21 kwietnia 2013

Rozdział VI: Wiedziałem za dużo


            - A co powiesz na „Prada albo nic”? – zapytał.
            W ciągu pięciu minut zdążył przepatrzeć wszystkie filmy, które posiadaliśmy i wybrać trzy najlepsze według niego opcje. Odrzuciłam dwie pierwsze, oczywiście stosując odpowiednią argumentację, czyli „gniot” i „daj spokój, nie chcę płakać”. Na szczęście trzecia propozycja okazała się strzałem w dziesiątkę. Film był tak lekki, że bez problemu mogliśmy równocześnie śledzić akcję i kontynuować rozmowę. Oczywiście w międzyczasie nie szczędziliśmy sobie czułości przytulając się, trzymając za ręce i obdarowując buziakami.
            - Chyba nie zadałam ci jeszcze najważniejszego pytania – zdziwiłam się, spoglądając na niego kątem oka.
            Uniósł brwi ku górze w niemym zapytaniu.
            - Nie, żebym się nie cieszyła, ale… co tutaj robisz? Nie masz przypadkiem trasy koncertowej z takim tam zespołem, którego chyba nawet nikt nie zna? – zapytałam, narzucając nowy temat do rozmowy.
            Pokręcił głową z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Trochę się od niego odsunęłam, by móc obserwować jego reakcje, jego gesty i zabawne miny, które zawsze nieświadomie robił.
            - Kiedy między Lou, Liamem i ich dziewczynami zaczęło robić się poważnie, robiliśmy czasem chłopakom takie miłe niespodzianki i wysyłaliśmy ich na dzień bądź dwa do ukochanych. Oczywiście w czasie dni wolnych od pracy, których niestety nigdy nie jest za wiele, ale jednak. No więc zrobili mi podobny prezent. – Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Bez problemu można było wyczytać z jego oczu, że był to najlepszy prezent, jaki mogli mu sprawić. – Wiesz, istnieje też druga opcja. Mieli dość mojego gadania o tobie, o tym, jak bardzo tęsknię i po prostu wysłali mnie tu dla świętego spokoju.
            Wybuchłam śmiechem, wyobrażając sobie miny chłopaków po tym, jak Niall po raz tysięczny powtarza, jak bardzo mu mnie brakuje. To było tak słodkie, że nie potrafiłam nie obdarować go słodkim buziakiem prosto w usta. Lekko zaskoczony pozwolił mi na chwilę przejąć kontrolę. Usadowiłam się na jego kolanach. Oczywiście długo nie musiałam czekać na odzew z jego strony. Objął mnie w pasie, przyciskając mocniej do siebie.
            - Czyli mamy dla siebie cały dzień? – szepnęłam prosto w jego usta.
            Delikatnie pokiwał głową.
            - I całą noc – zaśmiał się, spoglądając na mnie spod kaskady swoich dość długich rzęs.
            Zmarszczyłam brwi z rozbawieniem. Czułam, że moje policzki zaczynają płonąć żywą czerwienią. Przejechał dłonią po moim udzie, przez co poczułam ciarki na całym ciele.
            - Słodko wyglądasz, kiedy się rumienisz – zaśmiał się, mocno mnie do siebie przytulając.
            - Mogłeś tego nie mówić, zaraz będę wyglądać jak dojrzały pomidor – zbulwersowałam się, chowając twarz w jego ramię. W końcu miałam okazję znów usłyszeć jego perlisty śmiech na żywo. 


            Za wszelką cenę chciałem pomóc Harry’emu uporać się z problemami, których przysporzyła mu czarnowłosa piękność. Choć kędzierzawy zapierał się rękami i nogami, próbując zatrzasnąć przede mną drzwi do swojego świata, swojego „bałaganu", jak to wdzięcznie określał, nie poddawałem się. Za dobrze go znałem. Wiedziałem, że pod tą powłoką zbudowaną ze spokoju, najzwyczajniej w świecie cierpiał. Targały nim emocje, których sam nie potrafił zrozumieć.
