ze mnie. – Nie tego chciałaś?
            - Wiesz, myślałam raczej o pracy w supermarkecie, jakimś butiku. No, ewentualnie w księgarni. Tam przynajmniej bym coś zarobiła – rzuciłam na wpół oskarżycielsko.
            Choć wciąż nie dałam po sobie poznać, że cieszyłam się z udanego występu oraz z tego, że dziewczyny już przy refrenie krzyczały, że jestem w zespole, naprawdę tak czułam. Odkąd straciłam wiarę w siebie po nieudanym występie w X-Factorze, nie myślałam o powrocie na scenę. To była przestrzeń zakazana, a dla innych wszystko, co z nią związane było tematem tabu. Kiedy Lou gadał mi za uchem jak wielki mam talent i że powinnam spróbować ponownie, zazwyczaj wychodziłam z pokoju.
            Na szczęście coś we mnie zaskoczyło. Gdzieś w środku tak naprawdę od zawsze ciągnęło mnie w stronę sceny. A próba, w której niespodziewanie wzięłam udział, i całkiem udany występ utwierdził mnie w przekonaniu, że scena, to moje miejsce.
            - Z tobą w zespole, Yellow odniesie naprawdę ogromny sukces. Zanim się obejrzysz, już będziecie sprzedawać bilety do teatru, gdzie będziecie dawać prawdziwe koncerty. Chociaż, na razie proponuję skupić się na występach w Black Rose i innych balach. – Riven czasami potrafiła być naprawdę przekonywująca. Uśmiech, jakim zaszczyciła mnie Ines, tylko potwierdził moją teorię.
            - Skoro mowa o występach, wiecie, że organizują festiwal w Stratford? Może uda wam się załapać? – dodał Stanley.
            Spojrzałam na niego, jakby się urwał z choinki. To, że udało mi się odblokować wcale nie oznaczało, że chciałam być rzucana na głęboką wodę. Występy przed setkami osób to duże wyzwanie dla kogoś, kto czasem zapomina języka w gębie.
            - Może jednak zacznijmy od tych barów… - rzuciłam  błagalnie w stronę Ines. Niestety, wystarczyło jedno krótkie spojrzenie w jej stronę, żeby zrozumieć co chodzi jej po głowie. Już wtedy wiedziałam, że nie odpuści, dopóki nie pozwolą nam wystąpić na festiwalu.
            - Spokojnie, z tym festiwalem trochę potrwa. Bez obaw, na razie zajmiemy się Black Rose, żebyś mogła się trochę rozluźnić, wprawić, no wiesz. – Czerwono włosa trochę mnie uspokoiła.
Zajęliśmy miejsca przy stoliku w samym kącie baru. Było nas dużo, aż sześć osób, ale udało nam się ścisnąć bez robienia niepotrzebnego zamieszania z przemeblowaniami i dostawianiem krzeseł. Gdy tylko usiedliśmy, podeszła do nas niewysoka szatynka o jasnych, błękitnych oczach, które patrzyły na nas trochę ozięble. Z daleka wydawała się bardziej przyjazna. Niestety jej ściśnięte w ciasną linię wargi, okropny grymas na twarzy i groźny, nieprzenikliwy wzrok mówił nam coś innego – że lepiej jej nie denerwować. Ines zebrała od nas szybko zamówienia i przekazała koleżance z pracy. Między nimi była tak diametralna różnica. Ines była radosna, miła, wiecznie otwarta na nowe znajomości. A ta dziewczyna? Wkurzona, opryskliwa, zdecydowanie nie nastawiona przyjaźnie do otoczenia. Zaśmiałam się, kiedy Ines uśmiechnęła się w stronę znajomej, która w odpowiedzi uniosła tylko wymodelowane brwi do góry.
Dziewczyny z zespołu Ines szybko dopasowały się do naszego grona. Okazało się, że to całkiem normalne, utalentowane dziewczyny z bardzo interesującymi zajęciami. Przecież to było oczywiste, że ich życie wcale nie kręciło się tylko wokół Yellow. Venia, czyli dziewczyna, która grała na perkusji, w wolnych chwilach oglądała anime. Jej ówczesnym marzeniem było zostać szefem kuchni – według Ines, czarnowłosa miała naprawdę dobrą rękę do gotowania. Oprócz tego dowiedziałam się również, że Venia zbierała pocztówki z krajów, które udało jej się odwiedzić. Caroline – gitarzystka – była jej całkowitym przeciwieństwem. Słuchała ciężkiego brzmienia, czasem tylko przestawiała się na lżejszy rock. Uwielbiała czytać książki fantastyczne, z nutką romansu. Od razu zapytałam, czy mówiła o Zmierzchu. Cóż, wyśmiała mnie, co wzięłam za odpowiedź przeczącą. Chwilę później dowiedziałam się również, że Caroline skończyła klasę informatyczną, kochała komputery, a w szczególności lubiła gry komputerowe, bez których ponoć nie potrafiła przeżyć dnia.
Venia i Caroline zachowywały się stosunkowo normalnie. Oprócz tego, że obydwie, na zmianę, co chwilę dziwnie mi się przyglądały. Wyglądały przy tym, jakby z trudem zatrzymywały słowa, które cisnęły im się na usta. Próbowałam to ignorować, do czasu, kiedy Venia nie wytrzymała, i zadała mi to pytanie, na które tak bardzo obydwie chciały znać odpowiedź.
- Więc jesteś dziewczyną Nialla Horana? – wyrzuciła z siebie, na chwilę wlepiając we mnie swoje ogromne, brązowe oczy. Caroline dźgnęła ją między żebra, besztając ją wzrokiem. Czarnowłosa skuliła się na krześle, sięgając po szklankę z trunkiem.
Zamrugałam kilkakrotnie, zastanawiając się co się stało. Gdy dotarł do mnie sens tego wydarzenia, miałam ochotę walnąć się w czoło. Czasami wylatywało mi z głowy, że moi najlepsi przyjaciele, mój brat i mój chłopak tworzyli razem sławny na cały świat zespół. Dziwne, wydawałoby się, że o czymś takim nie da się zapomnieć.
Zdarza się, pomyślałam.
Upiłam łyk swojego drinka, uśmiechając się delikatnie do dziewczyn. Przecież pytanie o takie rzeczy nie było zbrodnią. Wręcz przeciwnie, dobrze rozumiałam, że ciekawość wzięła górę i wcale nie miałam im tego za złe, choć cała sytuacja była dość niezręczna.
- Nie da się ukryć – zaśmiałam się perliście, próbując rozładować atmosferę.
Udało się, Venia wyprostowała się na krześle i obrzuciła koleżankę o pomarańczowych włosach triumfalnym spojrzeniem.
- Jacy oni są? Tak, jak się ich bliżej pozna? – zaciekawiła się Caroline.
Zerknęłam na Riven, która zakrywała dłonią usta, próbując zatuszować śmiech kaszlem. No tak, ją przecież nigdy nie interesowało One Direction. Raczej nie słuchała tego typu muzyki, choć kilka ich kawałków znajdowało się na jej play liście.
- Raczej… zwyczajni. Gdybyś nie wiedziała, że są sławni, to nie daliby po sobie poznać, że jest inaczej. Zachowują się… no wiesz, jak ludzie – odpowiedziałam, nie bardzo wiedząc co innego mogłabym powiedzieć. W duchu miałam nadzieję, że ktoś szybko zmieni temat.
Stanley trącił mnie ramieniem, zwracając tym na siebie całą moją uwagę. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Patrzył gdzieś w tłum ludzi, kłębiących się przy barze. Był… zafascynowany?
- Możemy na słówko? – poprosił. Jego głos zrobił się nienaturalnie wysoki, jakby właśnie coś połknął i to owe coś stanęłoby mu w gardle.



