- Louis? Co się stało? – Usłyszałem
za sobą cichy głos Liama.
Zdecydowałem wcześniej, że moim
obowiązkiem było danie Stylesowi trochę przestrzeni. Zebrałem więc kilka
najważniejszych rzeczy i czym prędzej opuściłem nasz wspólny, hotelowy pokój.
Po krótkiej wymianie zdań z resztą stanęło na tym, że przez jakiś czas miałem
mieszkać z Zaynem.
Teraz spędzałem czas w samotności w
salonie, zastanawiając się nad tym, co zrobiłem kilka godzin wcześniej. Byłem
przekonany, że dobrze robię. Byłem, dopóki nie zobaczyłem miny Harry’ego.
Cała pewność siebie uleciała ze mnie, jak powietrze z nadmuchiwanego balonika.
Wyrzuty sumienia zżerały mnie podwójnie. Mówiąc w skrócie - było gorzej, niż się spodziewałem.
Może powinienem był zachować to dla
siebie? Co mi to dało, że w końcu wyznałem mu prawdę? Teraz mogłem być tylko
pewny, że Hazza wybije sobie pomysł powrotu do Joy z głowy. To chyba był jedyny
plus, który potrafiłem dojrzeć w całej tej sytuacji.
- Lou? – Ponowił pytanie, siadając
obok mnie na sofie.
- Powiedziałem mu – rzuciłem tak
cicho, że przez chwilę zastanawiałem się, czy Liam w ogóle mnie usłyszał.
Poczułem jego dłoń na swoim
ramieniu. Próbował mnie pocieszyć, jak zawsze. Jednak miałem pewność, że tym
razem niestety mu się nie uda.
- Może nie powinienem był tego
robić? Jest wściekły, zrozpaczony. A wszystko przeze mnie – dodałem nieco
drżącym głosem.
- To nie twoja wina. Równie dobrze
my mogliśmy mu wszystko powiedzieć wcześniej, ale nie mieliśmy odwagi.
Powinniśmy ci dziękować, że zrobiłeś to za nas.
- Wiedzieliście?! – krzyk Harry’ego
rozniósł się echem po pomieszczeniu.
Złapałem się za głowę, w myślach na
okrągło powtarzając, że to wcale nie była prawda. Że Harry wcale nie stał tuż za nami i wcale tego nie
usłyszał. Przecież to był cios nożem w serce od każdego z nas po kolei. Ile
mógł wytrzymać?
Myślałem, że udało mi się pozbierać
moje serce z powrotem w jedną, trwałą całość. Starałem się zapomnieć o
przeszłości. Chciałem zacząć od nowa, dlatego zastanawiałem się nawet nad
obdarowaniem Joy kolejną szansą. Potrzebowałem usłyszeć jej wersję historii, bo
tak usilnie wierzyłem, że pokrywa się z moją. Sądziłem, że miałem rację. Że
naprawdę mnie kochała, że zdradziła, bo za bardzo się zbliżyłem.
Wychodziłem na prostą, kiedy nagle
mój przyjaciel zepchnął mnie z mojej spokojnej drogi, prosto na ruchliwą
autostradę pełną zakrętów. Zastanawiałem się, ile czasu będę musiał poświęcić
tym razem, by uporać się z prawdą.
Nie byłem wściekły na Louisa. Nawet nie miałem siły słuchać tłumaczeń reszty zespołu. Byłem zdziwiony, że wiedzieli, że Lou nie zachował wszystkiego dla siebie. Jednakże z drugiej strony potrafiłem go zrozumieć. Gdybym ja chował przez tak długi czas taki sekret, również musiałbym sobie ulżyć, przekazując go zaufanej osobie. Starałem się dać im odczuć, że wszystko, czego wcześniej się dowiedziałem, po prostu po mnie spłynęło. Nie chciałem, by się martwili. Przysporzyłem im już dość zmartwień swoim zachowaniem. Od teraz starałem się zachować to dla siebie.