            Nie byłem pewny, czy był świadomy tego, że czasem w środku nocy, podczas snu szlochał. Za dnia, kiedy otaczało go tak wiele ludzkich dusz był opanowany. Udawał silnego, żeby nikogo nie martwić. W samotności ciężej było mu się kontrolować. Kiedyś przez chwilę go obserwowałem. Ten moment, w którym z bezsilności ściskał dłonie w pięści, gdy po lekko zaczerwienionych już policzkach spływały jego słone łzy… Widok najlepszego kumpla tonącego w rozpaczy sprawiał, że miałem ochotę sam rozprawić się z całym złem tego świata, specjalnie dla niego. Żeby już nigdy nie cierpiał.
            Dziwne, że to wcale nie całe zło tego świata doprowadziło go do takiego stanu. Tylko ta jedna osoba. Jedna dziewczyna, którą tak mocno pokochał, którą stracił, za którą tęsknił, której miłości później tak mocno się wypierał.
            Często się zastanawiałem, jak to możliwe, że po całej historii ze zdradą on wciąż ją kochał. Jakim cudem te uczucia nie zginęły? Czy miłość może być naprawdę aż tak trwałym uczuciem?
            - Louis, mówię do ciebie. – Usłyszałem zachrypnięty głos Harry’ego, gdy w końcu ocknąłem się z zamyślenia.
            Zlustrowałem Hazzę wzrokiem, przypominając sobie moment z ostatniej nocy, w której to szloch chłopaka przekształcił się w najprawdziwszy płacz. Zastanawiałem się, czy zdawał sobie sprawę z tego, że wiedziałem.
            A wiedziałem o wszystkim.
            Wiedziałem za dużo, bo wiedziałem więcej od niego samego.
            Istniało wiele informacji, których mu wcześniej nie przekazałem. Dlaczego? Po zerwaniu z Joy Harry nie potrafił dojść do siebie przez kilka tygodni. Nie chciałem dołować go jeszcze bardziej. I tak już bałem się o jego zdrowie. Po drugie – bałem się, że mógłby mnie znienawidzić. Przestać się do mnie odzywać, dlatego, że nie powiedziałem mu od razu, gdy tylko się dowiedziałem.
            Teraz bałem się rozdrapywać stare rany. Wolałem milczeć, choć co noc dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Mieniłem się jego przyjacielem, a trzymałem dla siebie sekrety jego byłej dziewczyny, do której wciąż coś czuł. Może gdybym go uświadomił… czy wtedy w końcu przestałby zaprzątać nią sobie myśli?
            - Louis! Zejdź na ziemię, ja naprawdę nie wiem, co robić! – Podniósł głos. Najwidoczniej miał już dość ciągłego powtarzania mojego imienia. W efekcie bonusowo oberwałem od niego w ramię z całej (niemałej) siły.
            - O co chodzi? – zapytałem w końcu, zniesmaczony wybuchem złości przyjaciela.
            Kędzierzawy zmarszczył brwi i spuścił nieco głowę w dół. Jego oczy zaczęły wędrować po wszystkich zakamarkach naszego wspólnego pokoju, po czym z łatwością poznałem, że czuje się skrępowany. 
            - Zastanawiam się, czy do niej nie zadzwonić… - Wyrzucił z siebie te słowa na jednym wydechu.
            - Do…? – zapytałem, nie wiedząc o kim konkretnie myślał chłopak.
            - Do Joy. Myślisz, że to dobry pomysł? – Coś ukuło mnie w sercu, gdy dostrzegłem nadzieję w jego zaczerwienionych oczach.
            - No pewnie. Dzwoń, co masz do stracenia – powiedziałem, siląc się na entuzjazm.
            - Naprawdę tak myślisz?
            Westchnąłem, kręcąc głową. Odczekałem chwilę, dzielnie wpatrując się w te zielone tęczówki. Oczy Harry’ego od zawsze były otwartą bramą do jego serca. Wystarczyło w nie spojrzeć, by wiedzieć, co grało mu w duszy.
            - Nie, staram się tylko być dobrym kumplem, który nie wyśmiewa wszystkich twoich pomysłów – odpowiedziałem szczerze.
