25 kwietnia 2013

Rozdział VII: Uparł się, że sam posprząta


            - Louis? Co się stało? – Usłyszałem za sobą cichy głos Liama.
            Zdecydowałem wcześniej, że moim obowiązkiem było danie Stylesowi trochę przestrzeni. Zebrałem więc kilka najważniejszych rzeczy i czym prędzej opuściłem nasz wspólny, hotelowy pokój. Po krótkiej wymianie zdań z resztą stanęło na tym, że przez jakiś czas miałem mieszkać z Zaynem.
            Teraz spędzałem czas w samotności w salonie, zastanawiając się nad tym, co zrobiłem kilka godzin wcześniej. Byłem przekonany, że dobrze robię. Byłem, dopóki nie zobaczyłem miny Harry’ego. Cała pewność siebie uleciała ze mnie, jak powietrze z nadmuchiwanego balonika. Wyrzuty sumienia zżerały mnie podwójnie. Mówiąc w skrócie - było gorzej, niż się spodziewałem.
            Może powinienem był zachować to dla siebie? Co mi to dało, że w końcu wyznałem mu prawdę? Teraz mogłem być tylko pewny, że Hazza wybije sobie pomysł powrotu do Joy z głowy. To chyba był jedyny plus, który potrafiłem dojrzeć w całej tej sytuacji.
            - Lou? – Ponowił pytanie, siadając obok mnie na sofie.
            - Powiedziałem mu – rzuciłem tak cicho, że przez chwilę zastanawiałem się, czy Liam w ogóle mnie usłyszał.
            Poczułem jego dłoń na swoim ramieniu. Próbował mnie pocieszyć, jak zawsze. Jednak miałem pewność, że tym razem niestety mu się nie uda.
            - Może nie powinienem był tego robić? Jest wściekły, zrozpaczony. A wszystko przeze mnie – dodałem nieco drżącym głosem.
            - To nie twoja wina. Równie dobrze my mogliśmy mu wszystko powiedzieć wcześniej, ale nie mieliśmy odwagi. Powinniśmy ci dziękować, że zrobiłeś to za nas.
            - Wiedzieliście?! – krzyk Harry’ego rozniósł się echem po pomieszczeniu.
            Złapałem się za głowę, w myślach na okrągło powtarzając, że to wcale nie była prawda. Że Harry wcale nie stał tuż za nami i wcale tego nie usłyszał. Przecież to był cios nożem w serce od każdego z nas po kolei. Ile mógł wytrzymać?