Kiwnęłam głową. Przeprosiliśmy na chwilę znajomych, po czym oddaliliśmy się od stolika na dobre kilka metrów. Stanęliśmy pod ścianą, w takim miejscu, żeby Stan dokładnie mógł obserwować to, co tak bardzo go zainteresowało. Podążyłam za jego spojrzeniem, jednak nie dowiedziałam się niczego nowego. Przewróciłam oczami i szturchnęłam go w ramię. Stanęłam naprzeciwko niego, zasłaniając mu widok na bar.
- Powiesz mi o co chodzi, czy mam się dalej domyślać? – zapytałam ostrzegawczym tonem. W moim pytaniu ukryta była groźba – jeżeli natychmiast nie powiesz o co chodzi, pójdę sobie.
- Odwróć się – nakazał, łapiąc mnie za ramiona. Odwrócił mnie do siebie tyłem i wskazał ręką chłopaka, który nachylał się nad barem, pogrążony w rozmowie z barmanem. – Widzisz go? – Kiwnęłam głową. – Musisz mi pomóc. Nie potrafię ocenić, w której gra drużynie.
Spojrzałam na Stana przez ramię. Czy on mówił poważnie? Co niby miałam zrobić?
- Niby jak mam ci pomóc? – zapytałam, nie rozumiejąc jego toku myślenia.
- Nie wiem, idź tam, powdzięcz się trochę. Zobacz jak zareaguje? – Gdy wyłapał moją groźną minę, wlepił we mnie maślane spojrzenie. Wiedziałam, że mu na tym zależało. On z kolei wiedział, że kompletnie nie podobał mi się jego pomysł. – Błagam! – krzyknął mi do ucha. Nie wiedziałam, że jego głos mógł być jeszcze wyższy. Widać błędnie go oceniłam.
Zmrużyłam oczy, przetwarzając w głowie wszystkie za i przeciw. Zrobiłabym to po to, by pomóc przyjacielowi. To wcale nie tak, że próbowałam naprawdę wyrwać innego kolesia, zapominając o Niallu. A Nialler nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Wzruszyłam ramionami.
- Okej, może mogę ci jakoś pomóc. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie poprosiłeś Ines?
- Wiesz, jaka ona jest. Zamiast go sprawdzić, to jeszcze by go odstraszyła swoją przesadną radością i szalonym charakterem – zaśmiał się, popychając mnie do przodu. – A teraz idź, spróbuj uwieść mojego przyszłego chłopaka!
Parsknęłam śmiechem, zanim ruszyłam w stronę baru. Chłopak, którego wypatrzył Stanley był wysoki, szczupły i naprawdę umięśniony. Miał blond włosy, delikatnie postawione na żel. Był ubrany w biały T-shirt, który podkreślał mięśnie, czarne rurki, idealnie dopasowane do szczupłych nóg, i białe trampki.
- Cześć, przystojniaku – zagaiłam, opierając się o bar. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy odwrócił wzrok od barmana i przeniósł go na mnie.
Jego oczy, choć błyszczały od alkoholu, nie straciły niesamowitej barwy wiosennej trawy. Uśmiechnął się delikatnie, marszcząc przy tym idealnie prosty nos. Stanley miał naprawdę dobre oko. Facet był nieziemsko przystojny! Oczami wyobraźni widziałam ich razem – zdecydowali do siebie pasowali.
- Witaj, nieznajoma. – Męski, ciepły głos perfekcyjnie pasował do tego, jak prezentował się wyglądem.
- Przyglądałam się tobie z drugiego końca sali. W końcu zdobyłam się na odwagę, żeby zapytać jak masz na imię. – Zatrzepotałam rzęsami, jak dziewczyny we wszystkich romantycznych komediach.
- Tony – przedstawił się.
- Anya. – Odchrząknęłam, przygotowując się do głębszego wejścia w rolę. - Jak się masz, Tony?
- Uhm, stosunkowo dobrze. – Niepewny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Lustrowałam każdy jej fragment, szukając jakichkolwiek znaków zainteresowania.
- Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że jesteś niesamowicie przystojny? – rzuciłam, pewnie spoglądając w jego oczy, które wyrażały lekkie zdenerwowanie. Zamrugał kilka razy, przełykając głośno ślinę. Po jego zachowaniu wnioskowałam, że nie był pewnym siebie, tak jak wcześniej mi się wydawało. Wydawał się być… skromnym, delikatnym, przystojnym…
Anya!, upomniałam się w myślach, Jesteś na misji. Skup się.
- Za często tego nie słyszę – zaśmiał się. Zaraz, czy to był rumieniec?
- Zdecydowanie powinieneś. Te oczy, ten uśmiech. Pewnie jesteś już zajęty, co? – zapytałam, łapiąc kosmyk swoich włosów i okręcając go na palcu. Zaśmiał się głośno, patrząc na mnie z lekkim niedowierzaniem.
- Nie, tak się składa, że wciąż jestem wolny.
- Ach, masz ochotę się gdzieś wybrać? Tutaj robi się… tłoczno.
Odchrząknął, poprawił swoje włosy i przybrał naprawdę dziwny wyraz twarzy. Wziął do ręki szklankę wypełnioną piwem z sokiem i zaczął mieszać zawartość czarną słomką. Dopiero po kilku sekundach, jak gdyby w końcu zdobył się na odwagę, zerknął na mnie kocimi oczami.
- Anya, jesteś naprawdę piękna, słodka i… no, wyglądasz idealnie, ale… - zawahał się, gdy wyczekująco się w niego wpatrywałam. – Ja… gram w innej drużynie, jeśli wiesz, o co mi chodzi – dodał, nieco ciszej.
Odetchnęłam z ulgą, siadając na stołek przy barze. Dopiero po chwili zorientowałam się, jak dziwnie musiało to wyglądać. Najpierw próbowałam go uwieść, żeby teraz cieszyć się, że jest gejem? Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym ulgi. Był… zszokowany? Wyszeptałam ciche przeprosiny, zanim zaczęłam się tłumaczyć.
- Jestem zajęta – zaczęłam, wyciągając jedną ze słomek z pojemniczka. – Widzisz, mój przyjaciel jest tobą zainteresowany, ale bał się porozmawiać. Myślał, że może jesteś hetero.
Uśmiechnęłam się, podczas gdy on wciąż stał nieco zdezorientowany, rozglądając się po sali. Zapewne szukał chłopaka, o którym mówiłam.
- Stoi pod ścianą. Jest ubrany w czerwony T-shirt, czarne spodnie i czerwone trampki. Ma ciemne włosy – opisałam przyjaciela.
Tony lustrował tłum. Kiedy w końcu odnalazł Stanleya, jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Wydawało mi się, że Stan naprawdę wpadł mu w oko. Co się dziwić, chłopak był bardzo przystojny, w dodatku miał poczucie stylu.
- Co ty na to, żebym was sobie przedstawiła? – zapytałam z nadzieją w głosie. – I naprawdę przepraszam, za to całe przedstawienie. Zrobiłam to dla niego, gdyby poprosił mnie o to ktoś inny, zapewne bym odmówiła – usprawiedliwiłam się. Nie chciałam, by chłopak miał mi za złe moje zachowanie.
- To twój przyjaciel?
- Jeden z najlepszych – powiedziałam zgodnie z prawdą. Może sprawy między nami skomplikowały się przez Marisol, ale teraz wszystko pomału wracało do normy.
Tony kiwnął głową, nie spuszczając wzroku ze Stana.
- Chodźmy – rzucił tylko, ruszając przed siebie, przez tłum.