             Choć zbeształ mnie spojrzeniem, na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, co niezmiernie mnie ucieszyło. Oprócz tego sztucznego gestu, który sprzedawał na koncertach i na zdjęciach, dawno nie widziałem jego uśmiechu. Zdążyłem zatęsknić za tymi dołeczkami w jego policzkach, za którymi tak strasznie szalały nasze fanki.
            - Naprawdę nie wiem jak ci pomóc w tej sytuacji. Jeżeli ci na niej zależy – dzwoń. Jeżeli wciąż ją kochasz – dzwoń. Jeżeli poczułeś coś do Ines – nie dzwoń. – Wyliczałem na palcach.
            - Musiałeś wyciągać na wierzch sprawę z Ines? – rzucił, wzdychając.
            Wzruszyłem ramionami, posyłając mu uśmieszek niewiniątka.

            - Tommo, w tym momencie patrzysz na mnie tak, jak gdybyś wiedział o mojej sytuacji dosłownie wszystko. Ale nie wiesz, Louis. – Spojrzał na mnie wymownie. Przybrałem kamienny wyraz twarzy, próbując nie zdradzać żadnych emocji, które targały mną od wewnątrz. – Spójrzmy prawdzie w oczy. Ty nie wiesz, jak to jest, kiedy kompletnie nie rozumie się własnych uczuć. Bo ty znalazłeś Eleanor, znalazłeś miłość.
            Miałem ochotę osunąć się niżej na kanapie i odetchnąć z ulgą. Zaczęty przez Harry’ego temat wcale nie prowadził do ówczesnych wydarzeń, nie musiałem się przed nim tłumaczyć. Jednak, gdy ponownie spojrzałem w jego ogromne, zielone tęczówki, którymi próbował przekazać mi zakodowaną wiadomość, mówiącą „gratuluję, chłopie, odnalazłeś spokój”, coś we mnie pękło.
            Ile jeszcze mogłem okłamywać swojego najlepszego przyjaciela? Za każdym razem, kiedy schodziliśmy na grząskie tematy Joy, ściskało mnie w żołądku, a moje sumienie krzyczało, bym w końcu opowiedział mu całą historię. Miałem tego dość. Musiałem w końcu coś z tym zrobić. Najlepszym sposobem było przezwyciężenie lęku przed utratą kontaktu z Harrym i wyłożenie kawy na ławę.
            Psychicznie zacząłem już przygotowywać się na nadchodzącą falę gniewu i złości. Miałem nadzieję, że tylko na tym się skończy. Jedyne, czego tak naprawdę bym nie zniósł, było to uczucie, że sprawiłem komuś zawód. Że straciłem jego zaufanie.

            Z uśmiechem na ustach przekroczyliśmy próg Starbucks’a. Zgodnie stwierdziliśmy, że spędzenie całego wolnego dnia w domu nie było najlepszym wyjściem. Po kilku godzinach po prostu zrobiło się nudno, gdyż żadne z nas tak naprawdę nie miało ochoty na oglądanie filmów, a i nie chcieliśmy rezygnować z ładnej pogody, którą matka natura w końcu obdarzyła Londyn.
            Blondyn skierował się do wolnego stolika w kącie, po drugiej stronie sali, podczas gdy ja udałam się do kasy, by złożyć zamówienie.
 Podałam kilka monet blondynce, czekając na zamówione specjały. Nie miałam nic przeciwko płaceniu za nas obojga. Wręcz przeciwnie – jako niezależna kobieta, która od kilku dni szuka pracy na wakacje, naprawdę cieszyłam się, że mogłam to zrobić.  
Sięgnęłam po kubki z gotową kawą w środku i posłałam szeroki uśmiech pracownicy, która obrzuciła mnie w zamian gniewnym spojrzeniem. Cóż, może po prostu nie miała zbyt dobrego dnia?
- Więc, doczekam się odpowiedzi? – zaśmiałam się, siadając naprzeciwko chłopaka.
- Ile mam ci oddać? – rzucił znienacka.
Odchyliłam głowę do tyłu, wzdychając teatralnie. A sądziłam, że doszliśmy do porozumienia w tej sprawie.