            Myślałem, że udało mi się pozbierać moje serce z powrotem w jedną, trwałą całość. Starałem się zapomnieć o przeszłości. Chciałem zacząć od nowa, dlatego zastanawiałem się nawet nad obdarowaniem Joy kolejną szansą. Potrzebowałem usłyszeć jej wersję historii, bo tak usilnie wierzyłem, że pokrywa się z moją. Sądziłem, że miałem rację. Że naprawdę mnie kochała, że zdradziła, bo za bardzo się zbliżyłem.
            Wychodziłem na prostą, kiedy nagle mój przyjaciel zepchnął mnie z mojej spokojnej drogi, prosto na ruchliwą autostradę pełną zakrętów. Zastanawiałem się, ile czasu będę musiał poświęcić tym razem, by uporać się z prawdą.
         Nie byłem wściekły na Louisa. Nawet nie miałem siły słuchać tłumaczeń reszty zespołu. Byłem zdziwiony, że wiedzieli, że Lou nie zachował wszystkiego dla siebie. Jednakże z drugiej strony potrafiłem go zrozumieć. Gdybym ja chował przez tak długi czas taki sekret, również musiałbym sobie ulżyć, przekazując go zaufanej osobie. Starałem się dać im odczuć, że wszystko, czego wcześniej się dowiedziałem, po prostu po mnie spłynęło. Nie chciałem, by się martwili. Przysporzyłem im już dość zmartwień swoim zachowaniem. Od teraz starałem się zachować to dla siebie.
            Próbowałem sobie przetłumaczyć, że Joy nigdy mnie nie kochała, bo gdyby naprawdę żywiła do mnie jakiekolwiek uczucia, to nie zdecydowałaby się na prowadzenie podwójnego życia. W jednej chwili mówiła mi, że kocha, a w drugiej, pod pretekstem wyjścia na miasto z przyjaciółką, albo wizyty u chorej matki, spotykała się z innym mężczyzną, który zapewne również nie raz usłyszał, jak bardzo jej zależy.
            Teraz zastanawiałem się, czy powinienem był być wściekły na rudowłosego faceta, z którym to tak wiele łączyło Redau. Czy on wiedział o moim istnieniu? Był świadomy tego, że dziewczyna pogrywa na dwa fronty?
            Dlaczego padło akurat na mnie? Dlaczego Joy nie mogła wybrać sobie innego mężczyzny do dręczenia? Czego chciała teraz? I tak już popsuła mi życie i doszczętnie zrujnowała moją psychikę.
            Warknąłem pod nosem. Nie mogłem opędzić się od natłoku myśli, przez które moje samopoczucie tylko się pogarszało. Nagle zacząłem żałować podjętych decyzji. W głębi duszy czułem, że obecność Louisa dodawała mi siły. Zapewne nie był świadomy tego, że aktualnie był moją jedyną podporą. Tak, miałem jeszcze trójkę oddanych przyjaciół, którym byłem naprawdę wdzięczny za to, że zgodnie próbują poprawić mi humor, jednak z nimi nie miałem tej tajemniczej więzi, dzięki której czułem się pewniej. Choć Tommo milczał, wpatrując się w moją osobę, ja słyszałem słowa pocieszenia płynące z jego ust. Plułem sobie w brodę, że nie zatrzymałem go, gdy przez chwilę stał w progu naszego pokoju, trzymając swoje rzeczy w rękach. Gdy wyszedł, resztka mojej odwagi i siły wyszła razem z nim.
            Sięgnąłem po telefon, który od jakiegoś czasu spoczywał na szafce nocnej. Nieodebrane połączenia od członków rodziny, kilka SMS-ów od znajomych, w tym SMS od Anyi, która zapewne usłyszała już drugą część historii i… oto była. Wiadomość głosowa od Joy Redau.
            Przygryzłem usta, kiedy mój palec zawisł tuż nad opcją „usuń”. Choć ona była ostatnią osobą na świecie, z którą tak naprawdę chciałem rozmawiać, wciąż byłem ciekaw. Zastanawiałem się czego chciała, co się u niej działo i jak się czuła, bo gdzieś w głębi duszy wciąż mi na niej zależało. Zamknąłem oczy, świadomie dotykając przycisk poczty głosowej.
            - Harry, proszę cię, odbierz. Musimy porozmawiać – mówiła delikatnym, perłowym głosem. W momencie, w którym wymówiła moje imię, milion małych igiełek wbiło się w moje zdruzgotane serce.
            Czułem, jak pod mocno zaciśniętymi powiekami zbierają się łzy. Miałem dość. Miałem ochotę się poddać. Gdy tak bezczynnie leżałem, zatapiając się we własnych uczuciach, myślach, przed oczami stanął mi obraz uśmiechniętej błękitnookiej. W jej oczach widziałem radość i… miłość. Potrafiła mi to przekazać samym spojrzeniem. Delikatny uśmiech wpełzł na jej pełne, malinowe wargi. Kąciki ust unosiły się coraz wyżej, kiedy się do niej zbliżałem. Oddychała niespokojnie, nawet z odległości jednego metra słyszałem jej łomoczące serce, które pragnęło wydostać się na wolność.
            Boże, ona była naprawdę dobrą aktorką, pomyślałem, z przerażeniem otwierając szeroko oczy.
            Jej obraz był… taki dokładny. Aż za bardzo prawdziwy.
            Z roztargnieniem spojrzałem na swój telefon. Zacząłem po kolei odczytywać wiadomości tekstowe, których trochę się nazbierało od poprzedniego wieczoru.