Próbowałem sobie przetłumaczyć, że Joy nigdy mnie nie kochała, bo gdyby
naprawdę żywiła do mnie jakiekolwiek uczucia, to nie zdecydowałaby się na
prowadzenie podwójnego życia. W jednej chwili mówiła mi, że kocha, a w drugiej,
pod pretekstem wyjścia na miasto z przyjaciółką, albo wizyty u chorej matki,
spotykała się z innym mężczyzną, który zapewne również nie raz usłyszał, jak
bardzo jej zależy.
Teraz zastanawiałem się, czy
powinienem był być wściekły na rudowłosego faceta, z którym to tak wiele
łączyło Redau. Czy on wiedział o moim istnieniu? Był świadomy tego, że
dziewczyna pogrywa na dwa fronty?
Dlaczego padło akurat na mnie?
Dlaczego Joy nie mogła wybrać sobie innego mężczyzny do dręczenia? Czego
chciała teraz? I tak już popsuła mi życie i doszczętnie zrujnowała moją
psychikę.
Warknąłem pod nosem. Nie mogłem
opędzić się od natłoku myśli, przez które moje samopoczucie tylko się
pogarszało. Nagle zacząłem żałować podjętych decyzji. W głębi duszy czułem, że
obecność Louisa dodawała mi siły. Zapewne nie był świadomy tego, że aktualnie
był moją jedyną podporą. Tak, miałem jeszcze trójkę oddanych przyjaciół, którym
byłem naprawdę wdzięczny za to, że zgodnie próbują poprawić mi humor, jednak z
nimi nie miałem tej tajemniczej więzi, dzięki której czułem się pewniej. Choć
Tommo milczał, wpatrując się w moją osobę, ja słyszałem słowa pocieszenia
płynące z jego ust. Plułem sobie w brodę, że nie zatrzymałem go, gdy przez
chwilę stał w progu naszego pokoju, trzymając swoje rzeczy w rękach. Gdy
wyszedł, resztka mojej odwagi i siły wyszła razem z nim.
Sięgnąłem po telefon, który od jakiegoś czasu spoczywał na szafce nocnej. Nieodebrane połączenia od członków rodziny,
kilka SMS-ów od znajomych, w tym SMS od Anyi, która zapewne usłyszała już drugą
część historii i… oto była. Wiadomość głosowa od Joy Redau.
Przygryzłem usta, kiedy mój palec
zawisł tuż nad opcją „usuń”. Choć ona była ostatnią osobą na świecie, z którą
tak naprawdę chciałem rozmawiać, wciąż byłem ciekaw. Zastanawiałem się czego
chciała, co się u niej działo i jak się czuła, bo gdzieś w głębi duszy wciąż mi
na niej zależało. Zamknąłem oczy, świadomie dotykając przycisk poczty głosowej.
- Harry, proszę cię, odbierz. Musimy
porozmawiać – mówiła delikatnym, perłowym głosem. W momencie, w którym wymówiła
moje imię, milion małych igiełek wbiło się w moje zdruzgotane serce.
Czułem, jak pod mocno zaciśniętymi
powiekami zbierają się łzy. Miałem dość. Miałem ochotę się poddać. Gdy tak
bezczynnie leżałem, zatapiając się we własnych uczuciach, myślach, przed oczami
stanął mi obraz uśmiechniętej błękitnookiej. W jej oczach widziałem radość i…
miłość. Potrafiła mi to przekazać samym spojrzeniem. Delikatny uśmiech wpełzł
na jej pełne, malinowe wargi. Kąciki ust unosiły się coraz wyżej, kiedy się do
niej zbliżałem. Oddychała niespokojnie, nawet z odległości jednego metra słyszałem jej łomoczące
serce, które pragnęło wydostać się na wolność.
Boże, ona była naprawdę dobrą
aktorką, pomyślałem, z przerażeniem otwierając szeroko oczy.
Jej obraz był… taki dokładny. Aż za
bardzo prawdziwy.
Z roztargnieniem spojrzałem na swój
telefon. Zacząłem po kolei odczytywać wiadomości tekstowe, których trochę się
nazbierało od poprzedniego wieczoru.