- Nie wygłupiaj się, Niall – mruknęłam, besztając go spojrzeniem.
Zmarszczył brwi, patrząc na mnie wymownie. Milczał przez chwilę, zapewne w myślach kalkulując jak szybko przekonałby mnie do swoich racji. Wiedział, że zajęłoby mu to prawdopodobnie cały pobyt w Londynie, więc pokręcił tylko głową i delikatnie się uśmiechnął.
- Dobra, ale następne sześć kolejek – ja stawiam. – Zapowiedział poważnym tonem.
- Sześć? – Wybuchłam śmiechem, sięgając po swoje cappuccino. – Daj spokój, już niedługo znajdę sobie pracę. W końcu. Wtedy nie będziesz miał nic do gadania, bo i tak stanowczo za dużo na mnie wydajesz.
- Wcale na ciebie dużo nie wydaję – zaprotestował szybko. Dopiero po chwili dotarło do niego znaczenie pierwszej części mojej wypowiedzi, więc dodał: - A ty nie będziesz pracować w wakacje. Zapomniałaś, że lecisz z nami do USA? – zapytał wciąż nie rezygnując z poważnego tonu.
Zerknęłam na niego niepewnie, upijając kolejny łyk gorącego napoju. Przekrzywił głowę tak, że jego fullcap o mały włos nie spadł na ziemię. Poprawił go szybko, by ochronić tę olśniewającą biel przed kontaktem z brudną podłogą. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
            - Dzięki za zaproszenie, ale chyba nie skorzystam – zaśmiałam się.
            - Ans, obiecaj mi, że to przemyślisz.
            - Oczywiście, że to przemyślę. Przecież nie wezmę byle jakiej posady – droczyłam się z nim. Westchnął teatralnie.
            - Wiesz, że nie o tym mówię.
            - Wiem, Nialler, wiem. Obiecuję ci, że to przemyślę – powiedziałam te słowa, niczym regułkę przy odpowiedzi. – Szczęśliwy?
            - Cholernie – rzucił nieco oburzony moim zachowaniem.
            Przewróciłam oczami w odpowiedzi. Nie chciałam, żeby się dąsał. Zmieniłam więc temat rozmowy, by szybciej zapomniał o moim negatywnym nastawieniu, co do wakacyjnego wyjazdu.
            - Skoro omówiliśmy już co nieco nasze plany na wakacje… - Spojrzałam na niego wymownie. – To w końcu możesz mi odpowiedzieć na pytanie. Jak tam praca z Demi?
            Wyprostował się nieco, sięgając po swoją kawę. Dostrzegłam lekki uśmiech na jego ustach. Nie do końca byłam przekonana, co spowodowało ten gest: moja nagła zmiana tematu, czy wspomnienie związane z pracą nad singlem z nową znajomą. Druga opcja zdecydowanie nie przypadłaby mi do gustu, więc postanowiłam udawać, że owa druga opcja wcale nie istnieje.
            - Dobrze. Może nawet bardzo dobrze – powiedział szczerze, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Na razie cały czas jesteśmy na etapie ćwiczeń i dopracowywania szczegółów, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wszyscy jesteśmy zadowoleni, że to właśnie ją wybrał management.
            - A jaka ona jest? Wiesz… tak w prawdziwym życiu? – zapytałam, nie podzielając póki co entuzjazmu chłopaka.
            - Jest naprawdę przemiłą osobą. Gdybyś ją teraz poznała, zaprzyjaźniłybyście się w oka mgnieniu – zaśmiał się. – Macie podobne do siebie charaktery. – Szeroki uśmiech wpełzł na jego usta.
            Próbowałam odpowiedzieć podobnym gestem, jednak była prawie pewna, że wyszedł z tego zaledwie nieszczery grymas.
            Pięknie, teraz pomyśli, że jesteś piekielnie zazdrosną wariatką, usłyszałam swój głos w głowie.
            Jednak moje przypuszczenia okazały się być błędne, gdyż na moje dziwne zachowanie Niall nie zwrócił najmniejszej uwagi. Opowiadał dalej, jak gdyby nigdy nic, spoglądając przez okno lokalu.