- Stanley, to jest Tony – przedstawiłam przyjacielowi chłopaka, który przywitał go szerokim uśmiechem. – Tony, to mój kumpel, Stanley. – Wymienili między sobą zaciekawione spojrzenia. – Zostawię was samych – zaśmiałam się, wycofując się. 
~*~
W końcu nowy rozdział! Prawie miesiąc minął odkąd dodałam ostatni. To przez szkołę i brak weny. Kompletny brak weny. To było straszne. Ale, już jest w porządku. Wena wróciła, czasu jest dużo, w końcu są wakacje. Jak rozdział? Nie zawiodłam? Mam nadzieję.
Uzupełniłam już zakładkę "bohaterowie". Zapraszam, możecie "obczaić" Tony'ego. Dzisiaj zabieram się za poprawianie zakładki "czytam". Trochę tam wszystko... porozrzucałam. Naprawię to. 
Przepraszam, że nie komentuję Waszych postów, nie miałam czasu. Ale wszystko nadrobię, mam nadzieję. Przepraszam również tych, którzy zamówili u mnie szablony. Jeszcze ich nie zrobiłam. Ale mam dużo pomysłów. 
Widzimy się niedługo!
Pozdrawiam!

26 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak długo czekałam na ten rozdział no i JEST. Świetnie go napisałas. Cos czuje, ze Demi namiesza. Czekam na nexta. Buziaki siostro

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za nieporozumienie. Musiałam przeoczyć tę zakładkę przeglądając bloga :)
    W każdym razie - zapraszam do udziału w konkursie ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Demi. Nienawidzę jej. -,-
    Tak jak Alicja Szramowska, mam wrażenie, że Lovato popsuje coś w związku Anyi i Nialla. Lub zniszczy biednego Horana tym swoim zachowaniem, które przedstawiła w tym rozdziale. Mam nadzieję, że Niall szybko przejrzy na oczy i zerwie z nią kontakty, bo inaczej ona go sprowadzi na ciemną stronę mocy. Ot co.
    Poza tym, mam dziwne przeczucia co do tej "misji" An. Znając życie ktoś ją zauważył, zrobił zdjęcie i wyjdzie na to, że zdradziła Nialla. ... A wtedy Demi zanurzy w nim te swoje ohydne łapy. Ja to wiem, oj wiem.
    Z drugiej strony trochę niesprawiedliwy jest fakt, że przystojni faceci (jak Tony [od razu skojarzył mi się z Tonym Starkiem ^__^]) są albo poza zasięgiem lub grają w innej drużynie, jak to ujęłaś.
    Cieszę się, że wena wróciła. I niech już nie ucieka, żebyś mogła dalej pisać. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, Demi jako czarny charakter. Chyba nikt jej na razie nie lubi w tej mojej czarnej wersji. Mam nadzieję, że uda mi się Ciebie jakoś zaskoczyć z dalszym ciągiem opowiadania :D Będę się zapierać rękami i nogami, żeby tylko nie uciekła. Wtedy następny na pewno będzie dwa razy szybciej niż ostatnio i może uda mi się nawet naprawdę trochę namieszać :D
      Pozdrawiam xx