17.06.12; 15:10
Mama
Nie odbierasz telefonu, pewnie jesteś bardzo zajęty. Chciałam ci tylko życzyć udanego koncertu. Miłej zabawy! Całusy!

17.06.12; 16:12
Sheeran
Chłopie, telefon masz po to, żeby go odbierać. Planujemy z Jasonem wielką imprezę. Kiedy będziecie w Londynie? Ustalimy taki termin, żebyście na pewno nie mogli się wymigać!

17.06.12; 16:53
Anya
Mieliśmy wczoraj po czatować. Nie było Cię. Nie mogłam się dodzwonić. Czy wszystko w porządku? Harry, martwię się o Ciebie.

            Zignorowałem resztę SMS-ów. Zacząłem odpisywać na te najważniejsze, kiedy telefon za wibrował w mojej ręce, a na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie o kolejnej nieodczytanej wiadomości.


17.06.12; 17:16
Rudzielec
Przestałeś odpisywać na moje e-maile. Czy wszystko dobrze? Coś się stało? Proszę, odpisz, zaczynam się martwić. Buziaki, Ines.

            Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że miałem odpisać na wiadomość od czerwonowłosej! Moje myśli cały czas kręciły się wokół sprawy z Joy, przez co nieświadomie zacząłem odtrącać osobę, na której naprawdę zaczynało mi zależeć.
            Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, próbując przywrócić się w ten sposób do porządku. Bez dłuższego namysłu otworzyłem aplikację w telefonie i zabrałem się za czytanie ostatniego e-maila, którego przysłała mi Ines.

            16.06.12; 02:13
            Drogi Harry,
            Stało się! W końcu spełniłam swoje marzenie i wystąpiłam na najprawdziwszej scenie. Może publiczność nie była ogromna, ani nie miałam z tego żadnego zysku, ale jestem naprawdę szczęśliwa. Bo w końcu liczy się to, że mogłam zaśpiewać dla grupy ludzi, może nielicznej, ale wciąż prawdziwej. Najlepsze i najbardziej zaskakujące jest to, że występ Yellow naprawdę im się spodobał! Żałuję, że nie mogłeś być tutaj ze mną. Ale obiecuję, że kiedy z powrotem będziesz w Londynie, to zabiorę Cię na swój mini-koncert. Mam nadzieję, że nie będziesz za bardzo zniesmaczony, kiedy nas usłyszysz. Może nie jesteśmy perfekcyjne, ale dążymy do tego małymi krokami.
            Co słychać u Ciebie? Nie odzywałeś się przez jakiś czas. Zdaję sobie sprawę, że to pewnie przez Twój napięty grafik. Wywiady, sesje, próby, koncerty, to na pewno jest bardzo czasochłonne. No, i pracochłonne zapewne też, już się tak nie pusz ;)
            Czekam na Twoją odpowiedź,
            Buziaki,
            Ines.

            Skąd wiedziała, że właśnie to dodałem w myślach? W końcu to była prawda – to wszystko jest naprawdę pracochłonne. Uśmiechnąłem się pod nosem, czytając jeszcze raz fragment „już się tak nie pusz”. 
            Nie czekając ani chwili dłużej, zabrałem się za pisanie odpowiedzi. Długiej, męczącej odpowiedzi, w której miałem zamiar przeprosić ją tysiąc razy za to, że nie dałem wcześniej znaku życia. 