            - Ostatnio pokazałem jej napisane przeze mnie piosenki. Była pod wrażeniem. Powiedziała, że z tych kawałków to nawet wyszedłby niezły solowy album. No, ale wiesz, powiedziałem jej, że to się raczej nie wydarzy, bo z chłopakami skupiamy się tylko na naszej wspólnej twórczości – kontynuował. W jego oczach widziałam dumę i cholerną radość.
            Cóż, powinnam się cieszyć, że jedna ze światowych gwiazd podziwiała pracę mojego chłopaka. Jednak moją uwagę przykuło coś innego. Mianowicie – nie miałam bladego pojęcia, że Niall napisał tyle utworów. Wiedziałam, że często się tym zajmuje w wolnym czasie, ale nigdy do tej pory nie pokazywał mi swoich dzieł. Jedyne, co miałam okazję usłyszeć, to fragment utworu, który napisał specjalnie dla mnie. Ale nawet to słyszałam przez przypadek.
            - No… to się cieszę – powiedziałam, nawet nie starając się ukryć nieszczerości słyszalnej w moim głosie.
            W końcu oderwał wzrok od Londynu skąpanego słońcem tuż za oknem i skupił całą swoją uwagę na mojej osobie. Najpierw zlustrował mnie wzrokiem, próbując zrozumieć, o co mi chodzi tym razem. Po chwili na jego ustach zawitał szelmowski uśmiech, którego niestety wcale nie kupiłam z dostawą do domu.
            - Czy ty jesteś zazdrosna, panno Tomlinson? – zapytał, nawet nie starając się ukryć pewności siebie, która nagle w niego wstąpiła.
            Nie. Naprawdę bardzo się cieszę, że zacieśniasz więzy z utalentowaną, młodą, piękną kobietą sukcesu!
            - Nie, no co ty. Mów dalej, po prostu się zamyśliłam i… ten… - Zaczęłam rozsiewać wokół siebie perfidne kłamstwa.
            Odchrząknął znacząco, po czym kontynuował snucie swojej opowieści:
            - Tak, więc… na czym to ja… a, wiem. Kiedy jej się w końcu udało zabrać jedną z kartek od razu pokazała ją reszcie zespołu. Zdenerwowałem się, bo w końcu pokazała im nawet nie pytając mnie o zdanie, ale jak zobaczyłem zdumione miny chłopaków, to w ogóle zapomniałem, że miałem zacząć się z nią kłócić. Stanęło na tym, że jeden z moich utworów prawdopodobnie trafi na nasz następny krążek! – Zakończył radośnie.
            Uśmiechnęłam się niemrawo, myślami wciąż krążąc wokół swoich dziwnych teorii, które znikąd pojawiały się w moim umyśle.
            Czy to byłoby możliwe, żeby ta więź, którą tworzą między sobą z Lovato, przeistoczyła się kiedyś w coś większego, niż mieliśmy my?
            Niż macie! – poprawił mnie tajemniczy Głos.
            - To świetnie – mruknęłam, odstawiając pusty kubek po kawie na stolik.
            - No, dobra. O co chodzi? – zapytał, sprowadzając mnie tym na ziemię.
            Spojrzałam na niego nieco zaskoczona szorstkością w jego głosie.
            - O nic. Przecież nic nie mówię – odpowiedziałam spokojnie na ten dziwny atak z jego strony.
            - Przecież widzę, że coś nie gra. Po pierwsze: masz rządzę mordu w oczach. A po drugie: no właśnie, nic nie mówisz. To do ciebie trochę niepodobne. – Tłumaczył spokojnie. – To na mnie jesteś zła? Powiedziałem coś nie tak?
            - Nie wiem, co myśleć o tym, że Lovato poznała twoje wszystkie utwory, kiedy to ja nawet nie wiedziałam o ich istnieniu – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
            Odwróciłam wzrok. Nawet nie chciałam widzieć tego zszokowanego wyrazu twarzy. W myślach karciłam siebie i swój niewyparzony język, wykręcając sobie przy tym palce u rąk pod stolikiem.