      Usuń
  4. Zrobiłam się agresywna. Mam ochotę pozbyć się Demi. No, ja to jednak jakiś prorok jestem. Ja wiedziałam, że ona tylko wszystko skomplikuje. Co ona sobie w ogóle myśli? Tak, jestem oburzona. Nie lubię jej. Zdecydowanie jej nie lubię. Co ona myśli, że teraz zamiesza Niallowi w głowie, on zostawi An i rzuci się na nią? Nie, nie, nie. NIE.
    Poza tym cieszę się, że Anya odnalazła się w zespole, znów przekonała się do sceny. Jestem ciekawa jaka będzie reakcja Horana. No, zdolna Any da czadu, czuję to.
    A Stan? To było urocze jak wdzięczyła się przed Tony'm. Genialne zagranie, podobało mi się. A jak powiedział, że gra w odpowiedniej dla Stanleya drużynie to aż pisnęłam z radości. Fajnie, że się ułożyło.
    No, pozostaje mi czekać na ciąg dalszy, co nie?
    Kocham mocno. Buziaki. Twoja Mai ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agresja? :D Ciekawe emocje wywołuję haha. Complications, zawsze muszą jakieś być. Mam nadzieję, że te, które szykuję, będą... no, inne. Nie do przewidzenia, albo coś w ten deseń. Tak, akcja z Tonym wyszła całkowicie... no, nie planowałam tego, dlatego wyszło naturalniej, tak sądzę.
      Pewnie, że tak. Oby niedługo.
      Pozdrawiam! :3

      Usuń
    2. Kurczę, teraz to już w ogóle nie mogę się doczekać. Co Ty tam cwaniaku szykujesz to ja nie mam pojęcia! To jest straszne. Zazwyczaj da się przewidzieć co będzie działo się dalej, a tu?... NIC, kompletnie N I C.
      Kocham Cię za to też ♥

      Usuń
  5. Dlaczego ja tak strasznie nie lubię Demi w tym Twoim opowiadaniu? Już wiem bo jest **** :P
    Rozdział jak zawsze genialny ;))
    Czekam na niego z niecierpliwością ;p i się doczekałam ;)
    Mam nadzieje że Niall nie zrobi nic głupiego!
    A to jak Anya pomagała przyjacielowi było super, taka przyjaźń by mnie się w tym momencie przydała... Ale mniejsza z tym ;)
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.


    Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejty na Demi w mojej wersji, to nieźle. Ciekawe, czy kiedyś uda mi się zmienić Wasze nastawienie :D O ile będzie taka potrzeba, oczywiście. Dziękuję za miły komentarz :3 Tak, kazałam Wam trochę czekać, zła ja :< Ale chyba, w jakimś najmniejszym stopniu, opłacało się poczekać? :)
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Demi, może mogłabyś już przestać się w trącać tam gdzie cię nie potrzebują? Zaczyna działać mi tak, porządnie na nerwy, naprawdę.
    Matko, osobiście mimo wszystko chyba w życiu nie zrobiłabym tego co Anya, jestem zbyt wielkim kurczakiem.
    Ogromnie nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Więc życzę dużo weny i wspaniałych wakacji! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Demi wszystkich denerwuje, a mi tak jakoś nie przeszkadza, bo wiem jak bardzo Niall kocha Any :) Wierzę w siłę ich uczucia. Wydaje mi się takie magiczne, niesamowite.
    A co do całości to cieszę się, że w końcu coś dodałaś.
    Warto było czekać :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Demi jest głupia. Naprawdę jej nie lubię w tym opowiadaniu.
    Stanley - czyżby miłość od pierwszego wejrzenia ? :D :D
    Fajnie, że Anya mu pomogła. xD
    Chce Zayn'a w następnym rozdziale !!! Bo nie wiem co on tam teraz wywinie !
    czekam na nn.
    zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Obserwuje twojego bloga od dawna, a nie dawałam komentarzy, bo nie miałam tu konta, ale założyłam, więc jestem! ^^
    Powiem to, co już wcześniej chciałam pisać, ale... wyjaśnienie u góry. Szablon jest pod K A Ż D Y M względem cudowny! Delikatny, choć zawiera trochę ognia w nagłówku.
    Tak czytam, czytam i się zastanawiam, czy tylko mi się zdaje, że Demi namiesza, ale widzę, że inni mają podobne zdanie. Nie lubię suki o-o.
    A to co Anya zrobiła ... wow, odważna :D
    Czekam na nexta (ile jeszcze?! :c) i gorąco przesyłam wirtualnego HUGa, żebyś wiedziała, że jesteś po prostu boska :)
    Pozdrawiam - Rosół.
    Ps. Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach, o ile to nie problem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i za wirtualnego huga, którego przesyłam również Tobie :) Następny rozdział w przygotowaniu, staram się go skończyć od trzech dni, ale słabo mi idzie. Może to dzisiaj jest ten dzień, w którym w końcu uda mi się z nim ruszyć do przodu? Oby :D
      Oczywiście, że mogę Cię informować. Tylko w jaki sposób? Najwygodniej byłoby mi przez GG - w ten sposób informuję najwięcej osób. Jeżeli to Ci odpowiada, to napisz do mnie (mój numer jest w zakładce "Autorka") Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Najlepiej tutaj : http://pamietnik-umarlej.blogspot.com/ :)
      Gdziekolwiek, może być nawet w Spamie ;)
      Tak, to ja, Anka, tylko zmieniłam konto, bo ... ekhem, nie chce się tym "chwalić", ale sobie kilku nieprzyjaciół narobiłam :c

      Usuń
    3. Jeszcze tylko wrzucę, że myślałam, że szablon nie może być lepszy... a jednak. Obecny jest wyjebany w kosmos *-*

      Usuń
  10. Przeczytałam! Od razu mówię, że czasami komentowałam zaraz po przeczytaniu danego rozdziału, dlatego nie zdziw się, że w niektórych momentach jest to takie zagmatwane. Mimo wszystko mam nadzieję, że da się to jakoś zrozumieć. Przejdźmy zatem do głównej treści komentarza:

    Wiesz Ty co? Pomimo że w opowiadaniach doszukuję się jakiegoś głębszego sensu, pewnej oryginalności i nadzwyczajności, to Twój prolog części pierwszej wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie, że już nawet przestałam patrzeć na to, iż motyw mieszkania razem z One Direction jest tak oblegany i znany. Cholernie mnie rozbawiłaś, oczywiście nie w sensie negatywnym – nieraz się uśmiechnęłam, a nawet zaśmiałam, czytając o choćby bukietach czy tym zacnym serze. W innym przypadku rzucałabym się, iż to istna głupota – w tym nie potrafię.
    Przechodząc do rozdziału pierwszego, spodziewałam się tego schematycznego ciągu, jednakowoż umiliłaś mi nim tylko czas. Ach, przestaję chyba być tą zołzą, która wytyka każdy, najmniejszy nawet błędzik – możesz pomyśleć, że Ci słodzę, ale zarówno poprzednim, jak i tym tekstem sprawiłaś mi tyle radości, że z chęcią bym Cię wyściskała za tak słodkie przedstawienie fragmentu z Harrym. Rozczulają mnie takie momenty, są one po prostu urocze, o. Zastrzeżenie mam jednak do drugiej części, a mianowicie jednej samotnej łzy spływającej po policzku Nialla bodajże. Wydaje mi się, iż robisz go na takiego boidupę i beksę, który – och, jest taki pokrzywdzony, że aż brak słów, by wyrazić jegóż cierpienie. Rozumiem, każdy ma jakieś tam uczucia, nie twierdzę, by było to czymś dziwnym, lecz w tym przypadku już nie ma się czym tak zachwycać, bowiem blondasek zareagował, moim zdaniem oczywiście, zbyt emocjonalnie. Dziewczynę zna zaledwie tydzień, jakieś tam zauroczenie może być, ale nie od razu big love, przez którą się ryczy. Kurdę mać, a jak mu się tak podoba, to niechże leci biedaczyna i jej to wszystko wyśpiewa, ale dobra, dobra – rozumiem – mają być niewolnicy uczuć, to i są niewolnicy uczuć, ot co, takie nawiązanie maleńkie, a i od razu mówienie sobie tych dwóch pięknych słówek nie byłoby czymś, co popieram, toteż już milknę, spokojnie, idę sobie pomarudzić gdzie indziej. Wspomnieć może bym jeszcze chciała o gifie zamieszczonym poniżej. Widząc go, wybuchnęłam śmiechem – serio, serio – nie mam bladego pojęcia, co Louis robi, ale chyba nawet nie chciałabym wiedzieć, już nie wspominając o zdegustowanej minę Zayna i babcinych ogrodniczkach Nialla (ach, mówiłam, że ich kocham? Nie? Do tej pory nie byłam jakąś fanką, ale twoje opowiadanie coraz częściej uświadamia mi, iż kocham takich nienormalnych, acz uroczych szaleńców).
    Rozdział drugi był ciekawy, aczkolwiek spodziewałam się czegoś innego. W sumie sama nie wiem czego, więc wybacz za taki mój brak precyzji. Przyuważyłam, że bardzo często budujesz zdania, które lepiej wyglądałyby w kolejnym akapicie. Oto przykład:
    - Powiedz mi lepiej coś więcej o sobie. W końcu oprócz tego, że mieszkasz teraz w moim domu, prawie się nie znamy. - Właściwie wcześniej o tym nie myślałam. Co prawda mówią, że poznaje się prawdziwe oblicze kogoś, dopiero kiedy się z nim zamieszka. Długa droga przed całą naszą szóstką, pomyślałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele razy tak się zdarzało. To po dialogu powinno być od nowej linijki, gdyż tekst się zbyt zlewa. Ponadto do zapisów rozmów itp. używamy półpauz lub pauz, nie dywizów. Dobrze, ale przejdźmy dalej. Sam pomysł z X-Factorem mi się bardzo podobał, lecz mam nadzieję, że w następnych rozdziałach nie okaże się, iż Anya ma jakże anielski głos i jest tak utalentowana, że szkoda gadać – straciłaby trochę w moich oczach, gdyż nie lubię idealnych postaci, są one irytujące i nużące. Rzecz jasna, to wszystko jest tylko moim zdaniem, ot tak – takie maleńkie refleksje sobie snuję. Zastanawiał mnie jeszcze jeden fakt. Dziewczyna na początku powiedziała bodajże, że nie lubiła mieszkać z rodzicami, że była tam jakoś krzywdzona czy coś takiego, a w trakcie rozmowy z matką wspomniane jest, iż nie lubi zawodzić rodziców itd. Odniosłam wcześniej wrażenie, iż ona coś do nich ma, a ten kolejny fragment trochę mnie zbił z tropu. Możesz mi wytłumaczyć, jak to było w końcu? Napomnę jeszcze, że kocham opiekuńczego Lou!
      W rozdziale trzecim Niall znowu płacze, ech. Trochę mi się szkoda go zrobiło. Szczerze mówiąc, to Anya i Harry fajnie by razem wyglądali – uwielbiam tego wariata coraz bardziej, toteż z chęcią bym poczytała o jakichś milutkich sytuacjach z nim związanych. Chociaż przekonam się o tym później. W rozdziale jest kilkanaście błędów interpunkcyjnych i parę ortograficznych. Ach, już ich nie wypisywałam, bo nawet nie wiem, czy będziesz to poprawiała, ale napiszę dwa takie dosyć rażące, by nie było żem gołosłowna – „zdażyło”, „zahowały”, „wydażyło” iii... i kurczę zgubiłam to trzecie.
      Ło cholercia, a czy ja też mam pisać „potato”? No cóż, mam nadzieję, że w następnych postach nie spotkają mnie taki 'kwiotki', lecz wiedz, że opowiadanko czytam dokładnie (a przynajmniej staram się, choć godzinka już późna i usypiam nieco. Komentarzyk więc sobie dodam jutro, na razie zapisuję wszystkie swe zacne myśli w Wordzie). Druga część rozdziału była genialna! Ach, ten Harry. Anya musiała czuć się rzeczywiście oszukana. Chłopak perfidnie wmawiał jej tyle miłych rzeczy, a teraz odgrywał takie cyrki na jej oczach – toż to niedorzeczne. Odegranie dziewczyny było jednak w porządku, może wtedy mu coś do tej łepety wpadnie, choć powątpiewam – alkohol robi swoje i zapewne chłopaczyna na drugi dzień nic a nic pamiętać nie będzie. Uczucia Nialla tak pięknie opisałaś, że aż mnie za serce złapało. Uwielbiam takie pełne bólu, cierpienia, niezrozumienia opisy wewnętrzne bohaterów, a Niall wydaje mi się takim romantykiem, dosyć wrażliwym romantykiem, czasem chyba nawet za bardzo, ale jest to urocze, mimo że czasem tak mało męskie.