            Cieszyłem się jak wariat na tę dobę spędzoną tylko we dwoje. Dziękowałem chłopakom po tysiąc razy dziennie, w kółko gadając tylko o wyjeździe. Czas dłużył mi się niemiłosiernie nim w końcu znalazłem się z powrotem w Londynie. Oczywiście, kiedy byliśmy już razem, przyspieszył trzykrotnie, przez co nie dał nam odpowiednio nacieszyć się sobą. Teraz wlokłem się przez hol w kierunku windy, ciągnąc za sobą podręczną, niewielką walizkę.
            Cóż, może to była tylko jedna, krótka doba, ale pocieszałem się tym, że dzięki wycieczce prościej będzie przetrwać kolejny tydzień z dala od mojego Anioła.
Choć w hotelu byłem obecny ciałem, myślami wciąż kręciłem się wokół Anyi i naszego pożegnania na lotnisku. Przez moje nieogarnięcie, o mały włos nie wpadłem na jakąś starszą panią, która spokojnie czekała na windę. Zbeształa mnie spojrzeniem, mrucząc pod nosem coś o „dzisiejszej młodzieży”. Wybąkałem ciche przeprosiny, po czym skierowałem swoje kroki w stronę schodów. Wizja spędzenia czasu w windzie z kobietą, która miażdżyła mnie wzrokiem mówiącym jaki to jestem niewychowany nieco mnie przerażała.
Nie oczekiwałem komitetu powitalnego (pod postacią czwórki przyjaciół) stojącego w progu z napisem „welcome back”, jednak miałem nadzieję, że którykolwiek z nich zauważy moją obecność.
            Gdy wkroczyłem do naszego apartamentu, na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być na miejscu. Czyli nie zdążyli roznieść tego miejsca w pył, pomyślałem z ulgą. Wcześniej bałem się nawet myśleć o tym, co mogłem zastać po powrocie.
            Na pewno nie spodziewałem się tego, co wydarzyło się chwilę później.
            Do salonu wbiegł Liam, który chyba usłyszał dźwięk zatrzaskujących się za mną drzwi. Ledwo łapał oddech, zupełnie, jakby dopiero co wrócił z joggingu. Ściągnąłem brwi, lustrując go wzrokiem.
            - Niall, wreszcie jesteś, nie mogę opanować tego harmidru – poskarżył się, łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę pokoju Louisa i Harry’ego.
            Zdążyłem po drodze rzucić torbę na sofę, po czym ruszyłem w ślad za nim. Gdy stanęliśmy w progu pomieszczenia, miałem ochotę złapać się za głowę. Po podłodze wszędzie walało się rozbite szkło i jakieś skrawki porwanego papieru. Na białym, puszystym dywanie dojrzałem kilka sporych, czerwonych plam. Ciężko było stwierdzić, czy to plamy po winie, czy może raczej czyjejś krwi. Na łóżku siedział Harry, ściskając mocno swoją dłoń. Na jego twarzy malował się wyraz bólu i zniesmaczenia. Wystarczyło jedno spojrzenie jego zielonych oczu i już wiedziałem, że był wściekły. Tuż obok niego znajdował się Louis, grzebiący za czymś w podręcznej apteczce. Zayn stał po drugiej stronie pokoju, kurczowo ściskając w dłoni telefon hotelowy. Liam obrzucił mnie znaczącym spojrzeniem.
            - Co się, do cholery, stało? – zapytałem, wymachując rękami na wszystkie strony, o mały włos przez przypadek nie dając Paynowi w nos.
            - Łaskawie opowiedzieli mi całą historię o Redau. Wkurzyłem się i…
            - Rozwalił stolik – wtrącił Louis, przerywając świetnie przygotowaną wypowiedź Harry’ego, czym prawie doprowadził go do białej gorączki. – Uparł się, że sam posprząta – burknął po chwili, wyciągając z apteczki buteleczkę z wodą utlenioną i spory kawałek bandaża.
            - Mówiliśmy mu, że zadzwonimy do sprzątaczki hotelowej. Przecież takie rzeczy się zdarzają – dodał Zayn, odkładając słuchawkę na miejsce.