            Wodziłam wzrokiem za kobietą ubraną w czerwony płaszczyk, która szła po drugiej stronie ulicy. Ona na pewno nie miała nigdy takiego problemu z facetem, pomyślałam.
            - Po prostu nie było okazji, żeby ci je wszystkie pokazać.
            - Nie było też okazji, żeby o tym opowiedzieć – dodałam cicho.
            Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Atmosfera robiła się coraz to gęstsza z każdą kolejną minutą milczenia. Rozważałam nawet wyjście z lokalu, powrót do domu. Byłam ciekawa, czy gdybym tak po prostu wyszła – poszedłby za mną?
            Podniósł się z miejsca, zupełnie, jak gdyby czytał mi w myślach. Serce podskoczyło mi do gardła. Obserwowałam kątem oka, jak przechodzi dookoła stołu i siada po drugiej stronie, tuż obok mnie. Zamrugałam kilka krotnie, by odgonić łzy napływające do moich oczu.
            Przez chwilę naprawdę sądziłam, że sobie pójdzie.
            - Przepraszam – szepnął, obejmując mnie ramieniem. – Nie przemyślałem tego. Mogłem ci wcześniej pokazać te utwory, w końcu nie są jakąś wielką tajemnicą. Po prostu sądziłem, że są… niegotowe. – Zawahał się, jednak dokończył spokojnie: - Ona zajmuje się pisaniem od dziecka. Miałem nadzieję, że mi pomoże, jakoś podpowie. Okazało się, że nie miała w czym pomagać – zaśmiał się, pocierając dłonią moje ramię.
            - Pokażesz mi je kiedyś, prawda? – zapytałam, posyłając mu, tym razem, naprawdę szczery uśmiech.
            - Oczywiście. Wszystkie, dosłownie wszystkie. – Pocałował mnie w policzek. – Wiesz, jest jeden utwór, którego nie pokazałem Demi. Słyszałaś go tylko ty. W pewnym sensie, ten utwór należy do ciebie – zaśmiał się, próbując poprawić mi humor.
            Cóż, udało mu się mnie rozweselić, ale nie wyzbyć się całkowicie zazdrości. Czułam, że z tego powodu wyniknie więcej problemów. Wolałam jednak trzymać te złe przypuszczenia daleko od siebie. Przynajmniej przez ten jeden dzień.
            - Chyba jeszcze nie wszystko jest w porządku, co? – dopytywał się. Spojrzał w moje oczy, wyczytując wszelakie obawy i negatywne emocje. Że też nie potrafiłam zatrzasnąć przed nim tej furtki do mojego serca i moich uczuć.
            Podniósł się lekko do góry i sięgnął do kieszeni swoich spodni. Zaintrygowana lustrowałam jego ruchy. Wyciągnął niewielki skrawek papieru, złożony kilka razy. Przez chwilę wpatrywał się w kartkę, a w jego oczach dostrzegłam radość pomieszaną z… niepewnością?
            - Czy to sprawi – wręczył mi kartkę – że w końcu mi uwierzysz, że jesteś jedyną dziewczyną, której potrzebuję, której pragnę i którą kocham? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
            Moje ciało zalała fala gorąca. Lekko drżącymi rękami zaczęłam rozkładać papier, zastanawiając się, co też mogło się kryć w środku. Przez chwilę myślałam, że jest to jeden z tekstów, które napisał niedawno. Których nikt jeszcze nie widział. Jednak moim oczom ukazało się coś zupełnie innego. Coś tak słodkiego, że nie potrafiłam powstrzymać tych kilku łez, które spłynęły po moim policzku ze szczęścia.
            Na kartce widniało ogromne serce, w którego środku umieszczone były nasze inicjały i ozdobny napis „na zawsze”. Machinalnie przyłożyłam dzieło chłopaka do piersi, przymykając na chwilę oczy. Chciałam zapamiętać tę chwilę na długo. Żeby móc do niej wracać, kiedy będziemy na dole, ażeby dzięki niej znów wracać na wyżyny.

            - Od jak dawna o tym wiesz? – zapytał nienaturalnie spokojnym głosem.