      Usuń
    2. Tytuł piątego rozdziału mnie rozbroił, a jak jeszcze zobaczyłam to zawarte w tekście, to wręcz się zdziwiłam. Hazza ma czasem odpały, nie ma co. Kurdę, mimo całej sympatii wobec Nialla jakoś tak bardziej bym chciała, aby wreszcie ten loczek się opamiętał i byli razem z Anyą. Tak jakoś mi pasują, mimo różnicy charakterów, ale jak to mówią – przeciwieństwa się przyciągają.
      Hazza ma za swoje. Czytałam właśnie rozdział szósty i sobie tak pomyślałam: ten chłopak zbytnio przegina. Zamiast od początku ukazywać uczucia dziewczynie, to robi to jakby na pokaz, co jest cholernie nieszczere i płytkie. Nieco traci w mych oczach, lecz chyba właśnie taki był Twój zamiar – by pokazać, że dopiero rzeczy, które w jakimś tam stopniu nas zabolą, sprawiają, iż trochę przeglądamy na oczy i coś tam robimy. Już pomijam fakt, że pan Styles wybrał kierunek najgorszy z możliwych, lecz uspokoiłaś mnie tym, że Anya zauważyła, że coś jest nie tak. Dobrze, iż nie jest taka naiwna. O pomyśle z psychiatrykiem gdzieś już czytałam, lecz mimo wszystko mi się podoba. Kurczę, ta Solly rzeczywiście miała ciężko. Nic dziwnego, że teraz się wypiera wszelakich uczuć – a takie bodajże gdzieś stwierdzenie się pojawiło.
      W rozdziale siódmym przeżyłam lekkie zaskoczenie – od kiedy to Hazza i Anya są parą? Co prawda, spotykali się tam, ale jakichś pytań o związek czy czegoś nie widziałam. Ponadto mam pewne zastrzeżenie, bowiem Anya mówi podczas tej kłótni, że jest jego dziewczyną, a tak mało czasu jej poświęca, no a potem nagle się pyta, czy oni w ogóle oficjalnie są razem. No to jak to jest? Raz mówi tak a raz tak. Sprzeczne to nieco. Poza tym mam pewien fragment, nielogiczny dosyć:
      Na chwilę zapomniałam, jak się oddycha, więc momentalnie poczułam niemiłe ukłucie w płucach. Złapałam się za klatkę piersiową, próbując odzyskać oddech.
      Nie można zapomnieć, jak się oddycha to po pierwsze, a po drugie jest powtórzonko tutaj i jeszcze w poniższym zdaniu, którego już nie kopiowałam. Zastanawia mnie też pewien znany motyw, gdzie bohaterowie w każdej złej chwili lecą se do parku czy gdzieś tam, by pobyć sami. Dosłownie przewija się to przez opowiadania, a nikt też zbytniej uwagi do tego nie przywiązuje, że to jest wszędzie – pewnie i ja sobie kiedyś tam zapomnę i wyślę mojego bohaterka na przechadzkę. Czyż to już nieświadome?
      Kompletnie nie mam pojęcia, o co chodzi z tym tekstem pisanym kursywą w rozdziale 8. Pogubiłam się tam. Raz dziewczyna czeka, myśli chyba o tym, jak była w Polsce, a potem nagle znikąd wyskakuje Niall, potem chłopcy, potem myśli o Harrym. Jezu, Jezu... naprawdę się zgubiłam. O co tam chodziło? Po co było to pisane kursywą? Początkowo sądziłam, że to jakieś wspomnienia, no ale potem ten Niall wyskoczył i mnie zbałamucił. Za dużo informacji próbujesz wpychać do rozdziałów, przez co nieraz czytelnik może się pogubić. Nie musisz tego robić, skup się na jednej rzeczy, ale tej istotnej, a nie opisuj głupich zapychaczy, które jedynie nużą. Nie chodzi tutaj o zmniejszenie objętościowo tekstu, ale o wyselekcjonowanie wartościowych sytuacji, takich, które są ważne dla fabuły, a nie jedynie są, bo tak i koniec.

      Usuń
    3. „Co, jeżeli on na prawdę chce tylko i wyłącznie przyjaźni?” – zdanie pochodzi z rozdziału dziewiątego. Chciałabym tutaj tylko zwrócić uwagę, iż sformułowanie „tylko i wyłącznie” jest błędne, gdyż są to dwa synonimy i nie powinno się ich łączyć. Przyuważyłam, że to się często u Ciebie przewijało, więc o tym wspomniałam. A swoją drogą – czy dwunasta godzina to nie za późno na kolacje? W sensie dwunasta w nocy, bo z tego tak zrozumiałam. Nie wiem, może ja jaka zacofana jestem czy coś, ale według mnie to trochę za późno na miłosne schadzki, choć różni ludzie bywają i różnie sobie spotkanka ustalają. Rzecz jasna mówię tutaj o Liamie i Danielle.
      Postanowiłam tym razem komentować po dwóch/trzech rozdziałach, bo jak tak sobie liczyłam, to mi to z pięć albo sześć stron w Wordzie zajmie takie komentowanie każdego z osobna, a nie chcę Cię takimi mymi przemyśleniami zamęczać. Powiem tylko tyle, że dzięki Twojemu opowiadaniu pokochałam tego uroczego blondaska. Tak, po prostu mnie zauroczył. Wcześniej moimi ulubieńcami byli Louis i trochę Harry, Niall był mi obojętny, ale czytając tę historię, tak zmieniłaś moje podejście względem niego, że po prostu wyczekuję z niecierpliwością każdego momentu z nim związanego. Za rozdział jedenasty jednak powinnaś dostać w czapę, mówię o tym dopisku poniżej – zanudzasz, nie umiesz wczuć się w bohaterów, bo czasem to trudne? Kobieto! Chyba sobie żarty stroisz takimi stwierdzeniami. Twoje opisy uczuć są tak piękne, że aż mnie dziw bierze, jakżeż to robisz – w sumie z chęcią bym się nauczyła, hyhy, dajesz jakieś lekcje? To właśnie opisy uczuć są Twoją najmocniejszą stroną i świetnie wczuwasz się w każdego bohatera. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
      Czytając rozdział dwunasty, zastanowiłam się przez dłuższą chwilę. Czy aby na pewno w Anglii pisze się maturę? Wydawało mi się – chociaż może sobie z czymś pomyliłam – że tam piszą jakieś dwa testy, ale na czym to konkretniej polega, to nie wiem. Warto by to sprawdzić i się upewnić. Ale wydaje mi się, że matury tam nie piszą, chociaż mogłam kompletnie pomieszać fakty z jakimś innym krajem – wybacz.
      Mam jednakże pewne zastrzeżenie, ponieważ wydarzyła się pewna sytuacja, bodajże w rozdziale 15, ale wcześniej również. Otóż, musisz pamiętać o tym, że piszesz w narracji pierwszoosobowej, więc i Twoi bohaterowie nie znają uczuć/myśli itp. innych osób, a czasami Twoje postaci właśnie takową wiedzę posiadali – przykładowo: „Machnęła ręką, zbywając moje tłumaczenia. Jej myśli wciąż kręciły się wokół mojego utworu, co nieco mnie krępowało i nie dawało się odprężyć”. Dopiero potem następuje dialog, w którym Anya mówiła o tej piosence, więc Niall nie mógł wiedzieć wcześniej, że jej myśli wciąż krążyły wokół tego utworu – ba, on nie mógł w ogóle wiedzieć, co myślała, przecież jej w głowie nie siedział. Musisz o tym pamiętać i zwracać na, takie niby błahe, szczególiki uwagę.