            - No, więc skończyło się pociętą ręką i, jak widzisz, kałużą krwi na dywanie.
            Czyli to jednak była krew. Przez chwilę czułem się, jak jeden z bohaterów serialu o wampirach, który wraca do domu po kilkuset latach i zastaje swojego kumpla tuż po krwistym obiedzie.
            - Gdybyś nie zaczął na mnie krzyczeć, to by się nic nie stało! – Kędzierzawy zaczął się bronić. Po chwili usłyszałem jego ciche syknięcie. Zacisnął zęby z bólu, przez co nie odezwał się już ani słowem.
            - Nie krzyczałem! Po prostu chciałem cię przekonać do zmiany decyzji – Malik odpowiedział z lekką irytacją w głosie.
            - Sądzę, że powinniśmy go zawieźć do szpitala. Może rana jest głębsza niż się wydaje? Może będzie potrzebował szwów? – wtrącił wciąż zamyślony Liam.
            - Lou, spróbuj jakoś zatamować tą krew i pomórz mu założyć bluzę, na dworze chyba jest trochę za zimno na paradowanie bez koszulki. Ja wezmę klucze i jedziemy – rzuciłem pewnym głosem. – Zayn, zadzwoniłeś już po kogoś?
            Kiwnął głową w odpowiedzi.
            - Sprzątaczka będzie lada chwila, poczekam tutaj.
            W taki właśnie sposób, już pół godziny później znajdowaliśmy się przed szpitalną salą, w której jeden z lekarzy zajmował się dłonią Stylesa. Wciąż nie mogłem pojąć, co też sobie ten chłopak myślał, kiedy tak ochoczo rzucał się do sprzątania. Chyba nie chciał poranić się celowo? To nie byłoby w jego stylu. Zawsze się zarzekał, że nigdy nie zrobiłby sobie krzywdy.
            Westchnąłem, wyciągając telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu widniała jedna wiadomość od Any. Na śmierć zapomniałem, że miałem do niej zadzwonić zaraz po opuszczeniu lotniska. Pewnie odchodziła od zmysłów. Szybko wybrałem jej numer, modląc się o to, by była przy telefonie.
            Odebrała po trzech sygnałach.
            - W końcu – rzuciła, od razu się odprężając. – Przestraszyłeś mnie, myślałam, że coś się stało.
            - W pewnym sensie coś się stało – powiedziałem, po czym zacząłem jej tłumaczyć całą historię z Hazzą w roli głównej. – W pokoju był taki bałagan, jakby przeszło tamtędy tornado. Współczuję tej sprzątaczce – rzuciłem, wzdychając przeciągle.
            - Jak się czuje Harry? Rozmawiałeś już z nim? – dopytywała się.
            - Nie. Czekam, aż skończą mu opatrywać te nieszczęsne rany. Jak się czegoś dowiem, to ci przekażę, bez obaw.
            Widziałem przed oczami jej obraz. To, jak kiwa głową w zamyśleniu, przygryzając delikatnie dolną wargę. Lubiłem, gdy to robiła, a przez myślenie o tym, miałem ochotę zamruczeć do słuchawki.
            - Słuchaj, tak odbiegając od tematu, to rozmawiałem przed tym całym incydentem z moją mamą – zacząłem szybko, nim kompletnie zatopiłem się w swoich myślach, zastanawiając się, jak to wszystko ubrać w słowa, żeby nie wywołać u niej niepotrzebnej paniki. – Ona bardzo chce, żebym przyjechał do niej w trakcie tego wolnego tygodnia między trasami.
            - No, nie dziwię jej się. Nie widziała cię z pół roku – powiedziała spokojnie.
            - Nie pół roku, tylko zaledwie dwa i pół miesiąca – żachnąłem się, przewracając oczami. – Nie ważne, nie w tym rzecz – wróciłem do głównego tematu. – Wiesz, że ona bardzo chce cię poznać, prawda? – zapytałem, niby to ot tak odbiegając od podjętego wątku.
            Zawahała się, prawdopodobnie wyczuwając nadchodzące pytanie. Odchrząknęła znacząco, wydając z siebie tylko ciche „mhm”.