17.06.12; 15:10
Mama
Nie odbierasz telefonu, pewnie jesteś
bardzo zajęty. Chciałam ci tylko życzyć udanego koncertu. Miłej zabawy! Całusy!
17.06.12; 16:12
Sheeran
Chłopie, telefon masz po to, żeby go
odbierać. Planujemy z Jasonem wielką imprezę. Kiedy będziecie w Londynie?
Ustalimy taki termin, żebyście na pewno nie mogli się wymigać!
17.06.12; 16:53
Anya
Mieliśmy wczoraj po czatować. Nie było
Cię. Nie mogłam się dodzwonić. Czy wszystko w porządku? Harry, martwię się o
Ciebie.
Zignorowałem resztę SMS-ów. Zacząłem
odpisywać na te najważniejsze, kiedy telefon za wibrował w mojej ręce, a na
wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie o kolejnej nieodczytanej wiadomości.
17.06.12; 17:16
Rudzielec
Przestałeś odpisywać na moje e-maile. Czy
wszystko dobrze? Coś się stało? Proszę, odpisz, zaczynam się martwić. Buziaki,
Ines.
Otworzyłem szerzej oczy ze
zdziwienia. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że miałem odpisać na wiadomość od
czerwonowłosej! Moje myśli cały czas kręciły się wokół sprawy z Joy, przez co nieświadomie
zacząłem odtrącać osobę, na której naprawdę zaczynało mi zależeć.
Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło,
próbując przywrócić się w ten sposób do porządku. Bez dłuższego namysłu
otworzyłem aplikację w telefonie i zabrałem się za czytanie ostatniego
e-maila, którego przysłała mi Ines.
16.06.12; 02:13
Drogi Harry,
Stało się! W końcu spełniłam swoje
marzenie i wystąpiłam na najprawdziwszej scenie. Może publiczność nie była
ogromna, ani nie miałam z tego żadnego zysku, ale jestem naprawdę szczęśliwa.
Bo w końcu liczy się to, że mogłam zaśpiewać dla grupy ludzi, może nielicznej,
ale wciąż prawdziwej. Najlepsze i najbardziej zaskakujące jest to, że występ
Yellow naprawdę im się spodobał! Żałuję, że nie mogłeś być tutaj ze mną. Ale
obiecuję, że kiedy z powrotem będziesz w Londynie, to zabiorę Cię na swój
mini-koncert. Mam nadzieję, że nie będziesz za bardzo zniesmaczony, kiedy nas
usłyszysz. Może nie jesteśmy perfekcyjne, ale dążymy do tego małymi krokami.
Co słychać u Ciebie? Nie odzywałeś
się przez jakiś czas. Zdaję sobie sprawę, że to pewnie przez Twój napięty
grafik. Wywiady, sesje, próby, koncerty, to na pewno jest bardzo czasochłonne.
No, i pracochłonne zapewne też, już się tak nie pusz ;)
Czekam na Twoją odpowiedź,
Buziaki,
Ines.
Skąd wiedziała, że właśnie to
dodałem w myślach? W końcu to była prawda – to wszystko jest naprawdę
pracochłonne. Uśmiechnąłem się pod nosem, czytając jeszcze raz fragment „już się tak nie pusz”.
Nie czekając ani chwili dłużej,
zabrałem się za pisanie odpowiedzi. Długiej, męczącej odpowiedzi, w której
miałem zamiar przeprosić ją tysiąc razy za to, że nie dałem wcześniej znaku życia.
Cieszyłem się jak wariat
na tę dobę spędzoną tylko we dwoje. Dziękowałem chłopakom po tysiąc razy
dziennie, w kółko gadając tylko o wyjeździe. Czas dłużył mi się niemiłosiernie
nim w końcu znalazłem się z powrotem w Londynie. Oczywiście, kiedy byliśmy już
razem, przyspieszył trzykrotnie, przez co nie dał nam odpowiednio nacieszyć się
sobą. Teraz wlokłem się przez hol w kierunku windy, ciągnąc za sobą podręczną, niewielką walizkę.