      Usuń
    4. „Wśród nich było również kilka zdjęć gwiazd, które zapewne przez tak długi okres czasu zdołały przewinąć się przez tę garderobę.” – musiałam na to zwrócić uwagę, po prostu musiałam. Przewinęło się przez to opowiadanie kilkanaście razy, ale dopiero teraz postanowiłam skopiować jakiś cytat i coś się wypowiedzieć. Otóż mamy tu do czynienia z typowym pleonazmem, a mianowicie z „okresem czasu”. Jest to wyrażenie błędne, ponieważ okres i czas to swe synonimy i nie można ich razem łączyć. Mówię o tym tylko dlatego, gdyż chciałabym, aby to opowiadanie było również poprawne, ponieważ fabuła jest cudowna, bohaterowie przekochani, zdarzenia zaskakujące, ale te błędy rażą w oczy.
      Właśnie zaczęłam czytać księgę drugą i mam pewne pytanie – czy aby na pewno zmarłych chowa się aż po miesiącu? Wiem, że ta kobieta miała wypadek, ale czy w takich przypadkach odwlekanie pogrzebu jest uzasadnione? Ktoś, kto zginął tragicznie, np. został zamordowany albo coś w ten deseń, to wiadomo, że trzeba robić te sekcje zwłok itd. i pogrzeb może się przesunąć. Ale czy w takim wypadku również taki czas jest normalny? Zwykle pogrzeby następują po trzech dniach od zgonu, więc ten miesiąc to mi się wydaje zdecydowanie za długo. Poza tym zastanawia mnie coś jeszcze: „Posłałam jej delikatny uśmiech i schyliłam się, by poprawić sznurówki moich adidasów. „ – jak to, jak ona się schyliła w tej ciąży?! Przecież Marisol miała mieć dzidzi! Czy ja gdzieś przegapiłam moment, w którym rodziła czy co? Przecież dziewczyna była w ciąży, gdzie więc podział się jej brzuszek?
      Ach, a pod rozdziałem siódmym przeczytałam wzmiankę o mej twórczości, wow! Ależ jestem mile zaskoczona, iż mój tekst był inspiracją, hyhy :D No i dziękuję za takie miłe słowa!

      Ale d0brze, pasowałoby wypowiedzieć się o ogóle. Jak widzisz, przeskoczyłam przez znaczną część rozdziałów, gdyż w którymś tam momencie stwierdziłam, iż komentarz wyjdzie mi potwornie długi. Zatem chciałabym teraz skomentować tak ogólnie.

      Usuń
    5. Bardzo, ale to bardzo spodobało mi się to opowiadanie. Niby początkowo czuć można było pewien schemat, ale masz taki przyjemny styl, taki inny, że aż można wybaczyć te wszystkie mankamenty – po prostu pokochałam blondaska, a Anya jest po prostu genialną postacią. Co prawda, nie przepadam za narracją pierwszoosobową, ale w Twoim przypadku nie miałam tego niemiłego wrażenia, które spotyka mnie właśnie przy takim typie narracji – u Ciebie wszystko szło gładko, miło się to czytało, płynnie. Jedynie uważam, iż w pierwszych rozdziałach próbowałaś upchnąć za dużo informacji, przez co w końcu nie wiadomo było na czym się skupić. Kolejną sprawą są zbyt częste powtarzanie pewnej czynności, a mianowicie tego teatralnego przewracania oczami. Nie było rozdziału, w którym by się to nie wydarzyło – z czasem stawało się to serio irytujące. Kolejna sprawa – czemu Twoi bohaterowie tak często rzucają głowami, chcąc pozbyć się myśli? A co? Przez uszy im wylatują? Początkowo przymykałam na to oko, ale potem zaczynałam się po prostu z tego śmiać. Musisz to ograniczyć, proszę. Nie da się wyrzucić myśli, kręcąc bądź rzucając gdzie popadnie głową :D
      Zastanawia mnie też ta ciąża Marisol. Czy gdzieś przegapiłam moment, w którym rodziła? Jeśli tak, to przepraszam, ale nie mam zbyt dobrej pamięci. Jeśli jednak nadal jest w ciąży, to mogę Cię zapewnić, że nie mogłaby się schylić, by zawiązać buta – brzuszek by jej przeszkadzał.

      W opowiadaniu jest sporo błędów, głównie interpunkcyjnych, choć czasami zdarzały się też ortograficzne. Nie wiem, czy chce Ci się czytać o przecinkach i ich zasadach, dlatego jednak przemilczę mój wywód, a w razie gdybyś potrzebowała jednak pomocy, to śmiało pisz – pomogę.

      Jeszcze może tak wspomnę na koniec o kreacji bohaterów i o czasie. Najlepiej, moim zdaniem, wyszedł Ci Niall, chociaż czasami miałam wrażenie, że z niego taka boidupa. Louis natomiast mnie bardzo zaskoczył, nie spodziewałam się bowiem aż takiej troski z jego strony. Ale w sumie to urocze, ot co. Jeśli chodzi o czas, to uważam, że to wszystko działo się za szybko. Cała księga pierwsza odgrywa się w ciągu dwóch tygodni. Zdecydowanie za krótko, jak na tak wiele zdarzeń! Okej, miłość już podaruję, bo jednak ze mnie romantyczka cholerna i uważam, że miłość od pierwszego wejrzenia istnieje, więc i zachowanie Anyi (wybacz, nie wiem, jak mam to odmienić) i Nialla jest zrozumiałe, ale wszystko inne dzieje się za szybko.

      Czekam zatem na nowy rozdział :) Jeśli byś mogła, to proszę – informuj mnie o nowościach. Pozdrawiam serdecznie. [crystal-somnia]

      PS Wybacz mi ewentualne błędy.