            Siedział skulony na kanapie, naprzeciwko mnie. Opierał się łokciami o kolana, dłońmi co chwilę przeczesując włosy. Zmrużył oczy, jak drapieżnik gotowy do skoku na ofiarę, a usta zacisnął w wąską linię.
            - Dowiedziałem się dzień po waszym zerwaniu – odpowiedziałem drżącym głosem.
            Milczał przez chwilę, wpatrując się w dywan.
            Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zostawić go w samotności. Wolałem jednak poczekać, aż skończy zadawać mi pytania. Aż sam powie, że potrzebuje czasu, przestrzeni.
            - Czyli, że to nie był jednorazowy wybryk? Ona była z nim… przez cały ten czas?
            - Tak. Od czasu tej imprezy u Jennifer, na której byliście wtedy tak ostro pokłóceni, że ze sobą nie rozmawialiście. Tam go poznała.
            - A więc to wszystko było cholernym kłamstwem – warknął, gwałtownie podnosząc się z miejsca.
            Z całej siły kopnął w szklany stoliczek do kawy, który pod wpływem siły uderzenia, stłukł się na kilka drobnych kawałków. Chłopak zaczął nerwowo przechadzać się w tą i z powrotem, mamrocząc coś pod nosem.
            - Nawet wtedy jej nie zależało! Już wtedy kłamała, że kocha! – warczał pod nosem. Z każdym kolejnym zdaniem, podnosił głos. Nim zdążyłem zauważyć, krzyczał.
            W tym samym czasie ja biłem się z myślami. Czy dobrze zrobiłem, mówiąc mu prawdę? Przeze mnie czuł się jeszcze gorzej. Był załamany, bo roztrzaskałem w proch obraz jego idealnej dziewczyny.
            On był gotów jej przebaczyć. Cały czas trzymał się swojej wersji wydarzeń. Twierdził, że za bardzo zbliżył się do Joy. Że przez to dziewczyna chciała go odtrącić, więc go zdradziła.
            Prawda bolała dwa razy mocniej. Czarnowłosa zdradzała go przez cały czas. Tamtego dnia, gdy całowała się z rudzielcem na oczach Harry’ego po prostu postanowiła się go pozbyć. Nie miała innego pomysłu na sensowne zerwanie, w końcu wszystko tak dobrze im się układało…
            - Cholera, Louis, nie mogłeś mi tego powiedzieć wcześniej? – Skierowane do mnie słowa wypowiedziane były na jednym wydechu.
            Styles był bliski płaczu. Był roztrzęsiony, przez co tak naprawdę ledwo mówił.
            Przebiłem się przez mur spokoju i opanowania, który wokół siebie wybudował i doprowadziłem go na skraj klifu, by mógł wskoczyć w wir emocji, z którymi tak ciężko było mu sobie poradzić.
            Brawo, Louis. To się nazywa pomóc przyjacielowi w potrzebie. 
~*~
Cześć skarby!
Przybywam z kolejnym rozdziałem, by znowu troszkę poplątać, jak to mam w zwyczaju. Teraz pozagłębiamy się trochę w życiu Hazzy, jeżeli złapię po drodze jakąś dobrą inspirację, to już niedługo będzie więcej wiadomo na temat Joy. A później przerzucimy się na Ines i jej zespół. Nie bójcie się, pamiętam o istnieniu Sol, u niej wszystko w porządku, jeżeli ktoś jest ciekaw :3
Ogłaszam wszem i wobec, że w końcu pomału nadrabiam zaległości na Waszych blogach. Niedługo będę musiała zabrać się za generalne porządki w linkach, nawiasem mówiąc. Niestety kilka blogów zawiesiło działalność, w linkach wciąż widnieją nieistniejące już historie.
Tak mówiąc już poza nawiasem, to zachęcam do zaglądania do "Najświeższych informacji" od czasu do czasu. Tam pojawiają się wszelakie informacje na temat nadchodzących zmian na blogu lub nowości, także dość przydatny zakątek jak mniemam.

Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkiego dobrego! 

11 komentarzy:

  1. Hej!
    Rozdział był tak słodki, że prawie odpłynęłam. Kocham te sceny między Niallem i Anyą. Dobrze, że jest zazdrosna bo to znaczy, że faktycznie go kocha.