            - Tak więc… dostaliśmy od niej zaproszenie. Spędzilibyśmy calutki tydzień w Mullingar – wyrzuciłem z siebie, po czym wstrzymałem oddech, czekając na odpowiedź dziewczyny.
            - Ale… jak to? – zapytała, lekko nie dowierzając. – Przecież… ja… nie! No proszę cię, ja…
            - Nie rozumiem, co cię powstrzymuje? – Nie kryłem zdziwienia, ani tego, że byłem naprawdę zawiedziony reakcją blondynki.
            - No, bo… - Jęknęła przeciągle. – Po prostu trochę się boję. To spory krok do przodu, poznać całą twoją rodzinę. Ba! Poznać ją, to jedno, ale mieszkać u twojej mamy przez tydzień, to inna historia – wyjaśniła w końcu.
            Miałem świadomość tego, że wizyta u moich rodziców to spory krok do przodu. Ale według mnie, to był wspaniały pomysł! Przecież o to chodziło, żeby nie stać w miejscu, tylko ruszyć z owego miejsca w odpowiednim kierunku.
            - Oj, no proszę cię, kochanie. Co w tym takiego strasznego?
            - No, zacznijmy od tego, że wszystko.
            Wybuchnąłem głośnym śmiechem, przez co zostałem skarcony przez jedną z przechodzących obok pielęgniarek. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, na co ona tylko kiwnęła głową. Ściszyłem nieco głos, mówiąc:
            - Moja mama nie jest wcale taka zła. Z tatą też się dogadasz. A Greg… to Greg, on jest po prostu wkurzającym starszym bratem. – Przewróciłem oczami, gotów wyciągnąć ciężkie argumenty z rękawa. – Ja poznałem twoich rodziców. 
            - To prawda, ale zważywszy na to, że oni wciąż nie wiedzą, że jesteś moim chłopakiem, to wcale nic nie zmienia – zaśmiała się, zadowolona ze swojej błyskotliwości.
            - Co powiesz na to, że dzień przed wyjazdem spędzimy z twoimi rodzicami? Wtedy nie będziesz miała mi nic do zarzucenia.
            Westchnęła. Wiedziałem, że właśnie kręci głową z dezaprobatą. Nie rozumiałem tylko, dlaczego ten pomysł aż tak bardzo ją zestresował.
            - Ale ja…
            - Wiesz, jak bardzo mi na tym zależy. Mojej mamie też – wpadłem jej w zdanie.
            - Jeżeli ci obiecam, że to przemyślę, to na razie zostawimy ten temat w spokoju?     
            Przewróciłem oczami po raz trzeci w trakcie jednej rozmowy. Chyba pobiłem swój rekord. Przystałem na jej propozycję – w końcu to nie oznaczało przegranej, prawda? Tylko przesunięcie dyskusji w czasie, co wcale nie wydawało się być takim złym pomysłem.
~ *~ 
Cześć skarby!
Przyznaję szczerze i bez bicia, że pomysł z e-mailem od Ines nie wpadłby mi do głowy, gdyby nie rozdział na Crystal Somnia, napisany przez Lenę_S. Nawiasem mówiąc -> zapraszam do przeczytania jej historii, jest naprawdę wciągająca! Mam nadzieję, że autorka nie zadźga mnie nożem za to, że wykorzystałam motyw e-maili? Z początku, gdy obmyślałam historię, miały to być listy, jako że ja chyba wciąż tkwię w poprzednim stuleciu, dopiero po przeczytaniu jej rozdziału plan nieco się zmienił :)
Okej, a teraz kilka nudnych słów ode mnie, przez które zaraz zaśniecie nad klawiaturą. Ciągniemy dalej historię Harolda. Tak, jeszcze trochę go niestety muszę pomęczyć. Doprowadzimy to do końca. W międzyczasie ruszamy trochę związek głównych bohaterów. Sądzicie, że wyjazd do rodzinnego miasta blondyna to dobry pomysł? ;) 
Pozdrawiam Was serdecznie i ogromnie dziękuję za to, że poświęcacie swój czas na czytanie tej historii. Massive thanks dla tych, którzy wyrażają swoją opinię pod rozdziałami. Jesteście kochani 