Cóż, może to była tylko jedna,
krótka doba, ale pocieszałem się tym, że dzięki wycieczce prościej będzie
przetrwać kolejny tydzień z dala od mojego Anioła.
Choć
w hotelu byłem obecny ciałem, myślami wciąż kręciłem się wokół Anyi i naszego
pożegnania na lotnisku. Przez moje nieogarnięcie, o mały włos nie wpadłem na
jakąś starszą panią, która spokojnie czekała na windę. Zbeształa mnie
spojrzeniem, mrucząc pod nosem coś o „dzisiejszej młodzieży”. Wybąkałem ciche
przeprosiny, po czym skierowałem swoje kroki w stronę schodów. Wizja spędzenia
czasu w windzie z kobietą, która miażdżyła mnie wzrokiem mówiącym jaki to
jestem niewychowany nieco mnie przerażała.
Nie
oczekiwałem komitetu powitalnego (pod postacią czwórki przyjaciół) stojącego w
progu z napisem „welcome back”, jednak miałem nadzieję, że którykolwiek z nich
zauważy moją obecność.
Gdy wkroczyłem do naszego
apartamentu, na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być na miejscu. Czyli
nie zdążyli roznieść tego miejsca w pył, pomyślałem z ulgą. Wcześniej bałem
się nawet myśleć o tym, co mogłem zastać po powrocie.
Na pewno nie spodziewałem się tego,
co wydarzyło się chwilę później.
Do salonu wbiegł Liam, który chyba
usłyszał dźwięk zatrzaskujących się za mną drzwi. Ledwo łapał oddech, zupełnie,
jakby dopiero co wrócił z joggingu. Ściągnąłem brwi, lustrując go wzrokiem.
- Niall, wreszcie jesteś, nie mogę
opanować tego harmidru – poskarżył się, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w
stronę pokoju Louisa i Harry’ego.
Zdążyłem po drodze rzucić torbę na
sofę, po czym ruszyłem w ślad za nim. Gdy stanęliśmy w progu pomieszczenia,
miałem ochotę złapać się za głowę. Po podłodze wszędzie walało się rozbite
szkło i jakieś skrawki porwanego papieru. Na białym, puszystym dywanie
dojrzałem kilka sporych, czerwonych plam. Ciężko było stwierdzić, czy to plamy
po winie, czy może raczej czyjejś krwi. Na łóżku siedział Harry, ściskając
mocno swoją dłoń. Na jego twarzy malował się wyraz bólu i zniesmaczenia.
Wystarczyło jedno spojrzenie jego zielonych oczu i już wiedziałem, że był
wściekły. Tuż obok niego znajdował się Louis, grzebiący za czymś w podręcznej
apteczce. Zayn stał po drugiej stronie pokoju, kurczowo ściskając w dłoni
telefon hotelowy. Liam obrzucił mnie znaczącym spojrzeniem.
- Co się, do cholery, stało? –
zapytałem, wymachując rękami na wszystkie strony, o mały włos przez przypadek
nie dając Paynowi w nos.
- Łaskawie opowiedzieli mi całą
historię o Redau. Wkurzyłem się i…
- Rozwalił stolik – wtrącił Louis,
przerywając świetnie przygotowaną wypowiedź Harry’ego, czym prawie doprowadził
go do białej gorączki. – Uparł się, że sam posprząta – burknął po chwili,
wyciągając z apteczki buteleczkę z wodą utlenioną i spory kawałek bandaża.
- Mówiliśmy mu, że zadzwonimy do
sprzątaczki hotelowej. Przecież takie rzeczy się zdarzają – dodał Zayn,
odkładając słuchawkę na miejsce.
- No, więc skończyło się pociętą ręką
i, jak widzisz, kałużą krwi na dywanie.
Czyli to jednak była krew. Przez chwilę czułem się, jak jeden z bohaterów serialu o wampirach, który wraca do domu po kilkuset latach i zastaje swojego kumpla tuż po krwistym obiedzie.