    Nie dziwię się Louisowi. Sama miałam kiedys podobną sytuację.
    Hm... przyznam szczerze, że bardziej podobały mi się poprzednie szablony. Byli na nich główni bohaterowie. Nie piszę, że jest brzydki, bo wcale nie jest, ale tamte bardziej pasowały do opowiadania.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałaś mi do myślenia. Zgadzam się z Tobą w stu procentach co do szablonu. Że te, z głównymi bohaterami są lepsze. Dlatego od razu wzięłam się za zmiany. Jak teraz? :d

      Usuń
    2. Teraz jest idealnie <3

      Usuń
  2. No i jest ! Piękny rozdział ! Naprawdę piękny ! Szkoda, że robisz tak długie przerwy !:( Biedny Hazza, nie ma szczęścia w miłości. Może jak wrócą do Londynu, to coś z Inez... No cóż. Lou dobrze, że w ogóle opowiadział mu o tym. Niech się teraz Harry w końcu otrząśnie. Demi, Demi - przez Ciebie są problemu w związku !!!
    Niall jest słodki.
    Fajny szablon.
    Czekam na następny!
    Zapraszam do mnie :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam tu przypadkiem, szczerze mówiąc zaczęłam czytac i powoli powoli brnęłam do przodu. Teraz nie mogę się uwolnić :( To jest tak świetne, że aż ubolewam nad sobą widząc jak piszesz. Niall i Anya, ubóstwiam ich <3
    Co do Harrego, po prostu żal mi chłopaka :c
    Zapraszam: fame-took-her-love.blogspot.com może ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam od niedawana , ale mogę od razu napisać , że się zakochałam :P Blog boooski i mam nadzieję , że dalej taki będzie :)
    Zapraszam przy okazji do siebie :) Może nie o One Direction , ale mam nadzieje ze sie spodoba :)
    http://zyciebezciebiejestjakzyciebezserca.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoje rozdziały mi się bardzo podobają. Zabiłabym się chyba gdybyś zawiesiła blog. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozpłynęłam się tak dużo razem Nialla i Anya <3
    Jak dla mnie to było idealne ;)
    I ta jej zazdrość, no po prostu prze :D
    Ale spokojnie kochanie na pewno nie masz o kogo być zazdrosna, co tam taka Demi :P
    Niall ją kocha całym serduchem widać to! I za to ja go kocham :D
    Biedny Harry, dlaczego akurat padło na niego? ;(
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.


    http://stay-out-from-me.blogspot.com/
    http://one-day-with-them.blogspot.com/
    http://four-other-worlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle jest świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh, przeczytałam wszystko! No, a teraz czas na komentarze od kochającego Cię żółwia/ślimaka. ♥
    Najlepsze jest to, że wyobrażam sobie chłopaków mających dość marudzenia Horana. Widzę jak papla jak najęty, jak reszta przewraca oczami i wymienia między sobą znaczące spojrzenia ;D Ale przecież Nialler tak bardzo kocha An. Więc no dzieli się tą radością z innymi. A to że nie ma umiaru to inna kwestia ;D
    Hm, wahania Louisa... No skomplikowana sprawa. Ale chyba lepiej późno niż wcale. Mogą być spięcia, ale jeśli się naprawdę przyjaźnią to wszystko w końcu się układa. Tak powinno być, co nie?
    Niech An leci z nimi do Stanów. Oh, nie to przemyśli i leci. Będzie ciekawie. Przecież oni umrą bez siebie. Lecieć powinna. Ja bym ją tam wysłała z nimi. Tak, tak.
    A poza tym... Demi. Też byłabym zazdrosna. No jasne, że tak. Myślę, że każdej dziewczynie suszyłoby to głowę. Te pytania, różne chore wyobrażenia. Przed tym chyba nie da się tak po prostu uciec. Nawet jeśli chłopak tak bardzo zapewnia, że kocha. Wierzyłabym, ale gdzieś podświadomie i tak nienawidzi się tej "drugiej" dziewczyny.
    No, buziaki po raz pierwszy ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!