9 komentarzy:

  1. Wiemy, że jesteśmy kochani:D Czytamy to, bo świetnie piszesz :D Naprawdę. Bardzo mało jest opowiadań o 1D, w których nie ma jakiś błędów czy literówek... Czasem po prostu, aż załamuję ręce. :)
    Co do rozdziału -Dobrze, że Ines się z nim kontaktuje. mam nadzieję, że coś z nich będzie. Musi się Harry uwolnić od Joy, "bo to zła kobieta była" xD
    Co do wyjazdu Niall'a i Anyi do rodzinnego miasta blondaska to dobry pomysł.. :)
    Czekam na więcej :d
    I zostawiam też piękny spam pod postacią mojego pięknego linku do bloga :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i chciałam jeszcze dodać, że masz u mnie wieeeeeeeeeeelkiego plusa, za dodanie w "muzyce" piosenki Imagine Dragons - Damons :d Uwielbiam ją xD

      Usuń
  2. Mogę opisać ten rozdział jednym słowem?
    Opiszę :P
    Cudo!
    Wiesz że uwielbiam to jak piszesz i to nie zmieni się nigdy :D
    Strasznie szkoda mi Harrego, tak teraz przytuliłabym go do siebie i nigdy nie puściła ;P
    Jak tak sobie wyobrażałam to jak Lou czyścił jego rękę wodą utlenioną to aż mnie piekło :P
    Any jest niepewna wyjazdy do Irlandii, boi się wiem to...
    Ale jak dla mnie to dobry pomysł i to bardzo :D
    Czekam na następny ;))
    Pozdrawiam,
    M.


    http://stay-out-from-me.blogspot.com/
    http://one-day-with-them.blogspot.com/
    http://four-other-worlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry , Harry , Harry ;((
    Przytuliłabym cię gdyby nie fakt , że jesteś postacią z opowiadania xd
    Dlaczego Ana nie chce poznać rodziców Nialla ?! Chcę wiedzieć xd
    Czekam na następny rozdizał :)
    Piszesz genialnie i mimo , że długo mnie tu nie było nadal jestem wierną fanką !
    naataliey

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko! Ale mam zaległości, ale szkoła , no cóź :C
    Ale przeczytałam! I jest świetnie <3
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej *.* uwielbiam Anye i Nialla :3
    Świetny rozdział, nie mogłam się doczekać :D
    Jestem ciekawa co z tym spotkaniem z 'teściami' XD Musi być zabawnie :)
    Zpraszam do siebie: http://kocia-poradnia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezusie, naprawdę wspaniały blog. Cudowny, zakochałam się w nim i ciekawe co będzie dalej. Naprawdę jestem ciekawa :D Mam nadzieję że skończy się Happy Endem :)
    Życzę dalszej weny. Będę tu często zaglądać !

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział, jak i cały blog uwielbiam długie rooozdziały!
    Zaciekawiło mnie czemu ona nie chcę poznać jego rodziców.
    No cóż pożyjemy zobaczymy :)
    fame-took-her-love.blogspot.com- wejdz ja masz czas :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobał mi się motyw i z smsami i z mailami. Jest tak bardzo perfekcyjnie, tak idealnie dopracowane. Tak jak lubię. Jestem mym mistrzem ♥
    Już zupełnie nic nie mam do Hazzy, lubię go. Tak, teraz na prawdę go lubię i mogłabym go przytulić, no. Taki zagubiony Harry, któremu trzeba powiedzieć, że się go kocha. No. Tuliłabym.
    Hu hu hu! Wizyta w Mullingar, oh jak cudownie. To ma już do przemyślenia i USA i teraz jeszcze wycieczkę do Irlandii. Jechałabym i tu i tu. Z Horanem za rękę of kors. Szczęściara z niej. Ciekawa jestem co zrobi. An to An, nie wiadomo czego się spodziewać.
    No, buziaki po raz drugi ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za opinię! To wiele dla mnie znaczy!