- Gdybyś nie zaczął na mnie
krzyczeć, to by się nic nie stało! – Kędzierzawy zaczął się bronić. Po chwili
usłyszałem jego ciche syknięcie. Zacisnął zęby z bólu, przez co nie odezwał się
już ani słowem.
- Nie krzyczałem! Po prostu chciałem
cię przekonać do zmiany decyzji – Malik odpowiedział z lekką irytacją w głosie.
- Sądzę, że powinniśmy go zawieźć do
szpitala. Może rana jest głębsza niż się wydaje? Może będzie potrzebował szwów?
– wtrącił wciąż zamyślony Liam.
- Lou, spróbuj jakoś zatamować tą
krew i pomórz mu założyć bluzę, na dworze chyba jest trochę za zimno na
paradowanie bez koszulki. Ja wezmę klucze i jedziemy – rzuciłem pewnym głosem. –
Zayn, zadzwoniłeś już po kogoś?
Kiwnął głową w odpowiedzi.
- Sprzątaczka będzie lada chwila,
poczekam tutaj.
W taki właśnie sposób, już pół godziny
później znajdowaliśmy się przed szpitalną salą, w której jeden z lekarzy
zajmował się dłonią Stylesa. Wciąż nie mogłem pojąć, co też sobie ten chłopak
myślał, kiedy tak ochoczo rzucał się do sprzątania. Chyba nie chciał poranić się celowo? To
nie byłoby w jego stylu. Zawsze się zarzekał, że nigdy nie zrobiłby sobie krzywdy.
Westchnąłem, wyciągając telefon z
kieszeni. Na wyświetlaczu widniała jedna wiadomość od Any. Na śmierć
zapomniałem, że miałem do niej zadzwonić zaraz po opuszczeniu lotniska. Pewnie
odchodziła od zmysłów. Szybko wybrałem jej numer, modląc się o to, by była przy
telefonie.
Odebrała po trzech sygnałach.
- W końcu – rzuciła, od razu się
odprężając. – Przestraszyłeś mnie, myślałam, że coś się stało.
- W pewnym sensie coś się stało –
powiedziałem, po czym zacząłem jej tłumaczyć całą historię z Hazzą w roli
głównej. – W pokoju był taki bałagan, jakby przeszło tamtędy tornado.
Współczuję tej sprzątaczce – rzuciłem, wzdychając przeciągle.
- Jak się czuje Harry? Rozmawiałeś
już z nim? – dopytywała się.
- Nie. Czekam, aż skończą mu
opatrywać te nieszczęsne rany. Jak się czegoś dowiem, to ci przekażę, bez obaw.
Widziałem przed oczami jej obraz.
To, jak kiwa głową w zamyśleniu, przygryzając delikatnie dolną wargę. Lubiłem, gdy to robiła, a przez myślenie o tym, miałem ochotę zamruczeć do słuchawki.
- Słuchaj, tak odbiegając od tematu,
to rozmawiałem przed tym całym incydentem z moją mamą – zacząłem szybko, nim kompletnie zatopiłem się w swoich myślach, zastanawiając
się, jak to wszystko ubrać w słowa, żeby nie wywołać u niej niepotrzebnej
paniki. – Ona bardzo chce, żebym przyjechał do niej w trakcie tego wolnego
tygodnia między trasami.
- No, nie dziwię jej się. Nie
widziała cię z pół roku – powiedziała spokojnie.
- Nie pół roku, tylko zaledwie dwa i
pół miesiąca – żachnąłem się, przewracając oczami. – Nie ważne, nie w tym rzecz
– wróciłem do głównego tematu. – Wiesz, że ona bardzo chce cię poznać, prawda? –
zapytałem, niby to ot tak odbiegając od podjętego wątku.
Zawahała się, prawdopodobnie
wyczuwając nadchodzące pytanie. Odchrząknęła znacząco, wydając z siebie tylko
ciche „mhm”.