      Usuń
    6. Opadła mi szczęka. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę spędziłaś tyle czasu nie tylko na czytaniu, ale też na drobiazgowym komentowaniu. Kurcze, jestem Ci tak bardzo wdzięczna! Mam ochotę Cię uściskać, więc wyślę Ci tego cudownego "wirtualnego przytulaska", tak jak koleżance wyżej :3
      Po pierwsze, jestem naprawdę wdzięczna za konstruktywną krytykę i szczerą opinię, widać, że nie owijasz w bawełnę, za co szczerze dziękuję.
      Wyjaśniając parę spraw, o których wspomniałaś wyżej... Pierwsze rozdziały były pisane... naprawdę, naprawdę dawno. Jest w nich sporo nieścisłości, dużo błędów i mnóstwo wydarzeń, jak już zauważyłaś. Dopiero wzięłam się za poprawianie tego, co było zawarte w pierwszej księdze (jeżeli masz ochotę, to zerknij chociażby na rozdział "Marisol"). Jestem świadoma tego, że do najlepszych nie należą, dlatego będę robić co w mojej mocy, żeby jakoś poprawić ich poziom. Cóż, to, co najbardziej chyba rzucało się w oczy, czyli zbyt wrażliwy Nialler - moja koleżanka kiedyś zauważyła to samo, i dopiero kiedy mi to wytknęła, to przejrzałam na oczy, że kreuję go... zbyt babsko. On od początku miał być wrażliwym romantykiem, ale w pewnym momencie zaczęłam przesadzać. Mówiąc o Niallu, serio cieszę się, że dzięki mnie chłopak podskoczył u Ciebie w rankingu ;3 Od razu napiszę to, co chodzi mi po głowie, bo później zapomnę - jestem wdzięczna, że wypisałaś mi takie największe, ogólne błędy, jak np. to o okresie czasu. Cóż, do tej pory na to nie wpadłam. Albo to o schylaniu się - nie, nie przegapiłaś tego momentu, to ja jestem gapą i nie zwracam czasem uwagi na szczegóły. Jeżeli chodzi o kursywę - kursywą zapisuję zarówno myśli bohaterów (przynajmniej teraz tak robię, kiedyś to "olewałam") oraz wspomnienia. W ostatnich rozdziałach księgi pierwszej było trochę tych wspomnień, a pojawiły się tylko dlatego, że chciałam przybliżyć czytelnikom relacje Anyi i Nialla już z początku ich znajomości. To były wspomnienia, dokładniej mówiąc, z tego "próbnego tygodnia", w którym to chłopcy mieli pokazać Ans, że nadają się na współlokatorów.

      Jeszcze raz dziękuję Ci za te wyczerpujące komentarze (albo jeden, wyczerpujący, mega-długi komentarz? :D). Cieszę się, że pierwsze rozdziały nie odstraszyły Cię od tej historii :)
      Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny, xx.

      Usuń
    7. Ach! Zapomniałabym! Fragment historii, w której Anya i Harry są razem, a raczej "są razem"... No, cóż, chyba po prostu nie potrafiłam Wam tego przedstawić w odpowiedni sposób. Pierwsza randka bohaterów miała być... trochę bezsensowna, bo właśnie taka miała być cała ich znajomość. Taka... trochę nijaka, przynajmniej to było w planie. Nie było żadnego momentu, w którym dwójka rozmawiała o stałym związku, o przeniesieniu tego na poziom "chodzenia" i nazywania siebie nawzajem chłopakiem i dziewczyną. Nie dlatego, że o tym zapomniałam, oni sami mieli nie wiedzieć, co ze sobą zrobić i jak się do siebie odnosić. To znaczy, oczywiście zaczęło się od Harry'ego, który umawiał się z wieloma dziewczynami, więc próbował przejąć nad wszystkim kontrolę. Tak, jak mówisz. Raz było tak, że się układało, a raz Any sama zadawała sobie pytanie, czy oni w ogóle są ze sobą. No, nie wiem, czy nawet teraz udało mi się przekazać to w odpowiedni sposób, ale może coś z tego mojego bełkotu da się zrozumieć ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    8. Tak, tak - to zdecydowanie taki mega-długi komentarz, podzielony jedynie na kilka mniejszych części, gdyż blogspot nie pozwolił mi całego dodać :D
      Oj tak, Niall podskoczył u mnie w rankingu, wcześniej bowiem nie zwracałam na niego większej uwagi w opowiadaniach o 1D - liczył się Louis i ewentualnie Harry. Ale po Twojej opowieści wręcz pokochałam tego uroczego blondaska, a to jego martwienie się o Anyę jest po prostu cudowne - takich chłopaków to ze świecą szukać. Szkoda, że w rzeczywistości takich ludzi jest aż tak mało :)

      "Albo to o schylaniu się - nie, nie przegapiłaś tego momentu, to ja jestem gapą i nie zwracam czasem uwagi na szczegóły." - uff, czyli z moją pamięcią jeszcze nie jest tak źle.

      "Jeżeli chodzi o kursywę - kursywą zapisuję zarówno myśli bohaterów (przynajmniej teraz tak robię, kiedyś to "olewałam") oraz wspomnienia." - tak, wiem, ale w którymś tam rozdziale po prostu większy fragment był jakby tym wspomnieniem i w nim była mowa o Polsce, potem nagle wyskoczył Niall, potem nie wiadomo co się działo, a potem chłopcy do kina chyba szli. To raczej już nie były wspomnienia, co? Bo o ile dobrze pamiętam, to Anya wcześniej uciekła, więc Niall ją szukał. No i znalazł. Ale mimo to nadal było pisane kursywą. Ach, nie wiem, czy rozumiesz, o czym mówię. Nie umiem tego wytłumaczyć xD

      I zauważyłam błędzik u siebie:
      "napiszę dwa takie dosyć rażące, by nie było żem gołosłowna – „zdażyło”, „zahowały”, „wydażyło” iii... i kurczę zgubiłam to trzecie." - wyszło tak, jakbym liczyć nie umiała xD Ale tak naprawdę początkowo były tylko dwa przykłady, a kiedy znalazłam ten trzeci, to zwyczajnie zapomniałam zmienić tego "dwa takie dosyć rażące" i "kurczę zgubiłam to trzecie".

      Czekam zatem na next i tak korzystając z okazji, zapraszam na mój rozdział pierwszy :D Pozdrawiam ;*

      Usuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!