- Tak więc… dostaliśmy od niej
zaproszenie. Spędzilibyśmy calutki tydzień w Mullingar – wyrzuciłem z siebie,
po czym wstrzymałem oddech, czekając na odpowiedź dziewczyny.
- Ale… jak to? – zapytała, lekko nie
dowierzając. – Przecież… ja… nie! No proszę cię, ja…
- Nie rozumiem, co cię powstrzymuje?
– Nie kryłem zdziwienia, ani tego, że byłem naprawdę zawiedziony reakcją
blondynki.
- No, bo… - Jęknęła przeciągle. – Po
prostu trochę się boję. To spory krok do przodu, poznać całą twoją rodzinę. Ba!
Poznać ją, to jedno, ale mieszkać u twojej mamy przez tydzień, to inna historia
– wyjaśniła w końcu.
Miałem świadomość tego, że wizyta u
moich rodziców to spory krok do przodu. Ale według mnie, to był wspaniały
pomysł! Przecież o to chodziło, żeby nie stać w miejscu, tylko ruszyć z owego miejsca
w odpowiednim kierunku.
- Oj, no proszę cię, kochanie. Co w
tym takiego strasznego?
- No, zacznijmy od tego, że
wszystko.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem, przez
co zostałem skarcony przez jedną z przechodzących obok pielęgniarek.
Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, na co ona tylko kiwnęła głową.
Ściszyłem nieco głos, mówiąc:
- Moja mama nie jest wcale taka zła.
Z tatą też się dogadasz. A Greg… to Greg, on jest po prostu wkurzającym
starszym bratem. – Przewróciłem oczami, gotów wyciągnąć ciężkie argumenty z
rękawa. – Ja poznałem twoich rodziców.
- To prawda, ale zważywszy na to, że
oni wciąż nie wiedzą, że jesteś moim chłopakiem, to wcale nic nie zmienia –
zaśmiała się, zadowolona ze swojej błyskotliwości.
- Co powiesz na to, że dzień przed
wyjazdem spędzimy z twoimi rodzicami? Wtedy nie będziesz miała mi nic do
zarzucenia.
Westchnęła. Wiedziałem, że właśnie
kręci głową z dezaprobatą. Nie rozumiałem tylko, dlaczego ten pomysł aż tak
bardzo ją zestresował.
- Ale ja…
- Wiesz, jak bardzo mi na tym
zależy. Mojej mamie też – wpadłem jej w zdanie.
- Jeżeli ci obiecam, że to
przemyślę, to na razie zostawimy ten temat w spokoju?
Przewróciłem oczami po raz trzeci w trakcie jednej rozmowy. Chyba pobiłem swój rekord. Przystałem na
jej propozycję – w końcu to nie oznaczało przegranej, prawda? Tylko
przesunięcie dyskusji w czasie, co wcale nie wydawało się być takim złym pomysłem.
Przyznaję szczerze i bez bicia, że pomysł z e-mailem od Ines nie wpadłby mi do głowy, gdyby nie rozdział na Crystal Somnia, napisany przez Lenę_S. Nawiasem mówiąc -> zapraszam do przeczytania jej historii, jest naprawdę wciągająca! Mam nadzieję, że autorka nie zadźga mnie nożem za to, że wykorzystałam motyw e-maili? Z początku, gdy obmyślałam historię, miały to być listy, jako że ja chyba wciąż tkwię w poprzednim stuleciu, dopiero po przeczytaniu jej rozdziału plan nieco się zmienił :)
Okej, a teraz kilka nudnych słów ode mnie, przez które zaraz zaśniecie nad klawiaturą. Ciągniemy dalej historię Harolda. Tak, jeszcze trochę go niestety muszę pomęczyć. Doprowadzimy to do końca. W międzyczasie ruszamy trochę związek głównych bohaterów. Sądzicie, że wyjazd do rodzinnego miasta blondyna to dobry pomysł? ;)
Pozdrawiam Was serdecznie i ogromnie dziękuję za to, że poświęcacie swój czas na czytanie tej historii. Massive thanks dla tych, którzy wyrażają swoją opinię pod rozdziałami. Jesteście kochani ♥
Wiemy, że jesteśmy kochani:D Czytamy to, bo świetnie piszesz :D Naprawdę. Bardzo mało jest opowiadań o 1D, w których nie ma jakiś błędów czy literówek... Czasem po prostu, aż załamuję ręce. :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału -Dobrze, że Ines się z nim kontaktuje. mam nadzieję, że coś z nich będzie. Musi się Harry uwolnić od Joy, "bo to zła kobieta była" xD
Co do wyjazdu Niall'a i Anyi do rodzinnego miasta blondaska to dobry pomysł.. :)
Czekam na więcej :d
I zostawiam też piękny spam pod postacią mojego pięknego linku do bloga :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
i chciałam jeszcze dodać, że masz u mnie wieeeeeeeeeeelkiego plusa, za dodanie w "muzyce" piosenki Imagine Dragons - Damons :d Uwielbiam ją xD
UsuńMogę opisać ten rozdział jednym słowem?
OdpowiedzUsuńOpiszę :P
Cudo!
Wiesz że uwielbiam to jak piszesz i to nie zmieni się nigdy :D
Strasznie szkoda mi Harrego, tak teraz przytuliłabym go do siebie i nigdy nie puściła ;P
Jak tak sobie wyobrażałam to jak Lou czyścił jego rękę wodą utlenioną to aż mnie piekło :P
Any jest niepewna wyjazdy do Irlandii, boi się wiem to...
Ale jak dla mnie to dobry pomysł i to bardzo :D
Czekam na następny ;))
Pozdrawiam,
M.
http://stay-out-from-me.blogspot.com/
http://one-day-with-them.blogspot.com/
http://four-other-worlds.blogspot.com/
Harry , Harry , Harry ;((
OdpowiedzUsuńPrzytuliłabym cię gdyby nie fakt , że jesteś postacią z opowiadania xd
Dlaczego Ana nie chce poznać rodziców Nialla ?! Chcę wiedzieć xd
Czekam na następny rozdizał :)
Piszesz genialnie i mimo , że długo mnie tu nie było nadal jestem wierną fanką !
naataliey
O matko! Ale mam zaległości, ale szkoła , no cóź :C
OdpowiedzUsuńAle przeczytałam! I jest świetnie <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)
jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej *.* uwielbiam Anye i Nialla :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, nie mogłam się doczekać :D
Jestem ciekawa co z tym spotkaniem z 'teściami' XD Musi być zabawnie :)
Zpraszam do siebie: http://kocia-poradnia.blogspot.com/
Jezusie, naprawdę wspaniały blog. Cudowny, zakochałam się w nim i ciekawe co będzie dalej. Naprawdę jestem ciekawa :D Mam nadzieję że skończy się Happy Endem :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszej weny. Będę tu często zaglądać !
Super rozdział, jak i cały blog uwielbiam długie rooozdziały!
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie czemu ona nie chcę poznać jego rodziców.
No cóż pożyjemy zobaczymy :)
fame-took-her-love.blogspot.com- wejdz ja masz czas :)
Bardzo spodobał mi się motyw i z smsami i z mailami. Jest tak bardzo perfekcyjnie, tak idealnie dopracowane. Tak jak lubię. Jestem mym mistrzem ♥
OdpowiedzUsuńJuż zupełnie nic nie mam do Hazzy, lubię go. Tak, teraz na prawdę go lubię i mogłabym go przytulić, no. Taki zagubiony Harry, któremu trzeba powiedzieć, że się go kocha. No. Tuliłabym.
Hu hu hu! Wizyta w Mullingar, oh jak cudownie. To ma już do przemyślenia i USA i teraz jeszcze wycieczkę do Irlandii. Jechałabym i tu i tu. Z Horanem za rękę of kors. Szczęściara z niej. Ciekawa jestem co zrobi. An to An, nie wiadomo czego się spodziewać.
No, buziaki po raz drugi ♥